Pochylił się, by wybrać ze stosu mysz. Miał problem ze skupieniem się na treningu po tym, co wydarzyło się wczoraj. Nie potrafił zapomnieć słów taty. Może powiedział tak tylko dlatego, że był zły? Przecież nie mógł naprawdę mieć tego na myśli.
Postanowił, że dobrym pomysłem będzie podzielenie się posiłkiem z Janowcem. Upuścił przed nim szare stworzonko i położył się obok. Uśmiechnął się lekko zestresowany, lecz pełen nadziei.
— Hej! Ale wiesz, są plusy tego, że tam poszedłem. N-na przykład dwie mamy teraz mam.
— Masz teraz… — tacie zadrgała powieka — dwie mamy?
— Tak, bo Drewno mnie nie chce, więc-
— Zatem znalazłeś sobie nową rodzinę?
Agrest spiął się na sam wydźwięk tych słów. Zupełnie nie to miał na myśli.
— Nie! To nie tak. One są tylko zamiast Drewna. — Spojrzał na niego wielkimi oczami. — Ale ciebie nigdy bym na nikogo nie wymienił.
— Yhm. — Liliowy nie wyglądał, jakby mu wierzył. Dlaczego w to wątpił? On przecież mówił prosto z serca! — Zastanów się, kto tak naprawdę jest dla ciebie ważny, Agreście. — Wstał i zaczął odchodzić. Dokładnie tak samo, jak poprzednim razem.
— N-no ty! Ty!
Tata nie oglądał się za siebie. Szedł dalej, obojętny na wołania syna. Raptem Agrest nie był już w stanie rozróżnić go na tle innych. Łzy wypełniające zielone ślepia uniemożliwiły mu ostre widzenie. Spłynęły po jego policzkach, ostatecznie lądując na zamarzniętej ziemi. Znów. Znów to się stało. Czego on się spodziewał? Sam był sobie winien. Zepsuł wszystko tej jednej nocy. Zawiódł Janowca. Zawiódł Błysk. Zawiódł Owocowy Las.
Więc on go zostawił.
Tata go zostawił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz