Z politowaniem słuchała żałosnych przeprosin Kamiennej Agonii. Co chciała nimi osiągnąć? Krokodyle łzy zaczęły sączyć się z jej szmaragdowych ślepi, mocząc mchowe posłanie. Czajkowa Łapa nie potrafiła uwierzyć, że nie są sztuczne. Że Kamienna Agonia - ta sama, która stała niegdyś tak dumna, tak przemądrzała, że nawet raczyła rzucić na nią okiem, teraz nagle żałuje swoich czynów i szczerze błaga o wybaczenie. Widziała zmęczone ciało kotki targane szlochem, widziała jej oblepione brudem futro i czwórkę kociąt przy jej boku. To wszystko była gra. Gra, by wymusić na wszystkich dookoła wyrzuty sumienia. Robiła to tylko dlatego, by poczuć się lepiej sama ze sobą. Z wiedzą, że ktoś jej wybaczył za to, co zrobiła, byłoby jej łatwiej. Znała to zagranie. Wiedziała, ile natrętnych myśli mogło rozproszyć zwykłe "wybaczam ci" nawet w nic nie znaczącej sprawie. Nie miała zamiaru dawać tego błogiego spokoju, ukojenia, łaski Kamiennej Agonii. Widząc, jak kocica się o to stara, tylko bardziej chciała jej odmówić. Wszystko, co mówił Rozżarzony Płomień o byłej zastępczyni, było prawdziwe. Tylko on opowiadał jej prawdę i prowadził przez ciemne jezioro wątpliwości.
- Naprawdę uważasz, że nigdy nie czułam smutku? Żalu? Żalu z powodu tego, co robiłam i kim jestem? Uważasz mnie za bezwzględną maszynkę do ranienia innych, tak jak wszyscy? - załkała czarna, wlepiając swoje spojrzenie w terminatorkę. Czajkowa Łapa ostatni raz się na nią obejrzała. Smutne, słone perły wciąż spływały po jej policzkach. Kocięta przy jej brzuchu zapiszczały cicho, domagając się uwagi matki.
Na szylkretowym pysku córki Wilczej Zamieci nie malowała się krztyna współczucia dla karmicielki. Nie można było na nim odnaleźć ciepłego, kojącego spojrzenia, czy nawet jakiegokolwiek wyrazu empatii. Szczerze, z całego serca wierzyła, że leżąca przed nią kotka nie zasługuje na nic lepszego niż to, co ją spotkało. Nie po tym, co zrobiła.
- Nie wierzę ci - powiedziała tylko, unosząc łeb ku górze. Jej brązowe ślepia błysnęły nieznacznie, wyróżniając się w ciemnym otoczeniu starszyzny. Mimo obozowych rozmów, do jej uszu wiatr niósł tylko cichy śpiew ptaków. - I tak. Tak uważam. A jeśli chcesz to zmienić... jeśli chcesz to zmienić, to zrób coś dla mnie. Raz w życiu wysłuchaj mojej prośby - zaczęła po chwili namysłu. To było takie proste. Rozwiązanie jednego z większych problemów było na wyciągnięcie łapy. Wystarczyło wykorzystać chwilę słabości kotki. - Zostaw mojego brata w spokoju. Przestań zatruwać mu życie. Nie chcę, żeby skończył jak ty.
< Kamienna Agonio? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz