Wszystkie te sytuację zaczęły ją prowadzić do natłoku różnych myśli, głównie tych złych. Zaczęła zastanawiać, czy cała ta sytuacja miała jakiś sens, czy członkowie klanu nie wysunęli pochopnych wniosków. Jednak wszystkie te myśli momentalnie zniknęły gdy terminatorka przypomniała sobie o nastawieniu nocniaków w ich stronę. W tym momencie była przekonana, że to ich wina i nic nie stanie na jej drodze by przy pierwszej lepszej okazji zadość uczynić za ranę zadaną jej klanowi.
- Muszę pobyć sama. - Oznajmiła skinieniem ogona odwołując brata. Ten był bardzo zdziwiony, ponieważ nigdy nie doświadczył takiej sytuacji, w której jego własna siostra potrzebowała chwili spokoju i samotności, nawet od niego.
***
Nie minął nawet księżyc, a w obozie wydarzyła się kolejna tragedia. Tym razem ucierpiała Fioletowa Łapa, której ledwo udało się ujść z życiem. Zimorodkową Łapą targały emocje, uczennica niewiele starsza od niej została brutalnie napadnięta przez samą Rysi Puch, a wojowniczka została wygnana. Biało-czarna kotka czuła jak zaciskają się jej zęby, a pazury drapią agresywnie ziemię. Czuła już nie smutek, a złość. Chciała tak bardzo stanąć w obronie Wiewiórczej Łapy i jego rodzeństwa, martwiła się o rówieśników. Fioletowa Łapa leżała u medyka z krwawiącym uchem i innymi ranami im zadanymi przez zdrajczynie. Przed wejściem do legowiska Zimorodkowa Łapa pomodliła się cicho do Klanu Gwiazdy. Weszła do ukrytej groty i podała z stosu zwierzynę rannemu uczniowi.
-Trzymaj się Fioletowa Łapo. - Wymruczała cicho pozostawiając zwierzynę obok, zanim wyszła styknęła się z śpiącym kotem nosami. Wyszła z legowiska i jej bursztynowym oczom ukazał się brat. Ucieszyła się na widok albinosa, jednak czuła się źle ignorując go ostatnimi czasy. Lśniąca Łapa spojrzał się na nią niepewnie.
-Przepraszam braciszku za to, że cię ignorowałam. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. - wyszeptała, a z jej oczu umykały drobne prawie niewidoczne łezki. Stanęła tak w miejscu wybijając wzrok w ziemię, ciało miała spięte. Natychmiastowo jednak poczuła bijące ciepło, był to Blask, który przytulał się do niej delikatnie wylizując jej futro. Wtem z jej oczu wypłynął strumień łez, słabości jakiej nigdy wcześniej nie czuła. Odwzajemniła uścisk kocurka.
- Nienawidzę ich... - syknęła spluwając na ubłoconą ziemię. - Nienawidzę ani nocniaków, ani zdrajców! - wykrzyczała ledwo łapiąc oddech. Uczennica popatrzyła w oczy brata i nagle z całej tej słabości urwał jej się obraz. Słyszała jedynie niewyraźne głosy różnych kotów. Tak wiele działo się w tak krótkim czasie. Zemdlała.
<Lśniąca Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz