Nie spodziewała się wizyty cioci. Dawno nie widziała tego szczęśliwego, ale zarazem poważnego pyska. Jak to jest, znamy koty z jednej strony, a z drugiej mniej… Jej Szyszka zawsze kojarzyła się z ulgą. Po rozmowach z nią czuła się wolna od trosk, jakby spadł ten kamień, ciążący tak mocno, że miała dość. Ostatnio niestety nawet przy niej tak nie było. Rozmawiali rzadko, zazwyczaj były to krótkie wymiany zdań. Nic się nie działo. Takie puste spojrzenia, miały tylko udawać radość. Czuła się do bani. Jak to niby wytłumaczyć? Olewała kociaki, zachowywała się dość nieprzyjaźnie. Czeka ją długa rozmowa. Prosiła w myślach, by czarna nie dawała jej trudnych pytań. Na które musi odpowiedzieć. Najwyraźniej miało być inaczej. Ale cóż, lider interesuje się innymi. Każdemu była znana historia o tym jak urodziła potomków. W zimnie, poza obozem, gdzie maluchy mogły ucierpieć. Umrzeć. Hipotermia to nie był temat do żartów. Mogłaby sobie odpuścić tych myśli, lecz uwierało ją to gorzej niż cierń w łapie. Po co prawdę trzymać w cieniu? W końcu, bez owijania w bawełnę, była żałosną matką. Starającą się przebywać jak najwięcej z dala od pisków. Mówiącą w myślach “niech będą już cicho” albo “ja chcę spokoju”. Przynajmniej były tu inne karmicielki. Pomagały jej w opiece, ona odwdzięczała się tym samym wtedy kiedy mogła. Pozostały czas spędzała na wspominanie lasu.
Jak mogła się spodziewać, oczywiście kotka chciała, by jej matka wyszła. Z nią była ta przykrywka “zwyczajna, rodzinna pogadanka”. Jednak nie, Szyszka potrzebowała chwili by z nią pogadać. Została jej decyzja, irytować się czy nie. Chyba nie. Tylko jak się nie denerwować tymi już tworzącymi się w głowie czarnej zagadnieniami? Niczym przepytywanie przez mentora.
To niestety było ważniejsze.
O wiele ważniejsze.
Stara się w końcu wypaść dość dobrze. Musi się przygotować na wszystko. Nawet na ten głos głęboko w niej, który podpowiadał niby dobre rzeczy. Teraz jedynie dziwił się, dlaczego boi się rozmowy z bliską jej osobą. Odpowiedziałaby “dlatego”. Jakoś nie pasowała jej ta fraza. Chyba mówi się bardziej… Kwieciście. Jak te piękne wiersze układane na cześć kochanki. Słyszała taką pewną historię. Nie była ważna, ale przypomniała jej się. Pewien kocur kochał kotkę, żygała tym. Obrzydlistwo. Co to była miłość? Przypominała sobie tylko tą noc. Podczas której stało się to co się stało. Może i ten temat poruszy przywódczyni?
To niestety było ważniejsze.
O wiele ważniejsze.
Stara się w końcu wypaść dość dobrze. Musi się przygotować na wszystko. Nawet na ten głos głęboko w niej, który podpowiadał niby dobre rzeczy. Teraz jedynie dziwił się, dlaczego boi się rozmowy z bliską jej osobą. Odpowiedziałaby “dlatego”. Jakoś nie pasowała jej ta fraza. Chyba mówi się bardziej… Kwieciście. Jak te piękne wiersze układane na cześć kochanki. Słyszała taką pewną historię. Nie była ważna, ale przypomniała jej się. Pewien kocur kochał kotkę, żygała tym. Obrzydlistwo. Co to była miłość? Przypominała sobie tylko tą noc. Podczas której stało się to co się stało. Może i ten temat poruszy przywódczyni?
- Jak się nazywają?
- Ona to Niezapominajka, to jest Kolendra, a on zwie się Bez- odparła szybko. Pokazała kto jest kim, jednak dzieciaki spały. Nie trzeba było ich budzić. Westchnęła cicho. Szyszka widziała jej zdenerwowanie. Cóż, niech się nie dziwi.
- Śliczne imiona. Pasują do nich- zamruczała, po czym liznęła Brzoskwinkę za uchem. Jak za dawnych czasów. Czyli bycia kociakiem.- Jak się czujesz? I czy możesz mi powiedzieć, jak to było z tą ciążą? Trochę nas zaskoczyłaś- powiedziała kotka, po czym calico nagle odrętwiała. W głowie zaczęły się pojawiać różne sceny. Noc przy drzewie, nagłe zaskoczenie, rozsiewające się plotki, podjęcie decyzji, nakrycie z noworodkami, punkt końcowy żłobek. To była cała historia, nie zdołałaby opowiedzieć tego do wieczora. Znała słowa, którymi to zastąpić.
- Wpadka- mruknęła, patrząc co chwilę, czy aby kociaki się nie obudziły.
- W jakim sensie?
- Zwyczajna.
- Dobrze, to w takim razie, jaki był powód porodu poza obozem? Tutaj zająłby się tobą Wschód…
- Nie chcę by ktoś się mną zajmował. One - wskazała maluchy- są zwykłą pomyłką dwóch, głupich kotów. A ja chciałam dalej kroczyć własnym przeznaczeniem. Więc miałam je podrzucić, ale Cicha, której niestety nie ma z nami, musiała mnie znaleźć. Okej? To mnie przerastało…- niemalże na jednym tchu, przedstawiła tą jakże ciekawą opowiastkę. Ciekawe czy ją zrozumie. Przecież… Po prostu nie chciała czegoś! No cóż… Tak się skończyło, nie powinna mieć do niej po tym pretensji.
- Ona to Niezapominajka, to jest Kolendra, a on zwie się Bez- odparła szybko. Pokazała kto jest kim, jednak dzieciaki spały. Nie trzeba było ich budzić. Westchnęła cicho. Szyszka widziała jej zdenerwowanie. Cóż, niech się nie dziwi.
- Śliczne imiona. Pasują do nich- zamruczała, po czym liznęła Brzoskwinkę za uchem. Jak za dawnych czasów. Czyli bycia kociakiem.- Jak się czujesz? I czy możesz mi powiedzieć, jak to było z tą ciążą? Trochę nas zaskoczyłaś- powiedziała kotka, po czym calico nagle odrętwiała. W głowie zaczęły się pojawiać różne sceny. Noc przy drzewie, nagłe zaskoczenie, rozsiewające się plotki, podjęcie decyzji, nakrycie z noworodkami, punkt końcowy żłobek. To była cała historia, nie zdołałaby opowiedzieć tego do wieczora. Znała słowa, którymi to zastąpić.
- Wpadka- mruknęła, patrząc co chwilę, czy aby kociaki się nie obudziły.
- W jakim sensie?
- Zwyczajna.
- Dobrze, to w takim razie, jaki był powód porodu poza obozem? Tutaj zająłby się tobą Wschód…
- Nie chcę by ktoś się mną zajmował. One - wskazała maluchy- są zwykłą pomyłką dwóch, głupich kotów. A ja chciałam dalej kroczyć własnym przeznaczeniem. Więc miałam je podrzucić, ale Cicha, której niestety nie ma z nami, musiała mnie znaleźć. Okej? To mnie przerastało…- niemalże na jednym tchu, przedstawiła tą jakże ciekawą opowiastkę. Ciekawe czy ją zrozumie. Przecież… Po prostu nie chciała czegoś! No cóż… Tak się skończyło, nie powinna mieć do niej po tym pretensji.
<Szyszko?>
Szyszka przytuli
OdpowiedzUsuń