BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.MIOTY
Mioty
Znajdki w Klanie Nocy!
(brak wolnych miejsc!)
Miot w Owocowym Lesie!
(jedno wolne miejsce!)
Miot w Klanie Nocy!
(jedno wolne miejsce!)
30 kwietnia 2021
Zgromadzenie!
Od Bzu
*przed mianowaniem na ucznia i ogółem wiosną*
Bez leżał do góry brzuchem. Dziś był ciepły dzień. Słońce przyjemnie grzało, rozświetlając wszystko na weselsze barwy. Mama wyprowadziła ich na zewnątrz i zniknęła gdzieś za jednym z krzaków. Zostali pod opieką Fiołek, która podobnie jak Tajfun pojawiła się w kociarni pomimo braku kociąt. Bez zerkał na nią od czasu do czasu podejrzliwie, patrząc czy ta czegoś nie kombinuje. Kotka jednak zdawała się bardziej być zajęta sobą. Myła swoje futro z niezadowoleniem na pysku i od czasu do czasu spoglądała na nich z obrzydzeniem. Bez ignorując jej spojrzenie wstał i leniwie się przeciągnął. Siostry zajęte sobą nie zwracały na niego uwagi. Mógł pójść poszukać Jeżynka czy Poziomki, ale coś ciekawszego stanęło na jego drodze.
Plama wody. Bez dotknął jej niepewnie. Była zimna. I dziwna w dotyku. Różniła się od tej z mchu. Nie zastanawiając się wiele kocurek wskoczył do kałuży. Woda rozpryskała się na cztery strony. Kocurek poczuł lepką substancje pod łapami. Uniósł jedną z nich, by odkryć, że jego łapa z białej stała się brązowa. Więc stąd się brały inne kolory futerek. Wystarczyło znaleźć odpowiednią substancję i proszę miało się śliczny nowy kolor. Bez przewrócił się na grzbiet i zaczął tarzać. Dopiero upewniwszy się, że jest cały brązowy wstał z błota. Spojrzał na swoje dzieło. Był nie do poznania! Mama pewnie będzie go szukała zmartwiona cały wieczór! Rozkokoszony i zadowolony z siebie ruszył w głąb obozu.
Teraz gdy nikt nie miał prawa go poznać mógł zinfiltrować cały obóz i pomóc wrócić Jeżynkowi i Borówkowi do żłobka. Bez otworzył pyszczek. Musiał pierw ich odnaleźć. To nie było takie łatwe jak mu się wydawało. Mnóstwo kocich zapachów unosiło się w powietrzu, a większość z nich znikała przy drzewach. Kociak uniósł łebek do góry, by spojrzeć na korony drzew. Zaskoczony dojrzał tam mnóstwo gniazd. Ale nie ptasich. Zamiast nich siedziały tam koty. Bez momentalnie zgłupiał, nie rozumiejąc co się dzieje. Nawet nie poczuł kiedy jeden z ptasich kotów zeskoczył na dół i stanął za nim. Dopiero, gdy tamten odważył się go dotknąć Bez odwrócił się w jego stronę. Spojrzał na obcego kota. Nie przypominał ptaka. Za to miał strasznie dużo różowych znaczków na futrze. Kociak dotychczas nie wiedział, że koty tak mogą. Kocur i kocurek patrzyli się na siebie jeszcze uderzenie serca. Bez wiedział, że musi coś zrobić, żeby nie zostać zabrany do żłobka. Musiał udawać dorosłego ptasiego kota. Stanął na dwóch łapkach i machając przednimi zaczął ruszać pyskiem. Spojrzał wyzywają na obcego. Nie było szans, żeby ten się zorientował, że coś tu jest nie tak.
<Krzemień?>
Od Jesionowej Gwiazdy
Od Zimorodkowego Blasku cd Jaśminu
Od Krzemienia cd Szyszki
Od Jastrzębiego Cienia cd Skalnego Szczytu
Od Jesionowej Gwiazdy cd Niezapominajkowej Łapy (Niezapominajkowego Snu)
Od Jesionowej Gwiazdy cd Kaczej Łapy (Kaczego Pióra)
Od Bluszczyka(Bluszczowej Łapy)
Teraz jednak rutyna mu się zmieni. Był w tak dobrym nastroju, że nawet to okropnie gorące słońce, nie było w stanie zawieruszyć choć trochę jego spokojnej duszy. Samo mianowanie przebiegło wyjątkowo płynnie i bez jakichkolwiek przeszkód. Bluszcz rozglądał się za swoim bratem, jednak Sroczek nie pojawił się w zasięgu jego wzroku, a on nawet nie miał teraz czasu, by go szukać i za nim ganiać. Westchnął cicho, po czym otrząsnął się i wszedł do legowiska medyków. Od tej chwili większość życia będzie spędzał właśnie w tym miejscu.
- Dzień dobry. - Uśmiechnął się delikatnie do Firletkowego Płatka, a następnie spojrzał wyczekująco na Bursztynowy Pył. To właśnie kocur został jego mentorem i miał mu przesłać swoją całą wiedzę.
Młody pierwszy raz od dawna poczuł się niecierpliwy. Naprawdę chciał już wiedzieć wszystko, choć etap zdobywania wiedzy będzie zapewne długi, aczkolwiek liliowy nie zaliczy go do żmudnych procesów. Sam wiedział, czego chciał, wiec tego postanowił się trzymać. Pragnął spełnić się w tym, w czym czuł się dobrze. Dla niego pomoc innym to najpiękniejsza rzecz, która istniała na świecie.
- Witaj, Bluszczowa Łapo - odezwała się przyjaźnie kotka. - Jesteś gotowy wejść w świat medyków?
- Tak - odparł spokojnie, choć w głębi czuł wyjątkowo wiele pozytywnych uczuć.
Wpierw na przemian przedstawiali mu podstawowe zasady. Nakreślili mniej więcej ideę spotkań medyków i jego przyszłe obowiązki, dzięki którym rozwinie się w wybranej przez niego profesji. Kocurek słuchał z uwagą, co chwilę przytakując głową i szczerząc się uprzejmie. Uszy przez cały czas nastawiał w ich kierunku, co tylko potwierdzało, iż uważnie słuchał.
- I nie zapomnij o najważniejszym. Medycy nie mogą mieć kociąt! - podkreślił Bursztyn. Liliowy powoli kiwnął głową, analizując kolejną, niezwykle ważną informację. Sam był jeszcze młody, więc nawet nie myślał kiedykolwiek o tym, że w przyszłości miały by mieć swoje małe kopie. To byłoby bardzo dziwne.
- Będę o wszystkim pamiętał - zapewnił go, oddychając z ulgą. Ledwo co tu przybył, a już zaczynał czuć się dobrze. Jakby to miejsce od zawsze go wołało.
- To w takim razie chodź, wyjaśnię ci znaczenie podstawowych ziół - zaproponował starszy.
Van ruszył za kremowym, a kiedy ten zaczął mu pokazywać zasoby, kolejny raz uśmiechnął się. Gdyby tylko udało mu się naprawić relacje ze Sroczkiem, to wszystko w jego życiu było piękne.
29 kwietnia 2021
Od Bzu
*przed porodem Tajfunu*
Czy kiedyś nadejdzie dzień kiedy i on będzie musiał opuścić to miejsce?
*przed mianowaniem Bza na ucznia*
<Żurawinek?>
Od Fałszywej Łapy CD Bluszczyka
- Mam - odparł. - Brata i siostrę. Są najlepsi na świecie i potrzebują mojej ochrony, a jeśli zobaczę, że w jakiś sposób im zagrażasz, nie omieszkam urwać ci głowy.
Po czym posłał mu łagodny uśmiech, za którym kryła się masa groźniejszych emocji.
Miał nadzieję, iż Bluszczyk je dostrzegł i będzie miał się na baczności. Nie chciał robić mu krzywdy, wydawał się sympatyczny. Nawet jeśli nie znał go zbyt długo. Ale no cóż...jeśli chodzi o któreś z jego rodzeństwa - nie miał oporów. Drozd i Aronia byli dla niego najważniejsi.
- Rozumiesz, co nie? - Zapytał, chcąc się upewnić. Bowiem niektórzy byli na tyle tępi, by nie łapać jego ostrzeżeń.
- Rozumiem, ale nie będę dla nikogo zagrożeniem. Wolę pomagać. - Uśmiechnął się lekko. Chyba starał się być wiarygodny, co Fałszywy skwitował cichym prychnięciem.
- No tak...przyszły medyk - mruknął. Uniósł po chwili brew. - Skąd wiesz, że chcesz leczyć koty?
- Lubię pomagać innym, a polowanie i walka... No cóż, chyba jestem na to za słaby - przyznał szczerze.
Fałszywy zlustrował go wzrokiem. Faktycznie, nie wyglądał mu na kogoś, kto by został silnym wojownikiem. Z kolei posada medyka nie wymagała od niego umiejętności walki.
- Dobrze, że zdajesz sobie z tego sprawę. - Pomyślał chwilę. - Jeśli będziesz mieć kiedyś problem z kimś to podejdź do mnie. Pomogę ci.
Chciał wywrzeć na nim dobre wrażenie. Był zapobiegawczy. W końcu jeśli kiedyś popadłby z nim w konflikt, on mógłby mu odmówić leczenia. I co wtedy? Lub na wojnie? Jeśli jedynym medykiem w pobliżu byłby Bluszczyk, a by się nie lubili? Przecież to skazałoby Fałszywego na pewną śmierć. Lepiej więc przybrać przyjazną maskę i zapewnić pewność już na początku znajomości. Poza tym...cóż, point we własnym mniemaniu dobrze grał przyjacielskiego. Może Bluszcz inaczej to odbierał, ale hej! Nie miał powodu, by mu odmawiać, ani by się od niego odwracać.
Bluszczyk powstrzymał się od okazania zdziwienia, chociaż powieka mu lekko drgnęła.
- Okey, będę o tym pamiętał - oświadczył.
- To dobrze. Znasz jakieś zioła?
- Tylko te podstawowe, o których słyszałem z rozmów Bursztynowej Łapy i Firletkowego Płatka - odparł zgodnie z prawdą.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. No tak, musiał czekać w kolejce na stanowisko ucznia medyka. Ciekawe jak to było? Nie móc uczyć się wymarzonej profesji, ponieważ jakaś ruda dupa zajmuje miejsce.
Westchnął cicho. Cieszył go fakt, że wojownicy mogli szkolić się w każdej chwili. Fałszywy nie mógłby tak grzecznie czekać jak Bluszczyk.
- Pewnie nie możesz się doczekać?
- To prawda, siedzę już dodatkowo ponad dwa księżyce w kociarni, ale wiem, że tak czy siak w końcu dojdzie do mojego mianowania - stwierdził optymistycznie.
- Dużo w tobie entuzjazmu. To dobrze. W końcu będzie jakiś normalny medyk. - Miauknął. - Bo ci teraz... Cóż, jeden jest chyba nadaktywny a drugi ma problem ze sobą.
- Chciałbym bardzo poznać medyków z innych klanów - przyznał. - Podobno niektórzy z nich są... naprawdę interesujący.
- Tak uważasz? Mnie są obojętni, ważne by leczyli dobrze. - Wzruszył ramionami. - Medycy raczej się lubią, prawda? Bo między wojownikami z różnych klanów jest wiele konfliktów.
Widział to po zgromadzeniach. Zresztą, nawet słysząc plotki w klanie. Wiedział, że Klan Klifu nie lubi się z Klanem Nocy, a Klan Wilka z Klanem Burzy. Chciał sam poznać kogoś z burzaków albo wilczaków, żeby przekonać się na własnej skórze. Może nie byli tacy źli? Kto wie? Jeśli będzie miał okazję to ją wykorzysta. Na granicy nie spotkał jeszcze żadnego wilczaka, a szkoda. Mógłby spróbować okręcić go sobie wokół pazura.
Został wyrwany z własnych myśli przez łagodny, spokojny głos kocurka obok niego.
- Chyba tak, w końcu medycy dzielą się informacjami o chorobach oraz o sposobach ich leczenia. Raczej wszyscy mają pozytywne relacje - uznał z góry.
Jego odpowiedź… podsunęła mu myśl.
- Czyli, że możesz poznać ich tajne techniki leczenia? - Zapytał zaciekawiony, ale tak szczerze. Słabe punkty wroga to zawsze dobra rzecz. Może on też powinien tak podpytać wojowników z obcych klanów?
Jeśli Bluszczyk poznałby sekrety medyków z innych klanów, tym dla nich lepiej! Oh, Fałszywy jeszcze zrobi z niego pojemnik na wiedzę. Zbierze wszystko w jego móżdżku, by wykorzystywać dla Klanu Klifu. Genialne w swojej prostocie.
<Bluszczyku? Hihi>
Od Fałszywej Łapy
Usiadł w wejściu do legowiska uczniów, wzrokiem szukając Droździej Łapy. Bury widocznie znowu gdzieś się schował, skoro nadal go nie dojrzał. Zamiast tego, kątem oka, widział jasną kulę, która toczyła się w jego kierunku. Zignorował ją, owijając ogonem łapy. Wyglądał dostojnie i poważnie, z obojętną miną, kiedy nagle coś na niego wpadło, przez co zachwiał się. Zacisnął zęby poirytowany, odwracając głowę. Dojrzał kota, grubego, niskiego i jeszcze z głupim uśmieszkiem.
- Ojej! Wpadłem na ciebie! - Zaśmiał się głośno, jakby powiedział najzabawniejszą rzecz na świecie.
Fałszywy machnął zirytowany ogonem.
- Co ty nie powiesz? - Syknął.
- Hej! Też jesteś uczniem? - Zapytał, jakby zapominając o incydencie sprzed chwili. Point zmarszczył brwi.
- A nie widać? - Zapytał.
- No nie wjeeem! - Odparł młodziak.
- Czegoś jeszcze ode mnie chcesz? - Zapytał Fałszywy, przybierając na nowo maskę obojętności. Odetchnął głęboko, uspokajając nerwy.
- Taaak! Hehe! - Miauknął wesolutko grubas. - Jak masz na imięęę?
- To tajemnica. - Odparł bez chwili zawahania starszy. Podniósł się z miejsca z zamiarem odejścia.
- Taka tajemnicza tajemnica?? - Zapytał zaciekawiony kocurek, wyszczerzając ogromne gały.
- Tak, bardzo. - Kiwnął głową na potwierdzenie swoich słów.
- O kurczaczki! - Miauknął zafascynowany wręcz arlekin.
Fałszywy zrobił kilka kroków do przodu. Chciał uwolnić się od tego gówniarza jak najszybciej. Kocurek miał jednak inne plany, krocząc wesolutko za pointem.
- Jestem Orla Łapa! - Przedstawił się.
Fałszywy wiedział, że ten kociak nie jest z klanu. Głównie dlatego miał go głęboko pod ogonem, wręcz obrzydzał go fakt, że brudna krew przylazła do jego obozu. Pewnie ten kociak żarł tyle co trzech wojowników na raz. To by tłumaczyło wielki brzuch Orlej Łapy.
- Zjeżdżaj. - Syknął. Rozejrzał się dookoła, jednak nie dostrzegł brata. Huh, pewnie już zdążył wyjść na trening. Cholera jasna!
- Nie umiem! - Miauknął prosto.
- To cię nauczę - oznajmił, by po chwili wziąć grubasa w pysk (swoje ważył, ale wciąż był w stanie go unieść) i rzucić nim w losowym kierunku. Poturlał się jak jabłko po ziemi. Fałszywy machnął ogonem dumny z siebie, szybko umykając przed uczniakiem.
~*~
Dołączył się do popołudniowego patrolu. Nie chciał się narażać, wychodząc samemu z obozu. W ten sposób pozostawał przykładnym uczniem, ale też zdobywał cenne doświadczenie. Zajęczy Omyk wesołym krokiem szła na przedzie, rozglądając dookoła. Fałszywy pomyślał, że ona tu dowodzi, dlatego podszedł do niej.
- Dzień dobry - przywitał się miło.
- Och! Cześć, słodziaku! Jaki ty jesteś uroczy! - Miauknęła beztrosko. Point zaśmiał się niezręcznie. Eh...kolejna srająca tęczą.
- Tak, w rzeczy samej! - Uśmiechnął się wymuszenie, przeskakując niewielką gałąź, która stanęła mu na drodze.
Słońce chyliło się ku zachodowi, kiedy dotarli do granic z Klanem Nocy. Tymi pieprzonymi rybojadami, którzy zabrali im tereny. Niebieskooki zacisnął zęby, odwracając obrzydzony wzrok.
Kocury odnowiły ślady zapachowe, po czym ruszyli dalej, w drogę powrotną wzdłuż granic.
- Jak ci idzie trening, kochaniutki? - Zapytała Zajęczy Omyk.
- Dobrze, Zajęczy Omyku - odparł. - Dużo się uczę. Teraz poszedłem z wami, bo pragnę więcej wiedzy. A w końcu od takich mądrych wojowników jak ty mogę najwięcej się nauczyć!
- Ooo jaki ty kochany! - Kotka wydawała się być nim zachwycona. I świetnie, w końcu Fałszywy był czarujący.
- Całkowita racja - pokiwał głową. - Możesz mi zdradzić sekret twoich udanych polowań? Nie mogę żyć dłużej w niepewności.
- Och? Tak? - Zapytała potulnie. Machnęła ogonem uradowana, maszerując obok uczniaka.
Nie minęła chwila, a Fałszywy mógł słuchać jej porad. Oczywiście nie obyło się bez przytakiwania. Point wiedział, czego chciały kotki - więc im to dawał. Może dlatego był taki czarujący i kochany według nich? Wiedział, że potrzebowały ochrony, dlatego ciężko trenował. W końcu kto obroni jego siostrę, jak nie on? Albo inne koteczki, które akurat będą w potrzebie? Musiały mieć swojego bohatera, a on idealnie się do tego nadawał.
Poza tym wiedział, iż chciały czuć się podziwiane, szanowane, w centrum uwagi. Fałszywy przybierał więc postawę młodego dżentelmena, słuchając ich, doradzając, lub po prostu pozwalając, by mu zdradziły swe sekrety. Od Zajęczego Omyku chciał wiedzy, ale też zainteresowania. Kotka była tak kochana, jakby zastępowała mu matkę. Czuł przy niej miłe ciepło, jakiego nigdy w życiu nie spotkał. Postanowił więc częściej do niej podchodzić.
Wrócili do obozu. Całą drogę Zając rozmawiała z nim, wymieniając różne opinie. Kotka odprowadziła go nawet do stosu ze zwierzyną, z którego wzięła piszczkę dla siebie i jej partnera - samego zastępcy lidera Klanu Klifu. Fałszywy był pod wrażeniem, że udało jej się uwieść takiego zgreda, ale w sumie...sam mógłby pójść za taką kochającą personą. Potrząsnął po chwili głową. Nonsens. Fałszywy zostanie silnym wojownikiem, a nie kochliwą pizdą. Z taką myślą udał się z piszczką w pysku do legowiska uczniów, by w spokoju ją zjeść.
Letnie dolegliwości!
Od Wróblowej Gwiazdy cd. Wampirka
Od Wampirka
- Cicho bądź - powiedział ze zdenerwowaniem
- Olivier... - wyszeptałem - Dlaczego mi to robisz... - Z oka pociekła mi łza - Kocham cię... - Obróciłem się i ze spuszczonym ogonem poszedłem przed siebie. Dopiero kilka chwil później zorientowałem się, że wszedłem do lasu. Zdawałem sobie sprawę, że w lesie mieszkają straszne i niebezpieczne koty.
- I tak całe moje życie, jest ruiną - zamruczałem sam do siebie i poszedłem w głąb puszczy.
Po jakimś czasie marszu odezwał się nowy głos.
- Kogo my tu mamy? - Zapytała duża czarna kotka. Spojrzała na mnie.
- Pieszczoszka? - Wysyczała.
- Przestań Skalny Szczycie, nic nie zrobił - Powiedział pręgowany kocur.
- Nic? Przekroczył granicę! - krzyknęła.
- On pewnie w ogóle nie wie o klanach! - Krzyknęła biała kotka.
- Świetlista Łapa ma rację. On... - Nie dokończył, bo przerwała mu Skalny Szczyt
- Dobrze, dobrze Jastrzębi Cieniu. To w końcu ty prowadzisz patrol.
- Jak ci na imię? - Zapytał mnie Jastrzębi Cień
- Wam...Wampirek - mruknąłem cicho
- Dobrze, chodź z nami Wampirku - odparł. Gdy ruszyli niechętnie poczłapałem za nimi.
- Hej! - krzyknął kolejny pręgowany kocur - Jestem Suśla Łapa - przedstawił się.
- Hej... - Odpowiedziałem ściszonym głosem.
- Witaj, Wróblowa Gwiazdo - Kotka skinęła głową - Na naszym terytorium znaleźliśmy pieszczocha, nazywa się Wampirek. - Wróblowa Gwiazda patrzył na mnie przez chwilę.
- Skąd się tu wziąłeś? - zapytał.
- Mój dwunożny mnie porzucił - wymamrotałem - Mógłbym u was zostać? I tak nie mam gdzie iść -Zapytałem.
- Tak, możesz - odparł.
Od Orzechowego Zmierzchu CD. Jabłkowej Bryzy
- Dziękuję. Są śliczne! - wymruczała spoglądając z dołu na pointa. Chwyciła jeden z kwiatów pomiędzy pazury, aby włożyć go sobie za ucho, ale nie dosięgła - Pomożesz?
Kocurek posłusznie odebrał od niej roślinkę i wpiął za ucho, a ona chwyciła resztę i wplątała w futro na szyi. Po chwili namysłu dała też jedną liliowemu, który z przyjaznym pomrukiem wsadził stokrotkę w sierść.
***
Szylkretową obudził Jabłkowa Bryza, wiercący się na posłaniu. Jęknęła cicho, czując jak przypadkowo wbił jej łapę w brzuch.
- Co się dzieje? - zapytała szeptem, nie chcąc obudzić innych wojowników. Point otworzył oczy, w których błyszczały iskierki strachu.
- Miałem k-koszmar...
- Ćśśś, spokojnie. - miauknęła cicho, liżąc go pocieszająco po policzku. Przysunęła się bliżej, mrucząc przy tym. Tak jak on ją ostatnio pocieszał, teraz kotka musiała przejąć tą rolę. Podniosła nieco łapy, aby leżeć wygodniej.
- N-nie idź! - wyszeptał piskliwie, chyba inaczej odbierając ruch Orzechowego Zmierzchu.
- Nigdzie nie idę - zapewniła go miękko - Nie zostawię cię.
- M-mama też tak mówiła. - wyznał nieco płaczliwie - A-ale ty nią nie jesteś... - dopowiedział szybko.
- Masz rację - odparła z głosem przepełnionym nagłą troską - Wiem, że nie zastąpię ci Rzecznej Bryzy. Ale chcę żebyś wiedział, że z każdym problemem i koszmarem możesz do mnie przyjść.
“Jakbyśmy teraz mieli ich mało...” - przemknęło jej szybko przez myśli.
Od Brzoskwinki Cd Szyszki
To niestety było ważniejsze.
O wiele ważniejsze.
Stara się w końcu wypaść dość dobrze. Musi się przygotować na wszystko. Nawet na ten głos głęboko w niej, który podpowiadał niby dobre rzeczy. Teraz jedynie dziwił się, dlaczego boi się rozmowy z bliską jej osobą. Odpowiedziałaby “dlatego”. Jakoś nie pasowała jej ta fraza. Chyba mówi się bardziej… Kwieciście. Jak te piękne wiersze układane na cześć kochanki. Słyszała taką pewną historię. Nie była ważna, ale przypomniała jej się. Pewien kocur kochał kotkę, żygała tym. Obrzydlistwo. Co to była miłość? Przypominała sobie tylko tą noc. Podczas której stało się to co się stało. Może i ten temat poruszy przywódczyni?
- Ona to Niezapominajka, to jest Kolendra, a on zwie się Bez- odparła szybko. Pokazała kto jest kim, jednak dzieciaki spały. Nie trzeba było ich budzić. Westchnęła cicho. Szyszka widziała jej zdenerwowanie. Cóż, niech się nie dziwi.
- Śliczne imiona. Pasują do nich- zamruczała, po czym liznęła Brzoskwinkę za uchem. Jak za dawnych czasów. Czyli bycia kociakiem.- Jak się czujesz? I czy możesz mi powiedzieć, jak to było z tą ciążą? Trochę nas zaskoczyłaś- powiedziała kotka, po czym calico nagle odrętwiała. W głowie zaczęły się pojawiać różne sceny. Noc przy drzewie, nagłe zaskoczenie, rozsiewające się plotki, podjęcie decyzji, nakrycie z noworodkami, punkt końcowy żłobek. To była cała historia, nie zdołałaby opowiedzieć tego do wieczora. Znała słowa, którymi to zastąpić.
- Wpadka- mruknęła, patrząc co chwilę, czy aby kociaki się nie obudziły.
- W jakim sensie?
- Zwyczajna.
- Dobrze, to w takim razie, jaki był powód porodu poza obozem? Tutaj zająłby się tobą Wschód…
- Nie chcę by ktoś się mną zajmował. One - wskazała maluchy- są zwykłą pomyłką dwóch, głupich kotów. A ja chciałam dalej kroczyć własnym przeznaczeniem. Więc miałam je podrzucić, ale Cicha, której niestety nie ma z nami, musiała mnie znaleźć. Okej? To mnie przerastało…- niemalże na jednym tchu, przedstawiła tą jakże ciekawą opowiastkę. Ciekawe czy ją zrozumie. Przecież… Po prostu nie chciała czegoś! No cóż… Tak się skończyło, nie powinna mieć do niej po tym pretensji.
Od Bluszczyka
Od Bluszczyka
Nie chciał jednak myśleć teraz o złych rzeczach. Spojrzał z uśmiechem na otaczający go las. Nigdy jeszcze nie miał okazji przekroczyć terenów obozowiska, bo wciąż tkwił na randze kociaka. A nawet jeśli zostanie już uczniem, to i tak chodzić będzie tylko w celu zebrania roślinek. Nie był co prawda jakoś specjalnie zainteresowany tym nowym światem, co nie zmieniało faktu, że wizja opuszczenia obozu była by po prostu nowością w jego życiu.
Ziewnął, wydając z siebie ciche mruknięcie. Zamrugał kilka razy, starając się pozbyć senności. Skrył się pod cieniami drzew, a jego wzrok od razu padł na leżący przed nim liść buku. Pamiętał go z legowiska medyków, gdyż jak mu wyjaśniono, służył on do przenoszenia innych medykamentów.
Lubił szukać roślinek leczniczych w obrębie obozowiska. Zazwyczaj rosły na skraju lasu, albo tkwiły na ziemi, po tym, jak ktoś je wcześniej upuścił. Bluszczyk wiedzy medycznej póki co nie miał wielkiej. To, co usłyszał od innych, od razu zapamiętywał. Znał jedynie podstawy podstaw i naprawdę nie mógł się doczekać dnia, w którym dane mu będzie posiąść te wszystkie informacje o magicznych właściwościach niektórych kwiatków.
Znowu przycupnął na trawie, oddychając spokojnie. Robił to od rana. Po prostu kręcił się od jednego krańca obozu, do drugiego. Ze dwa razy zaszedł do medyków, by poprzyglądać się w ciszy ich pracy i popytać o parę spraw. Potem wychodził, bo nie chciał im za bardzo przeszkadzać swoją obecnością. Nie robił co prawda za dnia nic ambitnego. Jedynie czasami starał się powoli szykować do przyszłego szkolenia.
Słońce powoli zaczęło znikać za linią drzew, a temperatura otoczenia spadła w przeciągu kilku chwil. Powietrze nie było już takie duszne, a lekki wiaterek przyjemnie mierzwił mu futerko.
Z uśmiechem na pysku zmrużył oczy i wrócił do żłobka, by zapaść w sen po kolejnym, miłym dniu.
28 kwietnia 2021
Od Brzoskwinki Cd Krzemienia
- Ej co ci?- zapytała podchodząc. Uczeń odwrócił się w jej stronę trochę zaskoczony. Siedział przy kałuży, zmąconej, jakby ktoś w nią uderzył łapą. Zrobił to? Z jakiej przyczyny?
- Nic takiego… Co robisz poza żłobkiem?- tu nastała chwilowa cisza, lecz dodał po chwili.- Znaczy… To nie jest złe… chyba? Idziesz na polowanie, aby dać im coś świeżego, czy dla siebie?
- Sama nie wiem…- odpowiedziała lekko speszona.- Może wyjdę, ale na razie pewnie muszę być w pobliżu. Nie wiadomo co wykombinują. Zresztą, przedstawię ci ich.
Nie czekając na reakcję, poszła szybko do żłobka. Raczej mogłaby to określić inaczej- wpadła do środka, przepraszająco wzruszając ramionami do zdumionych karmicielek. Aż chciała z sarkazmem powiedzieć “powróciłam!”, lecz odrzuciła od siebie ten pomysł. Podeszła do kociaków. Cała trójka wspólnie się bawiła, podrzucając kupkę mchu. W takim trójkącie. Jak tylko usiadła obok nich, przerwali zabawę. Dziwiło ją to, że zawsze gdy się gdzieś pojawiała, jakby atmosfera znikała. Była aż tak dziwną kotką? Niemiłą? Ciekawe co sądziły o niej jej potomkowie. Zła matka? Mysi móżdżek?
- Chcecie kogoś poznać?
- Tak!- pisnęły kotki, niecierpliwie kręcąc się już przy wyjściu. Rzadko ktoś do nich przychodził, więc raczej chciały zyskać czyjąś przyjaźń. Lub nawiązać relację. Bez również do nich podszedł. Teraz tylko wpatrywały w nią te swoje ślepia i czekały na wyruszenie. Ich cieszyło zwykłe zapoznanie kota. Ją… Coraz mniej rzeczy. Powinna brać przykład ze swoich kociąt? Skwaszona mina to coś niezbyt zachęcającego do rozmowy, a uśmiech... Wskazuje na dobre intencje.
- A dobrze wyglądam?- trochę przerażona tą wizją Kolendra, przerwała jej rozmyślania.
- Oczywiście, w końcu jesteś moją córką- zaśmiała się, jeszcze poprawiając jej futro na czubku głowy. Wymyła dodatkowo Bza i Niezapominajkę, po czym podbiegła z powrotem do Krzemienia.
- Oto moje kociaki- powiedziała z dumą.- Bez, Niezapominajka, Kolendra. Są słodcy ale i psotliwi.
<Krzemień? wena uciekła>
Od Bluszczyka
Pochłonięty rozmyśleniami nie spostrzegł mijającej go kotki. Mroźny Oddech jak zwykle szła dumnym krokiem, z wyższością spoglądając na każdego, kto stanął na jej drodze. Gdy przeszła obok niego wymamrotała coś o głupich bachorach, po czym poszła kawałek dalej. Bluszczyk podniósł na nią wzrok. Ponieważ wciąż była blisko, to wstał i wykonał parę kroków w tył, kryjąc się wśród krzaków. Chwila spokoju by mu nie zaszkodziła, toteż obserwował wojowniczkę, czekając, aż ulotni się z jego otoczenia. Ta niespodziewanie zatrzymała się niedaleko, zaczepiając niewielkiego kocura o kremowym futrze.
- Pamiętaj, że ja wciąż wiem o wszystkim – wyszeptała w jego stronę, uśmiechając się złośliwie. Bluszczyk nastawił uszy, po czym skulił się, aby na pewno pozostać niezauważalnym. Bycie wścibskim nie było w jego naturze, toteż chciał zniknąć z tego miejsca jak najprędzej. Gdyby jednak teraz się ruszył, z pewnością słychać byłoby szelest liści, a on dostał by bure za wciskanie nosa w nieswoje sprawy. Van naprawdę nie chciał tu być. Znalazł się w złym miejscu, o złym czasie. .
Spojrzał na dwóch dorosłych osobników. Biała posyłała towarzyszowi pogardliwe spojrzenie. Liliowy liczył, że sobie po prostu pójdą, zanim przypadkiem on nie stanie się posiadaczem jakiejś niechcianej wiedzy o czyiś sekretach.
Starszy kocur, którego kojarzył i znał przez to, iż kilka razy odwiedzał żłobek, zdawał się ignorować Mroźny Oddech. Po prostu stał w miejscu, nie dając się sprowokować.
- Bawisz się w głuchego, czy w nie mowę? – prychnęła, widząc, że jej działanie nie przynoszą żadnych skutków. Dla podkreślenia swojej złości podniosła łapę i uderzyła nią w ziemię.
- W nic się nie bawię! Powiedziałem ci raz, że nie wiem, kto jest ich ojcem, ale to na pewno nie ja!
- Tak, tak. Udawaj głupiego, ale wiedz, że jeśli przyjdzie odpowiednia pora, to każdy będzie wiedział, że jesteś ojcem bachorów Jemioły – warknęła ostrzegawczo, po czym trąciła go ogonem i odeszła.
Bluszczyka w tym momencie totalnie sparaliżowało. Czyżby się przesłyszał? Nie no, to nie miałoby przecież sensu. Wszyscy mówili, że jego matka zaszła w ciążę przed przybyciem do klanu. Ponownie podniósł wzrok na stojącego nieopodal kocura. Przypomniał sobie jego imię.
Mysi Krok.
Kiedy ten poszedł w przeciwnym kierunku, liliowy zerwał się z miejsca i wyszedł z ukrycia. O ile zazwyczaj był spokojny, tak teraz poczuł dziwny dreszcz na ciele. Kremowy bywał u nich czasami, co by mogło poniekąd potwierdzić rację słów białej kotki. Kocurek doszedł do wniosku, że skoro póki co i tak jest jeszcze kociakiem, to może spróbować rozwikłać tę sprawę. Wpatrywał się w Myszka tak długo, dopóki ten nie przystanął samotnie na uboczu.
Bluszczyk odważył się do niego podejść, zachowując jak zwykle spokojny wyraz pyska.
- Dzień Dobry, Mysi Kroku! – zagadnął z uśmiechem. Z bliska starał się wyłapać jak największą ilość podobieństwa między sobą, a dorosłym.
- Oh, witaj Bluszczyku. Jak ci minął dzień? – zapytał łagodnie.
Van starał się nie wpatrywać w niego zbyt natarczywie. Byłoby to niemiłe, a i mogłoby to za wiele zdradzić. Nie powinien usłyszeć ich rozmowy, bo teraz będzie o tym za dużo myślał.
- Jest zbyt gorąco, przez co roślinki umierają – przyznał z żalem. – Poza tym, mam się dobrze. A czy u ciebie jest wszystko w porządku? – spytał. Żałował, że kremowy nie może po prostu mu powiedzieć, czy jest jego ojcem. Bluszcz nie mógł o to zapytać, nie wypadało.
- To prawda, słońce bywa uciążliwe, ale na szczęście żyjemy w lesie i mamy dużo drzew do skrycia.
- Mroźny Oddech coś często cię zaczepia… - wypalił nagle liliowy, dopiero pod koniec gryząc się w język. No cóż, ciekawość brała nad nim w tym momencie górę. To naprawdę nie było u niego normalne.
- Co proszę? – zdziwił się wojownik.
- No… wydaję się być dla ciebie bardziej niemiła, niż dla innych – oświadczył, starając się naprostować swój tok myślenia.
- Mroźny Oddech jest jaka jest, lepiej jej unikać, bo bywa bardzo… irytująca – odparł.
- To akurat da się zauważyć – przyznał mu rację. Zapadła między nimi nerwowa cisza, gdyż liliowy totalnie nie wiedział, jak wyciągnąć z kremowego prawdę. - W sumie jeszcze niedawno miała kociaki, może przez to jest taka nerwowa? Ty chyba nigdy kociaków nie miałeś, bo jesteś bardzo spokojny - stwierdził.
Od Jabłkowej Bryzy CD. Orzechowego Zmierzchu
– Orzeszko? – wymamrotał niewyraźnie ze wzrokiem wbitym w ziemię. Kotka była jedyną osobą, z którą mógł porozmawiać, jedyną, z którą dzielił ciężar tego okrutnego sekretu. – Ja… Potrzebuję pomocy – wydukał. Orzechowy Zmierzch zastrzygła z niepokojem uszami. – Potrzebuję wiedzieć, że wciąż tu jesteś. Ze mną.
– Jestem tu – wymruczała, ocierając się o jego bok. – Zawsze będę.
Ich spojrzenia spotkały się. Point zadrżał pod wpływem nieznanej mu emocji, jednak nie spuścił wzroku. Chciał poczuć, że Orzechowy Zmierzch wciąż z nim była, chciał doświadczać tego w każdy możliwy sposób. Pragnął wiedzieć, co myślała, gdy jej otarła się o niego, gdy zmierzwiła jego futro, jednak nie w ten zwyczajny, przyjacielski sposób – to było coś nowego, innego. Zamruczał cicho, mrużąc oczy. Byli tacy samotni, odizolowani w tajemnicy, której ciężar musieli razem nieść. Potrzebowali chociaż jeszcze ten jeden raz dać ponieść się emocjom, zapomnieć o calutkim świecie.
Jak dobrze, że w tamtej chwili byli tylko we dwoje.
Jabłkowa Bryza kwitł.
Słodkie słówka, nieśmiałe spojrzenia wywoływały w nim nieznane uczucia, które chciał poznawać i doświadczać. Orzechowy Zmierzch była dla niego niczym księżyc, oświetlający drogę w ciemną noc.
Jednak… Jednak coś wciąż było nie tak, jak powinno. Być może chodziło o świadomość, że próbuje okłamać samego siebie, zapomnieć, że morderstwo miało miejsce. Być może chodziło o spojrzenia rzucane mu przez Kurkę, poczucie, że go zawiódł, zdradził. Być może chodziło o strach przed porzuceniem przez Orzechowy Zmierzch, gdy tylko wszystko się ułoży, gdy nie będzie go już potrzebować.
Wobec tego wojownik nie wyznał swoich uczuć głośno. W zamian co wieczór przynosił kotce stokrotki.
Od Orzechowego Zmierzchu CD. Jabłkowej Bryzy
***
- To co ci się wczoraj śniło? - zapytał miękko. Nie wiedziała, czy robi to z własnych chęci czy nie, ale była mu za to wdzięczna.
- Byłam w jaskini, razem z mamą. Rozmawiałyśmy, a p-potem... Zaczęła dziwnie mówić. I-i dalej już wiesz...
Point przylgnął do jej boku, a ona odwzajemniła uścisk, mrucząc cicho. Zawsze udawało mu się ją pocieszyć. Może czasem nie na długo, ale jednak.
- Choć coś zjeść. - miauknęła. Podeszli do stosu; każdy wybrał sobie co innego. Orzechowy Zmierzch usiadła przed legowiskiem, biorąc do pyska małą srokę. Kocur dołączył do niej, trzymając w zębach mysz. Szybko pochłonęła swój posiłek, prawie dostając przy tym czkawki. Nawet nie umyła sobie zmierzwionego futra, była zbyt... Smutna? Niespokojna? Zdenerwowana? Nawet sama nie wiedziała. Tak po prostu. Przyjęła wygodniejszą pozycję, podwijając tylne łapy pod siebie. Wzrok wbiła w słońce. Jego promienie raziły w oczy, przy okazji grzejąc w pysk. Liliowy też wydawała się jakiś nieswój, a w dodatku poderwał się z miejsca i zaczął nerwowo machać ogonem.
- Co ci? - zapytała, zdecydowana przerwać ciszę. Wojownik skierował na nią wzrok, stając przed kotką.
- Masz ochotę przejść się do lasu? - zaproponował.
Normalnie palnęła by czymś w stylu “Tez masz ochotę kogoś zabić?”, ale dziś już nie chciał ryzykować; atmosfera i tak już była nieco napiętą. Skinęła więc tylko łbem, wstając z nagrzanej ziemi. Gdy wychodzili poza obóz, ruchem głowy powitała stróżującego Jesiotrową Łuskę. Po chwili przyspieszyła, doganiając wysuniętego na przód pointa. Ptaki świergotały, a pora zielonych liści zbliżała się wielkimi krokami. Robiło się coraz cieplej, a zwierzyna jeszcze częściej wychodziła ze swoich kryjówek.
Od Bluszczyka CD. Sroczej Łapy
Słysząc jego płaczliwy ton głosu, kocurek momentalnie zastygł w bezruchu. Widział w jego wypełnionych od łez oczach żal, skierowany bezpośrednio do liliowego za to, że nie powiedział mu nic o jego planach. Van sam nie był do końca pewien, dlaczego nie raczył mu zdradzić swych zamiarów.
Swą decyzję podjął dosyć gwałtownie, co było niespotykane jak na niego. Po prostu pewnego dnia doszedł do wniosku, że walka z innymi kotami i polowanie na zwierzynę to nie jest to, na co chciałby poświecić życie. Natomiast medyków podziwiał od zawsze, a dowiadując się, że sam może zdobyć wiedzę, dzięki której będzie w stanie leczyć roślinkami innych, postanowił pójść do lidera i ubłagać go o możliwość szkolenia na tę rangę. Kiedy Lwia Gwiazda zgodził się, poczuł ulgę, ale nie wpadł na to, by podzielić się tym ze Sroczkiem. To znaczy, miał przez taką myśl, ale z niej zrezygnował.
- Przepraszam, zapomniałem - wyrzucił bez namysłu, spoglądając na niego ze skruszeniem. Serce mu się krajało, kiedy widział brata w takim stanie. Śnieżna Zamieć wydawał się być zirytowany całym zajściem. Chciał tylko odwalić całą szopkę z mianowaniem i pójść zająć się swoimi sprawami, a zamiast tego stał się świadkiem "kłótni" rodzeństwa.
- To... tak jakoś wyszło - mruknął niepewnie. - Jeszcze raz cię przepraszam. Przecież wciąż możemy się często widywać i spędzać ze sobą czas, w końcu jesteśmy braćmi. - Uśmiechnął się, starając się go tym uspokoić.
Sroczek tylko pokręcił głową, chwiejąc się w miejscu i przełykając głośno ślinę.
- Rozumiem, że nie wszystko między sobą wyjaśniliście, ale musimy dokończyć mianowanie - odezwał się niespodziewanie lider, wpatrując się w nich z lekkim zmartwieniem w oczach - Nie martw się Srocza Łapo, Śnieżna Zamieć zadba o twój trening. - Uśmiechnął się do malca łagodnie.
Bluszczyk odwrócił wzrok. Nie mógł patrzeć na spanikowanego z jego winy brata. Ten zapewne czuł się zraniony i oszukany przez niego, a tego liliowy kompletnie nie planował.
Owszem, mógł mu powiedzieć wcześniej, ale uznał, że bury się tylko bardziej zestresuje i nie zeche nawet iść na mianowanie. Teraz pewnie nie będzie do niego zbyt pozytywnie nastawiony, ale van zdawał sobie z tego sprawę i musiał się z tym pogodzić. To była tylko i wyłącznie jego wina.
Po mianowaniu Sroczka kociak próbował z nim porozmawiać, ale ten tylko odwracał głowę i potrząsał nią. Bluszcz zrozumiał, że powinien dać mu trochę czasu na pogodzenie się z tym wszystkim
Minął prawie księżyc od tamtego dnia. Bluszczyk rzadko kiedy siedział w żłobku. Zazwyczaj bywał poza nim i obserwował obozowisko, wypatrując brata. Bardzo chciał z nim porozmawiać, ale ten wydawał się momentami wciąż zraniony, a ich rozmowy były niezwykle krótkie.
Srocza Łapa akurat wrócił z treningu, jak zwykle ze strachem w oczach. Liliowy bez wahania podbiegł do niego, uśmiechając się delikatnie, byleby poprowadzić z nim dłuższą konwersację niż to mieli ostatnio w zwyczaju.
- Hej, jak było? - zagadnął. Widział łzy w ślepiach burego, czym z lekka się zmartwił. - Coś się stało? Twój mentor ci coś zrobił? - spytał łagodnie. Nie chciał go wystraszyć, gdyż bardzo tęsknił za bratem. Odkąd ten został mianowany, naprawdę mało się widywali.
Od Bluszczyka
Zazwyczaj wychodził z kociarni i skryty przy krzakach bądź pod drzewami, obserwował innego koty, przez co urozmaicał sobie życie. Nie zmieniało to jednak faktu, iż nie mógł się trochę doczekać dnia, w którym nastąpi jego mianowanie na ucznia. Czasami zachodził do legowiska medyków, gdzie z wielkim zainteresowaniem w oczach przyglądał się ich pracy oraz słuchał rozmów na temat niektórych roślinek. Zapamiętywał wszystko o czym mówili, a potem wracał do żłobka i powtarzał sobie zdobyte informacje.
Jemioła czasami wspomniała coś o byciu wieczną królową, za co Bluszczyk kilkakrotnie ją przepraszał, zapewniając, że jak już zostanie uczniem, to będzie miała dla siebie bardzo dużo czasu. Poza tym sam przecież potrafił się sobą zająć, więc tak naprawdę kotka siedziała z nim tylko dla zasady. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, by wychodziła sobie wtedy, kiedy miała na to ochotę. Van i tak aktualnie większość czasu spędzał na świeżym powietrzu, więc nie rozumiał poniekąd jej obruszeń.
Nastała wyjątkowo gorąca Pora Zielonych Liści. Na początku kocurkowi podobała się nowa pogoda. Mógł wygrzewać się w blasku słonecznym, a kiedy było mu za ciepło, to krył się w cieniu, albo wracał do kociarni. Po pewnym czasie jednak słońce stało się uciążliwe, było bardzo parno, a przez duchotę gorzej się oddychało. Bluszcz słyszał od wojowników, że pobliska rzeka obniżyła swój poziom, przez co klan może mieć problem.
Liliowy spojrzał w niebo i zaczął zastanawiać się, czy Klan Gwiazd zaradzi ich problemowi i ześle jakiś deszcz. Wierzył w jego siłę, toteż delikatnie się uśmiechnął, po czym wsunął się między krzaki, obserwując w lekkim chłodzie, jak w obozie tętni życiem.