UWAGA!
OPOWIADANIE ZAWIERA SCENY PRZEMOCY, PONIŻANIA, GWAŁTU, ROZLEWU KRWI, A TAKŻE LICZNE PRZEKLEŃSTWA!
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!!!
Gdy się ocknął nie pamiętał wiele, jedynie urywane obrazy, pokazujące mu się przed oczami niczym klatki filmu. Miał wrażenie, że majaczył. Głowa pulsowała mu tępym bólem, który przyprawiał kocura o mdłości, jakby jakiś sadysta tłukł w nią młotkiem. Oddychał szybko, próbując pozbyć się z nosa zaschniętej krwi. Oczu póki co nie otworzył, mając wrażenie, że gdyby to zrobił, to jego czaszka została by rozerwana na pół.
Zapach obcych kotów.
Przeraźliwy rechot dobiegający z zewnątrz.
Kły wbijające się w jego gardło i wywlekające na środek obozu.
Szamotanina, złamanie otwarte łapy…
To wszystko wracało do kocura ze zdwojoną siłą, zadając za każdym razem ból i powodując dezorientację. Igła syknął z bólu, poruszając się z wielkim trudem. Napiął mięśnie, podnosząc ciało z ziemi, nie zdołał jej wstać, rany były zbyt poważne i gdy tylko poruszył się chaotycznie przypominały o sobie rozdzierającym bólem, doprowadzające kocura do szału. Wbił pazury w ziemię, nie potrafiąc się skupić. Nieświadomie poruszył prawą tylną łapą, której… nie było. W szoku odwrócił łeb w kierunku kończyny pozbawionej znacznej części. Zamiast łapy miał żałosny kikut pobieżnie zalepiony mchem i pajęczyną.
— Pieprzony łaskawca — charknął, kładąc łeb na ziemi. Miał wrażenie, że za chwilę wyzionie ducha albo spłonie żywcem. Jego oddech był szybki, urwany, przypominający bardziej kogoś, kto został zamknięty w pomieszczeniu, które wypełniało się wodą.
Żar lał się z nieba i mimo iż lato nie było tak upalne, jak sezon temu, to wystawiony na jego pełne działanie Igła doskonale czuł, jak wyraźnie daje o sobie znać.
— Obudziłeś się. Ach, jak cudownie. Moje trofeum jednak żyje~ — drgnął, odwracając łeb we wszelkie strony świata, próbując zlokalizować źródło głosu. Wściekły, że nikogo dookoła nie było, uderzył ogonem o ziemię.
Dopiero teraz zrozumiał, gdzie się znajduje. W wykopanym dole, niezbyt głębokim, bo sięgającym mu do brzucha gdy stał, zaś dodatkową ochronę pełniły gałęzie. Jakieś liście zaszeleściły, alarmując kocura. Spiął całe ciało, ignorując gorączkę i pulsujący ból. W jego głowie cały czas kłębiła się jedna, okropnie wrzeszcząca myśl - znowu zawalił. Znowu podczas jego bycia u władzy; czy jako lider, czy jako zastępca, klan wilka kolejny raz poszedł pod łapę jakiegoś zwyrodnialca. Nie potrafił sobie tego wybaczyć, chciał płakać, jednakże nie miał już łez. Beznadziejność sytuacji otaczała go z każdej stron, przyćmiewając rozum i zmysły, aż w końcu robiąc z niego bezbronne stworzenie.
Ofiarę.
Point wydał z siebie przeraźliwe charknięcie, gdy czyjeś szczęki niespodziewanie i zadając jak największy ból, złapały go za kark, Krew spłynęła po jasnym futrze na ziemię, gdy go wyciągali. Ktoś złapał za ogon, szarpiąc z całej siły, jakby próbował mu go oderwać. Jeszcze ktoś inny wgryzł się w bok kocura, powodując wrzask bólu.
Dlaczego go po prostu nie zabiją?
Przymknął ślepia, starając się wytężyć wzrok. Dopiero teraz zrozumiał, jak w tragicznej sytuacji są. Wiele wojowników było poważnie rannych, jakaś bura kocica wrzeszczała na jego córeczkę, Fasolową Łapę, że ma spieprzać, inaczej tego pożałuje. Że skończyła swoją robotę medyka. Zawtórował jej niebieski kocur o pędzelkach na uszach, mówiąc, że Stwórca kazał tylko podleczyć członków klanu wilka by nie zdechli, a nie fundować im całodobową kurację. Kolejny raz w swoim życiu Igła czuł się bezbronny i bezradny. Zdany na łaskę i niełaskę przybysza, którego najpewniej sprowadził jego syn. Ta świadomośc bolałą go najbardzijej. Czuł się po prostu zdradzony. Gdzieś dostrzegł Wróblowe Serce, który próbował uspokoić swoją siostrę, Borsuczy Krok, aby ta nie rzuciła się przypadkiem na wroga.
Stęknął głucho, gdy ów czarny kocur złapał go za pysk, wbijając w szczękę oraz policzki swe pazury.
— Przyglądaj się dobrze, staruchu. To wszystko jest teraz moje. WY jesteście moi — mówiąc to, oblizał się lubieżnie, gdy spoglądał na przerażonych wojowników klanu wilka. Szybko jednak spojrzał pointowi w oczy. Czekoladowe ślepia wyrażały jedynie obłęd. Kocur nie pachniał normalnie, Igła nie mógł zgadnąć na sto procent, czy to zapach krwi oraz ran innych, ale trąciło chorobą. Jakąś przeraźliwą, której nie znał. W duchu modlił się do klanu gwiazd, by jego rodzina była bezpieczna. Chciał wierzyć, że udało im się uciec z tego piekła — Dzięki temu małemu zwycięstwu, zbuduję własne imperium! Poddajcie się mnie, a nic się wam nie stanie — krzyknął w euforii, wzmacniając uścisk. Igła syknął cicho, wbijając wzrok pełen nienawiści w najeźdźcę.
— Prędzej się zesrasz, rozumiesz, sukinkocie!? — wykrzyknął, nie potrafiąc opanować wściekłości jaka go zalała. Wróg jednak nie był zadowolony z takiej reakcji. Puścił jego pysk, po czym skinął łbem do swoim przydupasów, które trzymały liliowego. Wbijające się w jego ciało kły zniknęły, dając chwilę wytchnienia. Wstał pospiesznie na drżących łapach. Nie zostało mu za wiele siły, w pysku miał sucho, krew nadal kapała z jego ran, zaś kikut palił żywym ogniem. Zamierzał jednak walczyć z tym gnojem. Nie zamierzał się tak poddać. Nie był to rozsądny ruch z jego strony, nie był już młodzikiem, jednakże… nie wiedział, czy potrafiłby inaczej. Choćby miał stracić wszystkie swoje życia, nie zamierzał odpuścić.
— Skoro tak bardzo chcesz… — zamruczał gardłowo, wysuwając pazury — Zostawcie go, niech dziadek pokaże, na co go stać~
Prawnuk Borsuczej Gwiazdy rzucił się jako pierwszy, wbijając kły i pazury w paskudną, czarną mordę wroga bez cienia litości. Drapał, szarpał, starając się zadać jak najgorsze obrażenia a co najważniejsze - za wszelką cenę próbował oślepić tego gnoja. Najeźdźca wbił pazury w jego boki, zrzucając go z siebie i ciskając o ziemię, niczym szmacianą lalkę. W oczach palił się obłęd i chęć rozlewu krwi, rzucił się Igłę bez cienia zawahania, gdy tylko wypatrzył dla siebie dogodny moment. Docisnął go do podłoża, okładając z każdej strony pazurami. Odsłonił jednak swój brzuch, co pozbawiony jednej łapy lider postanowił wykorzystać. Wbił pazury tylnej łapy w delikatne miejsce. Po obozie rozległ się przeraźliwy kwik oraz jazgot.
— T-ty… — warknął kocur, odskakując i odruchowo łapiąc się za poranione miejsce. Syn Ostrokrzewia nie przestawał, rzucił się Stwórcy do gardła, wbijając w nie kły i wyrywając kawałek mięsa. Krwawiący kocur zawył, odrzucając przeciwnika daleko od siebie, aż ten uderzył w kamień, tracąc jedno życie.
Ocknął się na bardzo dobrze znanej sobie polanie, otoczonej jasną, białą poświatą. Widział zbliżające się do niego sylwetki kotów, wokół których unosił się złoty pył, opadający na ścieżkę, po której szły. Igła jednak nie znał żadnego z nich, z pewnością to nie był żaden kot, którego spotkał za życia, ani którego znał z opowieści.
Pamiętałby przecież…
— Iglasta Gwiazdo, nadszedł czas sądu. Wszystkie koty musi spotkać kara od klanu gwiazdy, tak postanowiono.
— To kara za złamanie kodeksu. Ze sprawiedliwości musi być zadość — wtrącił drugi z kotów. Ich wzrok nawet jak na członków klanu gwiazdy był przerażająco nieobecny, jakby był zamglony, zaś oni mówili w amoku.
Igła nie rozumiał, co sprawiły słowa obu kotów, że dosłownie czuł, jak pali go furia
— KARA?! — wrzasnął, nie potrafiąc znieść tego żałosnego pieprzenia — POWIEDZCIE TO TYM, KTÓRZY NIC NIE ZROBILI, ALE KURWA CIERPIĄ! — krzyczał dalej, nie potrafiąc się pohamować. Już nawet nie chodziło o jego, on sam dobrze wiedział, że złamał kodeks i musiał za to zapłacić, jednakże co z jego rodziną?! Co z innymi niewinnymi kotami!? Wróbelek, Kawka… Ci wszyscy cierpieli ZA NIC.
— Kara została już wymierzona — miauknął twardo pierwszy z kotów — Spra-...
Przerwał mu, wrzeszcząc niczym opętany.
— SPRAWIEDLIWOŚĆ!? JAKA KURWA SPRAWIEDLIWOŚĆ!? TEN PSYCHOL MORDUJE NIEWINNE KOTY, NISZCZY MI RODZINĘ I WY TO NAZYWACIE PIERDOLONĄ SPRAWIEDLIWOŚCIĄ?! — dyszał, jakby przebiegł maraton. Miał ochotę napluć im w mordy z największą odrazą, na jaką było go tylko stać. Widząc, że jeden ze zdechlaków otwiera pysk, kontynuował — ZAMILCZ! PRZEŻYLIŚCIE WŁASNE ZASRANE ŻYCIE, WIĘC PRZESTAŃCIE SIĘ WPIEPRZAĆ W NASZE! BANDA HIPOKRYTÓW! NIE MACIE PRAWA INGEROWAĆ W NASZE! ZNAJDZIE SE MOŻE JAKIE KURWA HOBBY, CO!? BO PÓKI CO, JEDYNE JAKIE MACIE TO SIANIE ZNISZCZENIA! A PÓŹNIEJ CO?! OJEJU ODCHODZĄ OD NASZEJ WIARY! CO ROBIMY!? A STRZELMY PIORUNEM CZY WALNIJMY IM ZASRANE PLAGI, MOŻE TO JAKOŚ ICH NAWRÓCI! — wpadł w szał, w jaki jeszcze nigdy. Furia płonęła w morskich oczach, ostatkiem zdrowego rozsądku powstrzymywał się od rzucenia się na nich i ponownego zamordowania — TO JEST KURWA TO WASZE MIŁOSIERDZIE?! BO JEŚLI TAK, TO SIĘ WYPISUJE! W DUPĘ SOBIE WSADŹCIE TE ŻYCIA! WOLĘ ZDECHNĄĆ, NIŻ BYŁ POD PANTOFLEM BANDY HIPOKRYTÓW! SAMI MACIE WIELE RZECZY NA SUMIENIU A MACIE CZELNOŚĆ NAS KURWA UPOMINAĆ! — splunął im pod łapy, czując jak powoli wraca do życia — Pierdolcie się. Wszyscy.
— Iglasta Gwiazdo… — zaczął jeden z nich, liliowy zaśmiał się jednak gorzko, krzywiąc się z bólu, który ponownie ogarniał jego ciało.
— Iglasty Krzewie, jak już, wy gnoje — warknął, nim jego dusza wróciła do ciała.
Ocknął się, czując jak jego pysk jest dociskany do gruntu. Z pyska napastnika leciał potok obelg, przekleństw oraz niczym mantrę powtarzanie tego, jak bardzo pożałuje swojego niegodziwego występku.
Szarpał się niczym opętany, gdy poczuł zęby, zaciskające się na skórze na jego karku. Domyślił się szybko, co miało zaraz nastąpić. Zagryzł wargi, w środku umierając z przerażenia, gdy tylko zrozumiał, jak bardzo jest teraz bezbronny.
— NIECH WSZYSCY PATRZĄ! To kara za nieważenie waszego nowego pana! — warknął Stwórca, na moment luzując chwyt. Zaraz jednak zacisnął ponownie szczęki z dwukrotną siłą, wbijając pazury w parki Igły, któremu pozostało jedynie nie krzyczeć z bólu, byleby nie dać temu gnojowi satysfakcji.
Zacisnął ślepia, czując jak zbierają się w nich łzy bólu.
Nie był już Iglastą Gwiazdą.
< Wróbelku? >
Bum.
OdpowiedzUsuńTeorie spiskowe które mają 0 sensu.
OdpowiedzUsuńIgła miał halucynacje. Gwiezdne mu się przywidzieli.
Innych nie mam