Zgromadzenie. Jeszcze nigdy na żadnym nie był.
Otrzymanie zaproszenia trochę go zdziwiło, ale i mile połechtało jego dumę. Czyli jednak pamiętali o jego istnieniu…
Niedługo później dotarło do niego, co oznacza fakt zgromadzenia. Wymarsz wojowników i medyka.
Klan potencjalnie stawał się bezbronny.
I jasne, wszystkie klany udawały się na zgromadzenie, więc teoretycznie nie było zagrożenia… Ale jakoś nie ufał tej Lisiej Mendzie. I rannej parce też.
Wniosek był prosty - chciał mieć pewność, że Borsuczej Gwieździe nic się nie stanie, nie mógł iść na zgromadzenie.
Pomysł przyszedł mu do głowy, gdy przechodził obok legowiska medyczek.
Gdyby się rozchorował, na pewno nikt nie miałby pretensji, że zostaje. Ale nie może to być nic bardzo poważnego, najlepiej coś, co przejdzie mu w ciągu jednego, dwóch wschodów słońca…
Zatrucie pokarmowe.
To był w stanie spokojnie udawać. Ból brzucha, mdłości, wymioty… Żeby efekt był jeszcze lepszy, może pomóc sobie jakąś średnio świeżą myszą.
Po krótkich poszukiwaniach znalazł padlinę i zmusił się do jej przełknięcia. Wrócił do obozu, odczekał chwilę i ruszył na poszukiwanie medyczki.
Plan się powiódł. Aż za dobrze, Wilcze Serce czuł się, jakby ktoś wywrócił mu żołądek na lewą stronę, wypłukał w pobliskiej rzece i oddał, zakładając go do góry nogami. Ale czego się nie robi dla klanu…
Odegrał przed Burzowym Futrem scenkę pod tytułem ,,chyba się zatrułem, jak boli, wilki na niebie, jak straszliwie boli”, najpierw dostał pokrzywę, po której spędził dobre parę godzin na wymiotowaniu (na całe szczęście jeszcze zanim koty wyruszyły na zgromadzenie), później medyczka katowała go jeszcze mieszanką jakichś liści i jagód jałowca. Wszystko grzecznie przyjął, starając się ograniczać złośliwości do minimum (co nie oznaczało oczywiście, że był miły).
W końcu medyczka przestała się nad nim znęcać. Usłyszał, jak Błotnisty Pysk daje znak do wymarszu.
Usiadł i zaczął pilnować. Był przyzwyczajony do samotności, ale dzisiaj jakoś wyjątkowo mu się nudziło. Zastanawiał się, jak będzie wyglądać zgromadzenie. ,,Ciekawe, czy Sroczy Żar też tam będzie” - zastanowił się, ale jego myśli szybko podążyły w inną stronę.
Para z klanu klifu okazała się niegroźna, nikt też nie przyszedł zaatakować Borsuka. Znudzony kocur, gdy tylko usłyszał wracających ze zgromadzenia, powlókł się do legowiska i zasnął.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz