Zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji.
Przyglądał się jej zaskoczony, aż w końcu opuściła legowisko starszych. Zapanowała bardzo niezręczna cisza. Wróblowy Śpiew przyglądała mu się zasmucona, ale nie zwracał na to większej uwagi.
Czy ona naprawdę myślała, że…? Jeśli tak...
Był wściekły na samego siebie. Owszem, inne koty traktował z góry, jako niewarte jego uwagi, ale tym razem… To było za wiele nawet jak na niego. Zranił ją w sposób, w jaki nigdy nie powinien. Zabawił się jej uczuciami. Zdradził ją.
Nie, nie może pozwolić, by to się powtórzyło. W pierwszej chwili, gdy dotarła do niego całość sytuacji, chciał się zerwać i za nią pobiec, ale się powstrzymał. Dziękował sobie za to w myślach. Mogłaby źle go zrozumieć, mogłaby… chcieć mu wybaczyć. A do tego nie mógł dopuścić. Nie chciał jej zranić po raz kolejny.
Westchnął. Będzie jej unikał. To najlepszy sposób.
Jak w transie pożegnał się z Wróblowym Śpiewem i pozwolił nieść się łapom tam, gdzie będzie mógł spokojnie pomyśleć.
Niemożliwe… Jak mogła, nawet w myślach, dojść do wniosku, że mógłby zostać ojcem jej kociąt? Że byłby w stanie ją chronić, walczyć za nią i zapewnić bezpieczeństwo? Że mogłaby się przed nim otworzyć, a gdy wzejdzie Srebrny Wilk, spać wtulona w jego futro? Przecież on… Nie, nie był dla niej odpowiednim kocurem. Szczególnie po tym, co zrobił.
Nie był odpowiedni dla nikogo.
Wspólny patrol. To musiał być żart.
Przeklęty Wróblowy Śpiew! Czy ta koteczka nie potrafi trzymać języka za zębami? I oczywiście musiała wszystko wypaplać Borsukowi!
Westchnął. Za późno, teraz już nie mógł wyjaśnić liderowi o co chodzi. Gdyby tylko wcześniej go odwiedził i o wszystkim powiedział…
Rzucił niechętne spojrzenie burasce, odpowiadając na jej ostre spojrzenie. Spuściła wzrok. Przeklął się w duchu. Borsuk zdawał się świetnie bawić, jako jedyny z całego towarzystwa…
Jego były mentor przerwał ciszę, nakazując wymarsz. Ruszyli w stronę granicy z Klanem Burzy. Rudy kocur próbował jakoś rozładować atmosferę, ale szybko dał sobie spokój. Parę razy zbierał się do zapytania, co się stało, Wilcze Serce widział to w jego oczach, ale za każdym razem dawał sobie spokój, za co czarny był mu bardzo wdzięczny.
Dotarł do nich zapach innego kota. Nie naruszał ich terenu, ale był niebezpiecznie blisko granicy. I pachniał jak Burzak. Buck wietrzył jeszcze chwilę i pod zapachem klanu odkrył inny, zupełnie obcy. A więc dawny samotnik.
- Sprawdźmy to - rzucił Płomienisty, chyba tylko po to, żeby przerwać ciszę. Wilcze Serce zignorował kolejne spojrzenie kotki rzucone w jego stronę.
Przy granicy stał kocur. Był wielki, puchaty i zaniedbany. Nie czekając na reakcję pozostałych, kocur warknął:
- Won! Odsuń się od granicy.
Kątem oka dostrzegł zaskoczony wzrok burej. I wyglądało na to, że nie jego słowami.
Spojrzały na niego smutne, żółte oczy.
- Spokojnie, pamiętam, żeby nie przekraczać granicy. - Chciał dodać coś jeszcze, ale jego spojrzenie powędrowało gdzieś za kocura. Uśmiechnął się, zaskoczony.
- Cętkowany Liść? Miło cię widzieć!
Wilcze Serce przyjrzał mu się uważniej. Bure, pręgowane i dłuższe futro, zaokrąglone boki, duże żółte oczy, szczere i naiwne. Zdecydowanie nie stanowił zagrożenia. Dlaczego poczuł dziwne ukłucie, gdy zawołał tę burą kulę futra, z którą tu przyszedł?
Niepotrzebnie się wściekł. Jeśli to jej znajomy, albo… Znowu pewnie sprawił jej przykrość.
Zły na siebie, odskoczył na bok, pozwalając im swobodnie rozmawiać. Ominął Płomienistego, rzucającego mu pytające spojrzenia i ruszył przed siebie.
Niech rozmawiają. Pasowali do siebie.
<Cętko? Przepraszam, że tyle to trwało :(>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz