Słowotok, jaki poczyniła jej córka, a także emocje, kłębiące się w szylkretowym cielsku, przyprawiły kocicę o ból głowy. Nie miała nawet mglistego pojęcia, gdzie w ogóle zacząć analizować to, co wręcz wylało się z pyszczka liliowej, a w dodatku wciąż usilnie powstrzymywała wybuch płaczu, który powoli stawał się tylko nikłym, upierdliwym wspomnieniem, aniżeli jawnym zagrożeniem. Przez dłuższą chwilę milczała, próbując znaleźć odpowiednie słowa, jednak widząc, że uczennica otwiera pysk, aby znowu coś powiedzieć, zadziałała impulsywnie, przekonana, że nie zniesie kolejnych informacji.
– T-ta... – Spuściła wzrok na swoje łapy. Ta nędzna ochrona nie miała jednak szansy zatrzymać fali, która nadchodziła w zawrotnym tempie, a córka Ciernistej Gwiazdy miała przyjemność się o tym przekonać z kolejnym otwarciem pyska tej gaduły. Cóż, z tego, co mówił Księżycowy Pył ich drugie dziecko było o wiele cichsze. Wręcz skrajnie ciche. Jakby nie mogli podzielić się po równo, o nie, musieli wziąć całość, lub nic.
– Tylko tyle? Co o nim myślisz? Bo wiesz, ja uważam, że to super, mega czadowy kocur! Jest dobrym wojownikiem, prawda? Na pewno, tak samo, jak jego brat, chociaż ten to taki przegryw, kotka mu wyzna miłość, a on powie, że rozumie. Wcale tego nie zmyśliłam, serio tak było, no mistrz! A tak w ogóle, to co robisz? Też jesteś wojowniczką? A może jesteś medyczką? Słyszałam, że medycy tutaj mogą mieć partnera i dzieci. To prawda? Chciałabyś? Znaczy, masz już dzieci i w ogóle, ale partner chyba też byłby fajny, no nie?
No proszę, ledwo pojawiła się w jej życiu, a już zamierzała je jej przestawiać? Gdyby Nów nie była... Cóż, sobą, na pewno roześmiałaby się teraz. Jednak ta szylkretowa kocica z kijem w dupie jedynie uniosła lekko, naprawdę delikatnie, wargi do góry, tworząc coś, co mogłoby być cieniem uśmiechu, gdyby nie wyglądało tak ponuro.
– Tak, jestem asystentką medyka, ale nie wydaje mi się, abym chciała mieć partnera. Ani teraz, ani nigdy – przeczuwała, że lawina słów zaraz ponownie uderzy, dlatego zaproponowała. – Nie chciałabyś zanieść ze mną ziół do obozu?
Kocica niemalże podskoczyła, a na jej pyszczku wyrósł szeroki, entuzjastyczny uśmiech. Miała już kilkanaście księżyców, a zachowywała się, jak kociak. To było rozkoszne.
– Ooo, tak! Super! A czego potrzebujesz? Bo wiesz, ja bardzo lubię zioła. Znaczy, nie tak, jak Sokole Skrzydło, bo on to chyba aż za bardzo, ale lubię! Wiesz, w klanie Burzy zawsze pomagam Burzowemu Sercu, nawet teraz, jak ma Zajęczą Łapę. To fajna kotka, naprawdę, ale jej brat, jej brat to skończony idiota, agrestor, a w dodatku podwala się do mojej przyjaciółki! Nie mogę uwierzyć, że ten debil to mój kuzyn.
Miała zamiar zapytać, co takiego Księżyc o niej mówił, w tym momencie jednak w głowie Nowiu zapaliło się światełko, a ona omal nie podskoczyła.
– K-kuzyn? Fiołecze--, to jest, Fiołkowa Bryza ma dzieciaki? A może Orli Trzepot? – zapytała, nie mogąc wyjść ze zdumienia. Ale czemu to ją tak dziwiło? Przecież, hej, nie było jej od księżyców, to jasne, że poukładali sobie życie na nowo.
A ona nie była już jego częścią.
< Niezapominajko? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz