Oczekiwała, że Srebrny Deszcz dołączy się do niej ale jemu nawet nie drgnął wąs. Siedział ze spuszczoną głową, przebierając nerwowo łapami.
- Srebrny Deszczu, o co chodzi? – spytała zaniepokojona.
Kot westchnął. Zroszony Nos zastanawiała się dlaczego jej partner aż tak się stresował. Może śnił o straszliwych rzeczach? Może jego mruczenie sobie ubzdurała?
- Śniłem o – wiatr targał ich futerkami, uginając okoliczne, uschnięte krzewy – naszych kociętach.
- Śniłem o – wiatr targał ich futerkami, uginając okoliczne, uschnięte krzewy – naszych kociętach.
Złotooka poczuła się jakby dostała lodowatym śniegiem po pysku. Zaskoczenie powoli przeistaczało się w gniew. Wbiła pazury w wilgotną ziemię, czując jak błoto dostaje jej się pod pazury.
Srebrny wojownik wtulił pysk w jej futro.
- Zroszony Nosie, j-ja wiem, że ty i… ale ja nie… - urywał słowa w połowie, chcąc utworzyć logiczne zdanie ale zdenerwowanie mu w tym przeszkadzało – Jesteś zła?
- Zroszony Nosie, j-ja wiem, że ty i… ale ja nie… - urywał słowa w połowie, chcąc utworzyć logiczne zdanie ale zdenerwowanie mu w tym przeszkadzało – Jesteś zła?
- Nie – odpowiedziała głosem pozbawionym emocji; nie chciała zdradzać targających jej duszą, niczym kulką mchu, odczuć; mogłaby wywiązać się z tego niepotrzebna kłótnia, więc zmusiła się do uśmiechu – Wszystko w porządku Srebrny Deszczu, j-ja… muszę już wracać, obiecałam wczoraj Liliowej Łodydze, że wybiorę się z nią na polowanie.
Liznęła kocura w policzek na pożegnanie i uskoczyła w krzewy. Gdyby nie rozdrażnienie, pewnie by zauważyła, że gałązki roślin były obsypane drobnymi pączkami.
*^*^*^*jeden księżyc później *^*^*^*
Wojowniczka podkradała się do kosa objadającego się robakami. Przez ostatnie dni obficie padało, las wypełniony był nie tylko przyjemną wonią deszczu ale też mniej przyjemnymi kałużami. Parę razy tylko długość myszy dzieliła ją od większych bądź mniejszych sadzawek, które tkwiły ukryte w powoli bujniejącej roślinności. Pora Nowych Liści wreszcie nadeszła a wraz z nią i więcej zdobyczy.
Ptak zaniepokojony szelestem z bliżej nieokreślonego kierunku chciał poderwać się do lotu. Zroszony Nos spięła wszystkie mięśnie i wyskoczyła z wyciągniętymi pazurami wprost na drobne ciałko czarnego ptaka. Sprawnym ruchem szczęk pozbawiła go życia. Zaniepokojona odłożyła zdobycz i ze zwężonymi źrenicami rozglądała się po okolicy, czekając, z której strony nadejdzie tajemniczy ktoś, który stawia kroki równie głośno co Potwór z Drogi Grzmotu. Przysiadła do skoku i z drgającym nerwowo ogonem smakowała powietrza. Przeklęła wiatr wiejący w jej grzbiet, nie mogła wyczuć ani tym bardziej rozpoznać kto lub co się do niej zbliżało. Gdy dostrzegła poświatę futra pomiędzy liśćmi, odruchowo skoczyła i powaliła tajemniczego przybysza.
- Uch… - dostrzegła pod łapami brązowe futro pokryte pręgami.
- Przepraszam cię Błotnisty Pysku, myślałam, że to ktoś obcy – speszona pospiesznie zeszła z kocura i usiadła kawałek dalej zaczynając wylizywanie nastroszonej sierści na klatce piersiowej.
- Uch… - dostrzegła pod łapami brązowe futro pokryte pręgami.
- Przepraszam cię Błotnisty Pysku, myślałam, że to ktoś obcy – speszona pospiesznie zeszła z kocura i usiadła kawałek dalej zaczynając wylizywanie nastroszonej sierści na klatce piersiowej.
Młodszy kolega podniósł się, wciąż z delikatnie napuszonym ogonem.
- Nic się nie stało Zroszony Nosie, chociaż nie spodziewałem się, że zostanę napadnięty na własnym terytorium.
- Niestety ale wiatr nie sprzyjał a poza tym byłam w trakcie polowania i o mało, co mi nie spłoszyłeś zwierzyny – mruknęła z delikatną urazą w głosie.
- Niestety ale wiatr nie sprzyjał a poza tym byłam w trakcie polowania i o mało, co mi nie spłoszyłeś zwierzyny – mruknęła z delikatną urazą w głosie.
Kocur coś odpysknął ale ona się tym niezbyt przejęła. W końcu oboje się przełamali i zaczęli gawędzić, jak to koledzy z jednego legowiska. Kotka nieświadomie zahaczyła o temat jego niedawnego konfliktu z Borsuczym Gońcem i ciąży Różanego Pola. Błotnisty Pysk nie sprawiał jednak wrażenia zirytowanego jej ciekawością. Odpowiadał cierpliwie na jej pytania. Nie wyczuła, że wojownik może przekierować temat na jej związek.
- A ty i Srebrny Deszcz? Planujecie w ogóle mieć kocięta? – kroczyli ostrożnie po grząskiej ziemi aby nie zapaść się oraz nie spłoszyć zwierzyny – W końcu jesteście ze sobą już jakiś czas.
Szylkretowa kotka od ostatniego polowania ze Srebrnym Deszcze wiele myślała nad tym. Początkowo złościła się na kocura, że w ogóle śni o takich rzeczach, znając jej zdanie w tej kwestii. Dopiero wraz z upływem wschodów Słońca zaczynała go rozumieć.
Chciał być ojcem, chciał cieszyć się widokiem własnych kociąt, które być może miałyby jego układ pręg, kolor oczu. Nie było w tym nic a nic dziwnego. To ona miała problem wzięty znikąd. To ona była wypaczona psychicznie – kotki przecież rodzą się z instynktem matki! Srebrny Deszcz niby o tym wiedział ale, co jeśli poszedłby się pocieszyć u innej kotki? Wtedy do gardła podchodziła jej mysia żółć i gorycz porażki szarpała jej duchem. Ona na to nie pozwoli, już prędzej urodzi te parszywe kocięta!
- Może – odpowiedziała.
Brązowy kocur kiwnął na zgodę. Poszli dalej, albo wymieniając się jakimiś radami dotyczącymi polowania albo dyskutując o Porze Nowych Liści.
Do obozu wrócili podczas szczytowania słońca z pokaźną liczbą zdobyczy.
Do obozu wrócili podczas szczytowania słońca z pokaźną liczbą zdobyczy.
*^*^*^**^*^*^*^
Dała dzień wolny Jaskółczej Łapie także nie musiała się dziś zajmować uczennicą. Z tego, co wiedziała to wybrała się na polowanie razem z Borsuczym Gońcem i Popielatą Łapą. Była wdzięczna kocurowi, że ten zgodził się nią zająć. Ona musiała poważnie porozmawiać ze Srebrnym Deszczem.
Siedziała w cieniu. Wpatrywała się w tunel, nerwowo machając ogonem. Z tego, co się dowiedziała to jej partner wybrał się na poranny patrol a potem poszedł na polowanie razem z Motylim Skrzydłem i Łososiowym Pyskiem. Nie miała pojęcia ile upłynęło czasu, gdy spostrzegła kocura wyłaniającego się z przejścia. Doskoczyła do niego w jednym susie, na powitanie liznęła go za uchem. Kocur odłożył obok dwa wróble.
Siedziała w cieniu. Wpatrywała się w tunel, nerwowo machając ogonem. Z tego, co się dowiedziała to jej partner wybrał się na poranny patrol a potem poszedł na polowanie razem z Motylim Skrzydłem i Łososiowym Pyskiem. Nie miała pojęcia ile upłynęło czasu, gdy spostrzegła kocura wyłaniającego się z przejścia. Doskoczyła do niego w jednym susie, na powitanie liznęła go za uchem. Kocur odłożył obok dwa wróble.
- Srebrny Deszcz, wiem, że nic nie jadłeś ale chodź… My musimy o czymś porozmawiać – miauknęła lekko zdenerwowana.
- Jeśli jest to takie pilne, to chodźmy. Tylko odłożę zwierzynę.
Kocur prędko odłożył dwa ptaki na dosyć pokaźny stos zwierzyny i z lekką niechęcią stanął u jej boku. Wyszli z obozu, mijając dopiero co dochodzących starszych wojowników. Kocury posłały im pytające spojrzenia ale młodsi wojownicy minęli ich bez słowa wyjaśnienia. Chyba wiedzieli, że nie miało sensu zatrzymywanie ich.
Zroszony Nos zaprowadziła partnera na Wielką Polanę, na której kwitło pełno różnokolorowych kwiatów. Słodki zapach lasu wisiał w powietrzu.
- Cóż to za sprawa? – spytał lekko zdyszany.
Odwróciła się do niego i wbiła wzrok w trawę. Położyła po sobie uszy speszona.
- J-ja myślałam o tym twoim śnie sprzed księżyca i… - przełknęła głośno ślinę – Chcę abyś był szczęśliwy a wiem, że nic by cię tak nie ucieszyło jak kocięta. Jako, że cię kocham i pragnę abyś był najszczęśliwszym kocurem w lesie to mogę dla ciebie urodzić te kocięta.
Uśmiechnęła się niepewnie, czując jak cały jej organizm sprzeciwia się tym słowom ale ona go nie słuchała. Mimo wszystko czuła, że powinna się poświęcić, była mu to winna.
<Srebrny Deszczu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz