- Zły sen - mruknął.
- Często tak masz? - zapytała kotka po chwili.
- Czasami. Ale nie mówmy o tym. Dobranoc.
* * *
Minęło kilka księżyców. Cudownych, można wręcz rzec. Ostry Kieł był niezwykle szczęśliwy, czego bowiem można chcieć więcej, gdy jest się wojownikiem Klanu Klifu, jest Pora Nowych Liści, a u swego boku ma się najpiękniejszą i najmądrzejszą kotkę w całym lesie?
Pewnego razu, gdy dokładnie wylizywał swe futro, wyjątkowo sam, gdyż Wierzbowe Serce poszła akurat na stronę, podszedł do niego Miętowy Oddech i trącił go bokiem, po czym przysiadł się do niego.
- Cześć, Ostry Kle! Jak tam u ciebie i Wierzbowego Serca?
Kocur odwrócił łeb w jego kierunki i zauważył jego szeroki uśmiech, przymrużone oczy i podejrzanie wysoko uniesione brwi, raz po raz upadające w dół i znów unoszące się do góry.
- Dobrze. - miauknął wymigująco.
- Z tego co widzę to nawet bardzo! Bo wy...?
- Tak.
- Ha! Pomyśleć, że tak szybko kogoś znajdziesz! - powiedział wesoło. - Obyście byli szczęśliwi. I to dłużej, niż ja...
Miętowy Oddech spojrzał gdzieś w dal, od razu się chmurząc. No tak, od kiedy tylko Piaskowy Podmuch i Listek zginęli, był jakiś nieobecny i wyglądał, jakby stracił chęci do życia. Ostry Kieł praktycznie go nie widywał i choć z czasem kocur zaczynał powoli pogadzać się ze śmiercią syna i ukochanej, zbytnio nie rozmawiali ze sobą.
- Co masz dzisiaj taki dobry humor? - zagadał point, by przerwać zapewne kotlące się już w głowie starszego kocura niebyt przyjemne wspomnienia.
- Jak to, jeszcze pytasz? Pyłek został uczniem! Jest teraz Pylistą Łapą! - powiedział, znów uśmiechając się, a jego oczy zaczęły wręcz błyszczeć dumą. - Mój synek już taki duży...
- Ach, właśnie... Powiedziałeś mu już prawdę? Że jesteś jego ojcem?
Miętowy Oddech skrzywił się.
- Próbowałem.
- Jak to "próbowałeś"?
- Za pierwszym razem już prawie mu to powiedziałem, gdy nagle, sam nie wiem skąd się tam znalazł, wyskoczył Muchomorowa Łapa. Pylista Łapa powiedział tylko, że pogada ze mną później i odbiegli. A za drugim razem zanim zdążyłem mu powiedzieć, znikąd pojawiła się Sójcze Skrzydło i wzięła go na trening.
- Wiesz, Miętowy Oddechu... - miauknął Ostry Kieł spokojnie, przybliżając się trochę do niego. - Nie wiem czy to dobry pomysł, mówić mu o tym już teraz...
- Niby dlaczego? Sam dobrze wiem jak to jest wychowywać się bez ojca. Mam pozwolić, by mój syn nie miał w klanie żadnej rodziny? By był sam?
- Nie o to chodzi. Pylista Łapa... Jakby to powiedzieć... Wyrósł na niezłe ziółko...
Miętowy Oddech zmarszczył brwi i zmrużył oczy.
- To znaczy?
- To znaczy mógłby zareagować na twoje wyznanie inaczej, niż się tego spodziewasz. Przestraszyć się, albo wręcz rozgniewać...
- I co, mam pozwolić, by żył w niewiedzy?
- Nie, po prostu poczekaj aż trochę... Dojżeje...
- Żeby mi zarzucał, że mówię mu dopiero, gdy jest dorosły, a milczałem przez te wszystkie księżyce? - prychnął Miętowy Oddech przebierając łapami.
- Nie o to mi chodzi. - odparł Ostry Kieł. - Po prostu się o ciebie martwię... Jeśli Pylista Łapa komuś to powie to prędzej czy później dotrze to do Niedźwiedziej Gwiazdy. On może i by ci wybaczył, ale Spadający Liść już nie i z pewnością sprawi, byś mocno żałował swej zdrady.
- To poproszę Pyłka, by nikomu nie mówił i już.
Ostry Kieł skrzywił się już trochę sfrustrowany tą ślepą wiarą przyjaciela w syna i naiwnością o jego dobrej duszy.
- Nie bądź tak zapatrzony w Pylistą Łapę! Wcale nie jest taki święty jak ci się wydaje. Ostatnio wraz z Muchomorową Łapą znów coś przeskrobali, że aż wylądowali u Niedźwiedziej Gwiazdy.
Miętowy Oddech westchnął.
- Nic nie rozumiesz, Ostry Kle! Ale nie mam ci tego za złe, w końcu sam nie wiesz jak to jest być ojcem... Chociaż... - spojrzał na kocura z tym samym jednoznacznym uśmieszkiem i wzrokiem, jakim go wcześniej przywitał. - Może to się kiedyś zmieni?
- Hę? - wykrztusił tylko biało-rudy wojownik, robiąc głupkowatą, zakłopotaną minę.
- No nie patrz tak na mnie, jakbym właśnie powiedział, że jeże latają! - zaśmiał się, na co Ostry Kieł zacisnął wargi.
- Ja... Jakoś nie widzę siebie w roli ojca...
- No oczywiście, że jeszcze nie widzisz. - powiedział ledwo powstrzymując śmiech. Najwidoczniej to zakłopotanie Ostrego Kła bardzo go śmieszyło. - Jesteś wciąż za młody, a twoja wybranka serca to już szczególnie. - wstał, oszczędzając towarzyszowi konieczności odpowiedzi, po czym miauknął do niego na pożegnanie. - My tu gadu gadu, a ptaki same się nie upolują. Może i jest Pora Nowych Liści, ale to nie znaczy, że można dać sobie spokój z obowiązkami. Do zobaczenia później!
Po tych słowach odwrócił się i odszedł w kierunku wyjścia z obozu. Ostry Kieł za to rozejrzał się i jeszcze raz zastanowił nad słowami swego byłego mentora. On ojcem? Jakoś nie przemawiało to do niego. Ale zresztą, co się będzie nad tym teraz zastanawiał? Jest młody, minie jeszcze wiele księżyców nim ktokolwiek będzie się dziwił, że nie chce przyjąć na siebie takiej odpowiedzialności. Jest teraz szczęśliwy w życiu jakie toczy i nie chciałby nic zmieniać. Wierzbowe Serce w pełni wystarczała mu do zadowolenia i szczęścia.
A jeśli już o jego partnerce mowa - Ostry Kieł zauważył ją właśnie stającą dalej w obozie i uroczo chichoczacą z jakiś słów Słonecznego Blasku. Sam nie wiedział dlaczego, ale nagle przepełnił go jakiś dziwny rodzaj gniewu skierowany do brata. Kazał on mu wstać i podejść do nich, marszcząc czoło i nie spuszczając z kocura przeszwającego spojrzenia. Gdy był już na tyle blisko, by usłyszeć, że rozmowa toczy się o pewnej niesamowitej historii z polowania Słonecznego Blasku, a w Wierzbowym Sercu już z daleka dało się rozpoznać zaciekawienie i ekscytację z opowieści, Ostry Kieł jeszcze mocniej zmarszczył brwi. Podszedł do nich i stanął za burą koteczką, wzrokiem oznajmiając bratu, by sobie poszedł. Słoneczny Blask w mig zrozumiał przekaz spojrzenia, przerwał opowieść, skrzywił się, ale po chwili uległ i odszedł, zostawiając kotkę i kocura samych. Ostry Kieł odprowadził go wzrokiem i dopiero, gdy ten zniknął za zakrętem, zauważył na sobie wzrok Wierzbowego Serca.
<Wierzbeł? Ojj Ostry zazdrosny>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz