— T-to co dziś będziemy robić?
Ach, jak on nienawidził, gdy jego uczeń zadawał pytania. Kosaćcowa Grzywa odparł, że to, co zawsze robi mentor z uczniem.
Skończyło się na tym, że ,,zapolowali”, a po tym wygrzewali się w słońcu, jak dwa leniwe pieszczochy.
***
Znowu obudził go przed rankiem.
— Chodź, idziemy potrenować…
— Czemu tak wcześnie? — zapytał zmęczony Poziomkowa Łapa, mozolnie idąc za mentorem.
— Bo jest piękny dzionek, Po-ziomku! — odpowiedział radośnie. Spojrzał na niego i przechylił głowę. — A co, z lisem się biłeś we śnie, że taki zmęczony? — Obejrzał go wzrokiem od łap do uszu. — Spoko, ja też jako uczeń o nich śniłem. Tylko nie śnij za często, bo naprawdę możesz się kiedyś nie wybudzić…
Poziomkową Łapę zmroziło.
Kosaćcowa Grzywa przestał się uśmiechać.
— No co ty, żartu nie umiesz załapać?
Nagle do nich podbiegła Makowy Nów. Wojownik spoważniał, a Poziomek nieco się skulił przy nim.
Zastępczyni poinformowała go, że ma się spotkać z Nikłą Gwiazdą w jego legowisku. Wiadomość ścisnęła jego serce. Zaczął się bać, że przywódca odkrył to, że jego matka to rozpowiedziała. Mimo tego przyszedł, przestraszony jak małe kocię.
***
Kosaćcowa Grzywa był zaskoczony, jaką drużynę Nikła Gwiazda wysłał wraz z Głupią Łapą.
Przecież ja się z tą kultystką zabiję, myślał, gdy szli i od czasu do czasu spoglądał na szylkretową rodzicielkę z obawą. Może Miodowa Kora jakoś to załagodzi, pomyślał. Spojrzał na sam przód, na Głupią Łapę; milczącą, niepewną, ostrożną. Dostrzegł, że Wilczaki były nie były zbyt miłe wobec niej; świadczyło o tym zaniedbane futro i widoczne żebra. Westchnął ciężko i przejechał ogonem po ziemi, niepewnie spoglądając w bok na wilczy las.
Nie czuł, aby to była ta sama Głupia Łapa; nie był też pewny, że na pewno pójdą po ten wrotycz. Miał nadzieję, że ziółka tam nie będzie, bo z przykrością i bólem serca ktoś je poda Nikłej Gwieździe.
A Kosaciec na to nie pozwoli.
Zalotna Krasopani spoglądała na niego podejrzliwym wzrokiem co jakiś czas
Trochę zagapił się później na starszą, okaleczoną i zabliźnioną kotkę, próbując zdecydować czy zacząć jakąś rozmowę czy nie. Zebrał jednak w sobie odwagę i zaczął:
— Więc, Głupia Łapo... gdzie będzie to miejsce z tymi ziółkami? — rzekł głośno. Po tym lekko się uśmiechnął — Dobrze, że Dynia z nami nie poszła, bo zjadłaby nam cały wrotycz, tak jak fermentowane jagódki na zgromadzeniu! — zaśmiał się i spojrzał na dawnego mentora, oczekując śmiechu. Od matki jedynie wymagał tego, aby w ogóle się nie odzywała.
Miodowa Kora słuchał jednym uchem swego byłego ucznia i się zaśmiał, gdy usłyszał żart o dyni.
— Tak pamiętam to, zrobiła taką siarę Klanowi Wilka, że Blade Lico, który ją ogarnął podczas zgromadzenia, prawie wyszedł z siebie!
Kosaćcowa Grzywa poczuł ulgę, gdy Miodowa Kora się zaśmiał. Z nim zawsze można było żartować, pomyślał z łagodnym uśmiechem.
— Pamiętajcie, że mimo wszystko musimy pozostawać czujni. Nigdy nie wiemy, jakie naprawdę intencje ma ta więźniarka — odchrząknęła Zalotna Krasopani.
Wszystko zostało zrujnowane przez tą kultystkę. Uśmiech Kosaćca zrzedł, jego ciało zesztywniało, a głowę wypełniły ciemne myśli. Tak bardzo żałował, że wtedy jej nie rozszarpał, gdy miał okazję. Ale przynajmniej nikomu nie wyjawiła tego, więc było dobrze. Na razie.
— Nie martw się, jestem na tyle blisko Głupiej Łapy, że mam ją na oku — odrzekł jej Miodowa Kora, któremu uśmiech zrzedł, gdy Zalotka się odezwała.
Kosaciec zniesmaczony tylko przekręcił oczyma.
— Co ty, już pośmiać się nie można? Serio, ty chyba jesteś wilkiem z krwi i kości. Jeszcze tylko brakuje szalonego wzroku, chociaż bardzo blisko ci do tego sta... — Kosaciec nie myślał, gdy układał ostatnie, piękne zdanie.
Zaśmiała się na słowa swojego... syna.
— Uważaj na słowa, szczeniaku — wycedziła przez zęby. — Chyba już ci się zapomniało, jaką wiedzę na twój temat posiadam — dodała, po czym zamilkła, z kamienną twarzą wsłuchując się w słowa Kosaćcowej Grzywy, który wybałuszył na nią oczy przez moment, gdy ona się wtryniła. Nie, nie mogła tego powiedzieć! Nie sądził, że tak skończy jego matka, wypinając się na niego jakby był kotem z innego klanu. W odpowiedzi coś burknął ledwo słyszalnego, zapewne niezłą obelgę. Spróbował jednak się rozluźnić i zapomnieć o tym wszystkim; może jak nie wrócą do tego tematu to nie powie Nikłej Gwieździe.
Lub będzie już za późno, bo zostanie jej tylko chory trup, tylko jeden z wielu kotów na posyłki Mrocznej Puszczy.
Puścił żartobliwie oczko Miodowej Korze, po czym zwrócił się do matki.
— Nie gniewaj się, ale trzeba jakoś rozchmurzyć tą całą sytuację, czyż nie, matko? Jeśli więźnia... Głupia Łapa nas zaprowadzi tam, gdzie obiecała, to uratujemy resztę. Powinniśmy się cieszyć... racja? — rzekł.
Ciekawe czy wskoczy mu do gardła, czy może Mroczna Puszcza przyjdzie jej z pomocą i rozetnie mu brzuch, tak jak on Sosnowej Gwieździe pod gwiezdną mocą oraz osłoną.
— Ach tak? — zaczęła. — Po tobie akurat najmniej bym się spodziewała tego, że się ucieszysz — burknęła, zadzierając brodę do góry. Potem znowu na chwilę ucichła.
Po długiej ciszy zmrużył oczy i popatrzył w stronę Głupiej Łapy.
— Rozumiem, że macie jakieś spięcie, ale raczej powinniśmy skupić się na celu naszej podróży po wrotycz dla klanu — powiedział dość poważnym tonem, mierząc tylko koty wzrokiem, a najbardziej Kosaćcową Grzywę. — Gdyby szykowała na nas podstęp to Nikła Gwiazda by to zauważył i nie wysłałby nas niepotrzebnie po zioła oraz nie marnowałby wojowników na jakieś bzdury i gierki. Nikła Gwiazda nie jest głupi na coś takiego — dodał, choć matka i syn go nie słuchali.
— Chociaż nie zdziwiłbym się, gdyby był to jakiś podstęp... W końcu źle ją traktowaliśmy. Może się na nas zemścić — stwierdził młody wojownik.
Miodowa Kora szedł przed siebie z głową skierowaną w stronę Głupiej Łapy, by nie stracić kursu. kiedy koty nie widziały jego twarzy, uśmiechnął się do Głupiej łapy i przybliżył się do niej, lecz nie na tyle, aby byli obok siebie; kocur nadal był z tyłu jej. Szepnął, by nikt nie usłyszał oprócz Głupiej Łapy, która była z przodu, ciche słówka, niestety Kosaciec nie zdążył ich wyłapać. Siostra odpowiedziała liliowemu, choć nieprzekonana jego słowami. Szli, jak gdyby nic.
— Czyli ty już możesz mieć wątpliwości, co do jej zachowania? Ja tylko zasugerowałam, abyście pozostali czujni, a ty? Tak... nieładnie oskarżasz ją o spiskowanie? — zaśmiała się pod nosem Zalotna Krasopani.
Kosaciec nie wysłuchał jej do końca; od razu, gdy ponownie otworzyła pysk, ten czmychnął, aby zająć miejsce tuż przy boku Miodowej Kory. Zalotna Krasopani przewróciła oczami, ignorując zachowanie Kosaćcowej Grzywy.
Myślał, że może zakopali mysz wojenną (topór), ale nie.
Przewrócił tylko oczami.
Nie potrzebował jej.
— Mówi, że mamy być czujni, bo: ,,Nie wiemy, jakie naprawdę intencje ma tą więźniarka" — szepnął piskliwym głosem na ucho Miodowej Korze, udając głos Zalotki — Ale gdy ja powiedziałem, że: ,,Może się na nas zemścić, bo źle ją traktowaliśmy", to nagle wybuchła, że nieładnie ją oskarżam o spiskowanie! — dodał oburzony i spojrzał niepewnie w stronę Głupiej Łapy. Miał nadzieję, że jego oczy powiedziały jej, że kocur mniej więcej przeprasza za słowa. W końcu się lubili... chyba. Wrócił wzrokiem do Miodowej Kory — Stary, weź mi powiedz, czy każda kotka jest taka sama? Nieważne, skąd jest, jak się nazywa i jak wygląda, każda z nich ma podobny charakter!
Oprócz Strzępki.
Miodowa Kora zdziwił się lekko, gdy Kossaćcowa Grzywa szedł razem z nim; był dość pozytywnie zaskoczony, że jego były uczeń do niego podszedł. Słuchał go uważnie.
— Cóż nie zawsze bliscy mówią nam miłe rzeczy lub to co chcemy usłyszeć, jednak im szybciej wykonamy nasze zadanie tym lepiej.
Kosaćcowa Grzywa milczał, przytakując na jego słowa.
— Oby Głupia Łapa nas zaprowadziła na miejsce i będzie z głowy — powiedział beztrosko. Gdzieś z tyłu głowy miał myśl, że Zalotna Krasopani pewnie będzie go częściej nawiedzać. Będzie musiał zamienić się z kimś miejscami legowisk.
Liliowy kocur na chwilę popatrzył na horyzont za Głupią łapą. Wrócił jednak do dyskusji z byłym uczniem.
— Wiesz, nie wszystkie kotki są takie same, jako że miałem trzy siostry, mówię ci to z doświadczenia. — Zerkał na niego przez chwilę i się zastanawiał nad czymś.
Zaskoczyły go ostatnie słowa dawnego mentora.
— Masz aż trójkę sióstr!? — powiedział głośno. Kosaciec nie dowierzał, że Miodowa Kora ma jakiekolwiek rodzeństwo, bo niezbyt się chwalił swoją rodziną.
Do uszu Zalotnej Krasopani dotarł donośny głos Kosaćcowej Grzywy.
Kocur odchrząknął i ciszej zapytał:
— Ach, no to kim one są? Jak się nazywają? Nic mi nie gadałeś o nich. Jak ty jeszcze żyjesz? Ja ledwo, co umiem wytrzymać z jedną i z Zalotną Krasopanią!
Gdy kultystka zobaczyła, że syn znowu pochyla się nad Miodową Korą, przyspieszyła kroku, aby usłyszeć ich rozmowę.
— Tak, oczywiście. Moimi siostrami są Lamentująca Toń, Rysi Trop i Głupia Łapa. Całkiem nas sporo.
— Głupia Łapa i Rysia Trop? Stary, ale ty musisz mieć ciekawą rodzinkę... jeszcze mi powiedz, że twoim dziadkiem jest sam Mroczna Gwiazda, a matką sama Mroczna Puszcza! — zaśmiał się były uczeń.
Kocur trochę się zamyślił po tym, ale szybko odpowiedział:
— Cóż, czasami to niełatwa sztuka, bo moje siostry różnią się charakterem, ale przystosowałem się do tego i przyzwyczaiłem się.
— Oj, Kosaćcowa Grzywo. Nie każdy jest na tyle... wkurzający, że żadna kotka nie potrafi z nim wytrzymać! — Nagle wtrąciła się Zalotna Krasopani, która już od dłuższej chwili ich podsłuchiwała. — Może Miodowa Kora jest po prostu miły dla swoich sióstr i nie próbuje ich wkopać na każdym kroku? — mruknęła łagodnie, zerkając na liliowego kocura.
Miodowa Kora zrobił zaskoczoną minę. Wyglądał w tej chwili, jakby już chciał uciec, jednak wysilił się na uprzejmy uśmiech, gdy kotka na niego zerknęła.
Uśmiech Kosaćca zrzedł, gdy usłyszał ten jakże znajomy głos. Jego głowa obróciła się błyskawicznie w stronę Zalotnej Krasopani, która stała blisko niego. Na jej komentarz przewrócił tylko oczami, jednak łagodnie się uśmiechnął; Zalotna Krasopani zachichotała! Może jest szansa, by to naprawić. I choć nieco go zirytowała, on tylko wyszczerzył ząbki i odpowiedział:
— Ja nie wkopuję siostry, sama siebie wkopała przecież! — odpowiedział jej — Kto zdrowy wkopałby swoją mentorkę i to w dodatku medyczkę, która w ogóle nie jest z... — Prawie wymsknęłoby mu się ,,z kultu", ale w porę się powstrzymał — powiązana z tą przykrą sprawą! — poprawił się. — Poza tym, chyba już nie ma kary — zauważył, spoglądając w błękitne niebo. Wciągnął beztrosko powietrze, zamykając przy tym oczy. Gdy je otworzył, spojrzał w stronę Głupiej Łapy.
— To jak, jesteśmy już blisko może?
— T-tak, już prawie — zająknęła się zaskoczona, po chwili ruchem kikuta wskazując w stronę paru kamieni, przez które jeszcze kilka księżyców temu sama przechodziła, by wrócić na tereny Klanu Wilka. — Musimy po nich przejść, tylko ostrożnie, s-są śliskie. Potem Droga Grzmotu, spacer przez las i prosto…
— Ekstremalne kamienie? Już idę! — wtrącił się radośnie Kosaćcowa Grzywa, który od razu skoczył na pierwszy kamień. Nie uważał, przez co prawie spadł z wielkiego głazu. Złapał go przestraszony czterema łapami, a dawny mentor niepewnie na niego spojrzał; obawiał się, że uczeń wleci do rzeki. Chwilę później, uspokojony już Kosaciec ruszył za Miodową Korą, który odetchnął z ulgą, teraz ostrożnie stąpając po kamieniach. Patrzył na Głupią Łapę, którą kiedyś odprowadzał stąd. Zastanawiał się, jak sobie radzi z równowagą, skoro jej ogon jest taki krótki! Musiała pewnie trenować albo to po prostu szczęście. Gdy wskoczył na ostatni kamień, spojrzał w tył, aby upewnić się, że Zalotna Krasopani idzie za nimi, po czym skoczył na trawiaste podłoże z ulgą. Strzępka musi go kiedyś nauczyć pływać, jeśli umie.
— Teraz sobie poczekamy na Zalotną Krasopanią. — Miodowa Kora patrzył na kotkę, która jeszcze do nich nie dołączyła. Kocur sobie o czymś przypomniał. — Miejmy nadzieję, że przejście Drogi Grzmotu będzie tak samo proste, jak przejście przez kamienie — mówił trochę nerwowo.
Kosaćcowa Grzywa odetchnął z ulgą, a następnie przybliżył się do Głupiej Łapy. Zerknął na Zalotną Krasopanią, a na jego pysku wymalował się złośliwy uśmiech.
— No, i jak tam te śliskie kamienie? Boisz się ich? Ale jak już się masz czepiać własnego synka to rwiesz się do tego pierwsza, jak dziki lis! — warknął, a potem się zaśmiał. Szturchnął barkiem Głupią Łapę z psotnymi iskierkami. Następnie przybrał poważną minę i przybliżył się do jej ucha, nadal patrząc na Zalotną Krasopani.
— Jak ci minęło kilka księżyców? Opowiadaj mi! — szepnął — No i wybacz, że cię nie odwiedzałem... byłyby jakieś podejrzenia czy coś, wiesz chyba...
— To... Zrozumiałe — odpowiedziała szeptem, uważając, by nikt ich nie słyszał — Były znośne, choć zdecydowanie brakowało mi możliwości rozciągnięcia kości i najedzenia się do pełna.
Kosaćcowa Grzywa przytaknął na słowa Głupiej Łapy. Chciał coś powiedzieć, ale jego matka w końcu raczyła się ruszyć. Kocica zwinnie skakała przez kamienie.
— Opowiesz mi innym razem — wyszeptał, patrząc, jak Głupia Łapa wyruszyła na przód, a w tym samym czasie Zalotka doskoczyła tuż obok niego.
— Skoro już wszyscy jesteśmy to powinniśmy teraz iść przez Drogę Grzmotu! Na pewno Głupia łapa nam pokaże, jak się przez nią przechodzi, co nie? — Miodowa Kora popatrzył na Głupią Łapę, robiąc minę w stylu "Błagam, zabierz mnie stąd!". Siostra wojownika skinęła głową, ruszając do przodu. Chwilę później Kosaciec ruszył za nią, przyglądając się tutejszym roślinom.
Było tu trochę inaczej niż na zwykłym terytorium Klanu Wilka. Zamiast drzew iglastych, rosły dumnie wysokie, brązowe słupy z zielonymi, grubymi i owalnymi liśćmi. Ciekawe, czy u Strzępki też tak jest, pomyślał przekręcając łeb. Natychmiast się otrząsnął, przypominając sobie, że mają przejść przez Drogę Grzmotu. Spojrzał ukradkiem na Miodową Korę, który był przygnębiony.
— Czemu tak daleko, w sumie? — zapytał marszcząc brwi. Zaczął wiercić spojrzeniem w koleżance, doszukując się czegoś. — No nie gadaj, że jeszcze będziemy się bić z tymi łysymi, brzydkimi szczurami na dwóch łapach o kilka żółtych kwiatków!
Liliowy kocur chciał ruszyć w drogę, jednak jego uczeń zadał pytania.
— Niestety, te zioła są daleko czy chcemy tego, czy nie, dlatego Nikła Gwiazda wysłał nas po ten skowycz, czy jak się to tam nazywało. Nawet jeśli ceną tego będzie bicie się z łysymi szczurami, czy nie wiadomo czym, to zrobimy to w imię klanu — powiedział stanowczo, idąc już szybkim krokiem za siostrą i doganiając ją.
Zalotna Krasopani podążała za grupą, uważnie słuchając ich rozmów.
— Obawiam się, że Głupia Łapa nie mogła podjąć decyzji o tym, gdzie akurat wyrośnie wrotycz — mruknęła spokojnje w odpowiedzi na słowa Kosaćcowej Grzywy, jakby właśnie była matką, która próbuje na spokojnie wytłumaczyć jedną z najprostszych rzeczy swojemu synowi. Kotka przytaknęła na słowa Miodowej Kory — Tak. Zawsze jest szansa, że dotrzemy tam bezpiecznie, weźmiemy wrotycz i wrócimy. Cali i zdrowi. A nawet jeśli faktycznie spotkalibyśmy szczury lub inne zagrożenie, nie poddamy się tak łatwo. Nie po to tyle tu szliśmy, żeby się wycofać. No chyba, że się boisz, Kosaćcowa Grzywo.
Zirytowany strzępnął ogonem. Na przodków, jak Syczkowy Szept sobie z nią radził? Teraz już wie, jak to jest być kimś takim jak on dla własnej matki. Może powinien z nim o tym porozmawiać czy coś, pewnie ma w tym wprawę.
— Mówisz tak, jakbyś jej kompletnie ufała — rzekł i przybliżył się do Głupiej Łapy, idąc z nią krok w krok. — A niedawno gadałaś, że mamy się mieć na baczności, bo przecież nie wiemy, jakie ma ona intencje! Nie pamiętasz już własnych słów? Czy jesteś po prostu naiwna? — dodał dramatycznie, nie obracając swojego pyska w stronę Zalotnej Krasopani. Tak naprawdę powstrzymywał śmiech, ponieważ to nie on w owym przedstawieniu był tym złym. To strasznie dziwne uczucie dla Kosaćca, które jednak dzierżył z dumą. Gdy szylkretowa istota znowu postanowiła podjąć próbę głosu, Kosaćcowa Grzywa mrugnął z uśmiechem w stronę Głupiej Łapy, a następnie nagle spoważniał, choć nadal nie spoglądał na rodzicielkę.
— Oskarżasz mnie o wszystko, byleby mnie zabolało, co? — wymamrotał, spuszczając głowę. Chwila ciszy musiała minąć, nim zabrał ponownie głos. Uśmiechnął się nagle — Niestety, ale Kosaćca teraz to nie zaboli. Kosaciec przeszedł przez gorsze rzeczy i usłyszał o wiele bardziej dotkliwe obelgi. Przykro mi, rodzicielko, ale nie jest już tym kociakiem, którego jedno słowo mogło sprowokować do walki i było ślepe na rzeczy, które były złe — mówił donośnym tonem; tak, jakby miał już krzyczeć, ale nie posunął się do tego. Szkoda było Miodowej Kory i Głupiej Łapy. Spojrzał na matkę z beztroskim uśmiechem. — Ale to chyba nie miejsce na rodzinne sprzeczki, co? Już dość mój mentor i Głupia Łapa wycierpieli, słuchając, jak to mi co każdą swoją sentencję grozisz! — powiedział. Zwrócił się do Głupiej Łapy — Pokażesz nam, jak przejść przez tę Drogę Grzmotu? — próbował zmienić temat. Dziwił się, że było go stać na takie mądre słowa. Chyba znowu ten duch z Klanu Gwiazdy opętał jego ciało.
Zalotna Krasopani nie wsłuchiwała się zbyt dobrze w słowa kocura.
— Przestań już kłapać tym dziobem. Jak jeszcze chociaż raz wspomnisz moje imię do końca wędrówki, to osobiście wyrwę ci język.
Prychnął tylko na jej słowa i szedł dalej u boku Głupiej Łapy w ciszy, czasami głupio komentując wszystko, co jest wokół nich.
Zirytowany sprzeczką rodziny Miodowa Kora podszedł do siostry.
— Wiesz co, Głupia Łapo, myślałem kiedyś, że jak byłaś przez chwilę samotnikiem to czułaś się samotnie, ale wiesz, naszła mnie refleksja, że chyba to był dla ciebie najlepszy czas. Ja też już dostaję nerwicy jak ich słucham i mam ochotę wyrwać sobie uszy! — Zaśmiał się nerwowo. — Myślę po prostu nad urlopem od klanu jak ich słucham, ale szybciej mnie rozszarpią niż taki wezmę — powiedział pół-żartem pół-serio.
— N-nie powiedziałabym, że siedzenie w zamknięciu i ciemności było przyjemne — wymruczała.
Do jego uszu doszła też konwersacja rodzeństwa. Rozumiał Miodową Korę po części, ale z drugiej strony chciałby, aby on został. To była trudna decyzja, a sam podsłuchiwacz się nie odezwał. Próbował odgonić się od słów dawnego mentora. Gdyby tej kultystki tu nie było, cała ich trójka pewnie bawiłaby się całkiem nieźle!
Nagle do jego nosa dotarł zapach, od którego aż się zakrztusił.
Uszy Głupiej Łapy ponownie przyklapły
— Uważajcie! Musimy t-teraz szybko przejść, zanim nadejdą potwory — dodała, rozglądając się przy Drodze Grzmotu.
— Aha, czyli to jest ta droga grzmotu, o której mówiłaś... — wycharczał i spojrzał na to miejsce. — Pachnie gorzej od stada Owocniaków! — dodał, po czym zerknął przez ramię na Głupią Łapę.
Chwila ciszy niepewności ich otoczyła, patrząc na śmiercionośną drogę. Nagle coś niebieskiego przebiegło przed nimi tak szybko, że Kosaciec nie miał czasu zareagować. Silny podmuch wiatru zmierzwił jego grzywę i czuprynę. Kocur zamknął oczy i cofnął się. Gdy było już po wszystkim, oszołomiony Kosaciec zamrugał kilka razy z szeroko otworzonymi oczami. Ocknął się po chwili i rozejrzał po zgromadzonych, po czym odchrząknął i zwrócił się do Głupiej Łapy.
— Więc... jak mamy zamiar przejść? Chyba nie mamy zbyt dobrego doświadczenia z Drogą Grzmotu, nie? — rzekł, otrzepując się przy tym.
Kotka zamachała ogonem, wciągając z niesmakiem powietrze w nozdrza. Przymknęła oczy, zgięła nieznacznie łapy i znieruchomiała. Po chwili otwarła jedno ze ślepi, mówiąc:
— Możemy ruszać. Ziemia nie drży, więc żaden potwór nie nadbiega. Tylko musicie być szybcy - oni nie poczekają aż spokojnie przejdziemy.
Miodowa Kora przełknął ślinę widząc Drogę Grzmotu.
— Skoro tak, to idę pierwszy w imię grupy. Módlcie się za mnie.
Wyskoczył i ruszył jak huragan na oślep, serce mu waliło, gdy czuł, że depta po drodze, na której są potwory, tak szybko jednak przebiegł, że skoczył na trawę, jakby nie miał z nią styczności od księżyców.
— Prędko, zanim jeszcze niczego nie ma na drodze! — krzyknął do kotów, które jeszcze były po drugiej stronie.
Głupia Łapa przebiegła przez ulicę, prowadząc za sobą pozostałą dwójkę kotów. Z oddali dobiegały do nich leniwe, zbliżające się ryki potworów.
— To chyba został las, a potem nasz cel! — Kocur mówił to z radością.
Liliowa kotka przeszła parę kroków, wysuwając się na prowadzenie. Stanęła w miejscu, gdy pierwsze promienie słońca bezpośrednio padły na jej oczy. Jej dotąd kołyszący się kikut ogona znieruchomiał, w sposób zupełnie niepodobny do tej pozornie słabej, zabiedzonej więźniarki - ruch ten wypełniało skupienie i zaskakująca, jak na kogoś w jej stanie, precyzja. Mimo paru pytań padłych z pysków jej towarzyszy, nie obróciła się w ich stronę, nie ruszyła nawet wąsem. Zmrużyła nieco brązowe oczy, jej oddech zwolnił, co dało się zauważyć po ledwie unoszącej się klatce piersiowej, a jedynym, wciąż ruchomym elementem jej postaci pozostały uszy, choć i w nich dało się dostrzec pewną nietypowość. Obracały się w subtelny, momentami przypominający nerwowe tiki sposób, jakby próbując wyłapać jakiś cichy dźwięk, równie cichy co odgłos wydobywający się spod delikatnych skrzydeł motyla.
— Coś się stało Głupia Łapo? — spytał zmartwiony Miodowa Kora, ale nie dostał odpowiedzi.
Kosaćcowa Grzywa przyglądał się Głupiej Łapie, doszukując się czegoś. Może usłyszała zagrożenie czyhające na nich, ale... kotka uspokoiła się, co wybiło z tropu kocura. Niechętnie poszedł za nią w niezręcznej ciszy, choć jego język już chciał dopaść uczennicę i wypytać ją o wszystko, co się stało przed chwilą. Zastanawiał się, czemu reszta tak nie zrobiła, ale może im też coś nie pozwalało tak jak jemu. Zapyta o to później, pomyślał. Może w drodze powrotnej... jeśli wyjdą z tego żywi. Ledwo co przeszli przez Drogę Grzmotu!
Kocica szła przed siebie ponownie niepewnym, wolnym krokiem, pozwalając towarzyszom ją dogonić. Całkiem szybko udało im się opuścić las, znacznie mniejszy od tego, w jakim żyli członkowie Klanu Wilka.
— W-widzicie to gniazdo dwunożnych? — spytała, skupiając wzrok wojowników na ceglastym, starym budynku, po którego ścianach biegły długie pnącza bluszczu, a płot okryła cienka warstwa mchu — To tutaj. Musimy być o-ostrożni. Dwunożni, którzy tu mieszkają są jus starzy, rzadko wychodzą z legowiska, jednak... Jest p-pewien problem.
— A czym jest ten pewien problem? — spytał Miodek.
— Jaki? Czy chodzi o... — mruknęła Zalotna Krasopani. W oczach kocicy mógł się odbić przykry obraz. — Psa? — wymamrotała, przystając obok Głupiej Łapy.
Liliowa spojrzała w stronę Zalotnej Krasopani z niepewną miną.
— Pies... — przytaknęła.
Po chwili ciszy kotka niespodziewanie podskoczyła o koci krok nad ziemią, jak gdyby wdepnęła w zgniliznę, odzywając się donośnie:
— Nie j-jest duży ani szczególnie sz-szybki! Myślę, że damy radę m-mu uciec w razie problemu... — spróbowała pocieszyć grupę.
Wojowniczka pokręciła głową.
— No nic, jakoś sobie poradzimy — mruknęła.
Kosaciec wzruszył ramionami, niezbyt pocieszony, ale też nie był zrozpaczony tą wiadomością. Chyba ją po prostu zaakceptował.
— Gorsze rzeczy przeżyliśmy niż jakiś mały kurdupel, który szczeka jak opętany — stwierdził.
Zalotna Krasopani, podążając za Głupią Łapą, wskoczyła na płotek.
— Jest tu gdzieś? — zapytała, rozglądając się po przestrzeni zamkniętej pomiędzy płotami. Wzięła głęboki oddech, a do jej nosa napłynął nieprzyjemny zapach psiska. — Myślicie, że śpi? Musimy go zlokalizować i jakoś to wszystko zaplanować, żeby nie było... żadnych ofiar.
— Ja bym się upewnił, że rzeczywiście śpi, żeby nie było niespodzianki — Miód też wskoczył na płotek, rozglądając się za psem. — Im dokładniej to zaplanujemy tym lepiej. Mogę się zgłosić na przynętę dla psa, gdyby się obudził, a wy moglibyście zebrać zioła, choć nie wiem czy jego szczekanie nie przyprowadziłoby za sobą jego dwunożnych.
Przysłuchiwał się im młodszy, następnie spojrzał na Miodową Korę. Odchrząknął i zerknął mu w oczy.
— Damy sobie radę, co nie?
— Oczywiście, że damy radę! Gwarantuję ci to na mój krótki ogon, że wyjdziemy z tego zwycięsko i z honorem — powiedział do Kosaćcowej Grzywy.
— Musimy wybrać kierunek, który obierzemy — poinstruowała Głupia Łapa, przyglądając się żółtym kwiatom. — Możemy pójść dołem, pod krzewami jeżyn, o tam — Wskazała. — Ta droga jednak zajmie nam dłużej, gdyż trzeba będzie iść dookoła. Istnieje też ryzyko, że któreś z n-nas się zaplącze... — urwała na chwilę — Jest jeszcze ścieżka obok mięty, ale niedaleko niej znajduje się legowisko, w którym śpi pies. Droga jest krótsza, a nasz zapach częściowo maskują zioła, ale jeden zły ruch i…
— Skoro tak to udam się drogą krzewową, jest dłuższa i mniej komfortowa, ale przynajmniej będę miał pewność że nie wytrącę psa z równowagi — Miodowa Kora popatrzył na krzewy, po czym na nich spojrzał. — To udanej drogi, jakąkolwiek trasę wybierzecie, to miejmy nadzieję się spotkać po drugiej stronie — Kocur szybko kiwnął głową, po czym szybko zniknął pod drogą z krzewów jeżyn.
Gdy Zalotna Krasopani dostrzegła, że Miodowa Kora kieruje się w tamtą stronę, ruszyła za nim.
— Ja też idę jeżynową. Wolę zdobyć wrotycz z pełnym kompletem kończyn — wymamrotała pod nosem.
Kosaćcowa Grzywa podjął decyzję, gdy dwójka kotów się oddalała w stronę krzewów jeżyn.
— Pójdę przez miętę — stwierdził cicho. Zaczął iść, ale się zatrzymał i spojrzał na Głupią Łapę — Idziemy razem?
Głupia Łapa skinęła głową na pytanie Kosaćca. Oboje weszli w miętę, idąc szybko, Kosaciec aż pędził. Musiał być tam pierwszy; musiał powstrzymać Nikłą Gwiazdę.
Myślami powędrował do dawnego starcia z Sosnową Gwiazdą. Głupia Łapa miała zostać złożona w ofierze dla Mrocznej Puszczy; na szczęście trójka uczniów powstrzymała złowieszczy plan kotek.
Kątem oka spojrzał na koleżankę, która była skupiona na przeżyciu. Uniósł jedną brew w zaciekawieniu. Podczołgał się do niej i szepnął:
— Mam pytanie — zaczął, ostrożnie spoglądając raz na nią, a raz w górę, próbując usłyszeć czyhające na nich niebezpieczeństwo. Ich spojrzenia się zetknęły — Skąd wiedziałaś, że był tu wrotycz? — zapytał powoli. — Mieszkałaś tu?
— Ja... — zaczęła niepewnie kotka — Uch, pamiętasz, jak jeszcze w trakcie podróży tak dziwnie przystawałam?
Kosaćcowa Grzywa pochylił głowę.
— Nie, nie pamiętam... — przyjrzał jej się od czubka uszu do najdłuższego włosa na brodzie. Uniósł jedną brew. — A co...
Nie zdążył dokończyć. Pod jedną z jego łap usłyszał trzask. Zmroziło go. Spojrzał się na Głupią Łapę, która skuliła się w mięcie.
Zaczęło się skomlenie. Kosaćcowa Grzywa wyłonił głowę z zioła, próbując namierzyć bestię. Szybko wrócił do kotki.
— Ruszaj się, no, dalej! — ponaglił ją i popchnął ją nosem do przodu. — Nie zginiemy tutaj — obiecał — Nie na mojej warcie!
Głupia Łapa nie mogła teraz umrzeć. Uratowali ją wcześniej, więc teraz też mu się uda. Dam radę, pomyślał, patrząc zdesperowany na kotkę.
Wysunął pazury, gdy szczeknięcia się nasiliły i obrócił się błyskawicznie w kierunku dźwięku.
— Idź zerwij te chwasty i w nogi! — warknął do starszej, nerwowo wyczekując psiego gościa.
Kosaćcowa Grzywa przymrużył oczy, skupiając się na zagrożeniu.
Zobaczył, że coś białorudego biegnie w jego stronę, jakby było opętane. To pewnie ten pies, pomyślał. Przykucnął i przygotował się na długi skok, podczas gdy bestia się tylko przybliżała w zastraszającym tempie.
— Trzy, dwa... — odliczał cicho, naprężając mięśnie. Czuł, jak jego serce próbuje uciec z klatki piersiowej; łomotało tak mocno, że Kosaćca aż zabolała głowa. Nie miał nigdy doświadczenia z psem; bał się, że go zmrozi, że sobie nie da razy, że... polegnie.
Przełknął ślinę i spojrzał mu w oczy.
Zrobię to, pomyślał. Zrobię to dla Głupiej Łapy.
Chciał obejrzeć się szybko na kotkę, sprawdzić czy już poszła, ale nie udało mu się. Pies zbliżył się już na tyle, że mógł go ciachnąć; tej okazji nie mógł przepuścić!
— Jeden!
Skoczył wprost na psa z ostrymi pazurami, trafiając w niego. Cios okazał się być skuteczny, aż zanadto; zwierzę będzie miało nauczkę do końca życia.
Miał nadzieję, że tyle wystarczy.
Kosaćcowa Grzywa odskoczył po zadaniu poważnych obrażeń na prawym barku stworzenia, które się cofnęło i zaskomlało z bólu. Ostrzegawczo syknął, wyginając kręgosłup w łuk.
Zdezorientowany pies chciał się obronić, próbując dosięgnąć szczękami Kosaćca. Kocur próbował uniknąć ciosu zwierzęcia, ale coś przykuło jego uwagę.
Stojąca z boku Zalotna Krasopani, która nie podjęła żadnego działania. Patrzyła się na nich jak zaczarowana, jakby tylko obserwowała, a nie mogła interweniować i uratować własnego syna.
Kosaciec czuł, jakby czas zwolnił, gdy patrzył na nią; zmarszczył brwi, czując się zdradzonym, choć nie tak bardzo, jak wcześniej.
Wilcza kultystka, pomyślał z nienawiścią. Zawarczał, ale dźwięk został stłumiony przez nagły upadek na czarny piach. Oszołomiony kot wrócił do psa, który już szykował szczęki na dziabnięcie. Ciężka łapa bestii leżała na piersi młodego wojownika, który wił się agresywnie. Kosaciec nerwowo spoglądał na niego, oddychając szybko i płytko. Instynktownie zatopił pazury w łapsku psa, który warknął i odsunął się, kulejąc. Nie tylko on został skaleczony - Kosaciec również ucierpiał, choć znacznie mniej; długie i gęste włosy na klatce piersiowej znacznie złagodziły obrażenia grubych, jasnych pazurów psa. Leniwe zaczęła lecieć krew.
Oboje odsunęli się od siebie.
Kosaćcowa Grzywa oddychał szybko, próbując złapać oddech. Nie sądził, że się z tego wywinie. Rany na klatce piersiowej nie były zbytnio głębokie.
Pomimo tego nagle sobie uświadomił, że brakuje mu pazura u piątego palca na lewej łapie; może właśnie dlatego czuł ciepło spływające na dół. Dopiero teraz zaczęło go boleć i syknął z bólu. Spojrzał ponownie ukradkiem na Zalotkę z płonącymi oczami, ale potem skupił się na zagrożeniu.
Wilcza kultystka.
Gdy Kosaćcowa Grzywa złapał oddech, postawił jedną łapę do przodu. Pies zawarczał, marszcząc nos. Kocur nie syknął, obserwując go uważnie w ciszy.
Czy było warto, zastanawiał się, świdrując psa swoim intensywnym spojrzeniem. Czy jest w ogóle sens tego, co robię? Może... Może powinienem się wycofać? Może wskazać mu Zalotną Krasopanią na kolację i uciec do Strzępki?
Nagle rozwścieczona bestia ruszyła na niego, próbując go kłapnąć swoimi zębami. Kosaciec jednak gładko go ominął, przybierając zniesmaczoną minę, gdy poczuł na sierści ślinę zwierzęcia. Z nowym przypływem gniewu, kocur znowu spróbował go trafić; ponownie zwinnie odskoczył od psa, aby szybko i niepostrzeżenie zadać mu obrażenia na prawym boku. Pies zawył i obrócił się natychmiast, ale Kosaćcowej Grzywy już tu nie było; on tylko rozkoszował się bólem stworzenia, które nie powinno istnieć. Nie teraz, gdy przeszkadzał mu, Kosaćcowi.
Pies znowu ruszył do ataku, ale kocur go ponownie ominął. Rozwścieczona bestia zaczęła szczekać i unikać ciosu, gdy Kosaciec próbował go drapnąć. Psu nie udało się, zwłaszcza przez swoją kulejącą łapę, która utrudniała mu chodzenie.
Młody wojownik wykorzystał nieuwagę stworzenia i zanurkował pod jego brzuchem, podgryzając jego tylną łapę, uciekając. Zwierzę czuło cierpienie.
Powinien dawno wiedzieć, że z ,,Wielkim Kosaćcem" się nie zadziera.
Kosaćcowa Grzywa ponownie ruszył do ataku, tym razem spróbował metody gryzienia. Może będzie ona bardziej efektywniejsza niż pazury.
Jak się okazało, pies był teraz powolny, bardzo nieogarnięty. Nie wiedział, co robił; zdesperowany próbował uderzyć Kosaćca na oślep, myśląc, że się uda.
Jak głupim trzeba być, aby w to uwierzyć?
Kocur był skupiony na psie. W końcu zaskoczył go od tyłu i ugryzł jego ogon. Mocno zacisnął szczęki, nie puszczając ofiary. Pies się szarpał, wierzgał jak koń. Kosaciec nie ustępował; chwyt się rozluźnił dopiero, gdy zaczęły go boleć szczęki. Od razu uciekł na bezpieczną odległość, zanim pies znowu spróbował go dorwać.
Kosaćcowa Grzywa był pewny, że da sobie radę samemu. W końcu ten pies to pewnie tylko leżał w tym gnieździe i jadł wronią karmę! Nie mógł go mocno uszkodzić. Naprężył mięśnie, aby skoczyć na psa i go poharatać. Już miał to zrobić, aż nagle wydarzyło się coś niespodziewanego. Pies go zaskoczył; nagle wytrącił kocura z równowagi, a następnie powalił na plecy. Wstrząsnęło to kotem; nie mógł się nawet ruszyć. Strach go sparaliżował, gdy poczuł na brzuchu ciepło. Jego źrenice się rozszerzyły, szukając pomocy kopnął mocno tylnymi łapami. Niewiele to dało, jednak udało mu się wyślizgnąć spod niego. Kosaciec ciężko dyszał, czując, jak krew zasycha na brzuchu. Czuł się dziwnie, niekomfortowo, słabo. Zmrużył oczy i strzygnął uchem. Nie pozwoli mu. Wykorzystał nieuwagę psa, aby znowu zatopić zęby w jego ciele. Pies szybko go strącił, ale zamiast ugryźć Kosaćca, stanął dęba. Dał mu czas, aby uciec na bezpieczną odległość. Pies czegoś nasłuchiwał. Zaciekawiony Kosaciec spojrzał na niego, a następnie na miejsce, w którym znajdował się... Miodowa Kora! Sparaliżowany wojownik nawet się nie ruszył, pewnie zbyt przestraszony, aby cokolwiek zrobić. Biedak. Pies już do niego leciał. Dawny uczeń odprowadzał psa wzrokiem. Czy powinienem coś zrobić, zastanawiał się. Czy może dojść, gdy Miodek sobie nie poradzi?
Kosaćcowa Grzywa obserwował zwierzę, które na początku szczekało na krzew jeżyn. Z początku myślał, że go nie dorwie, ale bardzo się mylił; bestia staranowała tą roślinę tak łatwo, jak mysz! Pies szybko ugryzł Miodową Korę, po czym go podniósł jak zabawkę. Miodowa Kora na szczęście drapnął go w pysk, a pies natychmiast rozluźnił chwyt. Kosaćcowa Grzywa odetchnął z ulgą.
Postanowił, że znowu ruszy do walki. W końcu to przez niego każdy był w kłopotach… oprócz jego rodzicielki, która - jak widać - bardzo ładnie bawiła się w zbieraczkę wrotyczu, wybawicielka chorych.
Chorych na mózg.
Kosaćcowa Grzywa wciąż czuł się słabiej niż wcześniej, ale musiał uratować dawnego mentora.
Zastanawiał się, czemu tego małego gnojka nie można tak łatwo zabić.
— Hej! Tu, ty pieprzony kurduplu! — zawołał głośno, dumny ze swoich słów. Obłąkaniec go ich nauczył; dobrze brzmią, czemu by ich nie używać?
— Co robisz Kosaćcu?! — powiedział zaskoczony Miodowa Kora.
Pies od razu obrócił się w kierunku dźwięku, ale za późno zareagował, bo Kosaciec już go dziabnął w tylną nogę. Miodowa Kora drapnął bestię w przednią łapę. Pies zaskomlał, gdy ostre pazury kocura przejechały po jego kończynie. Stworzenie cofnęło się zdezorientowane, podczas gdy dawny uczeń pomagał Miodowej Korze wydostać się spod krzewu.
— Wstawaj! — ponaglił go. — Może spróbujemy go odgonić? Albo zawołamy te bezwłose szczury na dwóch łapach? Może go zabiorą i problem z głowy — zaoferował cicho, nerwowo patrząc co jakiś czas na psa, który namierzał kocich intruzów.
Miodowa Kora, słuchając sugestii Kosaćca, odparł:
— Lepiej by było go odgonić niż wabić jeszcze kolejny problem w postaci dwunożnych. Jeszcze kilka uderzeń i się zmęczy, w końcu nie jest niezniszczalny! — powiedział.
Bestia odwróciła się, spanikowanym wzrokiem lustrując otoczenie, strosząc sierść i unosząc fafle do góry, by zabłysnąć żółcią swych zębów. Krótki, zbity ogon zawinął się w stronę jego podbrzusza, a samo zwierzę odbiegło kulejąc, ku zamkniętym wrotom legowiska dwunożnych.
Miodowa Kora triumfował gdy pies się poddał.
— Mówiłem Ci Kosaćcu, nie trzeba było wabić dwunożnych, żeby zmiękł — powiedział do dawnego ucznia dumnie.
— Prędko, pomóżcie nam! — zawołała Głupia Łapa, widząc, jak pies zaczyna skrobać zdrową łapą drzwi, w celu zwrócenia uwagi dwunożnych — Zanim ich zwabi!
— Szybko! Zwijamy się! — Miodowa Kora pobiegł w stronę kotek, które już znalazły zioła dla klanu i wziął tyle łodyg w pysk, ile tylko umiał.
Kosaćcowa Grzywa chciał jeszcze dokończyć drania, świerzbiły go łapy. Wrócę tu, pomyślał i mściwy uśmieszek wkradł mu się na pysk. Zemszczę się na tobie. Usłyszał jednak wołania Głupiej Łapy i Miodowej Kory. Niezbyt usatysfakcjonowany ruszył za dawnym mentorem. Patrzył, jak każdy wpakowywał sobie wszystkie żółte kwiatki do pyska.
Idioci, pomyślał z odrazą.
Milczał, nie myśląc nawet pomóc. Nie będzie wyglądał jak wiewiórka przez całą drogę! Aż tak się ośmieszać nie chciał.
Szylkretka zauważyła to, zmarszczyła brwi i ostrożnie odłożyła kwiatki pod swoje łapy.
— Coś nie tak? Dlaczego nie bierzesz wrotyczu? — spytała, uśmiechając się delikatnie.
Kosaćcowa Grzywa wzdrygnął się na delikatny ton głosu kotki. Spojrzał na nią zaskoczony, ale odwzajemnił zmęczony uśmiech.
— Ach, nic... może tyle wystarczy? Mamy pewnie tylko kilka kotów do wyleczenia, a wy jak na wojnę z innym klanem! — zażartował i spojrzał w oczy Zalotnej Krasopani.
— Kosaćcowa Grzywo... — szepnęła z zawodem Głupia Łapa.
— Tak? Ale wiesz... — zaczęła Zalotna Krasopani. — Na pewno mojej córce przydadzą się zioła na przyszłość. Weźmy jak najwięcej, żeby w przyszłości nikt inny nie musiał się tak narażać, prawda?
Kosaćcowa Grzywa poczuł się zaatakowany przez obie kotki. Zalotna Krasopani pewnie wiedziała, co miał na myśli; kult. Eliminacja poprzez brak ziół. Kosaciec stłumił w sobie ciężkie westchnięcie.
— No, może i mojej siostrze by się przydało — chciał podkreślić słowa ,,mojej” oraz ,,siostrze", jak najbardziej się dało. — Miejmy nadzieję, że się przydadzą... kiedyś — odrzekł z bólem w sercu.
Spojrzał na Głupią Łapę. Spiorunował ją nagle wzrokiem, po czym uśmiechnął się do niej i podszedł.
— A ty masz mi coś do powiedzenia, racja? — szturchnął ją przyjacielsko barkiem, choć sam był dosyć zdenerwowany. — Nie skończyliśmy tej rozmowy — dodał, próbując zmienić temat.
Spojrzała brązowymi oczami na kocura, a jej wzrok mówił jasno, że nie jest to coś, o czym powinni teraz dyskutować.
Kosaciec wzruszył niewinnie ramionami, czując się zaatakowanym jej oczami, więc wyszeptał jej na ucho:
— To powiesz mi, jak wrócisz żywa do obozu... i jak Nikła Gwiazda w końcu nie będzie kazał ci ponownie siedzieć w tej dziurze.
Kosaćcowa Grzywa wyczekiwał odpowiedzi Głupiej Łapy z niecierpliwością. Poczuł na sobie spojrzenie dwóch innych kotów, ale je zignorował, nadal będąc pochylonym w stronę kotki. Futro liliowej zmierzwiło się, a po chwili zrobiła krok w tył. Kocur zmarszczył jedną brew w zaciekawieniu. Już otwierał pysk, ale Głupia Łapa w końcu coś powiedziała. Coś, czego nawet sam Klan Gwiazdy by się nie spodziewał.
Wzięła głęboki oddech.
— K-Kosaćowa Grzywo! — zawołała zszokowana, łamiącym się głosem — Już ci mówiłam - nie mogę zostać twoją partnerką! P-proszę, odpuść swoje zaloty...
— Co!? — wykrztusił z siebie, urażony słowami kotki. — Ja się do ciebie nie przylepiam, o nie, nie, nie, nie! Nie jesteś w moim typie! — bronił się. — Poza tym... — wstydliwie spojrzał w bok na płot, ściszając ton głosu — Mam już kogoś... na oku?
Nagle zdał sobie sprawę, że nie o to chodziło Głupiej Łapie; ona chciało go uświadomić, że ma przestać się zachowywać podejrzanie przed tą dwójką potencjalnych kultystów! Poczuł falę gorąca pod futrem, któremu nie mógł zapobiec. Aha... więc o to ci chodziło, pomyślał, w końcu spoglądając na kotkę. Serio, mogłaś użyć czegoś lepszego... i to jeszcze przed moją matką! Zalotna Krasopani jednak tylko się zaśmiała. On odetchnął i spojrzał jeszcze raz z wzrokiem pełnym nienawiści na Głupią Łapę.
— Możemy raczej już ruszać — stwierdził. — Słyszycie w sumie tego psa? Może sobie odpuścił i wrócił do swojej nory…
— Bierz wrotycz.
Kosaćcowa Grzywa przewrócił oczami na słowa Zalotnej Krasopani i niechętnie wziął jeden kwiatek.
— Możemy ruszać — odpowiedział.
— Wrotycz.
— Przecież wziąłem, o co ci chodzi!?
— Wziąłeś za mało.
Głupia Łapa szepnęła coś na ucho do brata.
Miodowa Kora przewrócił oczami, gdy matka z synem znowu się kłócili.
— Kosaciec, weź te zioła dla świętego spokoju. Przypominam, że ten pies nadal robi hałas przed gniazdem dwunożnych. Im dłużej tu stoimy, tym jest większa szansa, że przyjdą z nas zrobić kruczą karmę! — Spojrzał na ich oboje i odwrócił się. — No cóż, to cały on — dodał.
Kosaćcowa Grzywa coś odburknął, ale wziął z cztery kwiatki i spojrzał na nich, jakby został urażony.
— I jak? Teraz dobrze? — powiedział przez zaciśnięte zęby.
— M-możemy już wracać — miauknęła Głupia Łapa, obracając się przez ramię w stronę psa. Zza drzwi dobiegały zbliżające się kroki.
Przytaknął na słowa kotki. Gdy usłyszał kroki, natychmiast się poderwał.
— Wiejemy! — krzyknął, po czym już wskoczył na płot. — No dalej! — ponaglił ich.
Miodowa Kora usłyszał kroki i szybkim susem dołączył do Kosaćca na płocie.
— Im szybciej stąd odejdziemy tym lepiej — mówił z wrotyczem w pysku.
Wrócili do obozu, cali i zdrowi.
Poziomkowa Łapa był pierwszym kotem, który do niego podbiegł; drugim okazał się być jego ojciec, zaś siostra podeszła dopiero pod koniec.
— Z kim się biłeś!? — zapytał zmartwiony uczeń.
Kosaćcowa Grzywa dumnie się wypiął.
— Walczyłem na śmierć i życie z wielkim, strasznym psem! O mało, co by nas nie zabił… ale dzięki mnie żyjemy! — powiedział. Może trochę podkoloryzował, ale trudno. Poziomek, jak widać, łyknął to.
Po tym zdarzeniu uczeń zaczął go słuchać częściej i był o wiele bardziej skupiony na treningach niż przedtem.
Może i dobrze zrobiłem, pomyślał, gdy trenowali w obozie. Roztargniony Koperek kazał mu tu siedzieć, dopóki nie wyzdrowieje. Był zdziwiony, że ten kot się o niego troszczył. Postanowił jednak to znowu przemilczeć.
Było mu smutno, że nie będzie mógł się zobaczyć ze Strzępką.
— Mentorze! Mentorze! — zawołał Poziomkowa Łapa, który wyrwał Kosaćca z myśli.
— Co się stało? — zapytał, rozciągając się i ziewając.
— Musisz to zobaczyć! Poznałem nowy ruch…
<No to mi go pokaż, Po-ziomku!>
[6453 słów]