Przykrym było, że zielonooka skazała siebie i czekoladową na śmierć, w imię idei, której Srocza Gwiazda nie mogła pojąć. Zabrała ją i siebie od domu, rodziny, stałego dostępu do pożywienia i ciepłego legowiska. Młodsza prawdopodobnie nie miała nawet za dużo do powiedzenia. Była dzieckiem. Musiała słuchać się starszych. Nie zdążyła poznać na tyle świata i życia, by samej móc zadecydować o swoim losie. W zimnych oczach liderki było to jawne morderstwo Płotkowej Łapy, która była zbyt młoda i niepewna, by podejmować tak poważne decyzje. A Kawcze Serce, jako dorosła kocica, wzór do naśladowania, samozwańcza wybawczyni, zmusiła ją do wiecznej tułaczki w samotności, bez własnego kąta. Mimo skrawków czekoladowej sierści, starej liderce nadal było żal kocięcia.
Piórolotkowy Trzepot i Karasiowa Ławica, którzy przybyli do niej kilkanaście wschodów słońca po tym wydarzeniu, wydawali się być, podobnie jak zbiegła Kawka, niewidomi wobec realiów świata. Nie widzieli, kto w rzeczywistości ranił ich klan, kto skazał Płotkową Łapę na śmierć i kogo oni tak zażarcie bronili. Liderka nadal doceniała ich próbę rozmowy, jednak w tym samym czasie, droga jaką musieli jeszcze przejść, była długa i pokrętna, ponieważ taką właśnie sobie wybrali. To kiedy przejrzą wreszcie na oczy było jedynie kwestią czasu i chęcią do zobaczenia czegoś więcej niż “urojonego dobra”, w jakie tak zaciekle wierzyli.
– Możesz już zejść, Mandarynkowa Łapo! – zakrzyknęła do uczennicy, zeskakując na bezpieczny grunt.
Srebrna spojrzała na nią z góry, niepewnym wzrokiem lustrując otoczenie w poszukiwaniu gałęzi, na którą może bez obaw wskoczyć. Po kilku uderzeniach serca zaczęła schodzić, raz po raz czepiając się pazurkami kory jesionu, na którym to chwilę temu uczyła się wspinać. Ostatecznie udało jej się wylądować obok babki, z zadowoloną i wysoko uniesioną główką.
– Dobrze ci poszło – pochwaliła wnuczkę łaciata – Musisz jedynie dopracować swoją technikę schodzenia. Parę razy omsknęła ci się łapa, ale jestem przekonana, że szybko udoskonalisz tę umiejętność.
Mandarynkowa Łapa przytaknęła. Starsza kocica cieszyła się, że młoda tak szybko nabiera wprawy. Większość umiejętności nabywała bez większego problemu, a jedynym do czego Srocza Gwiazda mogła się doczepić, było jej… zachowanie, wobec niektórych członków Klanu Nocy, konkretnie tych o czekoladowej sierści. Wierzyła jednak, że po paru przeprowadzonych z nią rozmowach, uczennica zyska więcej taktu. Wciąż była wszakże kocięciem, które dopiero się uczyło. Do tego Wirująca Lotka, jej zmarła matka, jeszcze za życia większość swej uwagi poświęcała Płotkowej Łapie, co zdaniem liderki, mogło częściowo uzasadniać jej wrogość wobec siostry. Do teraz pamiętała, jak Kawcze Serce potrafiła spozierać na srebrną. Jej oczy wypełnione były nieprzychylnością w stronę małej kotki.
– Wracamy już do obozu? – spytała niższa, rozglądając się na boki.
Liderka spokojnie skinęła jej łbem, ruszając przed siebie. Uczennica szybko zrównała z nią krok, po drodze jeszcze odkopując wcześniej skryte pod kupką ziemi i liści piszczki - rozespaną wiewiórkę, która spała w dziupli drzewa, na jakim trenowały kotki oraz rudzika. Obie trzymając pochwycone przez siebie zwierzęta kierowały się w stronę obozowiska, którego trzcinowe ściany widać było tak szybko, jak wyszły z leśnej gęstwiny. Spod topniejących kupek śniegu wyrastały pierwsze przebiśniegi i krokusy, zwiastuny mającej przyjść lada moment Pory Nowych Liści. Kolorowe kwiaty przypomniały liderce o wydarzeniu mającym miejsce parę wschodów słońca wcześniej, kiedy to Czapli Taniec i Wodnikowe Wzgórze przyszli do niej z prośbą o błogosławieństwo. Oboje byli już starsi, jednak nie wydawali się być tym szczególnie przejęci. Pierwsza podobna ceremonią, jakiej udzielała Srocza Gwiazda, była zawarta między jeszcze starszymi kotami - Jaskrowym Pyłem oraz Szyszkowym Zagajnikiem, którzy aktualnie wspólnie odpoczywali w legowisku starszyzny. Ślub był miłym wydarzeniem. Barwnym i pomimo braku świetlików wesołym. Szczególnie moment rozdawania prezentów i rzut żabą, którą Bratkowe Futro wygrzebała z mułu. Wszyscy uczestnicy zdawali się cieszyć chwilą, nawet ci nieproszeni, jak Kazarkowa Śpiewka, która cudem złapała żabę, by następnie przegrać ją w potyczce z cztero-księżcyową Zmierzch, jedną ze znajdek, którymi opiekowała się Bratkowe Futro.
– Jesteśmy już blisko – skomentowała Mandarynkowa Łapa, zanurzając się w zimnej wodzie.
Faktycznie, wejście do obozu znalazło się parę lisich długości od nich. Powoli zachodzące słońce nadało wodzie pomarańczową barwę, która działała kojąco na ostatnio zszargane nerwy liderki. Za nimi rozległ się chlupot - to jeden z patroli właśnie wracał, podobnie jak one, do obozu. Trzcinowisko szumiało, a pojedyncze kawałki lodu spływały powoli w stronę morza. Po wyjściu na stały ląd otrzepały się z kropli wody, szybko przesuwając się do przodu, aby nie stać dłużej w rozmokłym błocie. Były już w tunelu, kiedy do ich uszu dobiegł przeraźliwy wrzask, któremu zawtórowały kolejne, każdy coraz boleśniejszy. Mandarynkowa Łapa w ostatniej chwili została powstrzymana przed wystrzeleniem w przód, przez głośny syk, wypuszczony z pyska liderki. Za sobą poczuły wojowników, także próbujących przebić się do wnętrza obozu.
To, co zastała po wydostaniu się z korytarza, przerosło jej wszelkie oczekiwania. Na środku obozowej areny, która jeszcze chwilę temu musiała być głośna i zatłoczona, o czym świadczyły kotłujące się przy ścianach koty i rozrzucone wokół sterty na zwierzynę piszczki, leżało nieruchome, zakrwawione ciało Nawałnicowej Łapy. Szkarłat ściekał mu w dół, od karku do szyi, sugerując śmierć przez uszkodzenie kręgów. Mimo to jego skóra była pokryta zadrapaniami od pazurów. Niedaleko niego leżała Okraszona Polana z rozerwaną szyją i podobnie jak uczeń ciałem pokrytym szramami. Przy ścianie zataczał się Czapli Taniec, którego bark zdobiło ugryzienie. Na samym środku obozu stał sprawca tego wszystkiego. Zgarbiona postać, z niegdyś białym pyskiem, teraz pokrytym szkarłatem, z którego strumieniami ściekała ślina. Brązowe, posklejane i zaniedbane futro, poczochrane jak upiór. Błotnista Plama. Paskuda. Odrzucona przez Sroczą Gwiazdę siostra. Ta cicha, wiecznie przerażona dziwaczka, wariatka, jak niektórzy ją zwali, zmora kociąt i matka Kawczego Serca, która porzuciła ją już dawno temu. Krzycząca na widok własnego cienia. Jej morda wykrzywiona była w nienaturalnym uśmiechu, drgającym co jakiś czas, kiedy kolejne fale śliny zmieszanej z krwią wylewały się spomiędzy jej rozwartych szczęk. I te puste oczy. Obce, niekocie, niedrapieżne, niepiszczkowe, nieobecne. Wszystko trwało kilka uderzeń serca. Czekoladowa wojowniczka nagle zerwała się przed siebie, koślawo stawiając każdy krok, a jej świeżo porwane uszy poruszały się w mylący sposób. Kierowała się w stronę ściany żłobka, przy której zwinięta leżała Zmierzch. Wielkie, sparaliżowane strachem oczy czekały na swój koniec. W pysku kocięcia nadal zwisała kulka mchu, którą jeszcze chwilę temu musiała się bawić. Lisią długość dalej, przy legowisku starszyzny, Kotewkowy Powiew blokowała drogę Bursztynowi, próbując za wszelką cenę utrzymać go pomiędzy swoimi łapami i nie pozwolić, aby rzucił się do siostry. Spełniała swój obowiązek piastunki. Srocza Gwiazda skoczyła przed siebie, paroma susami skracając odległość między nią, a Paskudą. Powaliła ją w locie, tuż przed rzuceniem się na Zmierzch. Nie myślała długo, wgryzła się w szyję kocicy, nie puszczając, dopóki ta nie stała się wiotka i przestała wierzgać. Odsunęła się, wypluwając z pyska skrawki brudnego, przesiąkniętego odorem wymiocin i brudu futra oraz krwi. Przez chwilę myślała, że martwe oczy siostry wpatrują się w nią, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że nie było to prawdą. Zielone, matowe już od dawna ślepia utkwione były w nocnym niebie. Obróciła się przez ramię, chcąc upewnić się, że czarna jest cała. Przy kotce, ku uldze liderki, już czuwała piastunka i jej brat. Kotewkowy Powiew ciasno owinęła kocięta ogonem, uważnie oglądając całe ciałko roztrzęsionej, niedoszłej ofiary Błotnistej Plamy. Srocza Gwiazda wyprostowała się, rozglądając się po obozie. Strzyżykowy Promyk próbowała z pomocą Różanej Łapy odsunąć chlipiącego w futro partnera Wodnika, aby móc bliżej przyjrzeć się jego ranie, podczas gdy Pchli Nos, uczestniczący w tym samym patrolu co Wodnikowe Wzgórze, zawisł nad Okraszoną Polaną. Większość spojrzeń była jednak wbita w nią, bojąc się ruszyć, aż nie dostaną sygnału, że już po wszystkim.
– Nie żyje.
***
Minęło parę susów księżyca, a ten zdążył się już znaleźć na szczycie. Mimo trwającej nocy, po obozie nadal rozchodziły się szepty i rozpaczliwe łkanie, jeżące włos na karku. Parę kotów zgłosiło się do pomocy przy znoszeniu zwłok, wszystkich oprócz ciała Błotnistej Plamy. Pozbyciem się go miał się zająć zgodnie z prośbą Cuchnący Śledź. Zabrać tak daleko od obozu jak się da i zakopać jak najgłębiej, by słońce nie miało szansy do niej dotrzeć.– Czy on wydobrzeje? – pociągnął nosem Wodnikowe Wzgórze, rozpaczając nad śpiącym małżonkiem.
– Oczyściłyśmy jego rany i je opatrzyłyśmy. Teraz zostało nam jedynie czekać.
– Ale! – próbował zaoponować niepocieszony pręgus, przestępując z łapy na łapę.
– Nie ma ale – upomniała go ruda – Zimorodkowa Łapo, podaj Wodnikowemu Wzgórzu nasiona maku. Pomogą mu zasnąć. Musisz być odpowiedzialnym wojownikiem i nie sprzeciwiać się medyczce. – syknęła do kocura, który już więcej się nie odezwał.
Liliowa księżniczka podała mu zwitek, w którego wnętrzu kryły się drobne, czarne nasionka, a następnia pozwoliła mu odejść. Strzyżykowy Promyk westchnęła ciężko.
– Srocza Gwiazdo, musimy natychmiast porozmawiać. Wy też – zwróciła się do swoich dwóch pomocnic.
Czarno-biała liderka, dotąd zachowująca milczenie, uniosła oczekująco wzrok na niebieskooką.
– Mów – poleciła.
– To… co dzisiaj zaszło w obozie... – zaczęła, przełykając ślinę ruda – To nie była zwykła sytuacja. – Srocza Gwiazda ledwo powstrzymała się przez zirytowanym parsknięciem – Błotnista Plama od dłuższego czasu wykazywała symptomy pewnych… problemów, jednak dzisiejsze wydarzenie… To choroba ciała, mózgu i duszy. Słyszałam o niej zaledwie parę razy, jeszcze jako uczennica, kiedy szkoliłam się u boku Muchomorzego Jadu. Jest rzadka, silnie zaraźliwa, jednak nieuleczalna. Przenosi się przez ślinę zarażonego. Nigdy nie przypuszczałam, że doświadczę jej na własne oczy…
Trójka kocic słuchała w osłupieniu. To co mówiła medyczka, brzmiało nierealnie, jak choroba stworzona przez Mroczną Puszczę.
– Czyli to dlatego kazałaś wszystkim ostrożnie obchodzić się ze zwłokami. To nie była troska o ich uszkodzenie, tylko o żyjących… – podsumowała Różana Łapa.
Srocza Gwiazda poczuła, jak Zimorodkowa Łapa przywiera do jej boku. Splotła z nią ogon.
– Czy uważasz, że to może być jakiś znak od Gwiezdnych? – zapytała bardzo bezpośrednio liderka.
To nie mógł być przypadek, że akurat czekoladowemu kotu odbiło. Że ktoś taki jak Paskuda stał się krwiożerczym mordercą, gorszym od borsuka, gorszym od tego co zrobiła chociażby Makowe Pole. Czyżby Klan Gwiazdy chciał pokazać, czym mogą stać się czekoladowi? Błotnista Plama nie była jedynym kotem o takim kolorze sierści, który był na skraju postradania zmysłów.
– Nie wiem – odparła zmieszana Strzyżyk.
Wewnątrz legowiska medyka nastała smętna, ciężka cisza, przerywana deszczem, który zaczął padać na zewnątrz.
– Ale… Skoro jest silnie zaraźliwa… To co z Czaplim Tańcem?
Słowa Zimorodkowej Łapy odbiły się głuchym echem po kamiennych ścianach. To było najważniejsze pytanie.
– Pozostało nam czekać.
***
– Koty Klanu Nocy! – zawołała z góry sumaka Srocza Gwiazda, zwracając się do zebranych w dole wojowników – Wczorajsza tragedia jest nie do pojęcia. To czego dopuściła się Błotnista Plama… Nie da się opisać słowami, które pochwaliliby przodkowie. Straciliśmy wojowniczkę, młodego ucznia, a w dodatku Czapli Taniec, jej były i jedyny uczeń, który jeszcze parę wschodów słońca wcześniej radował się ślubem, teraz leży w legowisku medyka, a jego stan jest niejasny. Strzyżykowy Promyk jest w trakcie interpretacji tego wydarzenia. Musimy jednak zachować ostrożność. Zdaje się, że niektóre koty mogą nosić na sobie swego rodzaju klątwę, chorobę obejmującą ciało, serce i duszę, którą zarażają innych, dlatego proszę, zachowajcie ostrożność, szczególnie wobec kotów wykazujących anormalne zachowania, takie jak ślinotok, obawa przed światłem, szukanie odosobnienia, niepokojąca lękliwość czy wymioty. – zapauzowała, by wziąć kolejny głębszy oddech i dać tłumowi czas na przetrawienie informacji, które o przekazanie prosiła ją medyczka – Chciałabym też uhonorować Nawałnicową Łapę, który zmarł zanim miał szansę dostąpić do swojej ceremonii mianowania na wojownika. Od dzisiaj będzie znany jako Nawałnicowy Ryk i z tym też imieniem spocznie i zostanie pochowany. Proszę, aby parę silnych i chętnych kotów zebrało się i pomogło w pochówku jego oraz Okraszonej Polany i w przepłynięciu rzeki przez Mgliste Spojrzenie.Koty przez chwilę milczały, rozglądając się po sobie. W tłumie dostrzegła, jak Krzycząca Makrela zerka niepewnie na syna, wnuka Błotnistej Plamy. Jej uwagę szybko jednak odwrócił Pchli Nos, przyjaciel Okraszonej Polany, Wodnikowe Wzgórze, a nawet Biedronkowe Pole, która najwyraźniej poczuła obowiązek pożegnania swojego podopiecznego. Spodziewała się, że ktoś może sprzeciwić się jej werdyktowi, jednak najwyraźniej wszyscy uznali, że są rzeczy ważne i ważniejsze, a kłótnie nad zwłokami, które jeszcze wczoraj były ich rodziną i przyjaciółmi, były bardzo nie na miejscu. Podczas gdy inne koty zaczęły się przegrupowywać i przygotowywać do patrolu, wyczuwając zakończenie zebrania, na gałąź obok niej wspięła się Mandarynkowa Łapa.
[2339 słów ]
[przyznano 23% ]
<Mandarynkowa Łapo?
Ale te czekoladowe koty nienormalne są
OdpowiedzUsuńRaczej biedne. Gnębione bez powodu i demonizowane, bo tak akurat pasuje jednej postaci xd
UsuńHej, wypowiem się jako autorka Sroczej Gwiazdy.
UsuńOna nie podejmuje takich decyzji "bo tak pasuje jednej postaci". Ona jest święcie przekonana, że robi dobrze, bo od jej narodzin było jej to wmawiane przez matkę. Od kiedy dołączyła do Klanu Nocy wpadała tylko na "złe" i "szkodliwe" koty czekoladowe, więc jej zdanie nie miało się jak zmienić. Jeśli jest się ciekawym, zawsze można zgłębić jej lore, poczytać, że w jej wychowaniu uczestniczyła tylko matka, że od początku była obarczona wielką odpowiedzialnością, że zachowania jej siostry były dla niej niezrozumiałe i obciążające (przypominam, że na ludzkie lata to w wieku 6 lat została wyrzucona przez własną matkę do obcego miejsca z poważnym zadaniem, a przy okazji miała opiekować się siostrą, próbować przeżyć i zdobyć akceptację)
Potem wcale nie było lepiej, można przejrzeć sobie koty o tym umaszczeniu żyjące kiedyś w Klanie Nocy, gdzie większość była lękliwa, a np. taki Zdradziecka Rybka, jak sama nazwa wskazuje, został okrzyknięty zdrajcą i tchórzem, co potwierdziła jego córka, która się że Sroką zaprzyjaźniła.
Tak, jej zachowania są złe moralnie i my widzimy te wady, ale ona nie. Budowanie wielowymiarowych postaci polega na też na tym, że nie zawsze będą one moralnie dobre, białe i proste, jak np. Ognista Gwiazda z kanonu. Ona jest szara. Ma wady, dyskryminuje koty, potrafi nimi manipulować, ale w tym samym czasie jest oddaną, wierną klanowi władczynią, troskliwą i szczerze kochającą babcią, jest uparta, stara się być sprawiedliwa (według swojej definicji), tylko w skrajnych sytuacjach sięga się przemocy. Myślę, że eksplorowanie takich postaci jest właśnie najciekawsze, bo nie sa jednolicie dobre!
Tak, są biedne, ale to nie jest robione, bo tak jej pasuje.
Bardzo nie ładnie tak nie wstawiać komentarzy, tylko dlatego, że komuś dźgnęły w ego a same w sobie nie naruszają zasad ;)
OdpowiedzUsuńHej!
UsuńTwoje komentarze nie są wstawiane przez to, że wykraczają poza konstruktywną krytykę. Używane w nich sformułowania czy emoji są nacechowane negatywnie, ujmując szacunku odbiorcy. Jako administratorka WC:NE nie zgadzam się na takie traktowanie siebie czy innych członków bloga przez osobę, która nie ma nawet odwagi napisać ze swojego realnego konta, kryjąc się za pozornie bezpiecznym "anonimem". Przypominam, że konto anonimowe nie zwalnia nas z zachowania ogólnopojętego szacunku i kultury.