Kap.
Kap.
Pojedyncza kropla uderzyła w niewielką kałużę. Niespokojna woda zniekształcała się, by ponownie zalać dobrze jej znaną szczelinę. Nowa kropla powoli formowała się na kamieniu, nabierając z każdym oddechem na masie. Kołysała się niepewnie, zastanawiając się, czy powinna już dołączyć do reszty. Stawała się coraz cięższa i coraz trudniej było jej utrzymać się.
Spadła zasilając zdającą się drastycznie rosnąć kałuże. Nie minęło zbyt wiele czasu, by cykl się powtórzył. Każdy krok, krzyk czy nawet rozmowa zdawały się przyspieszać to. Nieuniknione i stale przybierające się na sile.
Siewka z przerażeniem obserwowała, jak woda powoli zbliża się do jej łap. Jak powietrze staje się coraz cięższe. Mokre.
Powinna to zgłosić? Powiadomić kogoś? Niekontrolowana kałuża zdawała się niewinna, lecz czy do szczytowania słońca nie przybierze an tyle na sile, by zalać kociarnie. A kto wie, czy nie całe obozowisko? Kamienne struktury zdawały sie luzować zezwalając wodzie na coraz swobodniejszy przepływ.
Zaleje ich. Wszyscy umrą nieświadomie we śnie. A jedynie Siewka zdawała sobie sprawę z tego co nie uniknione. Ciążyła na niej wielka odpowiedzialność. Ich życia były w jej niewielkiej łapie.
Oderwała przerażone spojrzenie od kałuży. Matka. Szylkretowa kulka futra leżała na legowisku. Spała. Jej pysk zdawał się pogrążony w zmęczeniu i smutku. Znienawidziłaby ją za obudzenie jej teraz. Tym bardziej jeśli okazałoby się, że Siewka przesadzała. Co jeśli jej obawy były jedynie wygórowane przez jej niewielką wiedzę o świecie? Co jeśli nic im nie groziło i wystawiłaby się jedynie na wyśmianie i jeszcze większą niechęć opiekunki? Wtedy zdecydowanie jeszcze bardziej by ją znienawidziła. Całkowicie ją odrzuciła i pozostawiła na pastwę losu. Takie głupie i przewrażliwione dziecko nie miało prawa żyć na tym świecie.
Ale jeśli się nie myliła? Jeśli naprawdę groziło im niebezpieczeństwo, a ona przez swoje obawy skazywała wszystkich na zagładę? Wszyscy umrą z jej winny przez jej głupie paranoje i lęk?
Rozemocjonowana kotka złapała się za łebek, nie wytrzymując presji własnych emocji. Pomarańczowe ślepia wypełniły się łzami. Była w sytuacji bez wyjścia. Mogła skazać się nienawiść matki lub zabić ich wszystkich. Tak niewielka główka nie była w stanie podjąć tej decyzji. Przerastała ją pod każdym stopniem. Słyszała ich krzyki zagłuszone przez warty strumień wody. Czuła na sobie pełne pogardy spojrzenie matki.
Była bezsilna i skazana na tkwienie w bezruchu w oczekiwaniu na spełnienie jej najczarniejszych scenariuszy.
Kap.
Pojedyncza kropla uderzyła w niewielką kałużę. Niespokojna woda zniekształcała się, by ponownie zalać dobrze jej znaną szczelinę. Nowa kropla powoli formowała się na kamieniu, nabierając z każdym oddechem na masie. Kołysała się niepewnie, zastanawiając się, czy powinna już dołączyć do reszty. Stawała się coraz cięższa i coraz trudniej było jej utrzymać się.
Spadła zasilając zdającą się drastycznie rosnąć kałuże. Nie minęło zbyt wiele czasu, by cykl się powtórzył. Każdy krok, krzyk czy nawet rozmowa zdawały się przyspieszać to. Nieuniknione i stale przybierające się na sile.
Siewka z przerażeniem obserwowała, jak woda powoli zbliża się do jej łap. Jak powietrze staje się coraz cięższe. Mokre.
Powinna to zgłosić? Powiadomić kogoś? Niekontrolowana kałuża zdawała się niewinna, lecz czy do szczytowania słońca nie przybierze an tyle na sile, by zalać kociarnie. A kto wie, czy nie całe obozowisko? Kamienne struktury zdawały sie luzować zezwalając wodzie na coraz swobodniejszy przepływ.
Zaleje ich. Wszyscy umrą nieświadomie we śnie. A jedynie Siewka zdawała sobie sprawę z tego co nie uniknione. Ciążyła na niej wielka odpowiedzialność. Ich życia były w jej niewielkiej łapie.
Oderwała przerażone spojrzenie od kałuży. Matka. Szylkretowa kulka futra leżała na legowisku. Spała. Jej pysk zdawał się pogrążony w zmęczeniu i smutku. Znienawidziłaby ją za obudzenie jej teraz. Tym bardziej jeśli okazałoby się, że Siewka przesadzała. Co jeśli jej obawy były jedynie wygórowane przez jej niewielką wiedzę o świecie? Co jeśli nic im nie groziło i wystawiłaby się jedynie na wyśmianie i jeszcze większą niechęć opiekunki? Wtedy zdecydowanie jeszcze bardziej by ją znienawidziła. Całkowicie ją odrzuciła i pozostawiła na pastwę losu. Takie głupie i przewrażliwione dziecko nie miało prawa żyć na tym świecie.
Ale jeśli się nie myliła? Jeśli naprawdę groziło im niebezpieczeństwo, a ona przez swoje obawy skazywała wszystkich na zagładę? Wszyscy umrą z jej winny przez jej głupie paranoje i lęk?
Rozemocjonowana kotka złapała się za łebek, nie wytrzymując presji własnych emocji. Pomarańczowe ślepia wypełniły się łzami. Była w sytuacji bez wyjścia. Mogła skazać się nienawiść matki lub zabić ich wszystkich. Tak niewielka główka nie była w stanie podjąć tej decyzji. Przerastała ją pod każdym stopniem. Słyszała ich krzyki zagłuszone przez warty strumień wody. Czuła na sobie pełne pogardy spojrzenie matki.
Była bezsilna i skazana na tkwienie w bezruchu w oczekiwaniu na spełnienie jej najczarniejszych scenariuszy.
***
Trzask. Zerwała się przerażona na łapy. Zdezorientowane spojrzenia skierowały się na nią. Jej przemoczone kończyny zadrżały z zimna.
Kałuża.
Roztrzęsione spojrzenie przeniosło się w jej stronę. Oczekiwała najgorszego, lecz zaskoczyła ją zieleń. Nieco wyblakła. Pełna szarości i bitych fragmentów. Mech.
- Przeziębisz się, śpiąc tutaj. - odparł znajomy głos.
Położyła uszy, czując się skarcona. Wcześniejszą ulga wyparowała z niej całkowicie, wprawiając ciało w dobrze znane jej napięcie. Nie chciała sprawić problemów. Nie chciała przynieść im zmartwienia. Nie planowała tego. Nie miała tego na myśli.
- Może powinniśmy wybrać się do Czereśniowej Gałązki. - zmartwiony głos wprawiał ją w dreszcze.
Bała się przekonać jaką minę przybrała matka. Bała się ujrzeć w jej oczach odrazę.
- Przecież nie jest chora... - przerwała uciszona nieznanym Siewce spojrzeniem. - Co?
- Nie mam na myśli jej ciała... - wyszeptała, lecz Siewka i tak to usłyszała.
Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Widok na mokre łapy zamazał się przez napływające łzy. Nie. Odkryli to. Odkryli jak bardzo nieporadna i bezużyteczna jest. A teraz chcieli się jej pozbyć. Po cichu. Udając wyprawę do medyczki, by zakończyć jej kres.
- Prze... Przepraszam... - rozpłakała się, dławiąc się własnymi smarkami. - Ja... ja... Na... naprawde nje chcjałam...
Lecz nic na to nie odpowiedzieli.
Wyrok już zapadł.
Kałuża.
Roztrzęsione spojrzenie przeniosło się w jej stronę. Oczekiwała najgorszego, lecz zaskoczyła ją zieleń. Nieco wyblakła. Pełna szarości i bitych fragmentów. Mech.
- Przeziębisz się, śpiąc tutaj. - odparł znajomy głos.
Położyła uszy, czując się skarcona. Wcześniejszą ulga wyparowała z niej całkowicie, wprawiając ciało w dobrze znane jej napięcie. Nie chciała sprawić problemów. Nie chciała przynieść im zmartwienia. Nie planowała tego. Nie miała tego na myśli.
- Może powinniśmy wybrać się do Czereśniowej Gałązki. - zmartwiony głos wprawiał ją w dreszcze.
Bała się przekonać jaką minę przybrała matka. Bała się ujrzeć w jej oczach odrazę.
- Przecież nie jest chora... - przerwała uciszona nieznanym Siewce spojrzeniem. - Co?
- Nie mam na myśli jej ciała... - wyszeptała, lecz Siewka i tak to usłyszała.
Przez jej ciało przeszedł dreszcz. Widok na mokre łapy zamazał się przez napływające łzy. Nie. Odkryli to. Odkryli jak bardzo nieporadna i bezużyteczna jest. A teraz chcieli się jej pozbyć. Po cichu. Udając wyprawę do medyczki, by zakończyć jej kres.
- Prze... Przepraszam... - rozpłakała się, dławiąc się własnymi smarkami. - Ja... ja... Na... naprawde nje chcjałam...
Lecz nic na to nie odpowiedzieli.
Wyrok już zapadł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz