Odetchnął z ulgą. Już spodziewał się złych wieści, że być może nie udało im się zdemaskować wszystkich morderców, którzy dziwnym trafem osiedlili się w Klanie Burzy. Dalej nie potrafił uwierzyć w to, że kolejny samotnik okazał się zimnym draniem, który odebrał mu kolejnych członków rodziny. Jeszcze się po tym wszystkim nie pozbierał, ale starał się być silny. Tylko to mu pozostało.
Nadal jednak nie podobało mu się miejsce spotkania. Po co ta cała konspiracja? Mogli przecież porozmawiać w obozie.
— Słucham. O czym chciałaś porozmawiać? I to w takim miejscu? — zapytał.
Żmija wzięła krótki, acz wystarczający wdech, nim zaczęła mówić.
— Jak dobrze wiesz... sytuacja w klanie nie jest najlepsza, po tym, jak straciliśmy liderkę i głównego medyka i jeszcze do tego dwoje wojowników. Swoją drogą... moje kondolencje z powodu śmierci sióstr — ostatnie zdanie dodała ze współczuciem. Kiwnął łbem, a ona kontynuowała dalej. — Więc... jako, iż zostałam, niespodziewanie bo niespodziewanie, ale postawiona jako liderka muszę podjąć wiele trudnych decyzji. I jedną z nich już podjęłam — kontynuowała ostrożnie, choć dość pewnie, przyglądając się mu z uwagą. — Niestety w klanie nie ma za bardzo kotów... które nadawałyby się na pozycję zastępcy. I jak wiem że nie chcesz być ani liderem, ani zastępcą, to niestety, z tego względu... jesteś najlepszym wyborem spośród kotów, jakie mogę wybrać na tę pozycję — wyjaśniła.
Zamrugał zaskoczony, otwierając aż pysk. On? Zastępcą?! Ale... Ale jak to?! Czyżby matka naprawdę wywróżyła mu jego przyszłość? W końcu... od maleńkości wbijała mu do łba, że zostanie liderem. Jako uczeń, musiał nawet podlizywać się zmarłej już zastępczyni, która wedle oceny matki miała go mianować na kolejnego zastępcę. Cała jego rodzina czekała na tą chwilę. Niewiarygodne, że obie jego siostry nie dożyły tego dnia. Im najbardziej na tym zależało... Bardziej niż mu.
Na dodatek po głowie krążyły mu pewne obawy. A co jeśli tym razem naprawdę stanie się Piaskową Gwiazdą? Co jeśli będzie siał zniszczenie na swej drodze w pogoni za czysto rudą krwią? O nie... Nie, nie, nie. To nie może być prawda. To musi być sen! Ta wizja przyszłości, rządzenia klanem, napawała go obawą. A co jeśli mu odbije? Co jeśli zmarła go opęta? Wydawał się idealnie pasować do tej roli. Dałby jej ciało, a jego umysł zniknąłby na zawsze! Tym bardziej nie pojmował decyzji Obserwującej Żmii. Był ostatnią osobą, której należało się to stanowisko.
— Na-naprawdę? Nie ma nikogo lepszego? Ale przecież... jestem rudy... I pochodzę z okropnego rodu. Jak to... ja? Czy to nie wzbudzi niezadowolenia wśród wojowników? — Pokręcił łbem nie za bardzo rozumiejąc jej decyzję.
— Niestety nie. A uwierz mi, długo nad tym myślałam — wyjaśniła. — Jesteś rudy i z rodziny Piaskowej Gwiazdy, to prawda. Ale ani twoje pochodzenie, ani kolor sierści nie świadczą o tobie. I z tego co zdążyłam zauważyć, większość kotów w klanie podziela moje zdanie na twój temat. Jesteś lubiany i pochodzisz stąd, w przeciwieństwie do części innych wojowników. Znają cię, wiedzą, że jesteś dobrym kotem, ale i doświadczonym wojownikiem. Ja również to wiem. Ale nie będę cię zmuszać, byś przejął moją funkcję, jeśli tego nie chcesz. Możesz być, tak między nami, tymczasowym zastępcą, póki nie będę mogła wybrać kogoś innego.
To były zadziwiające słowa. Naprawdę rozmawiała z innymi na jego temat? Wierzyli w to, że był dobry? Lubili go? Czyżby zła passa jaką roztaczał nad nim Tropiący Szlak, zniknęła? Zdobył akceptacje wśród tych, którzy wiedzieli z jakiej krwi pochodził?
— Dziękuję... za wiarę i zaufanie. Nigdy bym się nie spodziewał takiej decyzji... — Musiał jednak dogłębnie przemyśleć te słowa. Wiedział, że jeśli teraz odmówi, a jego matka się dowie, to zapewne kocica nie będzie zawracać sobie głowy tym, że był już dorosły i zleje go jak kocię. Nie wspominając już o tym, że ją zawiedzie po raz kolejny... A teraz... Teraz był jedynym członkiem rodziny, który musiał się nią opiekować. Nie chciał, aby dostała zawału i poszła w ślady sióstr, na dodatek w rozpaczy, że jej syn okazał się pomyłką. — No dobrze... — w końcu westchnął. Zrobi to. Dla mamy. — Mogę się na to zgodzić. Prawdą jest, że nie marzy mi się liderowanie z uwagi na me imię jak i krew, która we mnie płynie. Nie chciałbym popełnić błędów mych przodków i skrzywdzić ponownie Klan Burzy... Dlatego nie będę miał ci za złe jeśli mnie odsuniesz. Przynajmniej... spróbuje pomóc uczynić klan bezpiecznym miejscem. Obawiam się jednak reakcji mej matki... Straciła wszystkie dzieci prócz mnie. Bardzo pragnęła mnie w tej roli... Będzie przeszczęśliwa z pani decyzji... ale i bardzo zła, gdy z tego zrezygnuje.
— Cóż... Zięba może być niestety problemem... ale może znajdzie się jakieś rozwiązanie w przyszłości — miauknęła z nadzieją w głosie, bo szczerze na to liczyła. — Na razie... nie mówmy jej jednak o tej naszej małej zgodzie, dobrze? Chyba oboje nie chcemy czuć jej oddechu na karkach. — Uśmiechnęła się lekko.
— Prawda. Byłoby to kłopotliwe — zgodził się z nią. — Nie chcę jej zasmucać. Na powrót zaczęła przy mnie matkować... Musi być jej ciężko. Mi też jest...
— Bardzo wam współczuję — złożyła kondolencje.— Strata rodziny jest zawsze bolesna — dodała, starając się nie wracać myślami do tego, co sama niegdyś utraciła i nie pokazać przed Piaskiem tego, że temat jest jej w jakiś sposób bliski.
— Przynajmniej da pani mej matce odrobinę szczęścia w tym smutnym dla niej okresie. Czy... czy oczekujesz ode mnie czegoś konkretnego, gdy będę twą prawą łapą? Musimy się zgrać... Aby nie było niezręcznych sytuacji.
Mimo tego, że na jego barki został zrzucony tak ogromny ciężar, nie chciał zawieść. Chciał udowodnić przed sobą, że był w stanie odrzucić w cień przeszłość i własną krew, i mimo wszystko spełnić się w nadanej mu roli. Może dzięki jego staraniom, ci co jeszcze mają co do niego pewne obiekcje zauważą, że nie był wcale złym kotem. A tym bardziej nie był swoją praprababcią.
— Cóż, zdaje mi się, chyba tego, co większość liderów? Czyli po prostu rozdzielania patroli, rozmawiania o co po ważniejszych klanowych rzeczach, jeśli jest coś do obgadania, oczywiście też mówienia mi o potencjalnych problemach i sprawach, o których mogę nie wiedzieć, ale które mogą być istotne... — wymieniała. — No i też szanowania moich decyzji jak już jakąś podejmę, ma się rozumieć... mówię to dlatego, że niestety Nagietek jest na mnie zły o to, że nie wyrzuciłam kociąt Widma... i bardzo głośno dał mi o tym znać — mruknęła. — Ale jestem oczywiście otwarta na dyskusję — dodała od razu.
— Rozumiem. Nie zamierzam karać kociąt za winy swego ojca... To byłaby z mej strony hipokryzja, zważywszy na to, że czułem na sobie takie samo oskarżenie, gdy byłem młody. Nie musisz się więc o to martwić. — Tak. On doskonale wiedział co czuły takie kocięta. Przecież sam był oskarżany o bycie Piaskową Gwiazdą, o bycie mordercą, o wszystkie czyny, których nie popełnił, ponieważ w jego krwi płynęła krew tyranki. I chociaż nigdy nie zrobił nic złego, to ciągnęło się za nim niczym bolesna rana, która nie chciała się nigdy zagoić. — Masz moje poparcie. Porozmawiam z nim. — Tak, musiał porozmawiać z siostrzeńcem. Nie mógł zacząć nękać tych kociąt. Wtedy znów zatoczyłoby się koło. Kolejne młode by cierpiały. Musiał mu wytłumaczyć na swoim przykładzie, dlaczego to jest nieodpowiednie zachowanie. — A co... z Płomykiem? Dalej będziesz go trzymać jako kociaka czy udało mu się odkupić swe winy? — W końcu rudzielec już długo kisił się w żłobku. Ciekawiło go czy miał szansę w ogóle awansować, teraz, gdy jego mentorka została liderem.
— Płomyk jest problematyczny, ale zaczął rozumieć pewne kwestie... albo przynajmniej udawać, że rozumie. Nie mogę w końcu mu zajrzeć do głowy. Odkupił swoje winy, ale... nie chcę go jeszcze wyprowadzać z powrotem na inną rolę, bo przeżył śmierć Lwiej Paszczy bardzo mocno i to by mogło pogorszyć jego stan — wyjaśniła — Za całkiem niedługo zamierzam mu zdjąć karę. Poprawił się na tyle, że już mogę być w miarę o niego spokojna w kwestii zachowania — stwierdziła.
— Mam nadzieję, że doceni twą łaskawość i nie będzie sprawiał problemów. Widziałem... jak przeżywał śmierć Lew. Była dla niego wszystkim. Dla mnie... po części także, kiedy byłem w jego wieku. Na pewno będzie mu ciężko...
— Bardzo spochmurniał od jej śmierci. Zastanawiam się, co by go mogło pocieszyć... ale niestety nie mam większych pomysłów. Mało co w końcu pomoże po śmierci tak ważnej w życiu kota osoby, jak matka z którą miało się dobry kontakt — poza jednym, ale ten fakt pozostawiła dla siebie.
— Może... miłość? — powiedział na głos. — Miłość pomogła mi przezwyciężyć najgorsze trudy — wytłumaczył. — Słyszałem od Nagietka, że Płomyk... może to zabrzmi dziwnie... ale z kimś się spotykał. Nie sprawdzałem prawdziwości tych słów, ale jeśli to prawda to bardzo długo się nie widzieli... Może to postawiłoby go na nogi. Odnalezienie ukochanej...
Chociaż informacja o tym, że Płomyk kogoś miał była dla niego zaskakująca, tak nie powinien go oceniać. Sam był zakochany i raczej nie wytrzymałby takiej długiej rozłąki ze Srebrnym. Miłość była uczuciem, które dodaje siły, podnosi na duchu i co najważniejsze, pozwala zapomnieć o wszelakich troskach. Nie miał pojęcia kim była ta wybranka kocura, ale wiedział, że nie pochodziła z Klanu Burzy. Ale jeśli Płomyk potrzebował teraz wsparcia, to ukochana osoba byłaby dla niego zbawienna. Może dzięki temu przestałby tak szaleć...
— Cóż... mogłoby tak być. Trzeba by się było jednak dowiedzieć w kim dokładnie się zakochał, by pomóc im się spotkać... — mruknęła.
— Mogę podpytać Nagietka... Mi powinien powiedzieć nieco więcej. Zwłaszcza po tym co się stało... Teraz ja odpowiadam za rodzinę. No i mama... Ale jej wole nie męczyć.
Obserwująca Żmija skinęła głową.
— Dzięki. Dzisiaj ogłoszę cię jako zastępcę, jeśli ci to nie przeszkadza.
— Dobrze... Lepiej już wracajmy — zaproponował. Chciał już mieć to za sobą.
Kocica zgodziła na jego słowa.
— Ja wrócę pierwsza, żeby nikt nie miał większych podejrzeń — pożegnała się i odeszła w stronę obozu.
Odczekał jakiś czas, a następnie również udał się w jej ślady.
***
Był zastępcą. To było... nieoczekiwane i zaskakujące pomimo faktu, że od tego czasu minęło już kilka dni. Rozdzielał patrole, starając się nie wyglądać na znerwicowanego. Na razie jednak nikt nie fuczał na niego co z jednej strony powinno go cieszyć, a z drugiej był zdumiony, że nie było żadnej afery. Chyba, że to była cisza przed burzą... Jego matka oczywiście, gdy tylko się o tym dowiedziała, wyściskała go, wycałowała tak, że pierwszy raz widział ją taką przeszczęśliwą. Nawet ujrzał łzy w jej oczach, których nie ukrywała. Była dumna, a on... szczęśliwy.
Kiedy ostatni wojownik zniknął mu z oczu, szybko udał się do Obserwującej Gwiazdy. Kocica odebrała już życia i została pełnoprawną liderką. Miał jej coś do zakomunikowania. W tym celu udał się na Skruszone Drzewo, gdzie miała swe legowisko i upewniając się, że miała chwilę zdradził jej informacje, o których kilka dni temu rozmawiali.
— Nagietek w końcu mu powiedział kim jest wybranka Płomyczka. To jakaś wilczaczka. Nie spodziewałbym się... tego. Sądziłem, że nie jesteśmy przez nich lubiani. Płomyk wiesz jaki jest. Musi być wyjątkowa skoro znaleźli wspólny język. Nie mogę uwierzyć, że się w sobie zakochali. Nagietek wspominał też, bo musiałem go zapytać o to, czy wiesz... czy przypadkiem nie jest szajbuską — w końcu... tylko taka osoba pasowała mu na partnerkę siostrzeńca. Dzieciak był jego zdaniem dziwny, więc sądził, że i równie dziwną osobę do siebie przyciągnie. A tu... podobno było inaczej. — I okazuje się, że ta wilczaczka o imieniu Ognista Łapa, to podobno bardzo miła osoba. Chyba także tak jak i ty, dostrzegła dobro w naszym rozrabiace.
<Liderko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz