Jej łapy poruszały się w zawrotnym tempie. Nie ważne jednak, jak bardzo się starała – jakkolwiek szybko, by nie biegła – nie była w stanie uciec. Ze wszystkich przestrzeni między gąszczem słyszała głos taty, niebędący obcy żadnemu zakamarkowi lasu. Widziała jego twarz oraz Gracji na każdym głazie, drzewie i w odbiciu każdej sadzawki, jaką mijała. Czuła się, jakby całe jej futro zapłonęło z powstałej pod skórą furii.
Jak on w ogóle mógł coś takiego powiedzieć? Ją, o zdradę oskarżać? Nie mogła w to uwierzyć. I to na jakiej podstawie? Przecież jedyne, co uczyniła, to zamieniła trzy zdania z tamtym kocurem, nie planując po tym żadnego dalszego kontaktu. Nawet przez myśl by jej nie przeszedł alternatywy scenariusz!
Nie była taka jak Gracja. Miała swoje wartości i nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego jak ona. Bezdyskusyjnie potępiała takie traktowanie innych. A teraz on nawet i ją podejrzewał o plan zostawienia całej swojej rodziny i domu? W dodatku za plecami wszystkich? To było niedorzeczne.
Myślała, że jej ufał. Wierzyła, że znał ją na tyle, by wiedzieć, że ona taka nie jest. Że dbał o nią i brał pod uwagę także jej emocje, nigdy celowo nie chcąc jej zranić. Niestety najwidoczniej się myliła.
Zagryzła zęby i przyspieszyła tempa, pozwalając strużce łez spłynąć po jej policzku.
***
Niespokojnie chodziła w kółko, próbując wpaść na wyjście z sytuacji, przygryzając przy tym język. Gdy już spłynęły z niej wszystkie emocje, naturalnie chciała wrócić do Owocowego Lasu, lecz niestety napotkała pewien problem. Mianowicie… nie miała pojęcia, gdzie się znajdowała. Próbowała rozeznać okolicę, skojarzyć jak najwięcej elementów z otoczenia, aby chociaż móc określić przybliżony kierunek powrotu. Wszystko jednak wyglądało tu tak samo. Biało. Jedynie śnieg, drzewa, śnieg i drzewa. Nawet teraz nie mogła jednoznacznie stwierdzić, czy to miejsce już wcześniej odwiedziła, czy nie. Im dłużej o tym myślała, w tym większą panikę zaczęła popadać.
Czy kiedykolwiek znajdzie drogę powrotną do domu? Czy jeszcze zobaczy się ze swoją rodziną? Czy już na zawsze została tutaj uwięziona przez swoje lekkomyślne działania?
Uniosła przestraszony wzrok na chłodne, błękitne niebo. Czy to właśnie była Ścieżka, którą wybrała dla niej Wszechmatka? Życie w całkowitym odizolowaniu, z opinią niewdzięcznej Owocniaczki we własnym domu?
Mocno zacisnęła powieki.
Nie chciała, tak bardzo tego nie chciała.
A mimo to sama wplątała się w taką sytuację.
***
Ulga, jaką poczuła, kiedy ujrzała tatę, była niewyobrażalna. Lęk, że już nigdy go nie zobaczy, rósł w niej z każdym dniem. Gdyż nawet gdyby udało jej się samej wrócić, nie mogła mieć pewności, że on tam nadal będzie na nią czekać. Agrest był już w swoim wieku i po prostu… nawet nie chciała o tym myśleć. Prawdopodobnie nie mogłaby na siebie spojrzeć, jeśli nie zdołałaby zdążyć.
Po tym jak już wylała wszystkie emocje w futro taty, jakaś część niej być na niego zła. W końcu to on sprawił, że poczuła się okropnie, to on porównał ją do Gracji, to on przyłożył łapę do tego, iż ze złości uciekła z klanu, potem nie potrafiąc wrócić. A przede wszystkim to właśnie jego martwe i przemoczone łzami ciało nawiedzało Mirabelkę w koszmarach, co zmrok budząc ją z krzykiem.
Patrząc mu jednak prosto w oczy… po prostu nie potrafiła. Zbyt wielką niepewność w nich widziała, za duży ból oraz zbyt wiele nieprzespanych nocy. Na dodatek cała jego postura wydawała się tak… krucha. Z podeszłego wieku skóra w niektórych miejscach zaczęła mu zwisać, sierść zmatowiała, tracąc dawną gęstość, a jego wzrok spoglądał na córkę z wycieńczeniem. Wstrząsnęło nią to.
Litość nie była jednak najbardziej przebijającym się w niej doznaniem w tamtym momencie. Znacznie bardziej czuła się po prostu… zdumiona. Jakim sposobem dał radę tyle przejść bez żadnej pomocy? Jak to się stało, że do tego czasu nie zdążył się poddać? Jakim cudem zwyczajnie z niej nie zrezygnował? Nie dało się przecież nie zauważyć, ile go to musiało kosztować. Futro miał obecnie całe potargane, miejscami lepkie od błotnistych plam. Łapy dziwnie ugięte, jakby próbował trochę ulżyć przemęczonym mięśniom. Sińce odznaczały się pod jego ślepiami, nastąpiła także wyraźna utrata wagi. To wszystko… nieumyślnie wywoływało w niej podziw. W takim stanie przetrwał całe to cierpienie, tylko po to, żeby potem nawet nie wymagać od niej powrotu? Zrezygnował z pozycji lidera jedynie dlatego, by móc ponownie ją zobaczyć? To było dla niej… trochę za wiele. Zaskoczyło ją, że aż tak mu zależy. Miała tendencję do wątpienia w to podczas gorszych chwil na odosobnieniu.
Teraz jednak widziała wszystko jaśniej niż kiedykolwiek. To wystarczyło. Nie mogła mu nie wybaczyć, widząc jaką drogę musiał przejść, aby stanąć z nią w tym miejscu.
***
Przemierzali coraz bardziej znane im tereny. Mirabelka nawet wewnętrznie zaczęła czuć, że granica Owocowego Lasu znajduje się już blisko. Chłonęła nowe, a zarazem znajome powietrze, jakby oddychała nim po raz pierwszy. Powoli i z zachwytem. Niemal w pełni potrafiła się zrelaksować, dzięki zyskanemu poczuciu bezpieczeństwa oraz nadziei odnośnie końca podróży. Istniała jednak jedna rzecz, która wciąż trochę ciążyła jej na sercu. Myślała nad wszystkim przez jakiś czas i aktualnie w większym stopniu rozumiała zachowanie taty. Nie usprawiedliwiała sobie jego działań, bardziej zaczęła dostrzegać, że jej ucieczka także… nie była w porządku i musiała mocno się odbić na psychice ojca. Stawiając się w jego łapach zauważyła, jaki istny koszmar ostatnio przeżył. I nie była na tyle nieempatyczna, jak co poniektórzy, żeby nie zwrócić na to uwagi.
— Ja też przepraszam — powiedziała na jednym tchu, ściągając brwi ze współczuciem. — Wiele musiałeś z nami przejść — przyznała, nie mając na myśli tylko siebie i Gracji, ale także Krogulca.
Agrest obrócił się w jej kierunku, sprawiając wrażenie zdziwionego. Szylkretka westchnęła melancholijnie.
— Nie powinnam była uciekać bez słowa ani narażać was na taki stres, przez to, że nic o tym nie wiedzieliście.
Tata posłał jej długie, pełne zadumy spojrzenie.
— Okazuje się, że ciebie szczególnie — dodała parskając i swawolnie szturchnęła go w ramię. Mimo próby rozweselenia czekoladowego tymi słowami głęboko w sobie naprawdę miała je na myśli.
Agrest w odpowiedzi roześmiał się cicho, zaraz zbliżając się do córki na tyle, że stykali się futrzastymi bokami przez resztę drogi.
Mirabelka potrafiła to docenić.
***
Cieszyła się ogromnie na widok mamy oraz Malinki i Migotki. Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak wyściskana, jak tego dnia. Przyjęcie wśród mirabelek okazało się miłą niespodzianką od taty, chociaż na początku miała wątpliwości, czy to był odpowiedni pomysł w tamtym momencie. Naprawdę dobrze bawiła się po powrocie, aż za dobrze. Czuła się tak błogo, iż zachwycona przez chwilę uwierzyła, że już na zawsze tak będzie.
Dopiero wraz z zachodem słońca wszystko zaczęło dochodzić do zwiadowczyni. Świadomość jak na nią teraz patrzą, jęła piec tortie pod sierścią. Wydawało się jakby wraz z ich przybyciem osiadła na niej warstwa zawstydzającego brudu, której nie dało się ukryć.
Tata w końcu nie podał powodu zniknięcia swojej córki. Oczywiście nie dziwiła się temu, bo ten powód był… no właśnie. Po prostu infantylny, a przez to okropnie żenujący.
Część Owocniaków stwarzała pozór, jakby domyślali się emocjonalnej przyczyny jej ucieczki, co wcale nie pomagało. Reszta patrzyła się na nią z wyrazem skonsternowania i wątpliwości.
Zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później ktoś musi przyjść i zapytać się jej o powód zniknięcia. To właśnie sprawiało, że czuła się niekomfortowo. Chciała uchodzić za silną i oddaną zwiadowczynię Owocowego Lasu, a nie… nieprzewidywalny kłębek emocji, na którym nie można polegać. Bo w końcu jakiej innej odpowiedzi miała udzielić komuś takiemu? Że ją porwano, aby nie zniszczyć sobie nieskalanego wizerunku? Wywoływanie paniki stanowiło ostatnią rzecz, jakiej teraz pragnęła.
Pozostała jej więc tylko prawda, jaka wcale nie była dla niej wygodna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz