zanim Gronostaj stała się starszą
Pokiwała ze zrozumieniem głową, mrucząc z rozbawienia i zadowolenia. Lubiła rozmawiać z Jelenim Puchem. Kocur był… inny. Miał smutną przeszłość, jednak odbudowywanie jego psychiki i ulepszanie samopoczucia rudego było satysfakcjonujące. Ucieszyła się także z tego powodu, że Jeleni Puch już nie namawiał jej więcej do śpiewania, ponieważ nie chciała sobie zrobić jeszcze więcej wstydu.
– Kto wie, może i tym razem znajdziemy coś ciekawego? – miauknęła.
Ostrożnie wysunęła przed siebie przednie łapy i na wpół zeskoczyła, na wpół zsunęła się do dziury, w której pracował kocur. Otrząsnęła się z grudek piachu, które utkwiły w jej futrze i wbiła pazury w ścianę dołu. Zdecydowanymi ruchami zanurzała kończyny w ziemi i odrzucała ją na bok. Już po chwili udało jej się stworzyć całkiem niezłej wielkości kopczyk. Zauważyła, że praca idzie im o wiele szybciej, kiedy robią to wspólnie. Jednak pomimo długiego czasu spędzonego w dziurze, nie znaleźli niczego ciekawego. Żadnej kości, nic. Gronostaj zasapana i spocona zadzierając głowę, spojrzała na niebo. Słońce już niemal zaszło za horyzont, a niektóre gwiazdy pojawiły się na niebie. Już nadszedł czas wracać do obozu. Albo do swojej dziury, zależy dla kogo.
– Jeleni Puchu. – wydyszała.
Nie przywykła do tak długiego kopania tuneli. Jej mięśnie były bardziej przyzwyczajone do biegania po wrzosowisku i łapania królików oraz innej zwierzyny. Była niemal pewna, że następnego dnia obudzi się z zakwasami w przednich łapach. Nie miała pojęcia, jak kocur wytrzymuje tę pracę. Rudy odwrócił się do niej.
– Jest już ciemno. Czas wracać.
Z lekkim trudem wyszli z dziury i Gronostajowa Bryza poprowadziła swojego towarzysza do jego dziury. Jeleni Puch cały czas zaciskał zęby na jej ogonie i chociaż chyba starał się robić to lekko i tak ogon trochę bolał.
– Kto wie, może i tym razem znajdziemy coś ciekawego? – miauknęła.
Ostrożnie wysunęła przed siebie przednie łapy i na wpół zeskoczyła, na wpół zsunęła się do dziury, w której pracował kocur. Otrząsnęła się z grudek piachu, które utkwiły w jej futrze i wbiła pazury w ścianę dołu. Zdecydowanymi ruchami zanurzała kończyny w ziemi i odrzucała ją na bok. Już po chwili udało jej się stworzyć całkiem niezłej wielkości kopczyk. Zauważyła, że praca idzie im o wiele szybciej, kiedy robią to wspólnie. Jednak pomimo długiego czasu spędzonego w dziurze, nie znaleźli niczego ciekawego. Żadnej kości, nic. Gronostaj zasapana i spocona zadzierając głowę, spojrzała na niebo. Słońce już niemal zaszło za horyzont, a niektóre gwiazdy pojawiły się na niebie. Już nadszedł czas wracać do obozu. Albo do swojej dziury, zależy dla kogo.
– Jeleni Puchu. – wydyszała.
Nie przywykła do tak długiego kopania tuneli. Jej mięśnie były bardziej przyzwyczajone do biegania po wrzosowisku i łapania królików oraz innej zwierzyny. Była niemal pewna, że następnego dnia obudzi się z zakwasami w przednich łapach. Nie miała pojęcia, jak kocur wytrzymuje tę pracę. Rudy odwrócił się do niej.
– Jest już ciemno. Czas wracać.
Z lekkim trudem wyszli z dziury i Gronostajowa Bryza poprowadziła swojego towarzysza do jego dziury. Jeleni Puch cały czas zaciskał zęby na jej ogonie i chociaż chyba starał się robić to lekko i tak ogon trochę bolał.
***
Szylkretka czując lekkie strzykanie w kościach, wyszła z obozu, jednak nie na polowanie czy na patrol. Parę wschodów słońca temu odbyła ceremonię na starszą i mimo tego, iż wcześniej próbowała odwlekać tę chwilę, teraz trochę się cieszyła. Mogła nareszcie odpocząć. A więc korzystając z wolnego czasu, postanowiła odwiedzić swojego ‘przyjaciela’, jeśli mogła go tak nazwać, Jeleniego Pucha. Wzięła dla niego królika ze sterty zdobyczy, ponieważ wiedziała, że kocur lubi jeść. Niedługo potem znalazła się nad dziurą, w której rudy mieszkał. Nie wiedziała, jakim cudem mogło mu być tu wygodnie, ponieważ i ściany i podłoga były z ziemi, ale on nie lubił otwartych przestrzeni, a więc dla jego lepszego samopoczucia musiał tu siedzieć.
– Cześć. To ja, Gronostajowa Bryza. – miauknęła.
Postanowiła się przedstawić, ponieważ od jej ostatniej wizyty u kocura minęło trochę czasu i kotka zdążyła się zmienić. Wyrosło jej wiele siwych włosów, futro już nie było tak lśniące jak kiedyś. Oczy straciły błysk, głos stał się starczy. Jeleni Puch podniósł na nią spojrzenie swojego jednego, niebieskiego oka i zamachał krótkim ogonkiem.
– Jadłeś już dzisiaj? – spytała, wskazując na królika leżącego przy jej łapach.
Uśmiechnęła się, czekając, aż ekscytacja wkroczy na pysk rudego.
<Jeleni Puchu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz