Stał obok Modrzewiowej Kory, nerwowo bijąc ogonem na boki. I nie chodziło o to, że udzielało mu się podekscytowanie grupki czekającej na znak wymarszu od lidera. Z każdym uderzeniem serca coraz bardziej nie wiedział, co robić.
Przyjaciel położył mu ogon na grzbiecie, próbując dodać mu otuchy.
- Zobaczysz, że to nic takiego - miauknął.
Wróblowe Serce pokręcił głową. Całe ciało w nim drżało, każąc mu biec we wszystkich kierunkach jednocześnie. Przestąpił z łapy na łapę.
- Nikt nie widział jej od rana. Nie powinna spędzać tyle czasu sama poza obozem, ma już swoje lata. Poza tym ostatnio... nie czuła się najlepiej.
Nie miała pojęcia kim była ona ani nikt z obozu, mimo że za każdym razem tłumaczył jej to od nowa. Faktycznie nie czuła się najlepiej.
Rozmowy ucichły. Przyszedł Iglasta Gwiazda.
Jego serce chciało wyrwać się z klatki jego piersi.
Nie wybaczyłby sobie, gdyby po powrocie okazało się, że coś jej się stało.
- Przepraszam - miauknął zdławionym głosem i wyrwał przed siebie. W paru susach dopadł do legowiska wojowników. Tam powitało go jak zawsze zirytowane spojrzenie Borsuk.
- Idź za mnie. Ja idę szukać mamy.
Nie zapytała o nic, po prostu podniosła się ciężko z mchu i ruszyła do wyjścia z legowiska. W progu zatrzymała się i ich spojrzenia na moment się spotkały.
- Polowałam dzisiaj koło spalonej gawry i nic tam nie było - miauknęła typowym dla siebie, znudzonym tonem, ale w jej oczach Wróblowe Serce dostrzegł źle ukrywaną troskę.
- Dzięki.
Skinął jej głową. Ona ruszyła w stronę grupy idących na zgromadzenie wojowników, on legowiska starszyzny. Musiał znaleźć jakiś trop.
- Co się gapicie, źle się poczuł. Idę za niego - usłyszał jeszcze burknięcie Borsuk, zanim wszedł do środka.
- Tak nie znajdziesz nawet kulawej myszy.
Prawie podskoczył, słysząc zimny głos tuż przy swoim uchu. To w żaden sposób nie zraziło kotki.
- Dobrze się bawisz? - warknął zirytowany. Był ciekawy, od jak dawna go obserwowała. Na tę myśl sierść na jego karku się zjeżyła.
- Nie bardzo - odparła, patrząc mu w oczy. - Strasznie hałasujesz.
- Bardzo przepraszam! - Nawet nie próbował chować obnażonych kłów. - Już sobie idę, skoro przeszkadzam jaśnie wojowniczce! - Dyszał ciężko, ledwo powstrzymując emocje.
Brązowe ślepia, tak popularne w jego rodzinie, zdawały się przeszywać jego duszę.
- O co chodzi? - zapytała po prostu.
Wpatrywał się w nią wściekle, walcząc z napływającymi do oczu łzami.
- Nagle cię to obchodzi, co?! Niemożliwe! Przecież ciebie NIC nie obchodzi! - krzyczał, nie panując nad sobą. - Po prostu siedzisz w tym… Tym cholernym lesie i wydaje ci się, ż.. - dyszał, próbując złapać oddech - że nikomu nie jesteś nic winna! Jak tak bardzo chcesz to umrzyj czy coś, ale przestań zawracać nam wszystkim głowę tym, jak bardzo jest ci źle!
Łzy ciekły po jego policzkach, a on wrzeszczał, plując i smarkając. Pociągnął nosem, oddychając jak po przebiegnięciu całego lasu. Nie czekał na reakcję vanki. Po prostu ruszył przed siebie, próbując trzymać łeb w górze.
Północnej Mróz nawet nie drgnęła powieka.
- Czego szukasz? - spytała równie zimno co wcześniej.
Milczał. Kolejna łza spadła na igliwie.
- Cętkowanego Liścia - miauknął.
- Widziałam ją jakiś czas temu. Szła tamtędy.
Kocica ruszyła we wskazanym przez siebie kierunku, nie oglądając się na niego. Ruszył za nią, choć najbardziej na świecie miał ochotę zapaść się pod ziemię.
O kurde Wróbel 👀👀
OdpowiedzUsuń