— Idziesz już? — zatrzymał ją nieco zmęczony głos. Fasola odwróciła się, spoglądając nieco zaskoczona w stronę Huraganu. Kocur łypał na nią nieco zawiedzionymi pomarańczowymi ślepiami, przekrzywiając delikatnie głowę. Medyczka westchnęła, spoglądając na bezchmurne, nocne niebo. Gwiazdy świeciły jasno na ciemnej płachcie nocy, śledząc jej każdy ruch.
— Mhm... powinnam wracać. — westchnęła, zwieszając nieco łeb. Usłyszała, jak kocur wstaje, po czym w kliku krokach znalazł się przy niej. Obdarzył ją jasnym uśmiechem, po czym spojrzał w ugwieżdżoną otchłań nad nimi.
— Jest piękna noc. — stwierdził, nieco smutnym głosem. — Wolałbym jakbyś została ze mną...
— Też bym tak wolała. — zamruczała, wtulając się w jego długie, srebrne futro. Chciała z nim zostać. Z każdym dniem pragnęła spędzać z nim coraz więcej czasu. Wymykała się wcześniej z obozu, twierdząc, że to dlatego, bo jej pacjentowi się pogorszyło. Było to dalekie od prawy, ale inaczej kocur by nabrał podejrzeń. Z Huraganem u boku czuła się lepiej, była szczęśliwsza, a gdy rozmawiali, całe jej smutki wydawały się jakby rozpływać.
— To zostań. — powiedział kocur, mrucząc cicho. — Chociaż jeszcze na chwilę. — miauknął proszącym głosem. Huragan delikatnie odsunął się od kotki, po czym ułożył na miękkiej, suchawej trawie, zapraszając kotkę do siebie ruchem ogona. Fasolowa Łodyga skrzywiła się nieco, po czym odwróciła łeb.
— Mamy... dziwne wierzenia w Klanie. Dlatego niekoniecznie lubię oglądać gwiazdy. — westchnęła w końcu, kątem oka widząc, jak samotnik posyła jej pytające spojrzenie.
— Nie na wszystko musimy patrzeć przez pryzmat wiary. — powiedział łagodnym tonem po chwili, spoglądając w niebo. — Chociaż na tę noc możemy zamienić gwiazdy na małe punkciki na niebie, nie na... czymkolwiek są dla siebie. Mogę ci poopowiadać o konstelacjach, sami możemy nawet jakieś wymyślić... jeśli chcesz, oczywiście.
— Dobrze. — odpowiadając, nie czuła żadnej presji, żeby się zgodzić. Chciała przezwyciężyć swój strach i niepokój, chciała się cieszyć nocą bez dziwnego poczucia bycia obserwowaną. Chciała wrócić do tego, jak było kiedyś. Pointka ułożyła się blisko samotnika, po czym oparła głowę o jego szyję. Kocur z uśmiechem zaczął opowiadać o najróżniejszych gwiazdozbiorach, przedstawiających różne zwierzęta czy rośliny. Fasolowa Łodyga chłonęła jego słowa i pierwszy raz od dawna z chęcią i radością spoglądała na nocne niebo.
— A to konstelacja wężowa. Nie wiem, czy naprawdę istnieje... ale jest! Widzisz? — Huragan wskazał łapą zbiór jasnych punktów. — Wygląda jak żmija! Teraz ty spróbuj coś znaleźć.
Fasola poruszyła rozbawiona wąsikami, po czym sama zaczęła szukać jakiegoś znajomego kształtu.
— O! Tam! Widzisz, przypomina królika. — zamruczała, chichocząc za chwilę pod nosem. Srebrny kocur roześmiał się wraz z nią.
Leżeli tak jeszcze chwilę, ciesząc się własnym towarzystwem i nocą. Kotka już od jakiegoś czasu zdała sobie sprawę z tego, że uczucia, które żywiła do kocura były czymś więcej, niż przyjaźnią... nie wyznała mu tego jednak. Chociaż miała wrażenie, że kocur czuje to samo... nie chciała niczego między nimi popsuć. Bała się też odrzucenia. W końcu była medyczką i w jej życiu miłość była zakazana. Co jeśli Huragan odwzajemnia jej uczucia, ale jak jej rodzina się o tym dowie, to ją zostawią? Nie chciała ich tracić. Nie chciała też stracić bliskiego jej sercu kocura. Fasola przymknęła oczy. Powinna to wszystko przemyśleć. Jeszcze raz. Kolejny.
***
Kotka wyłoniła się z krzewów ogradzających norkę Huraganu, jednak tym razem coś innego przykuło jej uwagę. Niedaleko, między drzewami, dojrzała, jak nienaturalnie zaszeleściły liście. Mogła przysiąc, że wśród wysuszonej zieleni dojrzała czyiś ogon. Jej serce zamarło, a źrenice rozszerzyły się ze strachu i niepokoju. Szybko powęszyła w powietrzu, szukając jakichkolwiek oznak rozlewu krwi. Pointka puściła się biegiem w kierunku nory. Co jeśli Huraganowi coś się stało podczas jej nieobecności? Obce koty nie były dobrym znakiem. Co jeśli to ktoś z Klanu Wilka, komu się nie spodobała obecność nieznajomego samotnika i postanowił go zaatakować? Huragan nie mógł się jeszcze bronić i...
Odetchnęła z ulgą. Leżał tam. Wciąż żywy. Nie bardziej ranny niż wcześniej.
— Wszystko dobrze? — zapytała, widząc jednak przygaszoną minę na jego pysku. Doszło jednak do konfrontacji?
— Czekają na mnie. — mruknął w końcu srebrny, zamykając ognstopomarańczowe ślepia. Czując na sobie pytające spojrzenie kotki, westchnął, po czym uniósł łeb i wbił wzrok w krzewy, gdzie wcześniej Fasola dojrzała obcego. — Moja grupa. Zostaliśmy rozdzieleni gdy nas zaatakowano. To... jedyna rodzina jaką mam. Nie jesteśmy spokrewnieni, ale... — urwał. Fasola odwróciła wzrok. No tak. Przecież było prawie oczywistym, że Huragan nie podróżował sam. Dlaczego wcześniej tego nie zrozumiała? Oczywiście, że odejdzie jak tylko wyzdrowieje do końca. Czego się spodziewała?
A jednak. Poczuła ukłucie w sercu. Kocur dał jej coś, czego jej brakowało. Odskocznię od klanowego życia. Nie chciała, żeby odchodził. Była taka głupia! Jak mogła zżyć się z kocurem, który miał być jedynie dziwnym, krótkim rozdziałem w jej życiu? Chciała mu powiedzieć co czuje. Tak bardzo tego pragnęła, ale... nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa. Nie chciała rozrywać jego grupy, nie chciała kazać mu wybierać między nią, a nimi. Z ogromnym bólem serca i łzami niemalże pchającymi się do jej oczu kotka musiała zamknąć uczucia w sobie. Kocur nie mógł się o tym dowiedzieć. SPrawiłaby mu tym jedynie ból, a tego za nic w świecie nie chciała zrobić. Pointka w ciszy zmieniła opatrunki kocura, po czym wyszła z nory.
— Muszę już iść. — mruknęła w końcu, próbując ukryć swoje emocje. — Uważaj na siebie jak mnie nie będzie. — rzuciła i szybkim krokiem potruchtała do obozu, próbując powstrzymać łzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz