Szyszka nie traciła nadziei, nawet jeśli wszystko wokół zdawało się być w ponurych, szarych barwach. Uważała, że dopóki kot walczy, zawsze uda mu się znaleźć wyjście. Czarna kotka zamierzała z powrotem zająć się szkoleniem Cichej. Była jej mentorką i chociaż na jakiś czas pozostawiła ją pod opieką Lśniącego Księżyca, podczas gdy przeniosła się do żłobka w celu wychowania swoich kociąt, dalej zależało jej na edukacji podopiecznej. Nauczyła ją polować, walczyć, pokazała jej terytorium i przedstawiła ważne zasady Owocowego Lasu i stylu życia wojownika. Niestety zawiodła się na Cichej i uczucie żalu raczej nie minie. W końcu nie zginęłyby dwa koty, a ona nie straciła łapy, gdyby tylko nie wyszli za Ogrodzenie! Miała wrażenie, że gdyby Cicha przeżyła atak Klanu Nocy na Klan Lisa, nie byłaby taka hop siup do wyjścia poza sad.
Czarna kotka zatrzymała się, dostrzegając swoją uczennicę. Porozmawiała już ze Lśniącym Księżycem, dziękując mu za opiekę nad córką Leszczynki. Dobrze się spisał i zapewne dopełnił umiejętności Cichej, a może nauczył ją czegoś jeszcze dodatkowego. Liderka podeszła do szylkretki, niemal od razu znajdując się obok niej i wlepiając w nią żółte ślepia. Dostrzegła, że Cicha płakała. Mówiły to jej oczy i pewnie gdyby nie to, że urodziła się niema, słyszałaby również jej szloch. Czy to wyrzuty sumienia spowodowały ten stan?
- Znowu będziemy chodzić razem na treningi. Twoje szkolenie potrwa trochę dłużej, gdyż na nowo musisz się nauczyć podstawowych umiejętności, nawet jeśli wcześniej je opanowałaś. No wiesz.... brak łapy może wiele utrudnić. Ale wiesz co? Zrobimy wszystko żebyś została wojowniczką i nie zmarnowała swojego potencjału. Tylko nie rób więcej takich głupot, Cicha. - objęła ją ogonem, przysuwając bliżej siebie żeby dotknęły się sierściami. Miało to zapewnić szylkretce wsparcie, ale czy tak faktycznie było? Czy widziała teraz Szyszkę jako wroga, a nie przyjacielską mentorkę, która starała się ją po prostu chronić? Szyszka westchnęła. Mogło być trudniej, niż z początku jej się wydawało.
Szyszka postanowiła, że dzisiaj poćwiczą wspinaczkę. To była jedna z ważniejszych umiejętności. Była również przekonana, że mimo braku łapy, przy odrobinie chęci i determinacji, Cicha da radę osiągnąć gałęzie. Czarnulka z samego rana wyprowadziła ją z obozu i teraz obie kroczyły przez poszycie Owocowego Lasu, oddalając się coraz dalej od obozu. Szyszka zerkała co jakiś czas na Cichą chcąc się upewnić, że ta dotrzymuje jej kroki i że nie odczuwa zmęczenia. Może stała się trochę za bardzo nadopiekuńcza. To właśnie zrobił z nią żłobek. Cicha za każdym razem rzuciła jej wtedy oburzone spojrzenie. Pewnie nie potrzebowała kontroli, ale nie było wyjścia.
- Wiesz co dzisiaj poćwiczymy, prawda? - miauknęła Szyszka. Obie zatrzymały się przed mniejszą jabłonką. O tej porze sezonu mogła pochwalić się pięknymi liśćmi, z czego niektóre leżały na ziemi. Uśmiechnęła się lekko, gdy Cicha pokręciła łebkiem. - Wspinaczkę na drzewa. Jestem pewna, że sobie poradzisz, tylko musisz zachować dużo cierpliwości. Mmm no dobrze, przede wszystkim zamiast opierać ciężar ciała na wszystkich łapach, pozostaw go jedynie na tylnej. Przednimi będziesz się podciągać. Nie zapomnij wysunąć pazurów. Nie wykonuj też nagłych ruchów, rób wszystko spokojnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz