Miłosierna noc spuściła zasłonę mroku na jego wymizerowane, pokryte ranami ciało, ale kocur i tak doskonale wiedział. Każdy ślad, od zakrytego poszarpaną pajęczyną kikuta po wystające spod skóry kości był dla niego jasnym znakiem. Znakiem jego własnej porażki.
Nigdy nie sądził, że bycie martwym będzie takie trudne.
Liliowe ucho drgnęło, a powieki rozwarły się szeroko, w niemym geście przerażenia.
- Ciii - zamruczał miękko, podchodząc bliżej tego, co zostało z Iglastej Gwiazdy. Jego przyjaciela, lidera, brata. - Ciii. - Ostrożnie przytulił kocura, kładąc szeroki łeb na wychudzonej szyi.
- W-Wilcze Serce?
- Gdybym mógł, nienawidziłbym ich wszystkich - zamruczał nisko, zamiast odpowiedzi. - Niektórzy z nich nie żyją tak długo, że zapomnieli już, jak to jest czuć wiatr igrający w futrze.
- Dlaczego… - wychrypiał liliowy, a jego zmęczony głos rozdzierał mu serce. - Dlaczego my?
W jego skrzących się jak nocne niebo ślepiach zapłonął niemal niedostrzegalny płomień. Kocur zdawał się być nieporuszony, ale jego głos stał się jeszcze niższy i bardziej chrapliwy.
- Boją się. Coraz więcej kotów łamie kodeks, wiara słabnie, ich siła słabnie. Nadchodzą… - Zapatrzył się w dal, jakby przed jego oczami pojawił się właśnie obraz tego, co ma nadejść. - Mroczne czasy. I po raz pierwszy Przodkowie nie wiedzą, czy dadzą radę je przetrwać.
- P-po to cię przysłali? Chcą się teraz - załamał mu się głos, przez chwilę kaszlał, próbując oczyścić gardło. Wilcze Serce czekał w milczeniu na jego dalsze słowa. - Chcą się wytłumaczyć? Pier-dolone gnoje bez o-odrobiny honoru…
- Nie wiedzą, że tu jestem - miauknął cicho kocur.
- Czujesz się winny.
Były zastępca spuścił łeb.
- Tak. Bo jestem. Każdego straconego życia, każdej rany, każdego bólu. Tych teraz i… i później. - Pokręcił głową. - Wystarczyłby jeden piorun, jedno słowo, jeden trzask gałęzi…
Liliowy uśmiechnął się krzywo.
- Czyli przyszedłeś usprawiedliwiać siebie.
W ciszy, która zapadła, słychać było odległe odgłosy leśnego życia. Wilcze Serce przymknął ślepia i przez chwilę poczuł się, jakby wciąż mieszkał w obozie. Nagle poczuł się jak ziarno piasku zagubione wśród bezkresnej zimnej pustki Drogi. Żal ścisnął jego pierś poczuciem najgłębszej samotności. Wpatrzył się w ziemię pod swoimi łapami.
- Chciałem… Chciałem żebyś wiedział, że to nie twoja wina. Że… że to nie koniec. Nasze dziedzictwo… Powstanie silniejsze niż kiedykolwiek. - Zamknął ślepia. - Gdybyś mógł zobaczyć… Gdybyś mógł zrozumieć… Pójść ze mną… Nie. - Nagle jego wzrok stwardniał. Uniósł łeb i spojrzał prosto w niebieskie ślepia przyjaciela. Przez moment Igła miał wrażenie, że bezkresny kosmos spojrzał mu prosto w duszę. - Wiedza… to najgorsze przekleństwo.
Nagle kocur drgnął, jakby przeszedł go zimny dreszcz.
- Możesz mnie nienawidzić, jeśli tylko dzięki temu masz żyć dalej.
Kocur zamigotał, jak odbicie w zmąconej wodzie.
- W-Wilku - głos lidera drapał jego wysuszone gardło. - Wilku…
- Wujku!
Wróblowe Serce z szybko bijącym sercem obserwował, jak lider otwiera ślepia. Drgnął, słysząc szelest, ale upewniwszy się, że to tylko liść, znów zajrzał do dołu.
- W-Wróbelek? Co ty tu robisz?! - Liliowy chyba oprzytomniał. Wojownik uśmiechnął się do niego słabo.
- Masz, pij. - Podał kocurowi mokry mech.
- Zwariowałeś?! A jeśli ktoś cię zauważy?!
- Nie zauważy. - Jego oczy na moment przygasły, podobnie jak uśmiech. - Pij. I zjedz to. Nie dziękuj, to od Fasolki.
Podał liderowi żałosną garstkę zeschniętych ziół. Tak niewiele, a zdobycie ich i tak graniczyło z cudem. Poczuł, jak jego futro na karku się jeży.
- Koniec odwiedzin! - rozległo się gdzieś z boku. - No już, zjeżdżaj!
Bury posłał liderowi ostatnie spojrzenie i zniknął w mroku nocy.
<Igło?>
:c
OdpowiedzUsuń