Nadal nie mógł uwierzyć, że doczekał się z Berberys potomstwa. Stał przed wejściem, czując drżenie w łapach. To tylko małe kociaki, nic ci nie zrobią, powtarzał sobie ze złudną nadzieją w myślach. Młode jego gatunku zawsze budziły w nim niepokój, choć możliwe, że była to głównie zasługa Nocnej Puszczy, który już jako kociak uparcie mu dogryzał. Wtedy niesamowicie przypominał mu jego zaginioną siostrę Wiewiórkę, zabójczynię siostry liliowego. Pokręcił łbem, starając się odgonić te wspomnienia. Musiał skupić się na pozytywach. Nie mógł się nastawiać negatywnie. W końcu to były jego kocięta, nie mógł się wyrzec. Musiał być dla nich tatą, jakiego sam nie miał. Ale nie był pewny czy podoła temu wyzwaniu.
Czy da radę być dla nich męskim wzorcem skoro sam wątpił w swoją męskość?
Niepewnym krokiem wszedł do kociarni. Łapy od razu skierował w stronę partnerki mając nadzieję, że ta obroni go przed malcami w razie potrzeby. Lecz nim zdążył zbliżyć się jakkolwiek do kotki, liliowe kocie zaczęło skakać wokół jego łap. Zamarł w bez ruchu, licząc, że młode sobie pójdzie. Zerknął ukradkiem na kociaka, starając się uniknąć spotkania ich spojrzeń. Z tego co się nauczył wiedział, że je to prowokuje. Krążący wokół niego maluch był z tego co pamiętał Szczawikiem. Zatęsknił za czasami, gdy ich kocięta były prawie identycznie i jedyne co robiły to jadły i spały. Żywica potrafił wtedy spędzać z nimi całe dnie, leżąc wspólnie i obserwując jak niezgrabnie czołgają się po posłaniu. Wielokrotnie zwalniał wtedy Berberysową Bryzę, która zmęczona pilnowaniem piątki rozrabiaków zasypiała od razu. Jednakże wraz z otworzeniem przez maluchy ślip cudowne wspólne drzemki i leniwe popołudnia przeminęły. Teraz jego kociaki siały chaos i zniszczenie wraz z kociętami Borówkowego Nosa. Na sam dźwięk krzyków wydobywających się z kociarni Żywica potrafił zawrócić, rezygnując tym samym z odwiedzin. A teraz nastała chwila, której się tak obawiał. Para pomarańczowych ślipek wpatrywała się w niego ślipia.
— Ciesc, tato, ciesc. — wyseplenił maluch, siadając na zadku. — Pobalisz się ze mną? Albo nie! Opowiedz mi coś! O... o babci!
Żywica poczuł nieprzyjemny dreszcz na grzbiecie.
Czemu ze wszystkich członków rodziny musiał wybrać akurat jego mamę?
— N-na pewno c-chcesz posłuchać o-o Sroczym Ż-żarze? — upewnił, uciekając wzrokiem w stronę Berberys.
Jednak kotka zajęta czyszczeniem brudnego futerka Fiołka nie zauważyła jego błagalnego o pomoc spojrzenia.
— Tak! Tak! — zawołał wesoło maluch. — Na pefno inni tes chietne posluchają — zapewnił Szczawik, rozglądając się za rodzeństwem.
Jak na zawołanie podbiegła do niego Rumianek i Dalią. Nieco później doszedł Myszek, który usiadł nieco dalej niż rodzeństwo.
— Tak, opowiec nam plosze — miauknęła wesoło trójkolorowa córka.
Otoczony kociakami nie miał innego wyjścia jak opowiedzieć im o jego mamie. Zastanawiając się co ciekawego ta robiła w życiu, usiadł przed trójką puchatych kuleczek.
— W-więc w-wasza babcia była s-super w-wojowniczką. B-bardzo o-odważną i p-porywczą. P-przyniosła naszemu k-klanowi c-chwałę... — zaczął, starając się wybrać jakąś przygodę matki, gdzie nie wypadłaby najgorzej w oczach wnuków. — Dawno, d-dawno temu, g-gdy jeszcze m-mieszkaliśmy n-na starym t-terytorium w-wasza b-babcia p-pokonała z p-pomocą siostry Z-z-zimorodkowiej P-p-pieśni s-strasznego W-wilczaka — mimowolnie zadrżał na imię starej mentorki, która nie miała za pozytywnego wpływu na jego życie.
Zerknął na kociaki. Nie były tak przestraszone jak oczekiwał.
— Cio to za Wilciak? — zapytał zaciekawiony Szczawik.
Żywica uśmiechnął się lekko, ciesząc się, że kogoś zaciekawił jakkolwiek swoją marną opowieścią. Miał nadzieję tylko, że Wilcze Serce nie dowie się jak go opisuje.
— P-przerażający! I o-olbrzymi! S-sierść m-miał powyrywaną p-przez b-borsuki, c-cały p-pysk w bliznach. J-jedynie d-dwa brązowe j-jarzące się ślipia n-nadawały m-mu k-kociego w-wyglądu. — opisał wyłysiałego kocura. — P-podstępem c-chciał z-zakraść się d-do obozu i z-zabić L-lisią G-gwiazdę! — mruknął dramatycznie. — Ale w-wasza b-babcia s-stanęła m-mu na d-drodze i s-spuściła ł-łomot... — urwał, mając nadzieję, że ta niepełna historia zadowoli kocięta.
— A cio to lomot? — dopytywał Szczawik, przekręcając uroczo łebek.
Żywica przełknął nerwowo ślinę, nie mając pojęcia jak to wyjaśnić takiemu szkrabowi.
— J-jak k-ktoś... c-cię z-zdenerwuje to... to g-go bijesz — próbował to jakoś ubrać zgrabnie w słowa wojownik.
<Szczawiku?>
Wykład o spuszczaniu wpierdolu by Żywiczna Mordka.
OdpowiedzUsuńNice 😌
wytresuje dzieciaki i w końcu zemści się na Nocku xd
UsuńDoczekał się, faktycznie nim dzieci straszą xD
OdpowiedzUsuńEj jakby, wiedział jak zrobić to teraz niech się dowie jak ogarnąć XDDD
OdpowiedzUsuńAle rip, współczuję ci tego stada, ŻywicoXX