- A jak wyglądam? - parsknęła. Przyjrzał jej się. Tak szczerze, najtrafniej mógł porównać ją wyrzuconej na brzeg foki. Albo krowy morskiej. Nie miał zamiaru jej tego mówić, więc zamiast tego miauknął:
- Bardzo dobrze. Jak zwykle zresztą. Przyniosłem ci coś do jedzenia - dodał szybko, zmieniając temat. Tak na wszelki wypadek.
Przez jej pyszczek przebiegł cień nadziei, która szybko zgasła, gdy zobaczyła wróbla.
- Dziękuję. Ale wiesz co, następnym razem… mógłbyś przynieść mi coś innego? Mysz na przykład.
- Jasne - skinął łbem. Chwała Gwiazdom, że jej się znudziły, miał serdecznie dosyć uganiania się za tymi małymi, ruchliwymi ptaszkami. Jak tak dalej pójdzie, nazwie któreś z dzieci na ich cześć.
Jego wzrok automatycznie padł na leżące przy boku Cętki kuleczki. Na ich widok poczuł zalewającą go falę czułości. Były piękne. Takie małe i bezbronne, a równocześnie idealne. Każde z nich było na swój sposób inne. Czarna koteczka, najmniejsza z rodzeństwa, najczęściej była przez nie wypychana z dala od matki. Kwiliła wtedy cichutko, próbując wrócić do ciepła matczynego boku. Druga z kocic, bura i z dłuższym futrem, rozpychała się najbardziej z nich, często pacając resztę łapami po głowach (i Wilcze Serce mógł przysiąc, że robiła to specjalnie). Jedyny kocurek w tym gronie, równie wielki co druga siostra, sprawiał wrażenie istoty gadatliwej. Na wszystkie zaczepki odpowiadał głośnymi piskami, jakby chciał powiedzieć “ej, daj już spokój, starczy dla wszystkich!”
Na jego pysku mimowolnie pojawił się słaby uśmiech.
- Okropni są - mruknęła Cętka, widząc gdzie patrzy. - Nic tylko by jedli i jedli, a do tego strasznie się wiercą.
- Zobaczysz co się będzie działo, jak otworzą ślepia. Albo zaczną biegać - uśmiechnął się do niej.
- Wtedy ty będziesz tu z nimi siedział - partnerka spojrzała na niego wojowniczo.
- Nie ma sprawy - parsknął, obserwując niezgrabne ruchy maluchów. Bura znowu dała swojemu bratu po głowie, na co poskarżył się głośno. - Cętko… - popatrzył w jej granatowe ślepia. - Myślałaś już, jak je nazwać?
- No jasne - odmiauknęła. - Wierciłapa, Płaksa i Gaduła.
Powiedziała to z tak poważną miną, że kocur zaczął się zastanawiać, czy nie mówi serio. Miał nadzieję, że nie.
- A może coś mniej… - poszukał odpowiedniego słowa, przypominając sobie jej drażliwość w ostatnim czasie. - awangardowego?
- Moim zdaniem te pasują im idealnie. Ale skoro ci się nie podobają, to wymyśl lepsze - udała obrażoną.
Tak szczerze, to już się nad tym zastanawiał.
- Może… Wróbelek? - powiedział ostrożnie, badając jej reakcję.
- Po Wróblowym Śpiewie? Nigdy nie zapomnę, jak opowiadała wszystkim w obozie, jaka piękna by z nas była para - parsknęła cętkowana.
- A może dlatego, że jak byłaś w ciąży to jadłaś dużo wróbli? Wiesz jak ciężko się na nie poluje? - Pożalił się ze smutnym uśmiechem. Zaśmiała się.
- Ta, jasne, a jeże latają. No niech będzie. Ale jak on też będzie takim plotkarzem…
- On? - zdziwił się kocur.
- Tak, on. - W oczach Cętki zalśniły wesołe iskierki, które wcale mu się nie podobały. - Skoro ty wybierasz imię, to ja komu je nadamy. Ciesz się, to zwykle matki nadają imiona, to, że pozwoliłam… - zaczęła swoją tyradę. Słuchał jej jednym uchem, przyglądając się maluchom. Nadanie imienia… Spojrzał na jedną z burych kulek. Wróbelek. Od teraz miał nim być. Tak po prostu. Już nie małą wijącą się kulką, tylko… osobą.
- Ty mnie wogóle słuchasz?
- Oczywiście - miauknął automatycznie. Cętka nie wyglądała na przekonaną, ale zanim zdążyła zacząć się z nim kłócić, powiedział szybko:
- Borsuk.
- Po Borsuczej Gwieździe? - upewniła się. Skinął głową. Otarła się o niego, jakby chcąc dodać mu otuchy. - Zgoda. Borsuk, nie bij siostry - zwróciła się do córki, która znowu zaczęła się rozpychać. - A ona?
Spojrzał na małą, czarną koteczkę. Przypominała mu trochę Pójdźkę, małą i drobną… Coś ścisnęło go za gardło.
- S… - Sroczka, chciał szepnąć. Cętka przyglądała mu się z oczekiwaniem. Pokręcił łbem. - Nie, nie wiem.
Milczeli chwilę. On ze spuszczonym łbem i łzami cisnącymi się do oczu, ona starając się zrozumieć.
- Skrzydło? Po Turkawce - miauknęła w końcu. Zaprzeczył powoli. Westchnęła. - Stokrotka? Sarenka? Pasowałoby jej. Albo Skoczek. Strzęp? Spryt? Siła? - zażartowała. - Skowronek? Słodycz? Słoneczko? - zamilkła, widząc błysk w jego oku.
- Skowronek - miauknął, starając się panować nad głosem.
- A więc Skowronek. Chociaż dalej uważam, że Skrzydło brzmiałoby lepiej. Skoro mamy Wróbelka i Borsuk. - Zamilkła, widocznie smutniejąc. Oboje nosili w sobie rany, które nie zdążyły jeszcze się zabliźnić.
Oddychał głęboko, próbując się uspokoić. To nie były czas ani miejsce. Ledwo dostrzegalnym ruchem otarł ślepia i starając się uśmiechnąć, zwrócił się do partnerki:
- Możesz rozprostować łapy, jeśli chcesz. Popilnuję ich.
- Może jeszcze nakarmisz? - Uśmiechnęła się. - Wtedy chętnie.
- Mogę spróbować - miauknął, podchodząc bliżej. Legowisko wypełnił śmiech Cętki.
- Ta, jasne. Chciałbyś, wtedy już do niczego nie byłabym ci potrzebna.
Wszystko wróciło do normy.
<Skowronek? Jeśli tylko masz ochotę, pisz :]>
Woah to taka miła odskocznia od ostatnich opek Wilka o Pójdźce :3 poza tym ALE TO SUE FAJNIE CZYTA
OdpowiedzUsuńDziękuję ;>
Usuń(ja też się cieszę, mam chwilowy przesyt pisania o jej szaleństwach :'))