Ten drżący głos, rozpacz w rzucanych Pójdźce spojrzeniach, szybko bijące serce które siostrzyczka czuła wyraźnie, gdy ją przytulał. Uwierzyła mu. On chyba też sobie uwierzył, przekonany, że jego wola cokolwiek znaczy w tym naznaczonym chaosem świecie.
Myliła się. A równie mocno jak nie potrafiła wybaczać, nienawidziła być w błędzie.
Minął prawie księżyc od momentu, gdy pojawiły się w klanie wilka. Księżyc. Walony księżyc, z którego prawie połowę spędziły w legowisku medyka, zapomniane przez wszystkich. No, prawie. Potrafiła poczuć nawet coś w rodzaju wdzięczności do płowej kocicy, która je odwiedziła. To przynajmniej trochę uspokoiło szaleńcze myśli jej siostrzyczki.
Siostrzyczki, którą miała chronić za wszelką cenę.
Cóż, Wilcze Serce zawiódł. Zrobiła tak wiele, żeby pchnąć Pójdźkę w jego paskudne ramiona, ale z jakiegoś powodu jej plan, na początku działający idealnie, nagle się popsuł.
Była ciekawa, co odwróciło uwagę kocura od ukochanej córeczki. To nie mógł być strach, nienawiść ani rezygnacja. Nie. Czuła go, był do nich na tyle podobny, że bez problemu potrafiła przewidzieć jego zachowania. Musiało pojawić się coś, co zapełniło cały jego czas, coś bardzo dla niego ważnego, coś… coś, o czym nie miała pojęcia. Doprowadzało ją to do szaleństwa, bo każdym kawałkiem swędzącej z niepokoju skóry czuła, że powinna. To mogło zaważyć na ich przyszłości.
Wysunęła i schowała pazury, które niepokojąco błysnęły w mroku.
To już nie ważne. Zapłaci. Ona sprawi, że do końca swojego marnego życia nie zapomni o Pójdźce ani na uderzenie serca. Do końca cholernego życia będzie żałował, że miał czelność o niej nie pamiętać. Do. Ostatniego. Oddechu.
Sprawi, że nareszcie je zauważy. Wszyscy zauważą.
Wyszczerzyła kły w drapieżnym uśmiechu. W jej ślepiach płonęło zimne szaleństwo.
*parę dni później*
Słońce zachodziło dziś wyjątkowo krwawo. Odbijał się w futrze cynamonowej, barwiąc je na niepokojący, szkarłatny odcień. Obserwowała, skryta w swoim kącie. I trwała tak aż powietrza nie wypełnił spokojny oddech nie jej-jej ciała, a później pochrapywanie medyczki. Wtedy podniosła się bezszelestnie i opuściła legowisko. Uśmiechnęła się. Mogłaby go teraz zabić, ale nie miała ochoty na akty miłosierdzia.
Uniosła łeb. Zaczynało padać. Wciąż się uśmiechając, zniknęła w mroku otaczających obóz drzew. Konsekwencje zapłonęły w niej bólem jak jątrząca się rana. Przymknęła ślepia, napawając się paniką przepływającą przez ciało.
Tak, to była jej noc. Noc świętowania i oczyszczenia.
Spojrzała w niebo, w kierunku tej jednej gwiazdy, niewidocznej tym razem z powodu chmur.
- To wszystko dla ciebie - miauknęła. Deszcz spływał po jej pysku zimnymi strugami, ale nie był w stanie ugasić płonącego wewnątrz niej ognia. - Taką mnie stworzyłaś, mamusiu.
Z oddali dochodził słaby, obcy zapach. Zamknęła ślepia, delektując się nim każdą komórką ciała. Krew grała w jej uszach upajającą melodię życia, łapy drżały, niecierpliwe tego, co miało się wydarzyć. Pomknęła lekko przed siebie. Niecierpliwa i odwlekająca spełnienie. Podekscytowana i spokojna. Niepełna i absolutnie doskonała.
Miała czarną, miękką sierść. Poczuła to wyraźnie, gdy ją popchnęła.
- P-przepraszam! J-ja ch-chyba u-utknęłam.
Udawała swoją siostrzyczkę tak idealnie. To samo spojrzenie, ten sam przestraszony ton.
- Poczekaj, zaraz ci pomogę!
Tak. Będzie czekała. Śmiech, rodzący się w głębi jej gardła. Nie, nie może. Nie teraz.
Oczekiwanie. Jedno uderzenie serca. Drugie. TrzecieczwartepiąteszósteszybciejszybciejSZYBCIEJ!
Teraz.
Przerażenie w jej niebieskich ślepiach.
Tej nocy było wyjątkowo ślisko.
Trzask. Czerwony kwiat rozkwitający na szarej piersi.
Krew, plamiąca niebieskie futro, rytmicznymi strugami beszczeszcząca nieskazitelny śnieg.
Krzyki. Charczenie oddechu wymykającego się dziurawym płucom. Jęk topielca.
Nikt ci nie pomoże. Nikt nie jest w stanie ci pomóc. Nawet my.
Siedziała przy niej aż ostatnia iskra zgasła w niebieskich ślepiach.
Była cynamonowym ptaszkiem, którego świat właśnie się zawalił. Była tutaj, by się pożegnać. Uzyskać przebaczenie.
- Dobranoc, mamusiu.
Była Dzierzbą i była wolna.
Rzuciła się pędem przed siebie, nie odwracając się ani razu. Do rana musiała być już daleko stąd.
Dla Brzozowego Szeptu [*]
OdpowiedzUsuńmamusia ci kibicuje z góry xd
OdpowiedzUsuńKochana mamusia xD
UsuńWiecie, jak tylko pojawia się post o nowym zmarłym, oraz opko od Pójdźki, to mi się humor polepszaXD to znaczy-
OdpowiedzUsuńGrrr, Dzierzba
OdpowiedzUsuń