W całym klanie nocy rozległ się tak potworny wrzask, że z pewnością słychać go było wszędzie, nawet w sąsiednich klanach. W obozie jednak, rozrywał on uszy kotom, które miały nieszczęście znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Kilkoro nocniaków, w tym Owcze Futerko, Szakłakowy Cień i Wężowa Łapa.
No cóż... widok bengalki zwisającej z pyska tłuściocha w postaci Bobrzej Kłody nie należał do zbyt częstych ani tych "normalnych". Młoda kotka szarpała się jak opętana, łapami co jakiś czas zahaczając o dolną wargę srebrnego wojownika, a wtedy zahaczała o nią pazurami, co wywoływało zduszony wrzask.
- Coś ty zrobił, Bobrza Kłodo?! - zawołał zaaferowany Szakłak, nawet nie wiedząc co zrobić. Zboże za mocno wierzgała się, by można było jakkolwiek spróbować ją wyciągnąć na zewnątrz. Zaś ciągnięcie za ogon nijak by się sprawdziło, bo mogłoby tylko przynieść więcej szkody aniżeli pożytku. W końcu jednak kotka została wypluta wraz z kawałkiem czegoś w pysku, zaś tym czymś był ogon łososia.
- Ten spaślak próbował zwędzić nam obiad! - zawołała wyzywająco, machając ogonem na bogi ostro rozwścieczona. Ślina skapywała z niej całej, tworząc mokrą kałużę pod łapami córki Pliszkowego Kroku, która prychnęła niezadowolona, wypluwając gdzieś na trawę pozostałości obiadu przeznaczonego dla kociąt, które już mogły jeść stały pokarm.
- Nie żywicie go, czy jak? Dostaliśmy J E D N Ą rybę na całą naszą szóstkę a ten grubas i tak ją zeżarł! - krzyczała, chodząc w kółko i nadal otrzepując się z lepkiej i śmierdzącej śliny.
- Czy to prawda, Bobrza Kłodo? - miauknął Szakłak, widocznie niezadowolony z całej sytuacji.
- Ta - wyburczał spasiony wojownik - Afe ta mafa mje ugrysa f jensyk - wyseplenił, wskazując łapą na krwawiący jęzor, który pokryty był licznymi śladami kłów.
- Oddaj nam rybę, albo jeszcze raz cię ugryzę! - zawołała Zboże, pusząc dumnie sierść i przybierając bojową pozycję, gdzieś za nią stał Wieczorni, który z początku starał się odwieść byłą członkinię klanu burzy od tego durnego pomysłu, jednakże ostatecznie mu się nie udało i... wyszło, jak wyszło. Pręgowany złodziej zmarszczył wściekle brwi po czym... zwyczajnie zwrócił na trawę skradziony kociakom obiad.
- Nie no, to jest zwyczajnie nie smaczne... - miauknął obrzydzony Wieczornik, starając się nie zwymiotować, po czym cofnął się o krok.
< Wieczorniku? Albo ktoś inny z klanu nocy? >
No oczywiście, że klepię
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńFaktycznie bardzo ciekawie napisane. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń