Tobby stał na dużym, lśniącym kamieniu. Otaczało go przyjemne ciepło, a roztaczające się wokół pola zboża pachniały farmą, jego domem. Tobby z wielkim entuzjazmem zeskoczył z głazu i rzucił się na złote zboże. Biegł na ślepo przez pola. W jego futro zaplatały się kłosy zboża, ale mu to nie przeszkadzało. Tobby czuł energię wypełniającą jego żyły. Czuł, że już nic go nie boli. Nic nie przeszkadza. Czuł się żywy jak nigdy dotąd. Nagle wyskoczył ze zboża, a wtedy wszystko ucichło. Promienie słońca jakby nagle zbladły. Poczuł dziwny smród. Pod łapami zamiast przyjemnej pulchnej ziemi była jakaś czarna, rozgrzana, śmierdząca powierzchnia. Nagle usłyszał przerażający ryk i pisk. Odwrócił szybko głowę, by zobaczyć coś wielkiego i przerażającego. To coś z nieznaną dla kocięcia szybkością wbiegło w niego.
* * *
Tobby szybko podniósł głowę i chaotycznie się obejrzał. Nie było tu tego potwora. Okazało się, że to wszystko mu się tylko śniło. Rozejrzał się po miejscu, w którym się obecnie znajdował. Leżał na miękkim mchu, wokół niego leżało mnóstwo roślin. Większość z nich nie poznawał oprócz paru, na przykład... rozpoznał kępkę mchu. Normalnie by się nią pobawił, ale ta była ubrudzona dziwną, żółtą, śmierdzącą substancją. Rozpoznał też stokrotki i nasiona maku. Mama zawsze kazała mu jeść te drugie...
Tobby wstał by lepiej rozejrzeć się po tym miejscu, ale wtedy do jego nosa dotarł piękny zapach. Ślinka zaczęła mu lecieć z pyska. Odwrócił się, by zobaczyć czarno-białą kotkę trzymającą rybę. Cóż za piękna... ryba. Brzuch zaczął mu burczeć.
- O. Widzę, że wstałeś i jesteś głodny - uśmiechnęła się do kociaka. Tobby był wpatrzony w rybę jak na najpiękniejszy cud świata.
- Mogę trochę, proszę pani? - zapytał grzecznie, jak go mama uczyła. Kotka położyła rybę na ziemi
- Pewnie. Możesz zjeść ze mną.
Kociak automatycznie pobiegł do ryby i zaczął zajadać. Kotka zaśmiała się cicho i też nachyliła się nad rybą, biorąc kęsa. Nie minęło 5 minut, a po rybie zostały same ości. Kociak oblizał pysk wesoły
- Dziękuję! - był bardzo wdzięczny kotce. Dawno tak dobrze się nie najadł.
- Nie ma za co. Jak masz na imię? Ja jestem Słodki Język. - zapytała. Tobby już wiedział, że ta kotka jest miła i przyjazna. Zaufał jej, mimo, że znał ją od parunastu minut.
- Jestem Tobby! Jesteś koleżanką tego, kocura co mnie uratował? - zapytał. Dokładnie pamiętał tego czarno białego kocura, który z jego punktu widzenia był miły i troskliwy, bo w końcu się nim zajął i zabrał go do tak pięknego miejsca.
- Masz na myśli Aroniowy Podmuch? Znam go. Owcze Futerko wspominała, że to on cię znalazł. Miło z jego strony, że cię w miarę szybko przyniósł. - przypomniała sobie, w jakim stanie trafił do niej Tobby. Cały mokry, wyziębiony, brudny. Kotka bała się, że kociak złapie jakąś morderczą dla kociąt chorobę jak zielony kaszel albo w ogóle się nie obudzi. Była nawet trochę zdziwiona, że kociak już ma energię do wesołego brykania.
- Muszę mu podziękować! W końcu był dla mnie miły! - nie było słów, by opisać jak Tobby teraz szanuje i uwielbia tego kocura. To był rodzaj sympatii, którą Tobby darzył każdego kota, który mu kiedykolwiek pomógł, a takich kotów nie było dużo w jego krótkim życiu. Szczerze mówiąc, Aroniowy Podmuch był drugim, oczywiście zaraz po matce kotem, który kiedykolwiek odezwał się do Tobbyego. Pierwsze tygodnie życia spędził na farmie. Ukryty dobrze przez Sarah, jego matkę. Jeśli widział jakieś koty to tylko z daleka. Raz odważył się do jednego podejść, ale ten odgonił go syczeniem.
- Aroniowy Podmuch? Miły? No dobrze - kotkę trochę zdziwił opis kocura. Kociaki zwykle nie były tak pozytywnie nastawione do dość pesymistycznego kocura.
- Mogę się z nim zobaczyć? Proszę, proszę proszę! - Tobby chodził w miejscu tryskając energia na lewo i prawo
- A nie bolą cię jeszcze łapki ? - zapytała Słodki Język z troską w głosie.
- Troszkę... ale mi to nie przeszkadza! Jestem silnym kocurem! - powiedział odważnie stojąc dumnie. Nastroszył futerko, by wyglądać na większego i silniejszego. W rzeczywistości wyglądał, jakby uderzył go piorun.
Czarno biała kotka się zaśmiała.
- Nie wątpię w to, ale nie mogę cię na razie wypuścić. - kociak mruknął zawiedziony po tych słowach - Ale nie martw się. Niedługo Deszczowa Gwiazda zdecyduje co z Tobą zrobić. - próbowała pocieszyć kociaka.
- Deszczowa Gwiazda? - kociak wyobraził sobie dużego kota z gwiazdami w sierści, całego przemoczonego od deszczu.
- Tak. Niedługo na pewno go poznasz. - uśmiechnęła się do kocięcia. Już wiedziała, że trudno będzie go utrzymać w jednym miejscu, ale jakoś sobie poradzi. Musi. Byle kociak nie wywrócił jej legowiska do góry nogami.
<Aroniowy Podmuch>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz