Szyszka, bo fak zwała się tymczasowa opiekunka Szkarłatu, była gotowa do zabawy. Pełna energii i zapału. Gotowa do działania i tłumaczenia młodemu kocurkowi zasady życia w Klanie Lisa. Tylko... Nie przeciwdziała, że połowa zaproponowanych zajęć raczej znużyłaby rudego. Po co się bezsensownie chować, skoro i tak zs chwilę ktoś cię znajdzie? Po co biegać, gdy obserwacja zachowań każdego członka klanu jest znacznie bardziej ekscytujące?
- Dlaczego milczysz? Zatkałam cię? Mam mówić mniej? Jesteś mało kontaktowy... Eh, mogłam zacząć inaczej. - Szyszka pokiwała głową ze zdruzgotaniem. - Twój tata nie będzie zachwycony, a tak cię kocha.
- Możesz mówić. Po prostu myślę nad jakąś... Ciekawą zabawą, w której oboje się wykażemy - powiedział Szkarłat, aby podtrzymać rozmowę. Skoro kotka chciała zająć się nim dobrze, to czas zaproponować jakieś ciekawe zajecie. Przynajmniej dla niej.
- Pobawmy się w chowanego, żeby się nie nudzić. W miarę to lubie - miauknął.
Uradowana Szyszka podskoczyła kilka razy radośnie.
- Jednak mam dobre pomysły! Jak wspaniale! Zacznę szukać, a ty się schowaj. Tylko dobrze. Ostrzegam, umiem wygrywać w chowanym. Liczę! - Czarna kotka położyła się na ziemi i zasłoniła łapami oczy. - Raz, dwa, trzy...
Szkarłat już wiedział, co zrobić z wojowniczką. Udał się do pobliskich krzaków, gdzie gałęzie rosły gęsto. Przyjrzał się roślinie. Schował się za nią
- Szyszko, pomóż mi! Zaplątałem się w krzew! - miauczał głośno, nadając tonowi swojego głosu smutne brzmienie.
Szyszka poderwała się, jeżąc sierść.
- Ja cię uratuję! - Pobiegła w kierunku, z którego dochodził głos rudego. - O rety...nie widzę cię. Jak ty tam wlazłeś? Czuję twój zapach, jesteś strasznie głęboko... Sprytna kryjówka - oceniła czarna.
- Oj, wiem! Chcialem, byś mnie długo szukała, ajaj... Prawie się wyplątałem - rzekł Szkarłat, tracając łapą krzew i imitując wydowanie się z rośliny.
- Poczekaj! Pomogę ci! - Szyszka odgarnęła kilka gałęzi, wchodząc wręcz całym ciałem do środka krzewu. Wierciła się i uważała, aby nie wybić sobie oka.
Szkarłat uśmiechnął się. To się nazywa zabawa.
Stanął za Szyszką.
- Wyszedłem! Udało mi się! Teraz ja chcę szukać! - powiedział, udając uradowanie i szczęście.
- Teraz to ja utknęłam! Zawołaj kogoś! Albo... Sama się wydostanę - Wojowniczka szarpnęła się kilka razy, próbując oswobodzić ciało z krzewu.
- Poczekaj! Też chcę pomóc. - Szkarłat ugryzł ogon opiekunki i pociągnął go. Poczuł metaliczny smak krwi na swoich zębach, co zadowoliło go.
Szyszka miauknęła z bólu, wiercąc się.
- Nie! Puść! Nie dasz rady! Au, boli - syknęła.
Rudy puścił ogon Szyszki.
- Przepraszam. Nie chciałem... - pisnął z udawanym smutkiem. - Chciałem... Być jak... No... Mój rodzic... - Nie uwierzył, że powiedział to słowo. Z trudem przeszło mu przez gardło. Nigdy nie nazwał Bursztyna rodzicem.
<Szyszko?>
- Dlaczego milczysz? Zatkałam cię? Mam mówić mniej? Jesteś mało kontaktowy... Eh, mogłam zacząć inaczej. - Szyszka pokiwała głową ze zdruzgotaniem. - Twój tata nie będzie zachwycony, a tak cię kocha.
- Możesz mówić. Po prostu myślę nad jakąś... Ciekawą zabawą, w której oboje się wykażemy - powiedział Szkarłat, aby podtrzymać rozmowę. Skoro kotka chciała zająć się nim dobrze, to czas zaproponować jakieś ciekawe zajecie. Przynajmniej dla niej.
- Pobawmy się w chowanego, żeby się nie nudzić. W miarę to lubie - miauknął.
Uradowana Szyszka podskoczyła kilka razy radośnie.
- Jednak mam dobre pomysły! Jak wspaniale! Zacznę szukać, a ty się schowaj. Tylko dobrze. Ostrzegam, umiem wygrywać w chowanym. Liczę! - Czarna kotka położyła się na ziemi i zasłoniła łapami oczy. - Raz, dwa, trzy...
Szkarłat już wiedział, co zrobić z wojowniczką. Udał się do pobliskich krzaków, gdzie gałęzie rosły gęsto. Przyjrzał się roślinie. Schował się za nią
- Szyszko, pomóż mi! Zaplątałem się w krzew! - miauczał głośno, nadając tonowi swojego głosu smutne brzmienie.
Szyszka poderwała się, jeżąc sierść.
- Ja cię uratuję! - Pobiegła w kierunku, z którego dochodził głos rudego. - O rety...nie widzę cię. Jak ty tam wlazłeś? Czuję twój zapach, jesteś strasznie głęboko... Sprytna kryjówka - oceniła czarna.
- Oj, wiem! Chcialem, byś mnie długo szukała, ajaj... Prawie się wyplątałem - rzekł Szkarłat, tracając łapą krzew i imitując wydowanie się z rośliny.
- Poczekaj! Pomogę ci! - Szyszka odgarnęła kilka gałęzi, wchodząc wręcz całym ciałem do środka krzewu. Wierciła się i uważała, aby nie wybić sobie oka.
Szkarłat uśmiechnął się. To się nazywa zabawa.
Stanął za Szyszką.
- Wyszedłem! Udało mi się! Teraz ja chcę szukać! - powiedział, udając uradowanie i szczęście.
- Teraz to ja utknęłam! Zawołaj kogoś! Albo... Sama się wydostanę - Wojowniczka szarpnęła się kilka razy, próbując oswobodzić ciało z krzewu.
- Poczekaj! Też chcę pomóc. - Szkarłat ugryzł ogon opiekunki i pociągnął go. Poczuł metaliczny smak krwi na swoich zębach, co zadowoliło go.
Szyszka miauknęła z bólu, wiercąc się.
- Nie! Puść! Nie dasz rady! Au, boli - syknęła.
Rudy puścił ogon Szyszki.
- Przepraszam. Nie chciałem... - pisnął z udawanym smutkiem. - Chciałem... Być jak... No... Mój rodzic... - Nie uwierzył, że powiedział to słowo. Z trudem przeszło mu przez gardło. Nigdy nie nazwał Bursztyna rodzicem.
<Szyszko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz