A więc Tańcząca Pieśń, tak? Cóż, Lisia Gwiazda nawet nie był zaskoczony, gdy poznał tożsamość kota, który rozkochał w sobie jego małą córeczkę. Ba, cieszył się potwornie, że to właśnie czarna vanka okazała się być obiektem westchnień Cyprysowej Szyszki.
Młoda, zaradna, ambitna, do tego pewna siebie.
Już sam fakt, że Cyprys wolała kotki był niesamowicie pokrzepiający, do tego teraz dochodziła świadomość, iż wybranką serca jest ślepa kotka napawał kocura nie małą ulgą. Czarna była wręcz idealna pod każdym aspektem i wierzył, że nie skrzywdzi szylkretki za żadne skarby.
Cóż więc.
Lepszego zięcia, mimo iż w formie żeńskiej, Lis nie mógł sobie wyobrazić. Uśmiechnął się z lekka, co wyglądało dość paskudnie, jednakże miał dobre intencje. Chciał wesprzeć swoją córkę.
- Tańcząca Pieśń? - miauknął, spoglądając na mocno zdenerwowaną córkę - No, jak dla mnie brzmi to jak zięć idealny - dodał zaraz, wpatrując się w kotkę, która z każdym uderzeniem serca promieniała, zaś radość na jej mordce rosła.
- S-serio t-tato? - wydukała, chyba jeszcze nie do końca rozumiejąc, co się właśnie stało
- Serio, serio - skinął łbem twierdząco - Nie mam nic przeciwko, nawet jestem zadowolony, że to właśnie ona - dodał zaraz.
***
Od tamtej rozmowy minęło już sporo czasu i Lisia Gwiazda był potwornie ciekawy, jak się sprawy mają. Nie miał zamiaru jednak podbić tak bez ogródek do córki i zapytać, jak tam jej obiekt westchnień. Wolał zrobić to w inny sposób, podejście Cyprysowej Szyszki zdecydowanie bardziej leżało w jego naturze. Podszedł więc do szylkretki, która właśnie jadła gołębia widocznie zamyślona. Przysiadł obok niej, zabierając się za jedzenie swojej wrony, nad której upolowaniem męczył się dobre pół dnia. Przecież przysiągł sobie, że prędzej zeżre własny ogon, niż odpuści temu cholernemu ptaszysku. Nie zdziwił go więc fakt, że smakował tak wybornie. Ach, zwycięstwo.
- Jak minął ci dzień? - zagaił do córki, licząc na jakieś ciekawe kąski w postaci informacji.
< Cyprys? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz