Nie dowierzał. Ta ruda kupa futra wygrała! Zasyczał groźnie, próbując zwalić z siebie brata, który dociskał go do ziemi. Rany, które mu zadał, sprawiały mu nieprzyjemny dyskomfort, ale nie przejmował się tym widząc, że rudzielec wcale nie wygląda lepiej. Kopnął go tylną łapą w brzuch, a pyskiem wgryzł mu się w łapę. Szkarłat odskoczył z krzykiem, prychając na niego groźnie. Czermień zjeżył sierść i wstał na łapy. Nie zapomni mu tego! Jeszcze mu za to zapłaci! Widząc kierującego się do żłobka ojca, postanowił przełożyć zemstę na później. Posłał bratu najbardziej nienawistne spojrzenie, na jakie było go stać, po czym skupił się na rozradowanym czarnym.
- Ale z was rozrabiaki! Słyszałem wasze piski, aż w legowisku wojowników! - powiedział, kierując się w stronę, najstarszego syna.
O nie. Wypad! Zamierzał już uciec, ale ojciec złapał go za kark i zaczął tulić! Dusił się w jego objęciach, które nie pozwalały mu na ucieczkę.
- Zostaf mnie! - Zaczął się wyrywać, gryząc jego łapy.
- Ałć! Czermień! Mówiłem coś o gryzieniu! Tak nie wolno!
Właśnie, że wolno! Przez to kolejne kazanie o gryzieniu, wbił się tylko mocniej. Bursztyn syknął, wypuszczając syna, który nareszcie mógł złapać oddech. Co za przytulas! Otrzepał się i odbiegł z dala od łap ojca. Nie rozumiał, że mu się to nie podobało? Nie zmieniało to faktu, że gdy nadeszła kolej na jego brata, nie mógł powstrzymać się od mściwego uśmieszku. Tak! Dobrze! Uduś go swoją słodyczą! Tak, idealnie! Specjalnie dla takich widoków, mógł znieść ojca. Biedny Szkarłat. Uduś się w tych jego obrzydliwych objęciach. Tfu!
Widząc, że ma czas dla siebie, wychylił głowę przed żłobek. Pierwszy raz obserwował zewnętrzny świat. Spojrzał w górę na niebo, które zasłonięte było przez białe coś. Zaczął rozmyślać o tym, co to jest, gdy nagle coś mokrego kapnęło mu na nos. Zjeżył sierść, prychając wrogo na kolejne krople, które śmiały go atakować! Deszcz jednak nie ustępował, za to bardziej się nasilił, przez co zmuszony był wycofać się. Wracał pokonany. Już podwójnie! Otrzepał się cały, posyłając małych wojowników na wszystkie krańce żłobka. Usłyszał śmieszny pisk Błysk, która najwyraźniej dostała z kropel i pognała do mamy.
- Rozpadało się... - Ojciec pojawił się tuż przy nim.
Czy on go prześladuję, czy jak?! Odskoczył, gdy próbował objąć go ogonem. Czy on nie umie trzymać łap przy sobie? No co za typ! Trochę przestrzeni, czy coś... Rozejrzał się za jakąś kryjówką, która ochroni go od łap wojownika, jednak dostrzegł tylko siedzącego z boku Szkarłata. W jego głowie zaświtała pewna myśl. A gdyby tak teraz się zemścić? Podszedł do niego z dziwnym uśmieszkiem, błąkającym się na pysku.
- Skalłat? Pada desc!
- No i? Co mne to obchodzi?
- Chodź zobacymy jak pada!
- Po co?
- No dawaj! - Popchnął go. - Nie bądź tchósem!
- Dobla, idę!
Zadowolony z siebie, poprowadził brata przed wejście do żłobka. Krople deszczu uderzały o ziemię ze zdwojoną siłą. Przez chwilę im się przyglądał, ponieważ zauważył, że wygrywają ciekawy rytm. Stuk-puk, stuk-puk, stuk-puk.
- Ale pada...
Słowa brata wyrwały go z zadumy i przypomniał sobie w końcu, dlaczego zaciągnął tu młodszego. Wycofał się pomału, po czym wypchnął rudego na zewnątrz, wprost w tworzącą się przed żłobkiem kałużę.
- Hahahaha! Mysi móżdżek!
<Szkarłat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz