Obie kotki skinęły głowami i wyszły z legowiska lidera. Asystentka medyczki siłą woli powstrzymała się do zwrócenia śniadania. Spojrzenie jej niebieskich oczu, skierowałosię na Cętkę, która najspokojniej w świecie ziewnęła głośno, mlaszcząc językiem. Córka Biegnącego Strumienia przełknęła ślinę, czując na sobie wzrok pobratymców. Co po niektórzy klanowicze pogrążali się w rozmowie, co jakiś czas rzucając kotkom badawcze spojrzenia. Inni wprost pokazywali je sobie łapami. Plotki. Ciałem Turkawiego Skrzydła wstrząsnął gwałtowny dreszcz.
- Chodź pokażę ci moje legowisko – zwróciła się do kociaka i popychając małą delikatnie, skierowała kroki do swojej ostoi.
Zatrzymała się tuż za progiem, wzdychając głośno. Z pewnością straciła zaufanie niewielkiej ilości członków Klanu Wilka. Wśród nich było kilku takich, którzy wprost nie cierpieli pieszczochów. Może i Turkawka była znajdą, ale zapracowała sobie na szacunek pobratymców. Poza tym nie sprawiała zbyt wielu problemów, nie mogła jednak przewidzieć jak to będzie w przypadku Cętki. Przypominając sobie o tej ostatniej, wstała gwałtownie, przeszukując legowisko wzrokiem.
- Na litość Gwiezdnych! Cętko, co ty wyrabiasz?!
Kotka podniosła się znad zioła, które chwilę wcześniej trącała łapką.
- Ja Turkawie Skrzydło? Ja tylko oglądam – uśmiechnęła się córka Burki, z powrotem spuszczając wzrok na liście. – To bez, prawda?
W Turkawce jednak coś pękło. Może to całodniowy stres i nadmiar obowiązków, które zwaliły się jej na głowę? Albo jeszcze coś innego? Przecież ona nawet nie przepada za kociakami, nie jest niańką, nie ma w tym doświadczenia!
- Ogląda się oczami! – ryknęła. W następnym uderzeniu serca, zdała sobie jednak sprawę, że to był błąd. Zrobiła wielkie oczy i zakryła sobie pyszczek łapą. W oczach Cętki wezbrało zdziwienie, a potem coś w rodzaju żalu. – Przepraszam, przepraszam, ja… naprawdę nie chciałam – jęknęła. – Nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Nigdy jeszcze tak nie krzyknęłam…
Ups, kolejny błąd. Powinna pocieszyć znajdę, a nie jeszcze jej wypominać. Zbliżyła się, więc do burej i szybko, niemal błagalnie przejechała językiem po łebku kotki.
- Dobra, już! To łaskocze! – pisnęła Cętka, chichocząc. – Macie tu coś do jedzenia? Zgłodniałam.
Czyli konflikt zażegnany. Turkawie Skrzydło zerknęła na lekko wystający brzuszek kotki.
- Masz rację. To był bez. A co do jedzenia, to zaraz ci coś przynio… - zaczęła, ale jej wypowiedź została brutalnie przerwana, przez drugą medyczkę, która pojawiła się w wejściu do legowiska. Burzowe Futro zmaterializowała się obok nich i upuściła na ziemię dwa spore wróble.
- To dla was – powiedziała, uśmiechając się delikatnie w kierunku burej. Cętka podziękowała i od razu zabrała się do jedzenia. Turkawka z mniejszym entuzjazmem, połknęła kawałek mięsa i odsunęła ptaka na długość myszy. – Turkawie Skrzydło, wysyłałam cię po zioła, a nie po pieszczoszka. Ale to nawet dobrze. Każda para łap się przyda. Musimy zbierać zioła, przed Porą Opadających Liści – niebieska uśmiechnęła się delikatnie i liznęła niebieską za uchem. Turkawie Skrzydło zamruczała w podziękowaniu.
- Przed zachodem słońca powinnam jeszcze pokazać Cętce nasze tereny i opowiedzieć o innych klanach. Nie wiem, czy wrócimy przed wschodem księżyca.
Pointka odetchnęła głośno, uspokajając się. Z uśmiechem zwróciła się w kierunku nowej podopiecznej.
<Cętkuś^^?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz