Po pierwsze, jedyne związki, które znał były złożone z kotki i kocura - od mamy i taty począwszy oraz na Wschodziku i Potoku skończywszy. Zaś nigdy nie był uświadomiony, że kocur z kocurem też mają prawo do związku. No i jakim cudem będą mieli dzieci? Źle wspomina opowieść liliowego mentora o powstawaniu kociąt, ale na myśl o udziale dwóch facetów miał ochotę zwymiotować. Tym bardziej, że nigdy nie rozumiał fenomenu tej... "czynności".
Po drugie, doskonale pamiętał, jak ta dwójka pałała do siebie nienawiścią. Skąd nagle takie amory? Gwiezdni wiedzą. Do niedawna jeszcze rzucali przekleństwami i nie było klanowicza, który by ich nie słyszał choć raz. Wspominał też, jak Lśniący wracał do legowiska cały nerwowy przez właśnie Księżyca. A tu proszę, niespodzianka.
Jednak mimo zdziwienia, Sokola Łapa cieszył się ze szczęścia mentora i kibicował tej dwójce z całego serca. Szkoda tylko, że medyk klanu znikał częściej, a pacjenci przypadali niezdarnemu terminatorowi. No i najważniejsze - kodeks zakazywał mieć kociąt, a nie partnerów, więc hulaj dusza!
Zaś relacje Sokolej Łapy z Księżycowym Pyłem... no cóż.
— Nie — syknął wojownik po raz enty tego dnia.
— No proooszę — Uczeń wbił ogromne ślepia w syna Czereśni.
— Takie sztuczki to możesz sobie stosować na Lśniącym Słońcu. Albo nie! Albo tak! Albo... Na Potoku! Tak. Na Potoku! Dokładnie, weź wykicuj do Potoka i nie zawracaj mi głowy, szczylu!
Zaś relacje Sokolej Łapy z Księżycowym Pyłem... no cóż.
— Ale...
— Nie!
Niebieski prychnął, po czym zamilknął. Ale tylko na chwilę.
— A teraz?
— Sokoliku, nie!
— No dobrze — westchnął smutno. — Chociaż szkoda, że nawet się nie dowiedziałeś, o co chciałbym cię poprosić.
— Czy ja wiem? — Czarno-biały zaczął snuć.
— Jak coś to będę w legowisku! — Tak nagle Sokola Łapa uśmiechnął się i "wykicał", jak mu Księżycowy Pył kazał, ale w kierunku legowiska medyka. Sokolik asystował przy opatrzeniu złamanej łapy jednego z wojowników, gdy nagle Lśniące Słońce stwierdził, że brakuje pajęczyn. W końcu trzeba czymś związać złamaną kość. Wybiegł z legowiska na poszukiwania, a wkrótce zamiast niego pojawił się Księżycowy Pył.
— Oh, już jesteś? A nie, to tylko ty, Księżycu. Ale też fajnie!
— Hę? Gdzie jest Lśniące Słońce? — Syn Czereśni uniósł brew do góry.
— Poszedł po pajęczynę dla... — spojrzał na rannego wojownika, którego imienia nigdy nie potrafił zapamiętać. — Niego. Powinien być w każdej chwili, więc możesz poczekać, jeśli chcesz. Zostaniesz? — Uniósł wesoło kącik pyszczka do góry.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz