Dlaczego przedstawiła się inaczej, niż w rzeczywistości miała na imię? Sama nie wiedziała. Chyba po prostu "Księżycowy Płatek" za bardzo wiązało ją z przeszłością. Księżyc była córką Ciernistej Gwiazdy. Przez długi czas przechodziła z fazy do fazy, najpierw rosnąć, możnaby pomyśleć, że mając świetne perspektywy na przyszłość, zatrzymać się, a później, stopniowo, coraz bardziej malejąc aby pod czujnym okiem Czystej Gwiazdy, aby w końcu zniknąć. Przejść w fazę Nowiu. Skoro nie była już częścią swojej rodziny, skoro jej pani się jej wyrzekła, czemu miałaby tytułować się tak, jak dawniej?
Po co jej imię, które posiada tyle wspomnień?
Chyba nie muszę mówić, że pytanie Czereśni, rzekomej liderki "Klanu Lisa" było dla niej okropnie niewygodne? Nów nie wiedziała, co miała powiedzieć, w tamtej chwili jedyne, czego pragnęła, to zginąć. Przecież taka kotka jak ona i tak nie zrozumie jej motywów. Sam fakt, że miała w sobie na tyle dobra, aby ją powstrzymać, wykluczał łaciatą jako kogoś, kto zrozumiałby Nów. Ją mogły zrozumieć tylko osoby zmarnowane i wyniszczone, te złe do szpiku kości i nikczemne. Ktoś, kto był w stanie udzielić pomocy drugiej osobie nie powinien w ogóle z nią rozmawiać.
— To bez znaczenia — oznajmiła, acz o wiele spokojniej, niż wtedy, przy drodze grzmotu. — Nie powinnaś była mi pomagać. Jestem złą osobą.
W jej głosie nie było ni kszty emocji. Żadnego żalu, żadnej ulgi. Była obojętna, trochę w podobny sposób, jak za czasów treningów, przy tym jednak, o wiele bardziej przerażająca, może dlatego, że jej dwukolorowe oczy nie zdradzały żadnych intencji. Czereśnia jednak swoje już przeżyła, pochowała ukochanego, a dwójkę ich dzieci straciła, możliwe, że na zawsze, chociaż żadna z kotek nie wiedziała, że Nów nosi w swoim łonie jej potomków.
— Nikt nie jest tak zły, aby zasługiwać na śmierć — oznajmiła, a Nów miała ochotę zaśmiać się gorzko. Och, to było wręcz urocze, że ktoś jeszcze skierowałby do niej takie słowa. Urocze, ale nic nie zmieniające. W oczach Gwiezdnych była stracona i wiedziała o tym doskonale. — I każdy zasługuje na drugą szansę, prawda?
Pokręciła głową, uśmiechając się, ale bez radości, raczej z powątpiewaniem. To i tak było lepsze, niż jej zastygnięta w nicości mina.
— Nie wiem, kim byli twoi przodkowie, Czereśnio, ale moi nie dają drugich szans. A już na pewno nie mi.
Liderka Klanu Lisa uniosła brwii, bez większego zdziwienia.
— Klan Lisa nie wierzy w siłę przodków. Jesteśmy my. Tu i teraz. — To aż zabawne, że brzmiała jak rasowy motywator, a jej ruchu, gesty, czy nawet oczy mówiły o głębokim skutku, który najpewniej siedział w niej nie wiele mniej, niż Nów żyła. Kotka westchnęła ciężko. Czuła, że czeka ją jeszcze długi dzień...
~*~
A właściwie, czekały ją długie dni, gdyż zagrzała miejsce w "Klanie Lisa" na dłużej, czasami pomagając medykom w różnych czynnościach. Jej przygoda z mrocznymi jednostkami wiele ją nauczyła, potrafiła nie tylko niszczyć, ale i naprawiać, chociaż łypała groźnie na Małego i Rudzika za każdym razem, kiedy to tamci próbowali jej chociażby zasugerować coś o ciąży. Chyba dała im do zrozumienia, że to sprawa wagi państwowej i nikomu ni pisku, chociaż żadne z ich trójki nigdy nie powiedziało o tym na głos. Czuła jednak, że lada chwila będzie musiała wcielić swój plan w życie i przygotować się na poród, a później wycieczkę do Klanu Klifu. Właściwie sama nie wiedziała, co chce osiągnąć i jak znaleźć Księżyca. Była tylko pewna jednego. Ich dzieci nie mogą z nią zostać. A już zdecydowanie nie w chwili, kiedy nie była pewna co do swojej poczytalności. Zresztą, nie oszukujmy się, byłaby fatalną matką, doprawdy, okropną.
Obudził ją ból i cichaczem wymknęła się z obozu. Z trudem przebyła drogę grzmotu, nieomal ginąc pod łapami potwora. Wiedziała, że jeśli urodzi po złej stronie drogi, nie będzie w stanie przenieść przez nią dzieci, nie spodziewała się jednak, że poród tak ją wykończy. Świtało, gdy na świat przyszły dwie liliowe kulki i musiała ukryć się w cieniu drzew, aby na pewno nie zostać dostrzeżona przez swój klan. Przez pierwszy dzień nie ruszyła się z miejsca, drugiego zaś upolowała niewielkiego ptaka, aby mieć siłę wykarmić dzieci. Ze śmiechem zauważyła, jak koteczka uderza kocurka niewielką łapką, błądząc po omacku. Wiedziała jednak, że nie wolno jej się przyzwyczajać. Zjadła, wykarmiła dzieci i ruszyła przed siebie, szybko jednak zmieniły się jej plany. Podróżowanie z dwójką noworodków było doprawdy wyzwaniem, a będąc przy terenie Klanu Burzy uznała, że nie pora na wyznania. Skoro odeszła od matek i brata, przynajmniej da im coś w zamiar. Tym sposobem pierwsza kotka została na terenie Klanu Burzy, a Nów nawet się nie obróciła zostawiając ją, mimo iż kocurek piszczał okropnie. Cóż, przeżyją tylko najsilniejsi, prawda? Droga do Klanu Klifu zajęła jej kolejny dzień, a pół następnego przespała. Oczywiście, nie na terenie klanu, a gdzieś na obrzeżach. Obudziło ją pacnięcie łapą, a niedługo potem dojrzała czarnego kocura. Leniwie się podniosła, rozpoznając wojownika, chociaż nie miała nawet mglistego pojęcia, że to Sowa kazała mu tutaj przyjść.
— Co ty tutaj robisz? — mruknął niezbyt zadowolony. — I gdzie byłaś przez cały ten czas? Ominął cię niezły spektakl.
Nów fuknęła donośnie.
— Nie twój interes. Zresztą, nie tułałam się tutaj, aby z tobą gadać. — Uniosła ogon, pod którym przykryty był kociak i popchała go w kierunku ojca. — To twój syn, Zlepek. Zajmij się nim — rzuciła, jakby nigdy nic. W sumie nie myślała nawet, że nada im imiona, jednak Zlepek otrzymał tak siarczystą lepę od siostry, że idealnie mu pasowało.
<Księżycu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz