- Fuu, śnieg jest ohydny - powiedział rudzielec.
- A co myślałeś? Że będzie smakować jak normalne mięso - skwitowałam brata, a ten zamachnął się łapką o śnieg, który już po chwili znalazł się na moim futerko.
- Ty mysi bobku - krzyknęłam zdenerwowana, gdy to mówiłam, śnieg wyleciał mi do pyska - Blee, faktycznie ohydne.
Po chwili już wszyscy sypali na siebie śniegiem. Po niecałej godzinie zobaczyła to Różane Pole.
- Wyglądacie jak jakieś zaspy, wracać do żłobka! - wróciliśmy, jak kazała. Śnieg się rozpuścił i na ziemi zostały wielkie kałuże. Wszystkim się nudziło. My leżeliśmy obok Jaskółczego Śpiewu, a Tęcza, Dymek i Las przy mojej starszej siostrze. W końcu Las niewytrzymała i pobiegła do nas, żądna przygód. Przebiegła przez jedną z sześciu kałuży, rozpryskując wodę na boki. Chwilę później biegaliśmy przez kałuże. Nasze matki spały. Wymyśliliśmy zabawę. Trzeba było przebiec przez kałuże, nie rozchlapując, dalej niż narysowana bliziutko linia, lecz było to niewykonalne. Niestety po kwadransie rozchlapałam wodę za bardzo, przez co woda zmoczyła łapy starszej z królowych.
- Koniec zabawy - krzyknęła - jesteście cali mokrzy.
- Wy zawsze, kiedy fajnie się bawimy, musicie nam przerywać. Na dworze jest śnieg i nie pozwalacie się nam w nim bawić, a tu nuda - krzyknęła zdenerwowana.
- No właśnie - dołączyła się Noc - Co wy wiecie o zabawie? Ciągle leżycie. Nie możecie nas wreszcie czegoś nauczyć.
< Dymek? Doczekałeś się wreszcie opka :) >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz