Życie kociaka jest naprawdę straszne. Najpierw mama postanawia cię wymyć z każdej strony, kiedy chciałbyś się w spokoju wyspać. Nie możesz też poćwiczyć równowagi na długim patyku umieszczonym przez mamę na dwóch kamieniach, bo ciągle ktoś z rodzeństwa cię zrzuca, ale najgorsze jest czekania. Czekanie aż <s> tata</s> wujek wróci. Czasem nie jest tak źle, kiedy się, chociaż wie, kiedy wróci. Zwykle jednak czeka się z nadzieją, że ten kot gdzieś tam w oddali to on. Z początku jest to jeszcze zabawne, ale z każdym kolejnym kotem, który okazuje się, nie być tym upragnionym Słonecznym Blaskiem, gdzieś w umyśle Cichej pojawia się myśl: "Jak tym razem nie wróci, jak tym razem coś pójdzie nie tak.". Cicha jeszcze nigdy nie czekała aż tak długo i już nie tylko ona się martwiła.
-Mamo gdzie jest tata, powinien już dawno wrócić- spytał Blask, ocierając się zaniepokojony o pyszczek Poplamionego Piórka.
-Nie wiem, może znalazł coś ciekawego lub przysiadł pod drzewem i zasnął. Naprawdę nie wiem słonko, ale kiedy przyjdzie, na pewno wam o wszystkim opowie. — odpowiedziała.
Ona też coraz częściej spoglądała, na wejście do obozu.
Kiedy wreszcie pojawił się, coś było nie tak. Najbliżej stojący Osmolony Brzuch natychmiast podbiegł mu pomóc. Słoneczny Blask utykał na prawą łapę, a na pierś miał ślad po pazurach. Mimo to szedł zadowolony. Kiedy podszedł Obłok i Blask zaczęli wokół niego podskakiwać, wypytując o to, co się działo. Cichej to nie obchodziło, siedziała i wpatrywała się w kocura wzrokiem mówiącym: „Jak mogłeś?”.
-Nigdy nie widziałem tak wielkiego psa. Wiedziałem, że muszę go pokonać — powiedział poraniony kocur. Tego dla Cichej było już za wiele tak się narażać po to, by muc potem się chwalić, jaki to wspaniały nie jest. Lepszy żywy ojciec niż żaden.
-Mogłeś sobie odpuścić- rzuciła tylko, wracając do żłobka. Nie wiedziała nawet, czy usłyszał, nie obchodziło jej to. Tak bardzo, jak wcześniej martwiła się o Słonecznego teraz była na niego zła. Siedziała w kącie aż Blask, który poszedł oglądać, jak opatruje i stabilizuje się łapę, nie wrócił. Dopiero mu udało się jakoś uspokoić siostrę.
-Mamo gdzie jest tata, powinien już dawno wrócić- spytał Blask, ocierając się zaniepokojony o pyszczek Poplamionego Piórka.
-Nie wiem, może znalazł coś ciekawego lub przysiadł pod drzewem i zasnął. Naprawdę nie wiem słonko, ale kiedy przyjdzie, na pewno wam o wszystkim opowie. — odpowiedziała.
Ona też coraz częściej spoglądała, na wejście do obozu.
Kiedy wreszcie pojawił się, coś było nie tak. Najbliżej stojący Osmolony Brzuch natychmiast podbiegł mu pomóc. Słoneczny Blask utykał na prawą łapę, a na pierś miał ślad po pazurach. Mimo to szedł zadowolony. Kiedy podszedł Obłok i Blask zaczęli wokół niego podskakiwać, wypytując o to, co się działo. Cichej to nie obchodziło, siedziała i wpatrywała się w kocura wzrokiem mówiącym: „Jak mogłeś?”.
-Nigdy nie widziałem tak wielkiego psa. Wiedziałem, że muszę go pokonać — powiedział poraniony kocur. Tego dla Cichej było już za wiele tak się narażać po to, by muc potem się chwalić, jaki to wspaniały nie jest. Lepszy żywy ojciec niż żaden.
-Mogłeś sobie odpuścić- rzuciła tylko, wracając do żłobka. Nie wiedziała nawet, czy usłyszał, nie obchodziło jej to. Tak bardzo, jak wcześniej martwiła się o Słonecznego teraz była na niego zła. Siedziała w kącie aż Blask, który poszedł oglądać, jak opatruje i stabilizuje się łapę, nie wrócił. Dopiero mu udało się jakoś uspokoić siostrę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz