Wojowniczka westchnęła, rozglądając się po obozie. Dopiero co wróciła z porannego patrolu, miała jednak ochotę położyć się i nie wstawać. Ostatnio była coraz bardziej zmęczona. Sama właściwie nie wiedziała, czym. A może nie wiedziała, czym nie była zmęczona? Jakakolwiek aktywność wydawała się okropnym wyczynem. Wszystko robiła na siłę. Wstawała na siłę. Patrolowała tereny na siłę. Uśmiechała się na siłę. Jadła na siłę. To się robiło okropnie irytujące. Jednak były pewne rzeczy, których nie robiła na siłę. Jedną z takich było odwiedzanie kociaków Rdzawej. Częściowo traktowała to, jak swój obowiązek, jednak wewnętrznie po prostu czułaby się źle, nie zaglądając do nich. Buraska z wolna ruszyła w kierunku swojego leża, gdy dojrzała białą sylwetkę, kierującą kroki do kociarni. Od razu rozpoznała swoją matkę.
— Mamo? — zapytała, wstając ku niej — Idziesz do kociaków Rdzawej? O tej porze zazwyczaj śpią.
Biała uśmiechnęła się lekko, aby następnie pokręcić głową.
— Są wspaniałe... Ale to nie ze względu na nie idę do kociarni.
W pierwszej chwili nie rozumiała. Czyżby jej Biała Sadzawka miała jakąś sprawę do Pręgowanego Piórka? Widząc jednak uśmiech na pysku kotki, magle pojęła, co się dzieje. Jej mama była w ciąży. Będzie miała rodzeństwo!
— To... To wspaniale, mamo — powiedziała, szczerząc pyszczek i tuląc się łebkiem do futerka matki. Biała Sadzawka tego potrzebowała. Jej rodzicielka była bardzo samotna, potrzebowała pociech. Radosnych pociech, nie widzących wszędzie wokół zła. Ciernista Łodyga i Ćmi Trzepot były po prostu dość... Wycofane. Bez wątpienia były kochającą się rodziną... Acz niezwykle smętną. Zaraz jednak do jej głowy weszła nowa myśl. A co, jeśli jej matka wcale tego nie chciała? Jeśli ktoś ją skrzywdził?
Bura odsunęła się nagle.
— Czy mam wydrapać oczy jakiemuś włóczędze? — zapytała, a jej wzrok i ton głosu były tak bardzo poważnie, że Biała Sadzawka wybuchnęła serdecznym śmiechem, który wprawił jej serce w ulgę.
— Wszystko dobrze, kochanie. Nie musisz się o mnie martwić... — Pochyliła się nad córką, zupełnie tak, jakby miała zdradsić jej sekret. — Ja też mam pazury, wiesz?
Dotychcasz najmłodsze dziecko tejże kocicy zaśmiało się cicho. Za chwilę jednak i Biała spoważniała.
— Dbaj o siebie, Ciernista Łodygo. Zdajesz się maleć w oczach.
Młoda wojowniczka dostrzegła jej smutne spojrzenie. Huh? Maleje w oczach? A przecież tak bardzo się starała, aby nikt nie zauważył...
— Wiem, że strata Rdzawej i Błądzącego była dla ciebie poważnym ciosem. Rozumiem to, jednak...
Jej córka pokręciła głową.
— W porządku, mamo. Koty umierają. To nic niezwykłego — powiedziała, patrząc w niebieskie oczy. Biała westchnęła jedynie. Wiedziała, że jej córka nigdy jej nie powie, co jej leży na wątrobie.
To nie było w stylu Ciernistej Łodygi.
~*~
Pominęła śniadanie i obiad. Właściwie, miała zamiar to samo zrobić z kolacją. Nie mogła patrzeć na ten feralny stos i strawę na nim leżącą. Postanowiła więc przemknąć obok ukradkiem, mimo że jej brzuch głośno domagał się o swoje. Jeden dzień w te, czy wewte. Już była prawie przy ostrokrzewie, gdy kremowa sylwetka zagrodziła jej drogę.
— Ummm. Hej — mruknęła, unosząc łeb i widząc Brzoskwiniową Gałązkę. Przyjaciel zmierzył ją poważnym wzrokiem.
— Nie zamierzasz czegoś zjeść? — zapytał. Młodsza przewróciła tylko oczami.
— Nie jestem głodna — wytłumaczyła spokojna.
— Zupełnie tak, jak wczoraj. — Podskoczyła, gdy głos jej siostra dotarł doń z lewej strony. Cofając się na bok wpadła na Burzową Łapę, w pysku dzierżącego dorodnego królika. Była otoczona. A jako, że Ciernista Łodyga była kotką rozumną, szybko pojęła, co też wyczyniają jej przyjaciele. I wcale jej się to nie podobało.
— To jakiś żart? — zapytała, kiedy Burzowa Łapa położył jej królika pod nogami. Bury uśmiechnął się krzywo.
— Jako medyk powiem ci, że ilość pokarmu, jaką zażywasz, jest co najmniej nieodpowiednia dla twojego zdrowia. Jako zaś twój przyjaciel, powiem ci, że pająki już kompletnie zasnuły ci mózg! Zrobisz sobie krzywdę — burknął. Ciernista Łodyga przewróciła jedynie oczami.
— Umiem o siebie zadbać — prychnęła dumnie kocica, unosząc łeb.
— Nie, nie umiesz — warknęła Ćmi Trzepot, Piorunując ją spojrzeniem — jesteś coraz słabsza, mysi bobku. Jeszcze trochę, a padniesz w biegu.
Była zła. Mało powiedziane. Wściekła. Wzięła jednak głęboki oddech, starając się zapanować nad emocjami. Nie znosiła, gdy ktoś taplał łapska w jej sprawach. Nadęła policzki, sztyletując przyjaciół wzrokiem.
Ktoś jeszcze westchnął. To Brzoskwiniowa Gałązka, tuż za nią. Buraska obróciła się w jego kierunku.
— Martwię się o ciebie, Ciernista Łodygo. Nie chcemy tylko, aby coś ci się stało.
Mogłaby ich olać. Usiąść i zaczekać, aż wreszcie sobie pójdą. Aż dadzą jej spokój. Jednak... Rozejrzała się, napotykając ich spojrzenia. I coś w niej pękło. Troszczyli się o nią. Dała im powód do zmartwień. A przecież nigdy tego nie chciała. Miała być wsparciem dla swoich bliskich, nie ciężarem. Miała wyciągać ich ku górze, nie w jakikolwiek sposób ciągnąć w dół. Westchnęła cicho i z nie lada obrzydzeniem wgryzła się w ciało martwego zwierzaka. Czuła, że żołądek podchodzi jej do gardła z każdym kęsem. To na pewno trwało długo. Na pewno jacyś burzowice przyglądali się im. Z wolna łykała kawałki, aż zostało naprawdę niewiele. W końcu buraska podniosła łeb i spojrzała z irytacją po swoich przyjaciołach.
— Zadowoleni? — burknęła.
< Jak ktoś chce, może dokończyć>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz