BLOGOWE WIEŚCI

BLOGOWE WIEŚCI





W Klanie Burzy

Klan Burzy znów stracił lidera przez nieszczęśliwy wypadek, zabierając ze sobą dodatkową dwójkę kotów podczas ataku lisów. Przywództwo objął Króliczy Nos, któremu Piaszczysta Zamieć oddał swoje ówczesne stanowisko, na zastępcę klanu wybrana natomiast została Przepiórczy Puch. Wiele kotów przyjęło informację w trudny sposób, szczególnie Płomienny Ryk, który tamtego feralnego dnia stracił kotkę, którą uważał za matkę

W Klanie Klifu

Wojna z Klanem Wilka i samotniczkami zakończyła się upokarzającą porażką. Klan Klifu stracił wielu wojowników – Miedziany Kieł, Jerzykową Werwę, Złotą Drogę oraz przywódczynię, Liściastą Gwiazdę. Nie obyło się również bez poważnych ran bitewnych, które odnieśli Źródlana Łuna, Promieniste Słońce i Jastrzębi Zew. Klan Wilka zajął teren Czarnych Gniazd i otaczającego je lasku, dołączając go do swojego terytorium. Klan Klifu z podkulonym ogonem wrócił do obozu, by pochować zmarłych, opatrzeć swoje rany i pogodzić się z gorzką świadomością zdrady – zarówno tej ze strony samotniczek, które obiecywały im sojusz, jak i członkini własnego Klanu, zabójczyni Zagubionego Obuwika i Melodyjnego Trelu, Zielonego Wzgórza. Klifiakom pozostaje czekać na decyzje ich nowego przywódcy, Judaszowcowej Gwiazdy. Kogo kocur mianuje swoim zastępcą? Co postanowi zrobić z Jagienką i Zielonym Wzgórzem, której bezpieczeństwa bez przerwy pilnuje Bożodrzewny Kaprys, gotowa rzucić się na każdego, kto podejdzie zbyt blisko?

W Klanie Nocy

Ostatni czas nie okazał się zbyt łaskawy dla Nocniaków. Poza nowo odkrytymi terenami, którym wielu pozwoliły zapomnieć nieco o krwawej wojnie z samotnikami, przodkowie nie pobłogosławili ich niemalże niczym więcej. Niedługo bowiem po zakończeniu eksploracji tajemniczego obszaru, doszło do tragedii — Mątwia Łapa, jedna z księżniczek, padła ofiarą morderstwa, którego sprawcy jak na razie nie odkryto. Pośmiertnie została odznaczona za swoje zasługi, otrzymując miano Mątwiego Marzenia. Nie złagodziło to jednak bólu jej bliskich po stracie młodej kotki. Nie mieli zresztą czasu uporać się z żałobą, bo zaledwie kilka wschodów słońca po tym przykrym wydarzeniu, doszło do prawdziwej katastrofy — powodzi. Dotąd zaufany żywioł odwrócił się przeciw Klanowi Nocy, porywając ze sobą życie i zdrowie niejednego kota, jakby odbierając zapłatę za księżyce swej dobroci, którą się z nimi dzielił. Po poległych pozostały jedynie szczątki i pojedyncze pamiątki, których nie zdołały porwać fale przed obniżeniem się poziomu wód, w konsekwencji czego następnego ranka udało się trafić na wiele przykrych znalezisk. Pomimo ciężkiej, ponurej atmosfery żałoby, wpływającej na niemalże wszystkich Nocniaków, normalne życie musiało dalej toczyć się swoim naturalnym rytmem.
Przeniesiono się więc do tymczasowego schronienia w lesie, gdzie uzupełniono zniszczone przez potop zapasy ziół oraz zwierzyny i zregenerowano siły. Następnie rozpoczęła się odbudowa poprzedniego obozu, która poszła dość sprawnie, dzięki ogromnemu zaangażowaniu i samozaparciu członków klanu — w pracach renowacyjnych pomagał bowiem niemalże każdy, od małego kocięcia aż po członków starszyzny. W konsekwencji tego, miejsce to podniosło się z ruin i wróciło do swojej dawnej świetności. Wciąż jednak pewne pozostałości katastrofy przypominają o niej Nocniakom, naruszając ich poczucie bezpieczeństwa. Zwłaszcza z krążącymi wśród kotów pogłoskami o tym, że powódź, która ich nawiedziła, nie była czymś przypadkowym — a zemstą rozchwianego żywiołu, mszczącego się na nich za śmierć członkini rodu. W obozie więc wciąż panuje niepokój, a nawet najmniejszy szmer sprawia, że każdy z wojowników machinalnie stroszy futro i wzmaga skupienie, obawiając się kolejnego zagrożenia.

W Klanie Wilka

Ostatnio dzieje się całkiem sporo – jedną z ważniejszych rzeczy jest konflikt z Klanem Klifu, powstały wskutek nieporozumienia. Wszystko przez samotniczkę imieniem Terpsychora, która przez swoją chęć zemsty, wywołała wojnę między dwoma przynależnościami. Nie trwała ona długo, ale z całą pewnością zostawiła w sercach przywódców dużo goryczy i niesmaku. Wszystko wskazuje na to, że następne zgromadzenie będzie bardzo nerwowe, pełne nieporozumień i negatywnych emocji. Mimo tego Klan Wilka wyszedł z tego starcia zwycięsko – odebrali Klifiakom kilka kotów, łącznie z ich przywódczynią, a także zajęli część ich terytorium w okolicy Czarnych Gniazd.
Jednak w samym Klanie Wilka również pojawiły się problemy. Pewnego dnia z obozu wyszli cali i zdrowi Zabłąkany Omen i jego uczennica Kocankowa Łapa. Wrócili jednak mocno poobijani, a z zeznań złożonych przez srebrnego kocura, wynika, że to młoda szylkretka była wszystkiemu winna. Za karę została wpędzona do izolatki, gdzie spędziła kilka dni wraz ze swoją matką, która umieszczona została tam już wcześniej. Podczas jej zamknięcia, Zabłąkany Omen zmarł, lecz jego śmierć nie była bezpośrednio powiązana z atakiem uczennicy – co jednak nie powstrzymało największych plotkarzy od robienia swojego. W obozie szepczą, że Kocankowa Łapa przynosi pecha i nieszczęście. Jej drugi mentor, wybrany po srebrnym kocurze, stracił wzrok podczas wojny, co tylko podsyca te domysły. Na szczęście nie wszystko, co dzieje się w klanie jest złe. Ostatnio do ich żłobka zawitała samotniczka Barczatka, która urodziła Wilczakom córeczkę o imieniu Trop – a trzy księżyce później narodził się także Tygrysek (Oba kociaki są do adopcji!).

W Owocowym Lesie

Straszliwy potwór, który terroryzował społeczność w końcu został pokonany. Owocniaki nareszcie mogą odetchnąć bez groźby w postaci szponów sępa nad swoimi głowami. Nie obeszło się jednak bez strat – oprócz wielu rannych, życie w walce z ptakiem stracili Maślak, Skałka, Listek oraz Ślimak. Od tamtej pory życie toczy się spokojnie, po malutku... No, prawie. Jednego z poranków wszystkich obudziła kłótnia Ambrowiec i Chrząszcza, kończąca się prośbą tej pierwszej w stronę liderki, by Sówka wygnała jej okropnego partnera. Stróżka nie spodziewała się jednak, że końcowo to ona stanie się wygnańcem. Zwyzywała przywódczynię i zabrała ze sobą trójkę swych bliskich, odchodząc w nieznane. Na szczęście luki szybko zapełniły się dzięki kociakom, które odnalazły dwa patrole – żłobek pęka w szwach ku uciesze królowej Kajzerki i lekkim zmartwieniu rządzących. Gęb bowiem przybywa, a zwierzyny ubywa...

W Betonowym Świecie

nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.

MIOTY

Mioty


Znajdki w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Znajdka w Klanie Wilka!
(brak wolnych miejsc!)

Zmiana pory roku już 14 września, pamiętajcie, żeby wyleczyć swoje kotki!

04 września 2025

Od Żmijowcowej Wici CD. Borówkowej Słodyczy

Kotka była sympatyczna, miła i bardzo spokojna. Taka wewnętrzna... harmonia..? Wprowadzała Żmijowca w lekkie zakłopotanie. Nie mógł nie mieć pewnego odczucia, że takie koty coś ukrywają. Nikt normalny, kogo zapytano o to, jak mu w czymś idzie, jak się czuję, nie odmówi możliwości ponarzekania na cały świat. A Borówkowa Słodycz nie pisnęła ani jednym negatywnym słówkiem. No ale... W sumie miała też za mentora Szałwiowe Serce, a to całkowicie zmienia postać rzeczy; jak można pluć bluzgami na cały świat, kiedy TAKI kocur wprowadza cię w wojowniczą dorosłość? Gdyby mógł trenować z nim przez całe uczniostwo... nigdy nie powiedziałby nic złego na żaden temat. Ba! Nawet by się nigdy nie skrzywił, wiedząc, że cokolwiek jest na górze, pozwoliło mu szkolić się pod okiem księcia Klanu Nocy. Wychodząc, minął go nawet. Wraz z Dryfującą Bulwą, Mżącym Przelotem i Czyhającą Mureną zajmowali się wtaczaniem kłody, która zapewne miała posłużyć za późniejsze miejsce na piszczki i rybne kąski,  które podczas łowów łapali inni Nocniacy. Praca wydawała się ciężką, więc w tym momencie zaczął dziękować Biedronkowemu Polu, że ta wyciągnęła go, aby dołączył do jej kompani. Kamienie może i tez nie należały do równych pierzu, ale przynajmniej nie staczały się na ciebie, kiedy nieustannie napierałeś na nie ciałem. Grupa wojowników zapierając się łapami, nieustannie prąc do przodu, z każdym krokiem była bliżej swojego celu, którym zapewne miało być centrum obozowiska. Patrzył na nich jak na najpiękniejszy morski zachód słońca. Skupił się na tym tak mocno, że w ostatnim momencie nie wszedł komuś w zadek. Te rozmyślania i wspomnienia chwil, które wydarzyły się tak niedawno, pochłonęły go tak bardzo, że nie zakodował ani jednej informacji, którą przekazała mu na temat kamienia... Widział przecież, jaki ma kształt, miał oczy, miał poduszki w łapach, wiec wiedział, z jakimi problemami mogą się borykać. Nie potrzebował żadnej białej kici, żeby sobie z tym poradzić. Umiał szacować sytuacje, też jest przecież pełnoprawnym wojownikiem. 
Kiedy Borówkowa Słodycz podała dokładne miejsce, gdzie mają przepchać głaz, wskazując na krzaczek, skinął jedynie głową i również położył swoje łapy na płaskiej powierzchni. Kamień był dalej wilgotny, zapewne od porannej rosy i wszechobecnej, rzecznej wilgoci, która unosiła się w powietrzu. Łapy, jak zwykle, kiedy pracowali nad obozem, zapadały mu się w piachu, co jedynie sprawiało, że cała praca była jeszcze bardziej nieznośna, męcząca i denerwująca. Niebieskooka pchała równie mocno co on. Widział kątem oka, że Tojad i uczennica, której miał pomagać, są dalej niż on i Borówka. Przyśpieszył, nie ustalając tego wcześniej z partnerką pracy. 
— Co robisz? Tu nie chodzi o szybkość — szepnęła do niego spokojnie, chociaż czuł nutkę zdenerwowania w jej głosie. Machnął na to ogonem, ale kiedy posłała mu kolejny, karcący wzrok, mruknął do niej.
— Nie będę gorszy od mojego robaczywomózgowego brata. Zwłaszcza że w jego parze jest uczennica. Nie pozwolę na taką kompromitację. — Naparł mocniej, zmuszając tylne łapy do większego wysiłku. Nie był misterem siły, więc mięśnie w udach zaczęły mu delikatnie drżeć. Zignorował to. Próbując w pewien sposób przekonać białą, aby dodała od siebie trochę więcej, powiedział jeszcze: — Ostatnio, może nie uwierzysz, ale ta zgniła płoć niemal nie zmiażdżył mnie konarem. Uskoczyłem, ale przeorał mi ogon, niemal go nie połamał! Parszywa kreatura, a ten jego przebrzydły uśmiech pełen dumy i pychy i egoizmu. Ja nigdy nie mógłby się tak zachowywać jak on... Sama masz rodzeństwo, prawda? Wiesz, w takim razie, jak to jest! Nie mogę z nim przegrać, bo nie da mi żyć przez następne kilka księżyców, a moje życie stanie się udręką.
Wlepił zielone ślepia z pysk wciąż nie do końca przekonanej Borówki. Nie zniżył się do błagalnego wyrazu, ale  w jego głosie słychać było żałosną potrzebę. 

<Borówiasta?>

Event KN: Wniesienie na wyspę kłody na zwierzynę, Wtoczenie na wyspę głazów 

03 września 2025

Od Miodowej Kory Do Dąbka

Miodowa Kora siedział na polanie, gdy nagle zauważył, że coś mu się przyczepiło do łapy. Był to jego syn Dąbek, nie wiedział, czemu się przylepił, ale wyglądał uroczo.– Witaj synu, czyżby siedzenie w żłobku nie było twoją mocną stroną?
Gdy liliowy kocur był młodszy, też nie lubił przesiadywać tak długo w żłobku, zwłaszcza że jedynie co można tam robić to jeść i spać, udręka.
Srebrny czekoladowy kociak zamruczał rozbawiony.
– Kamyczek z Wilgą, stwierdzili, że pobawią się z Tygryskiem. Rzucają do siebie mchem, a to zabawa dla kociaków. Lepiej się bawić piórami. To jest prawdziwa zabawa dla wojowników, a nie jakieś zielone kulki – prychnął, puszczając łapę ojca. – Poza tym, musiałbym się bawić z Tropem, a ja nie chcę! Jest kotką! Później śmialiby się ze mnie, że idę z nią na randkę!
Wojownik zaśmiał się, cóż było dobrze słyszeć, że Dąbek miał sympatie. Wolał nie drążyć jednak tego tematu o kotce, bo Dąbek by się zniechęcił.
– Skoro nie chcesz już się najeść tego mchu od tej zabawy to mam dla ciebie coś lepszego.
Był pewny, że ta propozycja Dąbkowi się spodoba.
– Chcesz ze mną pójść poza obóz? Pokaże ci, jak to wygląda być poza żłobkiem.
– Tak! – zapiszczał podekscytowany. – Będę wtedy najlepszym kociakiem w żłobku! Niczym uczeń, który zna już swoje terytorium!
Kocur się uśmiechnął dumnie.
 I to jest duch wojownika!
Poczochrał go po czuprynie, spojrzał przed siebie. Za bardzo nikogo tu nie było, więc nikt nie będzie pytał, czemu wychodzi z kociakiem.
To za mną.
Ruszył żwawym krokiem, lecz za każdym razem rozglądał się czy Dąbek za nim nadąża. Srebrny kocurek miał 3 księżyce, więc musiał dobrze go pilnować. Ominęli już wyjście z obozu i wyszli w wielki iglasty las.
Dąbek skocznym kłusem podążał za ojcem. Rozglądał się, we wszystkie strony podziwiając otoczenie.
Jego ojciec, sądził, że byli w zacisznym miejscu, gdzie nikogo nie było, więc stanął.
Musisz wiedzieć, że nasze tereny są całe pokryte tymi drzewami iglastymi i krzewami, powiem ci, że to nie ostatni raz, gdy opuścisz obóz, nie będąc uczniem.
Popatrzył na drzewa, po czym stwierdził, że chciałby aby jego syn, miał duże prawdopodobieństwo, że przeżyje próbę samemu w lesie i zostanie uczniem. Nie chciał, by zginął jak poprzednio Pajęczyna czy zaginął jak Niezapominajka.
Dlatego, jeśli kiedyś zostaniesz sam, to musisz dobrze się ukryć tej nocy. Przede wszystkim, co będzie na ciebie czyhać w lesie, bez żadnej pomocy.
Dąbek przekrzywił głowę na bok. Niezbyt zrozumiał, co ojciec mu mówił.
– Jak to? Przecież uczniowie dopiero mogą wychodzić z obozu. Kociaki uciekają?
Przekrzywił łebek.
– Ja jak bym miał uciec, to nie chowałbym się jak myszka pod paprociami. Walczyłbym tak jak prawdziwy wojownik!
Liliowy kocur zapomniał, że kociak tak łatwo tego nie zrozumie, więc będzie musiał mu szczegółowo wyjaśnić, z czym będzie miał styczność.
Nie chodzi mi o to synu, byś uciekał z obozu. Zanim zostaniesz uczniem, to będziesz poddany próbę, to nasza tradycja klanowa. Polega ona na tym, że przenosi się kociaki w wieku 6 księżyców głęboko w las, jeszcze w takich lokalizacjach, by rodzeństwo nie mogłoby się znaleźć. Podczas tej próby zostajesz sam w lesie przez całą noc, dopóki nie zajdzie słońce i wojownicy cię nie znajdą.
Teraz musiał przejść do brutalniejszej strony tego zwyczaju.
Musisz jednak pozostać w tym samym miejscu, gdzie cię zostawiono, nie możesz się nigdzie przemieszczać ani planować, odszukać swego rodzeństwa, to zakazane! Bowiem przyjdą po ciebie w tym samym miejscu, gdzie cię zostawiono, więc tam masz być. Dlatego dzisiaj nauczę cię jak przetrwać w lesie, by znaleźć kryjówki do przetrwania całej nocy, zwłaszcza że w pobliżu mogą być drapieżniki, a ty możesz być łatwym łupem do schrupania.
Srebrny kocurek położył po sobie uszy. 
– Ale ja nie chcę sam siedzieć w lesie! Nie może ktoś zostać razem ze mną? Schować się i potem porozmawiać? Co ja będę robić przez całą noc?
Pokręcił głową, nie rozumiejąc, że nie ma na to wpływu.
– Nikt mnie nie zmusi! Nie potrzebuje czegoś takiego! Sam mogę siedzieć w obozie.
Uparł się, podnosząc pyszczek do góry i odwracając głowę niczym obrażona koteczka.
– A nawet jeśli mnie ktoś wyniesie, kiedy będę spał, to wrócę! Nie zazdroszczę temu wojownikowi, który mnie będzie niósł. Poharatam mu pysk pazurami! Niech tylko mnie dotknie!
Kocurek zaczął fukać i się jeżyć, udając jednocześnie, jak skrzywdziłby kota, który tylko chciałby tknąć i zabrać od jego kochanej mamusi.
Tym bardziej słuchał swego syna, tym bardziej się zastanawiał czy to dobrze, czy mu to powiedział. Przecież jednak nie chciał, by Dąbek się znalazł w tej sytuacji co on, był dosłownie wystawiony w ciemno, nie wiedząc, czy przeżyje. Nie chciał, by Dąbek się czuł tak jak on, gdy był w lesie, samotny.
Niestety tego wymaga tradycja, musisz się zmierzyć z tym sam.
Jeśli Dąbek się zbuntuje podczas próby na zostanie uczniem to mocno oberwie, a tego nie chciał.
Nasz klan od setek księżyców tak sprawdza, czy kociaki są silne, by zostać uczniami wojownika, jeśli jednak nie będziesz chciał jej przejść, to dostaniesz karne imię i będziesz musiał żyć w hańbie, przyznając się do tego, że jesteś tchórzem przed całym klanem, a chyba nie jesteś tchórzem prawda?
Chciał go zmotywować, by się nie bał, lęk był myśleniem emocjonalnym, nieumysłowym. Dąbek nie może myśleć tylko opcjami, bo prędzej czy później go to zgubi, a myślenie rozumem jest efektywniejsze.
- Dlatego chcę ci pomóc znaleźć kryjówki na naszym terenie, dzięki którym przeżyjesz całą noc i gdy nastąpi świt, wrócisz jako silny i twardy uczeń.
– W nosie mam tradycje!
Napuszył się, nie rozumiejąc powagi sytuacji.
– Nie będę się chować ani uciekać! Nie jestem tchórzem! Będę walczyć moimi pazurami niczym wojownicy!
Kocurek zamachnął się, wysuwając swoimi łapkami, udając, że właśnie zadaje śmiertelny cios kotu, bądź innej istocie, która śmiałaby podnieść na niego chociaż jeden pazur.
Czy on nie wiedział, czym są drapieżniki? Wielkie ptaki czy sprytne ssaki, które połykały kociaki na raz. Na razie chyba Miodek wolał wrócić do tematu później, bo kociak jedynie się stresował. Znalazł on krzak jeżyn z kolcami, mogła to być dobra kryjówka na próbę.
– Dobrze to może zmieńmy na chwilę temat... Widzisz ten krzak jeżyn? Gdy wielka sowa jak ja będzie chciała pod lecieć po ciebie, to możesz się schować w tym krzaku, masz gwarantowane, że twój napastnik nie będzie chciał w niego wlecieć. Ma ostre kolce w gałęziach, a w Porze Spadających Liści smaczne owoce jeżyn. Owoców jednak tu nie znajdziesz w Porze Nowych Liści, ale to tylko na twój plus, żadne inne zwierzę nie zainteresuje się twoją kryjówką.
Wymyślanie kryjówek było fajną zabawą dla Miodka, miał już wiele pomysłów w głowie! Na pewno jego syn coś znajdzie dla siebie.
Dąbek spojrzał na krzak, który pokazywał mu ojciec. 
– Idziemy szukać zwierzyny albo łapać koty z innych klanów? Chce walczyć z Klifiakmi! Nie będę patrzył się na krzaki ani jakieś dziuple, to samo mamy w obozie!
Prychnął zniecierpliwiony.
– Chcę nowe granice! Hahahahaha! Klan Wilka będzie potężny!
Udając wojownika swojego klanu, porwał się biegiem w przeciwną stronę, od której przyszli.
Kochał zapał i żywą energię swojego syna, lecz niestety miał tylko 3 księżyce i wyglądał jak kulka mchu. Może tę lekcję z chowaniem się w terenie przekaże mu w wieku 4 czy 5 księżyców, bo w tym wieku za bardzo nie chciał słuchać.
– Niestety mały, wojownicy Klifu są wielcy jak ja! Taki jeden to by cię łapą zgniótł, a co do zwierzyny byłoby to samo. Myślę, że jak będziesz kiedyś uczniem, to może wtedy pójdziemy na granice i polować na zwierzynę w imię chwały! Co ty na to?
Spytał małą srebrną czekoladową kulkę, która nie była zbyt cierpliwa. Miodowa Kora myślał nad tym, czy nie wrócić z nim do domu, w końcu chyba zbliżał się jego czas na drzemkę.
– Wiesz dzielny wojowniku, myślę, że powinniśmy już wracać do domu, pewnie rodzeństwo za tobą tęsknił. Ale nie martw się! To nie ostatni raz, gdy twój staruch będzie ci dawał lekcje życiowe.
Dąbek stanął, wpatrując się w ojca. 
– No dobra...
Westchnął, dreptając za ojcem do obozu.
– Mam nadzieje, że przestali bawić się tymi kulkami mchu. Ja pokażę im prawdziwą zabawę!
Ojciec Dąbka się zaśmiał.
– Wierzę, że na pewno wymyślasz najbardziej energiczne zabawy z trójki rodzeństwa.
Dąbek jest na tyle żywy, że nie dziwiło go to, Wilga był bardziej spokojny i opanowany a Kamyczek to było coś pomiędzy jego braćmi, niby spokojny, ale też miał w sobie zapał.

<Dąbku?>

Od Guziczka CD. Czajki

Guziczek cierpiał niezwykle, gdy jego jedynego, jeszcze niezirytowanego nim, towarzysza wynieśli. Znaczy, nie dosłownie… Ale w każdym razie, Kurki już nie było w żłobku! Teraz był uczniem! Chociaż brzmiało to super i kocur tylko czekał, aż sam tym uczniem będzie, tak gdy to Kurka nagle zniknął, bo zaczął chodzić na treningi, tak Guzikowi się już ten pomysł nie podobał. Jasne, gdy tylko mieli czas, to nadal się ganiali, ba, Kurka nawet czasem pomagał wyjść kocurowi trochę dalej, chociaż mamusia nigdy nie była zadowolona. Mimo to, mentor jego przyjaciela też nie pozwalał, aby kociak wychodził, więc czarno-biały kocur nudził się niezmiernie. Tak bardzo, że zaczął zaczepiać jego brata! Dlatego pacnął liliowego kocura w barek, mówiąc:
— Berek!
— Nie mam ochoty na berka — odpowiedział, co wywołało niezadowolony jęk Guziczka.
— Daj spokój! Całe dnie jedynie siedzisz i wypatrujesz nie wiadomo czego! — zauważył oburzony. Sam robił bardzo podobnie… Ale to nieważne! On przynajmniej starał się czymś zająć! Tak jak teraz! — Jesteś taki odkąd Kurka i Borowik zostali mianowani. Zachowujesz się, jakbyś się w którymś z nich zakochał.
Czajka nerwowo uderzyło końcówką ogona, speszyło się i bardziej skuliło. Kocur zmarszczył brwi, rozwiązując w głowie trudną zagadkę.
— Nie mów, że ty… — wymruczał, a potem uśmiechnął się szeroko i prawie wykrzyczał: — Ktoś się tu zakochał!
Łapki starszego wylądowały na pyszczku młodszego, ale ten szybko odskoczył, śmiejąc się. Jakaś myśl w głowie błagała, żeby to nie był Kurka, może dlatego, że Guziczek wiedział, że wtedy jego przyjaciel skupiłby się na kimś innym, a może było to coś, czego sam jeszcze nie odkrył.
— Ciszej, mysi móżdżku! — syknął. — Zaraz każdy będzie wiedzieć o jakiś twoich domysłach! Nie jestem w nikim zakochany, okej?
Guziczek skoczył na brata i przewrócił się, po czym chwilę się potarzali, a gdy wreszcie młodszy wygrał, przyzwyczajony do walk z Kurką, uśmiechnął się i spojrzał prosto w oczy Czajki.
— Nic im nie powiem, jeśli się ze mną pobawisz! — zachichotał.
— I tak im nic nie powiesz! — starszy zrzucił Guziczka z siebie i wstał, otrzepując się.
— Przyjaźnię się z Kurką! Przekażę mu wieści! — zarzucił czarno-biały, już biegnąc do wyjścia.

<Co z tym zrobisz, Czajko?>

Od Guziczka CD. Kajzerki

Precel nie pamiętał wiele. Zapach matki i zapach wypieków. A potem tylko to jak ktoś go chwyta i wrzuca do śmierdzącej tkaniny. Czuł też zapach swojego rodzeństwa. Pamiętał, jak bardzo był przerażony i jak wielki ból poczuł, gdy wreszcie przestali lewitować i agresywnie wylądowali gdzieś. Pamiętał, jak jeszcze ślepy chciał za wszelką cenę wydostać się z brzucha potwora. A potem poczuł, jak ktoś go podnosi za kark, zanosi do ciepłego miejsca, pamiętał milion zapachów mieszających się. Piszczał przerażony, gdy poczuł jak stanęli. A jeśli go zjedzą? A jeśli coś mu będzie? Uspokoił go głos kotki:
— Wszystko będzie dobrze.
Nastało ciepło. Kocur wtulił się w futro kotki, dziękując jej w głowie. To ona go uratowała… Ona i te wszystkie koty, których zapachy się już mieszały…
— Guziczek… — usłyszał szept. Wiedział, że to nie jego imię, ale coś brzmiało w nim tak naturalnie, że od razu podniósł łepek i zerknął na kotkę.
— Ma… Ma? — wyszeptał.
— Tak! Tak… Owszem. Mama…
I już wiedział, że zapach kotki będzie jej najbliższą rodziną. Czuł też kocura, Orzeszka, jak potem usłyszał. Jego niedługo zaczął nazywać tatą… Młody kocur, wyziębiony i przerażony zasnął, wtulając się w futerko kotki, zapominając o tym, co stało się tego dnia. Następnego dnia obudził się już gotowy na zabawę, więc gdy tylko wydostał się spod futra, zaczął bawić się ogonem mamy.
— Guziczku… — mruknęła zaspana.
— Nudzi mi się! — zapiszczał niezadowolony. — Opowiesz mi coś, mamusiu?

<Ładnie proszę, Mamo?>

Od Kruczego Pióra

Patrzył na zmasakrowane ciało samotnika obojętnym wzrokiem. Jego matka zaprowadziła go tu, mówiąc, że musi mu coś pokazać. Teraz patrzyła trochę zdziwiona na zwłoki. On sam bardziej analizował je. Rany były zadane mocno, ciosy były dobrze wymierzone, a brzuch rozpruty. W oczach samotnika było widać ostatnie błagania o litość, jednak teraz już nie żył. Krucze Pióro spojrzał na matkę.
— Wygląda okropnie, czyż nie… — spytała go matka, jednak ten po prostu wzruszył ramionami.
— Nic, czego bym wcześniej nie widział. A nawet jeśli, to jest to część przetrwania. Może zaatakował jakiegoś innego samotnika albo rozerwał go pies.
— Co powinniśmy zrobić? Jak uważasz?
— Zostawić konflikty samotników samotnikom. Nie ma sensu rozdrapywać czegoś, co nas nie dotyczy. Na jego słowa Mroczna Wizja skinęła.
— Słusznie.

***

Coraz więcej myślał o zadanych mu pytaniach, o rozmowach z matkami, o tym wszystkim, co ostatnio się działo. Z tych myśli wyrwała go właśnie Mroczna Wizja, która oderwała się od patrolu.
— Poranny spacer? — spytała kocura.
— Wiesz, jak je uwielbiam. Dobrze jest przewietrzyć umysł — odpowiedział matce. Ta spojrzała to na niego, to na las.
— Muszę z tobą porozmawiać, ale na osobności — poprosiła syna, na co ten zgodził się. Podążył za matką w las, a gdy dotarli w zaciszne miejsce, zatrzymali się. Jego matka spojrzała się na niego, a po chwili wreszcie przemówiła.
— Zastanawiałeś się kiedyś, czemu ja i wiele innych wojowników Klanu Wilka ma ranę na lewym uchu? — Na jej pytanie spojrzał na nią niepewnie. Tak, myślał o tym, bardzo często wręcz. Często rozmyślał nad rzeczami tego typu.
— Może. Chcesz mi to wytłumaczyć, skoro pytasz? — odpowiedział matce. Ta rozejrzała się dookoła, a po chwili odwróciła się znowu do niego.
— To, co ci powiem, jest tajemnicą. W Klanie Wilka panuje Kult Mrocznej Puszczy. Mianowani do jego szeregów mają na uchu specyficzną ranę, która jest znakiem rozpoznawczym. Każdego księżyca zabija się samotnika, który ma być ofiarą dla naszych przodków. — To wiele tłumaczyło. Te dziwne rozmowy? Te wszystkie pytania? Miał zostać kultystą.
— Czyli to dlatego znaleźliśmy to ciało w tunelu?
— Tak. To był test. Przeszedłeś go poprawnie, jak i wszystkie inne. Jutro będziesz musiał w nocy zabić samotnika. — powiedziała jego matka. Krucze Pióro spoważniał i skinął głową.
— Dobrze.

***

Tego wieczoru został zatrzymany, wracając z polowania. Spojrzał na kota, który zakłócił jego trening z uczniem. Makowy Nów stała nad nim, patrząc na niego chłodno.
— Czy czegoś trzeba? — zapytał matkę. Ta spojrzała na ucznia u jego boku.
— Koniczynowa Łapo, wracaj proszę do obozu. Muszę porozmawiać z Kruczym Piórem — zwróciła się do młodszego. Ten od razu skinął łebkiem.
— Dobrze, Makowy Nowiu! Zabiorę twoją mysz, dobrze, Krucze Pióro? — Po tych słowach podszedł bliżej do mentora, który upuścił na ziemię mysz.
— Dobrze — odpowiedział po prostu. Nie miał ochoty na rozdrabnianie się. Chciał tylko, aby jego uczeń wykonał polecenie. Zrobił to na szczęście dość szybko. No cóż, na coś się przydał. Ruszył za matką, wiedząc już, gdzie zmierzają. Cisza i ciemność otaczały ich, jedynie blask księżyca delikatnie oświetlał ich drogę. Wyszli z obozu, kierując się w stronę granicy z Siedliskiem Dwunożnych oraz Klanem Klifu. Słyszał szum wody, który był aktualnie oprócz ich kroków jedynym dźwiękiem wokół nich. W końcu zatrzymali się, a jego matka odwróciła się w jego stronę. Zauważył, jak z krzaków wyłaniają się inne koty. Nikła Gwiazda, Mroczna Wizja… Było ich tam trochę. Wszyscy byli kultystami. Spojrzał na matkę.
— Czy wiesz, czemu tu jesteś? — zapytała kocura. Ten patrzył na nią bez emocji.
— Tak, wiem. — odpowiedział. Matka spojrzała n niego z dumą w oczach.
— Dzisiaj masz szansę na dostanie się do kultu Mrocznej Puszczy. Twoim zadaniem będzie zabić. — Tak długo czekał na ten moment, odkąd dowiedział się o kulcie. Teraz stał przed kultem, którego miał zostać częścią. Nareszcie będzie mógł wysławiać pełnoprawnie Mroczną Puszczę. Spojrzał na matkę i skinął głową.
— Jak najbardziej — odpowiedział chłodno. Matka skinęła do niego, a on odwrócił się. Ruszył w stronę lasu, w którym miał nadzieję, że znajdzie samotnika. To nie mogło być trudne, prawda? Węszył w powietrzu, mając nadzieję, że samotnicy, którzy pojawili się podczas walki z Klanem Klifu może akurat raczyli stanąć łapą na ich terytorium. Jednak zawiódł się pod tym kątem. Żaden z nich nie znajdował się na terytorium. Znalazł jednak kogoś innego… Kotka właśnie krążyła po terytorium, zagubiona… Cóż, może zabawi się lekko? Będzie sycił się ofiarą. Powoli zwrócił się w jej stronę. Ta podskoczyła widząc go.
— Proszę, nie krzywdź mnie! — pisnęła przestraszona. Dymny jednak uśmiechnął się chłodno.
— Nie miałem takiego zamiaru. Jesteś… Samotniczką, tak? — Jego udawana życzliwość najwyraźniej zadziałała dość dobrze. Kotka choć nadal trochę niepewna podeszła bliżej.
— Tak… Chciałam coś złowić, przepraszam… To pewnie terytoria tych klanów leśnych, prawda..? Jesteś jednym z nich?
— Cóż, możliwe. Ale możesz mi zaufać, nie skrzywdzę cię. — Czy jego sztuczny uśmiech serio był aż tak przekonujący? Kotka wpadała w jego pułapkę dość szybko.
— Dziękuję. Chętnie dołączyłabym do klanu… — Gdy Krucze Pióro zaczął iść w stronę, z której przyszedł, ta podążyła za nim bezmyślnie. Mówiła coś, jednak nie zwracał na to uwagi. Myślał tylko o tym, jak zatopi w niej kły. Gdy dotarli, zauważył, że reszta kotów była w krzakach. Uśmiechnął się pod nosem i okrążył kotkę, gdy ta zatrzymała się.
— Wiesz, muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że za mną podążysz. Mam pewną… Niespodziankę. — Zbliżył się do kotki, jednak gdy speszona miała się odezwać, złapał mocno za jej kark i przybił ją do ziemi. Ta pisnęła z zaskoczenia.
— Chwila, co ty robisz?! — Zaczęła się wyrywać, jednak zacisnął zęby mocniej.
— Przykro mi, ale twój czas na tej ziemi się skończył… — Zanim zdążyła odpowiedzieć puścił ją, obrócił i wgryzł w jej krtań. Ta krzyknęła żałośnie. Krew zaczęła tryskać z rany, a życie uchodziło z jej oczu. Krucze Pióro podrzucił jej ciało do góry, a to po chwili opadło na ziemię z łomotem. Spojrzał na nie, podczas gdy krew ofiary spływała mu jeszcze z pyska na ziemię. Ostatnimi dechami kotka spojrzała na niego z przerażeniem.
— Bezdusznik… — wycedziła przez zęby, po czym jej klatka piersiowa przestała się unosić. Jedynie pojedyncza łza opuściła jej oko. Dymnego jednak nie ruszył ten akt. Spojrzał na Nikłą Gwiazdę, gdyż wyszedł z krzaków. Po obejrzeniu ofiary przeniósł wzrok na Krucze Pióro i skinął z aprobatą. Reszta również wyłoniła się z ukrycia. Mroczna Wizja z aprobatą podeszła do syna.
— Krucze Pióro, mój syn… Od dawna przejawiał predyspozycje do tego, aby zostać kultystą. Razem z Makowym Nowiem przyglądałyśmy się jego postępom w treningach za czasów uczniostwa, jego sile, oraz oddaniu Mrocznej Puszczy. Dumnie reprezentował tą wiarę, wysławiając ją całe życie, nawet chwilę nie wątpiąc w naszych przodków. Teraz, gdy potwierdziliśmy jego godność zostania pełnoprawnym kultystą, może dostąpić on tego zaszczytu. Krucze Pióro, wystąp. — Gdy dymny wystąpił, patrząc na matkę z dumą, ta kontynuowała. — Ja, Mroczna Wizja, Wielka Kapłanka kultu Mrocznej Puszczy, naznaczam cię w imię naszych przodków. Czy jesteś gotowy przyjąć na siebie nasze znamię jako dowód inicjacji?
— Tak — Krucze Pióro odpowiedział. Nareszcie nadszedł ten moment, ta chwila.
— Zatem otrzymasz ode mnie znak, który pozostanie z tobą aż do śmierci i zawsze będzie przypominał ci o przynależności do kultu. — Matka podeszła do niego, po czym oderwała lewy kawałek jego ucha. Nawet się nie wzdrygnął. Pod nosem uśmiechnął się na ten czyn. — Tej nocy, zgodnie z wolą Mrocznej Puszczy, przyjmujemy cię oficjalnie jako pełnoprawnego członka naszej grupy. Wierzymy, że będziesz wiernie służyć naszym przodkom i działać na rzecz kultu, abyśmy nigdy nie upadli.
— Nie zawiodę — odpowiedział, po czym jego matka podeszła do samotniczki, którą ten zabił. Umoczyła łapę w jej krwi, po czym odcisnęła piętno na jego czole. Po tym czynie koty zaczęły skandować jego imię. To nie było takie samo, jak zostanie wojownikiem czy uczniem. Nie, teraz faktycznie czuł, że jest silny. Nawet sam Nikła Gwiazda patrzył na niego z podziwem. Z szacunkiem. On sam mu go już teraz okazywał, wiedząc, że skoro jest w kulcie, co z drugiej strony nie bardzo go dziwi, jest godny jego szacunku. Sycił się wiwatami kotów, po czym zerknął na swoje ucho. Ten znak zostanie z nim do śmierci, a on będzie go nosił dumnie…

Od Modliszowej Ciszy

Pomimo że słońce ogrzewało przyjemnie tereny klanów, a owady można było znaleźć wszędzie, Modliszkowa Cisza nie wystawił ani jednej łapy poza obóz. Kremowy nie czuł się najlepiej, nie miał w ogóle siły, by podnieść się ze swojego legowiska. Leżał z zaciśniętymi oczami skulony, machając ogonem z poirytowaniem na samego siebie. W jego brzuchu rodził się ściskający ból, który w każdej chwili mógł wyjść przez gardło kremowego. Wojownik brał szybkie i płytkie oddechy, w desperackiej próbie powstrzymania mdłości. Jakby tego było mało, głośne dźwięki dobiegające z zewnątrz legowiska spowodowały ból głowy. Przez otwór pomiędzy krzewami weszła kotka o znajomym głosie. Modliszka niechętnie otworzył jedno oko, by chociaż zobaczyć kolor futra kotki, gdy zbliżyła się parę kroków, jej zapach dotarł do łososiowego nosa wojownika.— Modliszkowa Ciszo, wszystko w porządku? — zapytała Szafirkowy Wiatr — jego siostra.
Jak zwykle szczery Modliszkowa Cisza pokręcił powoli głowa dwa razy ze wciąż zamkniętymi oczami.
— Jesteś chory? Byłeś już u medyków? — zapytała, pomimo że znała już odpowiedź na to pytanie, w końcu zna Modliszkę.
Tym razem pokręcenie głową zajęło kocurowi trochę dłużej, nie cierpiał chodzić do medyków, smród ziół i te głupoty odnośnie Klanu Gwiazdy sprawiały, że kocurowi zbierało się na wymioty.
— Wstawaj, idziemy — powiedziała, szturchając kocura.
Kremowy powoli i niechętnie podniósł się z legowiska, przez jakiś czas szedł z zamkniętymi oczami, potem lekko je otwierając. Niebieska szylkretka weszła do legowiska medyków, witając się z każdym, Modliszka szedł trochę za nią, marszcząc nos, jak tylko poczuł zapach ziół. Słyszał, jak Szafirkowy Wiatr rozmawia z Skowronim Odłamkiem, lecz mdliło go na, tyle że ich słowa zlewały się w szum. Nim zdążył zauważyć przed jego łapami leżała kępka ziół.
— Zjedz i idź odpocząć — powiedział medyk w stronę kremowego.
Kocur nawet nie będąc na siłach, by się wykłócać, zjadł grzecznie zioła, jedynie marszcząc pysk w obrzydzeniu i wrócił do swojego legowiska, układając się wygodnie.

Wyleczeni: Modliszkowa Cisza

Od Psotki do Drobnej

Ciemna koteczka obudziła się dosyć wcześnie. Rozejrzała się po śpiących siostrach, a następnie wysunęła się delikatnie spośród nich. Dołożyła wszelkich starań by ich nie obudzić i chyba jej się to nawet udało. Wycofała się ostrożnie, a następnie rzuciła okiem na śpiących mieszkańców żłobka. W tym całym poruszeniu dostrzegła niewielki ruch gdzieś niedaleko siebie. Przeniosła tam spojrzenie błękitnych oczu. Patrzyła tam przez jakąś dłuższą chwilę, zastanawiając się czy podejść. W końcu wzruszyła delikatnie barkami, kierując kroki w stronę drobnej koteczki. Psotka była mała, ale zdecydowanie nie tak, jak wcześniej wspomniany kociak.
— Hej — rzuciła cicho w stronę mniejszej kulki. Po kociaku widziała, jak bardzo urosła na przestrzeni tych paru księżyców. Coraz to częściej odliczała do zostania uczennicą. Wiedziała, że dzięki temu zwiększy zakres swoich psot i zabaw. Wiedziała, że sama będzie mogła bardziej decydować o samej sobie. Była gotowa by zacząć z przytupem. Chciała pojawić się na pyskach innych. Tak, nawet w niepochlebny sposób. Jednak czy właśnie nie takie działania pobudzały do życia przeróżne plotki? Mysi Postrach przecież uważał je za coś niemal tak potrzebnego jak pożywianie się tudzież nawadnianie.
— Jestem Psotka — dodała jeszcze, układając się bezpośrednio przed młodszą. Nie była jednak pewna czy jasna kotka nie była jeszcze za malutka na jakikolwiek kontakt.
— Wiesz? Fajnie, że jesteś bo widzisz z moimi siostrzyczkami jest nudno. Zupełnie nic ciekawego nie można z nimi robić. Ja chcę się bawić, a one nie. To jest naprawdę straszne, ale teraz mój tragiczny los się odmieni, bo mam nowe koleżanki w żłobku. Przynajmniej mam taką nadzieję — powiedziała cicho.

<Drobna? Zostaniemy przyjaciółkami?>

Od Szeptu CD. Gąbczastej Łapy

Kontynuacja opowiadania Gąbki, kiedy Szepciak miał troszeczkę ponad dwa księżyce.

✩ ★ ✩ ★ ✩

— N-nie wiem… Chy-chyba nie… W-wolę ma-mamę Nenufa… Ne-nu-fa-lo-wy Kie-lich — odmruknąłem dymnej, sylabując imię kotki, która się mną opiekowała.
Było mi jeszcze ciężko je wymówić.
Pani wyraźnie się zdziwiła, ponieważ jej wzrok na chwilę zatrzymał się na moich oczkach.
— N-ni-nie? — bąknęła, jakby urażona.
Zaraz później jednak jakby uśmiechnęła się pod nosem.
Może i byłem mały, ale nie na tyle głupi, żeby stwierdzić, że pewnie ucieszyła się, bo nie chciałaby mnie w swojej rodzinie.
W sumie rozumiałem to. Nikt nie chciałby słabego, chorowitego kocięcia w swoich silnych szeregach…
— P-pani Ga-bcz-as-ta Ł-łapo? — spytałem cicho, wlepiając w kotkę niewinne, przestraszone spojrzenie.
— Czego potrzebujesz, Szepciku — powiedziała, specjalnie “słodząc” i przeciągając moje imię.
Wahałem się, nie będąc do końca pewnym, czy mogę się spytać o coś samej Pani Księżniczki!
— Cy Pani mnie nie lubi?
Dymna kotka już otwierała pysk, żeby mi odpowiedzieć, jednak do lecznicy wpadła Nenufar.
— Jejku, już późno, powinieneś iść już spać! Dziękuję, Gąbczasta Łapo, że się nim zajęłaś, ale teraz już wróciłam i się nim zaopiekuję.
Następnie kotka podniosła mnie i we dwójkę skierowaliśmy się do żłobka.
— Dziś mogę spać całą noc z tobą, ponieważ nie mam żadnego patrolu! — szepnęła, kiedy ja wdrapywałem się na nasze wspólne posłanie. — Chcesz usłyszeć kołysankę?
— Tak! — pisnąłem, na co kotka cicho się zaśmiała, układając się obok mnie.
— Wygodnie ci, muszelko? — spytała Nenufar, łagodnie otulając mnie swoim ogonem.
— Mhm! — mruknąłem, swoimi malutkimi łapkami łapiąc ogon burej.
"Srebrne rybki w górę się pną,
Bursztyny świecą i w słońcu lśnią.
Bąbelki tańczą, płyną w dal,
Do krainy rybek, gdzie nie ma zła.
Rzeka puszcza cię w sen,
Biały piasek, co na dnie,
Cicho śpiewa, na cię czeka,
Śpij mój kotku, tak cicho, jak rzeka. 
I niechaj Cię niesie w dal mój głos. 
Niechaj Cię prowadzi szczęśliwy los.'' 
Nenufarowy Kielich wyśpiewała, a ja czułem, jak powieki stają się coraz cięższe. W końcu całkowicie się skleiły, a Mama Nenu dalej śpiewała, tylko że coraz ciszej. I ciszej. I ciszej…
— Dobranoc, moja rybeńko — miauknęła jeszcze, a potem odpłynąłem w sen.

Dzień przed układaniem kamieni

✩ ★ ✩ ★ ✩

— Szepciku, chodź, pójdziemy pomóc w odbudowie obozu! Może przy okazji zdobędziesz jakiś przyjaciół! — mruknęła Nenufar, zachęcając mnie ogonem do podejścia. Potem jednak złapała mnie za kark i po prostu przeniosła. Arlekinka puściła mnie dopiero, kiedy znaleźliśmy się w samym sercu obozu.
— Dobrze, Szepciku. Dostałam instrukcję, co mamy zrobić i niektóre z tych rzeczy możesz robić także ty!
— A co trzeba zrobić?
— Widzisz ten dołek? — spytała Nena, wskazując na wgłębienie, nad którym ostatnio kilka kotów grzebało.
— Tak — mruknąłem, wpatrując się we wskazane miejsce.
— Trzeba wokół niego poukładać kamyczki! Może masz jakieś ładne? A jeśli nie, możemy iść do kąciku zabaw i poszukać przy wodzie jakiś kamyczków!
— Nie mam żadnych… To znaczy przy sobie. Miałem kilka ładnych, ale woda mi je zabrała…
W tym czasie do dołka podeszła Kropiatkowa Łapa wraz ze swoim mentorem — Żmijcową Wicią — zaczynając układać kamyczki wokół przyszłego źródełka wody.
— Ooo, to nic takiego. Zostawimy to zadanie komuś innemu. Możemy natomiast podejść do… Hm, do żłobka! No chodź, nie smuć się. Jak wrócę z patrolu, to przyniosę ci kilka ładnych, co ty na to? Albo może nawet poszukam jakiegoś bursztynu?
— Do-dobzie… — mruknąłem cicho, następnie podchodząc do ściany, do której koty wkładały patyki.
— Zobacz — miauknęła, podnosząc badyl. — są tutaj dziury, w które trzeba wsadzić patyki, aby w żłobku było ciepło i przyjemnie, rozumiesz? Zobacz jak inni to robią!
Obejrzałem się za Nenufar i rzeczywiście, sama Pani Algowa Struga  pomagała przy majstrowaniu ze ścianami mojego aktualnego miejsca zamieszkania.
— Dzień, dz-dzień dobly, ma pani bardzo ladne fute-terko — przywitałem się z zastępczynią, podziwiając jej piękne, kręcone, dymne okrycie.
— Awww, dziękuję kochanie, słodziutki jesteś! Nenufarowy Kielichu, masz przesłodziutkiego malucha! Na pewno będzie świetnym wojownikiem Klanu Nocy!
— W-wojo-wojownikiem? — spytałem cicho, spuszczając wzrok na swoje łapki umorusane ziemią, konkretnie skupiając się na listkach, które zapewne oderwały się od badyli, z którymi pracowałem.
— Ohh, ale Szepcik nie chcę zostać wojownikiem — miauknęła mama, kładąc ogon na mojej niewielkiej główce.
— Ooo, a kim byś chciał być maluchu? — mruknęła czarna kotka, kucając przede mną.
— Og-ogrodnikiem — mruknąłem cichutko w odpowiedzi, podnosząc błękitne spojrzenie na ciepły uśmiech Algi.
— To fajnie — powiedziała kotka, wstając.
Ja natomiast odwróciłem wzrok w stronę legowiska medyków, poszukując wzrokiem uczennicy medyka.
“ Ciekawe, co teraz robi… — pomyślałem, wyobrażając sobie, jak może być w Klanie Wilka, oraz co Gąbka może teraz porabiać.

Event: Odgradzanie kamieniami wgłębienia na wodę + zatykanie dziur w ścianach żłobka patykami

Od Kocankowej Łapy

Po wojnie z Klanem Klifu spora część życia i rutyny Kocankowej Łapy uległa zachwianiu. Trzcinniczkowa Dziupla przestał pełnić funkcję jej mentora równie szybko, co zaczął. Jakiś wojownik Klanu Klifu dopilnował, aby jej mentor z bitwy nie wyszedł bez szwanku. Srebrna uczennica zaczynała darzyć go sympatią, aż nagle, jak na złość stał się tym, czym był Zabłąkany Omen. Został oślepiony. Jego oczy zaszły mgłą, a pysk zdobiły okrutne szramy, które ciągnęły się od okolic nosa po same oklapnięte uszy. Nowym nabytkiem szylkretki został Prążkowana Kita, szanowany wojownik i partner Zalotnej Krasopani. Bywał zamyślony i raczej ostrożny, co uczennicy nie przeszkadzało. Obiecał, że zabierze ją na polowanie, ale w ostatnim momencie zmienił zdanie. Pręguska patrzyła, jak muskularny kocur oddala się i znika w legowisku wojowników. Z irytacją wyruszyła z obozu w poszukiwaniu zwierzyny i szczęścia. Spokój ducha i coś, na co mogła zapolować, odnajdywała ostatnio tylko na granicy z Klanem Klifu — w miejscu, które Klan Wilka przejął podczas niefortunnej bitwy. Czarne Gniazda nie były obfite w zwierzynę, ale były spokojne i pozwalały na skupienie jakże niezbędne do skutecznego polowania. Tereny były spokojne jak nigdy. Nie było nic, co przyprawiałoby ją o zwyczajową gęsią skórkę i jeżące się futro. Gęste krzewy lekko poruszały się na wietrze, gdy uczennica przemierzała sosnowy ruczaj. W rzadszej części lasu spomiędzy drzew przebiły się Czarne Gniazda. Miejsce było dziwaczne. Nie przypominało polany, ale było wybornym miejscem do trenowania uczniów i samotnych polowań lub wypraw. Srebrna kotka przysiadła w gąszczu krzewów jeżyny. Miejsce pozostawało nieruchome przez dłuższą chwilę, aż pomiędzy czarnymi gniazdami pojawiła się nornica. Nic imponującego, ale coś, co dawało pole do popisu. Kocankowa Łapa rozpoczęła podchodzenie ofiary. Ciekawość wygrała, a kocica postanowiła sprawdzić, jak duży odstęp, dzielący ją a gryzonia pokona, nim jedno z nich spróbuje prysnąć. Przez uderzenie serca krępe, rudobrązowe ciałko poruszało się bez jakiegokolwiek przeczucia o nadchodzącym niebezpieczeństwie, potem dźwięk łap uderzających o podłoże zdradził obecność Wilczaka. Mała istota rzuciła się prosto do nory oddalonej o długość lisa, a szylkretka zrobiła wszystko, co w jej mocy, by jej to uniemożliwić. Chwilowy pościg zakończył się w mgnieniu oka. Nim ciało zwierzątka ostygło, otaczający Kocankową Łapę las zmienił ton. Nerwowe rozglądnie się, poszło na nic, gdy ktoś zaatakował ją od tyłu. Nie wyczuła pędzącej zagłady. Nie uniknęła ataku i stanęła pyskiem w pysk z Prążkowaną Kitą, który skutecznie przygniótł ją do ziemi. Instynktownie miotała tylnymi łapami, którymi jak królik kopała brzuch mentora, a może wroga? Kocur warknął, a uczennica nie zwlekając, wyskoczyła w powietrze. Z wrzaskiem tym razem ona naskoczyła na kocura, stając na tylnych kończynach i uderzając go w pysk i gardło. Stali się zmierzwioną kulką syczących futer. Liliowy kocur wydostał się z uścisku łap przeciwniczki i oddalił się o krok. Pręguska była skłonna kontynuować walkę, ale wojownik rozpoczął rozmowę.— Odniosłaś sukces na polowaniu i jesteś sprawna w walce. — Błękitnooki przerwał i pokiwał głową, jakby aprobował pojedynek. — Zabłąkany Omen i Trzcinniczkowa Dziupla przygotowali cię do tego, co czeka cię już wkrótce. W mojej ocenie zawalczysz niebawem. Pomyślnie przeszłaś test, ale powinnaś być czujniejsza. —
Świat zawirował. Po występkach, które w oczach klanu były niedopuszczalne, po księżycach treningu w końcu została zauważona. Jej mentor uznał ją za godną, a Nikła Gwiazda wyraził zgodę na mianowanie. Miała dołączyć do Kruczego Pióra w legowisku wojowników już wkrótce? Zdusiła w sobie ekscytację.
— Jestem ci… — Z trudem wymamrotała początek zdania. — Wdzięczna — odparła, odrobinę zadzierając brodę, aby spojrzeć na większego od niej kocura. — Wracajmy do obozu. Chcę się podzielić wieściami z moim klanem — odpowiedziała z powagą i bez zbędnych słów, ruszyli do obozowiska.

[581 słów]

Od Nieustraszonego Chomika

Nieustraszony Chomik miała wieczny ból dupy, że tyle kociaków się rodziło. Myślała już że pradawne wybielone kociaki to była wielka niespodzianka. Myliła się jednak za każdym razem,  albowiem narodziły się zguby, które miały tak nietypowe pręgi, że głowa bolała. Poszła zobaczyć na własne oczy te dziwaczne cudy natury, które na świat z macicy wyrzygała Rozkwitająca Szanta. Skierowała się do żłobka, biorąc wcześniej ze stosu zwierzyny królika, by mieć pretekst, by tam wejść. Przed nosem szylkretowej kotki położyła królika.
– Nie musisz dziękować.
Kotka miała WTF na twarzy, nie wiedziała co się odwaliło w tym momencie, nie mówiąc, że to wyglądało, jakby srebrna szylkretka chciała jej przywalić tym królikiem w mordę.
Chomik patrzyła na te wybryki natury, były takie nietypowe, mogłaby przyglądać się tym dziwolągom cały dzień. Nabijanie się z obcych dzieci było nawet fajnym hobby. Nie wiedziała, czemu wcześniej tego nie robiła, może była na to kiedyś za głupia. Jako 35-księżycowa kotka wiedziała, że ma nietypowy humor, sama nie wiedziała czemu, ale miała bekę z tego, jak w mordę jeża, i to się liczyło.
Księżyc natomiast, jak to dziecko, nie miał zbyt wielkiego filtra na języku, a kotka przyniosła ze sobą naprawdę wiele zapachów. Ruszył więc noskiem raz i dwa, a jako iż wiedział, że nie wolno wskazywać łapą ani się gapić, to tylko klapnął mamę kilka razy w pysk, próbując wybadać jej ucho, żeby "szepnąć" tajemnicę.
– Mamo, a dlaczego ta pani tak śmiesznie pachnie?
Czy ten kociak właśnie ją obraził?! Powiedział nie bezpośrednio do niej, że śmiesznie pachnie! Czy on sugerował, że śmierdziała? Nieustraszony Chomik dbała o higienę swojego pięknego futra, myjąc się w rzece i ocierając je polnymi kwiatami, to dziecko najwyraźniej nie miało węchu. Nie dziwiło jej to, może po tym jego ojcu co po mleko poszedł ma zepsuty węch, bo innej opcji nie było.
Podeszła do młokosa dumnym krokiem z napuszonym futrem i zaczęła swój wywód.
– Ja nie pachnę śmiesznie, młokosie! Ja pachnę wspaniale, ja wręcz pachnę kwiatami, kłosami i naszymi ojczystymi terenami. Taki zapach to się z dumą nosi jako członek Klanu Burzy, dlatego nie zamierzam tolerować tego, że nazywasz ten zapach śmiesznym.
Rozkwitająca Szanta słuchając tego, zaniemówiła i nie wiedziała czy coś mówić na ten głupi wywód wypowiedziany jak hymn narodowy, czy po prostu nie szczepić ryja, bo to było tak głupie, że śmieszne. Wieczna królowa na pewno cisnęła z tego wewnętrznie bekę, ale nie chciała się do tego przyznać.
Na tym interakcja się skończyła. Księżyc zamknął pyszczek, schował się za mamą i gdyby mógł, pewnie by łypał nieprzyjemnie na Chomik... ale nie mógł.
Nieustraszona Chomik była z siebie dumna, że pokazała temu młokosowi, kto tu rządzi. Wyszła ze żłobka. Duma była wypisana na jej pysku i widoczna w chodzie.

02 września 2025

Od Wróżki

Podczas, gdy ojciec rozmawiał z Wędrującym Niebem, Wróżka z zachwytem spoglądała na ściany w Grocie Pamięci. Na jednej z nich były odciśnięte łapy wojowników, medyków, kronikarzy, przewodników oraz liderów. Była ciekawa jaki jej odcisk przybierze kolor. Nie mogła doczekać się tak bardzo tego momentu, kiedy koty będą się zwracać do niej dorosłym imieniem. Co prawda jeszcze posiadała kocięce, i musiała jeszcze przejść przez etap ucznia, ale zawsze mogła pomarzyć. Była ciekawa czy lider zdecyduje się zmienić jej imię, gdy zostanie uczennicą, czy zostanie Wróżkową Łapą, a później Wróżkowym czymś lub jakąś Wróżką. Może małą, przez fakt, że była malutka?
Swoje spojrzenie przeniosła na drugą ze ścian, na której znajdowały się malowidła. Podniosła się z ziemi i zbliżyła się ku obrazowi. Oparła się przednimi łapkami o ścianę, chcąc jak najbliżej znaleźć się dzieła, by móc go poczuć całą sobą, nie tylko wzrokiem. Przeskakiwała spojrzeniem po malunkach przestawiających przeróżne wydarzenia w klanie, zarówno te szczęśliwe, jak i smutne, gdy jej fioletowe oczko dostrzegło rysunek białego pawia, który swoimi skrzydłami ochraniał trzy małe białe koteczki. Lotosa, Białego i Wróżkę. Zaśmiała się cichutko, gdy zdała sobie sprawę, że czy tego chciała czy nie, została zapisana w historii na ścianie, nie odbijając jeszcze swej łapki na ścianie.
W pewnym momenie rdzawo-czarny ogon lekko uderzył koteczke w łapkę. Wystraszona Wróżka odsunęła się od ściany, przybierając skruszoną postawę i pochylając łebek przed Czuwającą Salamandrą. Kocica początkowo ignorowała Wróżkę, będąc zajęta strzepnięciem paprochów z obrazu. Nieudolnie próbowała się porozumieć z Wróżką, jednak koteczka nie była w stanie odgadnąć, co starsza kronikarka ma na myśli. Chciała ją całkowicie przepędzić z groty, a może chciała ją zabrać do Łapkowa? A może jeszcze coś innego chciała jej przekazać. Ciężko było jej odgadnąć.
– Nie rozumiem cię... – mówiąc to, dotknęła łapką łapy Czuwającej Salamandry. Szylkretka nieco się wzdrygnęła, jednak nie odtrąciła kocięcia. – Ale obiecuję, że znajdę sposób, żebyśmy mogły się porozumiewać bez słów. Na początek możemy rysować patykiem lub pazurem obrazki, albo... Mogę ci coś zaśpiewać! – zaproponowała nagle
Z pyska kocicy wybrzmiał charkot, jednak żadne słowo, ani zdanie nie wybrzmiało. Starsza westchnęła, by już po chwili przybrać na pysk całkiem przyjazny uśmiech dosłownie na uderzenie serca. Ogonem lekko popchnęła koteczkę, odciągając ją od ściany, by już chwilę później skierować się z nią w stronę Łapkowa. Pyskiem wskazała na basen pełen pierza. Wróżce nie trzeba było mówić dwa razy. Z wielką radością wskoczyła pomiędzy stertę różnokolorowego pierza, pozwalając sobie kilka małych piórek wczepić w swoją puchatą sierść. Widząc, że Salamandra przez ten cały czas towarzyszyła jej w kąciku zabaw, w ramach podziękowania zaczęła nucić jej jedną z piosenek, którą zasłyszała od jednego z wojowników.

Od Wróżki

Przeszłość, nim Wróżka nauczyła się, aby nie wychodzić na słońce bez kapelusza i filtru
Chęć zbadania obozu na własną łapkę i odszukania taty zakończyły się wizytą u medyków. Nie pamiętała kto ją zaniósł do Skruszonej Wieży, ale była temu kotu bardzo wdzięczna. Gdyby nie on, niczym płatek śniegu rozpuściłaby się tuż obok pieńka, do którego udało jej się cudem doczołgać. Mama miała rację, blask słońca był szkodliwy dla jej oczu i ciałka, które w zaledwie kilka uderzeń serduszka zaczęło swędzieć i piec Wróżkę. Nawet pomimo grubej warstwy ochronnej w postaci białej sierści, która nie tyle co powinna ją chronić przed mrozem, ale również przed promieniami słońca.
Skulona leżała na jednym z przeogromnych posłań w lecznicy, będąc obłożona sporą ilością mchu, a nawet glonów. Ich zapach, który drażnił nosek Wróżki, początkowo przeszkadzał małej pacjentce, jednak wraz z upływem czasu i lepszym samopoczuciem, była wdzięczna medykom, że zdecydowali się ją nimi owinąć.
Po jakimś czasie do legowiska medyków wkroczył Alba. Wróżka obdarowała uśmiechem ojca, jednak ten wydawał się być zły w związku z jej wymknięciem się z kociarni, co dość szybko zrozumiała. Zamiast zapytać się o jej stan, nazwać ją jednym ze zdrobniem, jak to miało w zwyczaju, zwrócił się do Skowroniego Odłamka, aby ten mu na spokojnie po kolei przedstawił przebieg wydarzeń.
– Tato... Tatusiu... – miauknęła cicho Wróżka, pragnąc uwagi ojca. Chciała, aby się uspokoił i nie uderzał tak mocno ogonem o podłoże. – Nic mi się nie stało, pan Koziołek mnie przyniósł, a Pan Skowronek zrobił mi okład. – Przypomniała sobie, że to właśnie starszy srebrzysty wojownik niczym najprawdziwszy "anioł" pochylił się nad nią i w ostatniej chwili udało mu się uchronić koteczkę przed usmażeniem żywcem
– A kto cię wyniósł z kociarni?
Zamrugała zaskoczona. Dlaczego tata myślał, że ktoś ją wyniósł z kociarni. Wyszła z niej przecież sama, o własnych siłach.
– Nikt – miauknęła, wyciągając w stronę niebieskiego jedną z łapek owiniętą glonem. – Wyszłam sama, bo chciałam spędzić z tobą trochę czasu. Mama, Biały i Lotos spali, a ja się nudziłam...
Alba prychnął coś pod nosem, lecz chwilę później nachylił się do córki i otarł się pysk o jej mały pychol.
– A Rozkwitająca Szanta gdzie była?
– Też spała... Tylko ja nie spałam, bo się wyspałam. Jesteś zły? – spytała – Na mnie?
– Tak, jestem zły, ale na pewno nie na ciebie, mój mały puszku. Po prostu niektóre koty powinny zacząć przykładać się do swoich obowiązków... Dobrze, że nic ci się nie stało. Klan Gwiazdy czuwa nad wami – mówiąc to położył się na posłaniu tuż obok Wróżki, przyciągając ją łapą do siebie i otulając ogonem
Za namową ojca, została przez niego zabrana do Groty Pamięci. Tym razem sama. Tylko ona i tata, żaden z braci. Przez całą drogę do groty kryła się w cieniu ojca, chowając się przed wrednym słońcem, które było jej piętą Achillesa. Miała nauczkę. Wiedziała, że musi go unikać, a jak już musiała przebywać na zewnątrz to starała się tylko na jedno uderzenie serce mieć nad sobą bezchmurne niebo. Ani chwili dłużej.
– Rozkwitająca Szanta urodziła trójkę kocurków! – powiedziała w pewnym momencie, kiedy szli po wydeptanej ścieżce w kierunku groty. – Są tacy malutcy. I tacy słodcy! Jest rudy i niebieski, mają takie dziwne wzorki na swoich futerkach i taki szary, co ma czarne paski na swoich małych łapkach!
– Mhm... – mruknął ojciec, nie będąc ani trochę zainteresowany opowieścią koteczki o nowych członkach Klanu Burzy – To naprawdę interesujące...
– I... I ten rudy kocurek ma taką gwiazdkę na czole, o tutaj – mówiąc to dotknęła łapka swojej głowy. – Może on również jest darem od Klanu Gwiazdy?
– Nonsens – rzucił nagle Alba nieco twardszym tonem niż zamierzał. – Och Wróżko, skąd ty wzięłaś taki głupi pomysł... Mam nadzieję, że nikomu o tym nie powiedziałaś...
– Nie... – Zmarszczyła mordkę. Co prawda, gdy nachylała się nad rudym kociakiem, którego oczka pozostawały jeszcze zamknięte, świergotała nad jego małym uszkiem, że jest jej kolejnym małym gwiezdnym braciszkiem, tyle, że z innej mamy i taty. – Hm, to może skoro nie jest darem od Klanu Gwiazdy... To znaczy, że jest urodzonym liderem? Królicza Gwiazda ma taką gwiazdkę, chyba nawet w tym samym miejscu co Kołysanek... A podobno tylko liderzy mają takie gwiazdy, bo zostali wybrani przez Klan Gwiazdy, aby przewodzić klanem...
– To już bardziej prawdopodobne... Możliwe, że Klan Gwiazdy chciał nam przekazać, że czas panowania Króliczej Gwiazdy nieuchronnie zmierza ku końcowi, a ta gwiazda, którą otrzymał twój mały przyjaciel z chwilą narodzin jest niczym innym jak znakiem, informacją i kolejnym ostrzeżeniem... Aby nowa gwiazda mogła świecić, stara musi zgasnąć. Możemy zapytać się kronikarzy co o tym myślą, co ty na to?
Przytaknęła. Była ciekawa czy faktycznie w ich domysłach, które wypowiadali na głos było chociażby ziarnko prawdy. Czy faktycznie Królicza Gwiazda miał zgasnąć, aby Kołysanek mógł świecić? Chyba, że w ich klanie mogłoby być dwóch liderów. Jeden starszy, który by się lepiej porozumiewał ze starszymi kotami i rozumiał ich potrzeby oraz młodszy, który dbałby o kociaki i uczniów. Klan tylko na tym by zyskał, więc czemu nie?

Od Słonecznego Fragmentu CD. Wieleniej Łapy

Śmierć Pajęczej Lili była niespodziewana, zarówno dla kocura, jak i innych kotów. Dopiero pożegnał troje członków rodziny, której stał się częścią, by chwilę później pomagać w kopaniu grobu medyczki. Widok nieruchomego ciała "ciotki" łamał mu serce, nim ostatecznie spoczęła w dole. Jak na ironię mieszankę z jagód, krwi i gliny, która znalazła się na zamkniętych oczach zmarłej, wkomponowała się wręcz idealnie na tle rudo-białego futra starszej, które od zawsze, odkąd tylko sięgał pamięcią, przesiąknięte było zapachem ziół. Tym razem woń lawendy była najbardziej wyczuwalna.
Mokre oczy od łez przeniósł na dwie kotki, Wielenią Łapę oraz Dryfujący Fluoryt, które znalazły Pajęczą Lilię. W tamtym momencie, gdy szylkretka wpadła do obozu ze złą nowiną, interweniował w kłótni pomiędzy Oskrzydloną Łapą a Skrzypiącą Łapą. O co poszło? Jak to o co, oczywista oczywistość. Skrzypiąca Łapa nie miał zamiaru spełnić zachcianki syna Płomiennego Ryku. To wystarczyło, aby między młodziakami doszło do pyskówki. Być może udałoby mu się rozwiązać problem, a nawet sprawić, że ta dwójka, tak różnych kotów w końcu zaczęłaby się dogadywać, jednak gdy tylko usłyszał, nie, zrozumiał treść słów wypowiedzianych przez byłą samotniczkę, problemy uczniów zeszły na drugi plan. Wyminął jednego z uczniów, przy okazji omal go nie tratując, by ruszyć w drogę powrotną, prowadzony przez Wielenią wraz z innymi wojownikami.

~ ~ ~

Starał się jakoś trzymać, wykonywać powierzone zadania, czy to przez Kwiecistą Knieje, czy Przepiórczy Puch, na której barki spadło zarządzanie klanem, po tym, gdy na Króliczą Gwiazdę spadła kolejna śmierć zaraz po innych śmierciach i zaginięciach członków rodziny jego partnerki. Dodatkowo pozostawała jeszcze ta plotka... Było to ciężkie, ale udawało mu się na pysk przybierać uśmiech, jak chociażby teraz, nie chcąc być kolejnym kotem, który bez celu snułby się między obozem a łąkami. Nie widział, skąd czerpał siłę, aby nie zaszyć się w legowisku wojowników i nie zamknąć się w sobie. Chociaż może tak naprawdę widział, tylko zbyt infantylne to było, aby wyznać to na głos.
— Z wielką przyjemnością, Wielenia Łapo — miauknął, rozumiejąc, co kryło się za domniemanymi lekcjami w podziemiach. Mieli między innymi ćwiczyć walkę, jak i również poruszanie się w tunelach, w szczególności głównych korytarzach. — Od razu uprzedzę, że nie będę się powstrzymywał przed zaatakowaniem ciebie, gdy zaczniemy ćwiczyć walkę, tylko dlatego, że jesteś kotką i moją koleżanką, więc się nie obraź, jeśli moje pazury cię dosięgną. Jeśli tak się stanie, masz moje słowo, że osobiście przekaże cię pod opiekę jednego z medyków.
W odpowiedzi Wielenia Łapa wymruczała coś pod nosem, ruszając dość żwawo za kremowym przewodnikiem, który to z uśmiechem na pysku ruszył w stronę w jednego z wejść do tuneli. Stał przed nim dłuższą chwilę, by w przeciągu uderzenia serca rzucić przelotnie zadziorne spojrzenie uczennicy i bez słowa zniknąć w ciemnym tunelu.

~ ~ ~

Rozkład tuneli wrył mu się w umysł, dlatego też dość łatwo przyszło mu nawigowanie kocicy szkolącej się na wojownika, nawet jeśli o kilka lisich ogonów znajdował się przed nią. Przez cały czas pozostawał z nią w kontrakcie, zadając się przeróżne pytania, na temat tego, chociażby jaki zapach roztacza się przy ślepej odnodze korytarza, na lewo od niej. Gdy wraz z echem do jego uszu dotarło przekleństwo rzucone przez kotkę, która musiała się najpewniej otrzepać i cofnąć nieco, gdy jej nozdrze wypełnił smród, roześmiał się.
Spojrzenie przeniósł na ciągnący się przed nim korytarz. Jeszcze chwila i dojdą do przestronnego pomieszczenia, w którym na początek będą mogli zacząć ćwiczyć walkę. Gdyby zaczęli walczyć w tych wąskich korytarzach, prawdopodobnie zniechęciłby szylkretke do tego. Miał nad nią przewagę w postaci doświadczenia, jakie się wiązało z jego rolą. Gdy ona wraz z innymi uczniami wojowników skupiała się na walce na powierzchni, on na całe dnie praktycznie, z przerwami na odpoczynek, znikał w tunelach. Raz nawet zdarzyło mu się zostać na noc, a nawet w jednej z takich większych salek w innym miejscu uwił sobie całkiem przytulone gniazdko.
— Całkiem dobrze ci poszło, jak na kota z Betonowego Świata — miauknął, gdy do "sali" weszła Wielenia Łapa. Zeskoczył z kamienia, znajdującego się na środku i zbliżył się do szylkretki, wychodząc jej naprzeciw, będąc gotowy do przejścia do kolejnego punktu lekcji w podziemiach
— Przecież szliśmy przez cały czas prosto... Co w tym trudnego — Mówiąc to, rozejrzała się po podziemnym pomieszczeniu, w którym się znalazła. — Te tunele są niczym w obliczu Betonowego Świata, którego zawiłe ulice tworzą najprawdziwszy labirynt. Na koty czeka o wiele więcej zagrożeń niż zasypany korytarz bądź nieproszony gość — odparła, mrużąc oczy w szparki. Taksowała każdy najmniejszych ruch Słonecznego Fragmentu, który zataczał koło wokół kocicy
— To dlatego, że szliśmy głównym korytarzem. Minęliśmy sporo jego odnóg, dzięki którym znaleźlibyśmy się tu o wiele wcześniej, jednak musielibyśmy się czołgać... Ich dokładną trasę mogą znać tylko przewodnicy i ci, którzy się na nich uczą, a poza tym wolałem oszczędzić ci takich atrakcji, jak chociażby zaklinowanie się... Wybacz. — Mówiąc to, strzepnął uchem, zdając sobie sprawę, że zasugerował, że kotka jest na nie za gruba, gdy wcale nie miał tego na myśli.
Im dłużej przyglądał się kocicy, tym bardziej zastanawiał się, czy faktycznie byłby w stanie ją skrzywdzić. Jeśli będzie się wahał i dawał jej fory, kocica mogłaby się obrazić, a w dodatku z tych lekcji nic by nie wynikło. W końcu wróg nie będzie się zastanawiał nad tym, aby jej nie zranić. Pokręcił głowę, by już chwilę później skoczyć w kierunku Wieleniej Łapy, której udało się uniknąć bycia na start przyszpiloną do podłoża, tym samym kończąc pierwszą rundę podziemnego sparingu. Nieco zaskoczony, jednak będący pod wrażeniem, lekko kiwnął w stronę uczennicy, wyrażając tym samym swój podziw. Udawana walka się rozpoczęła i tak jak obiecał, nie miał zamiaru się powstrzymać, ani wahać.
Po skończonej walce nie ważne, jaki będzie jej wynik, miał zamiar zaproponować uczennicy dołączenie do niego i Burzowych Chmur, aby szybciej przyszło im przeprowadzić dochodzenia w związku z ustaleniem tożsamości kota odpowiadającego za klanowe plotki, jak i również być może śmierć Pajęczej Lili. Na razie wraz z niebieskim kocurem ustalili, że dwa różne koty musiały być odpowiedzialne za rozprzestrzenienie się każdej z osobna plotki. A poza tym, kocurowi nie chciało się wierzyć, że ruda poślizgnęła się na ziemi, by chwilę później zniknąć pod taflą wody. Ktoś musiał jej pomóc. Takie również plotki powstały. Być może pomógł jej ktoś, kto odpowiadał za jedną z dwóch plotek. Ktoś, kto najprawdopodobniej śmiał mu się w pysk, gdy ten stawał na głowie, aby dowieźć prawdy.
Miał jeszcze zamiar zapytać o to inne koty, aby do nich dołączyli, jak chociażby brata Marzanny czy Szakłakową Łapę, jednak na początek zdecydował zagadnąć do najbardziej tajemniczego kota ze wszystkich, z którym być może przez powiązania z Betonowym Światem czuł jakąś dziwną, trudną do wytłumaczenia więź.

<Wielenia? Nie przetnij słoneczkowej nitki życia. Zamiast tego możesz dołączyć do gangu Scoobiego-Doo, stając się jednym z wścibskich dzieciaków, jeśli chcesz. Słoneczny Fragment będzie zaszczycony!>

Od Miodowej Kory CD. Cisowego Tchnienia

Patrzył na grób swojej siostry, której nigdy nie było mu dane poznać. Wdychał gęstą mgłę, która spowijała Cierniste Drzewo, wraz z całym cmentarzem martwych ciał.
– Szkoda, że nie żyje, nie pamiętam jej.
Patrzył na jej grób, czuł się, jakby odwiedzał kogoś obcego, kogoś, kto nie istniał dla niego. Może gdyby żyła, to mógłby mieć w niej podparcie albo byłaby następną ulubioną córką Topielcowego Lamentu, z którą musiałby rywalizować o uwagę ojca. Wystarczyło mu, że Lamentująca Toń była kiedyś jego ulubioną córką, a on pominiętym synem, tym nieudanym.
– A jak wyglądała?
Zapytał Cisowego Tchnienia, a ta odpowiedziała, patrząc na grób.
– Była cała biała, jakby oprószona śniegiem, choć lekko się przebijała niebieska barwa jej futra. Miała jeszcze niebieskie oczy, jak każdy kociak, któremu podczas urodzenia jeszcze nie ujawnia się ich prawdziwy kolor.
Sierść cała biała, jakby oprószona śniegiem…. Kocur chciał porozmawiać z niebieską szylkretką o prawdzie, ale powiedziała mu, że urodziła się taka, bo była słaba. Tylko jedna rzecz była dość dziwna, nikt u nich nie miał na tyle bieli, by mogło wyjść potomstwo całe białe. Jego matka nie miała żadnej bieli, a ojciec miał jej tylko trochę, to było za mało, żeby kociaki mogły być całe białe. Nie był taki durny, żeby dać puścić się w maliny, żeby zrobić z siebie kogoś bardzo głupiego.
– Miała ładny kolor futra, choć byłoby jej trudniej polować. Z białym futrem trudno się zamaskować w lesie.
Patrzył jeszcze przez chwilę na ten grób, przypominając sobie, że Topielcowy Lament przenigdy nie dozna zaszczytu pochowania przy Ciernistym Drzewie.
– Gdy tu jestem, przypominam sobie o tacie. Nie rozumiem czemu, został zamordowany.
– Jesteś mądrym kotem, wiesz czemu już nie żyje. Zdradził nie tylko klan, próbując zabić Nikłą Gwiazdę, ale też nas.
Ostatnie słowa wypowiedziane przez Cisowe Tchnienie, zwłaszcza słowa, które jeszcze obijały mu się o uszy, “ Ale też nas”, brzmiały tak personalnie. Jego rodzice przed tym jeszcze zerwali, więc nie był zbyt zdziwiony tymi słowami.

<Mamo?>

Od Szeptu do Lulkowego Ziela

— Szepciku? — zawołała mnie mama, jednak ja, przy okazji potykając się o własne łapki, w pyszczku trzymając kamyczki ze swojej kolekcji w listku, zmierzałem do wykopanego wgłębienia na wodę.
— Co ty robisz i to o tak wszczesnej porze? — spytała kotka, biegnąc za mną.
— Będę układał kamyczki naokoło, żeby było ładnie! — mruknąłem dumnie, dobierając bardzo ładny czarny kamyczek z białymi rozmytymi paseczkami, przypominającymi takie delikatne chmurki.
Arlekinka podeszła do mnie, mierząc mnie czułym, matczynym spojrzeniem.
— Muszę iść na patrol, poradzisz sobie sam? — spytała, niepewnie spoglądając na moje łapki.
— Tak! — mruknąłem, na co kotka liznęla mnie na pożegnanie, po czym podbiegła do kotów, które już na nią czekały.
Ja w tym czasie obok białego paseczkowanego kamienia umieściłem dokładnie wyczyszczony, cienki kamyk, który był taki płaski od fal, które zdarły jego warstwy (według słów Pani Kotewki).
Następny wylądował największy kamień z mojej kolekcji, szary, z małym wgłębieniem, które, jak miałem nadzieję, będzie zawierać w sobie ciut wody i tworzyć będzie malusieńki wodospadzik. Byłoby super! Trochę był ciężki, ale udało mi się go umieścić tam, gdzie chciałem. Jeszcze dalej znalazł się bursztyn, który przyniosła mi Nenufarowy Kielich, znajdując go na plaży podczas patrolu granicznego. W środku znajdowała się spiralna muszelka z wgłębieniami, które dało się wyczuć pod łapą, przesuwając po wzorze. Stwierdziłem, że ładnie będzie wyglądać umieszczony obok otoczak, który był całkowicie biały, jednak w różnych odcieniach, które dało się rozróżnić po bliższym przyjrzeniu się. Zaraz za nim umiejscowiłem niebieski kamyk, z jaśniejszymi i ciemniejszymi momentami, który tworzył tak jakby strzałkę do góry. Tuż obok znajdowała się jasna skałka z żółtymi prześwitami, który miał dosyć nietypowy kształt na początku. Była ostra, ale bardzo ładna, więc razem z Panią Piastunką poszliśmy do kąciku zabaw, upewniając się, że kamyczek nie odpłynie, po czym umieściliśmy go w wodzie, która zrobiła swoje i teraz jego brzegi były gładkie, tak samo jak tamtego podłużnego kamienia! Układałem tak kolejno swoje skarby, kiedy podszedł do mnie kot. Pachniał ziołami, ziemią i roślinami.
— Dz-dzień dobly, jak się n-nazywasz? — spytałem, wpatrując się w nieznajomego, który w pysku trzymał jakieś ziółka.
— Lulkowe Ziele — miauknął, siadając naprzeciwko dziury okrążonej kamyczkami, które właśnie skończyłem układać.
— A co będzi-dziesz r-robić? — szepnąłem, przybliżając się o mysi ogonek do Lulka.
— Będę sadził rośliny odstraszające komary i inne takie — odpowiedział bez większych emocji, zaczynając kopać w ziemi, aby następnie umieścić w niej jakiś habaź, który bardzo ładnie pachniał.
— A mogę po-pomóc? Ploseee — mruknąłem, wpatrując się w ogrodnika wielkimi, blękitnymi oczkami, oraz odchylając do tyłu. — B-bardzo lubię roślinki — przyznałem cicho, wyczekując odpowiedzi ze strony starszego.
< Lulek? >

Event: umieszczanie kamieni wokół dziury na przyszłe źródełko + sadzenie roślin wokół przyszłego źródełka razem z ogrodnikami

Od Sennej Łapy (Mglistego Snu)

Senna Łapa siedział w ciszy przed wejściem do obozu. Właśnie się dowiedział od Nikłej Gwiazdy, że nie przystąpi do ostatecznego testu na mianowanie na wojownika. Lider podtrzymywał, że musi znać zdanie od jego mentorki, a nie od Pustułkowego Szponu, z którym ostatnio poważnie szykował się do walki. Czuł się upokorzony i nie wyobrażał sobie teraz podejść do Wrotyczowej Szramy i prosić kotkę, aby ta poszła do przywódcy.
– Po prostu porozmawiaj z nią – mruknął siedzący obok niego Pustułkowy Szpon. Wojownik czytał mu dobrze w myślach, aż za dobrze. – Powinna się zgodzić, dobrze walczysz i polujesz. W najgorszym wypadku pójdę do niej, by poprzeć twoją decyzję.
– Obawiam się, że masz rację… – Przeniósł wzrok w stronę wejścia. Zaraz będzie musiał przejść przez tunel i stanąć oko w oko z kotami, które zbyt ciekawsko im się przyglądały. – Nie zamierzam odrabiać jakiś głupich lekcji w tunelach. Umiem się po nich poruszać całkiem dobrze. Poza tym, aby stać się wojownikiem, nie trzeba udowadniać nikomu, jak dobrze zachowujesz się pod ziemią ani jak dobrze polujesz. Czuję, że jestem gotów na to jak nigdy dotąd.
Poruszył nerwowo swoim krótkim ogonem. Nie chciał tam wracać, nie teraz, jednak czekoladowy wojownik pchnął go pyskiem.
– Spróbuj przynajmniej. Jutro też jest dzień i możliwe, że Wrotyczowa Szrama się zgodzi.
Czarny kocur pokiwał głową. Jego przyjaciel miał rację, powinien chociaż spróbować. Ile razy będzie musiał wychodzić ze swojej strefy komfortu? Bycie uczniem pokazało mu, że na każdym rogu, nawet przy własnej mentorce, musiał pokonywać swoje bariery.
Obaj weszli do obozu i skierowali się w dwóch różnych kierunkach. Na tę chwilę nie potrzebował wsparcia kocura. Wolał też nie nadużywać jego dobrej wolii, by samemu nie wyjść na kota, który ma cztery lewe łapy. Kiedy napotkał wzrokiem Wrotyczową Szramę, od razu podszedł do niej.
– Czy mogę już przystąpić do ostatecznego testu na zostanie wojownikiem? – spytał bez żadnej wstępnej rozmowy. Wiedział, że mogło to kotkę zaboleć, gdyż zdawała się nie rozumieć, czemu ten tak nagle się zdystansował względem niej. – Czuję się gotów na starcie z kotem, którego przydzieli mi Nikła Gwiazda.
Zapadła pomiędzy nimi cisza. Kotka zastrzygła uchem i spojrzała na niego powątpiewającym wzrokiem.
– … A praktyka orientacji w tunelach? Nie sądzisz, że powinniśmy to jeszcze dokończyć? – wydukała, choć uczeń był w stanie powiedzieć, że kotka raczej zadałaby mu inne pytania, typu “Czemu tak nagle się zmieniłeś?”, “Co zrobiłam źle?”, tylko nie miała na to odwagi – Wolałabym, byś to jeszcze przerobił, zanim miałabym cię wysłać na test.
– Nie sądzisz, że jest to niepotrzebne? Przecież Nikła Gwiazda nie będzie mnie przepytywał z tego, jak rozchodzi się dźwięk po tunelach ani jak powinienem się po nich poruszać.
Wrotyczowa Szrama nabrała powietrza, jakby szykowała się do wskoczenia do lodowatej wody.
– Nie, Senna Łapo, musisz przynajmniej dwa dni poświęcić z innymi uczniami na treningi w tunelach oraz jedną walkę stoczyć ze mną, bym mogła być pewna do końca, że jesteś gotowy do testu. – powiedziała, próbując utrzymać surowy wyraz pyska, jednak jej ciało trzęsło się z emocji, co kocur od razu wychwycił. Musiało ją to kosztować wiele energii, gdyż po chwili zauważył, jak jej oczy się szklą – Teraz idź spać. Dzisiaj nie mamy już o czym rozmawiać. – wydusiła z siebie, a jej głos na sam koniec zadrżał.
Senna Łapa nie odezwał się, zrozumiał jej przekaz i musiał odpuścić. Odszedł od kotki i wślizgnął się do legowiska uczniów, czując, jak sierść pali go od spojrzeń innych kotów.

***

Kocur obudził się, kiedy na jego pysk padało światło przedostające się przez liście w legowisku uczniów. Otworzył oczy i przeciągnął się na posłaniu. Inni uczniowie również zaczęli się budzić. Przyjemne ciepło oraz jasne słońce uniemożliwiało kontynuowanie odpoczynku. Świadomość, że musiał przez kilka dni odkupić swoje winy u Wrotyczowej Szramy. Nie chciał tak strasznie tego zrobić, że czuł, jak jego wnętrzności wykręcają się w różne strony. Nie chciał teraz stanąć przed kotami, które ostatnimi czasy martwili się o niego. Nie uciekał przecież z obozu. No może raz i to na chwilę, ale tak to tylko był na patrolach łowieckich, czy tam granicznych. Jego mentorka nie wiedziała, że na nich oprócz łowienia zwierzyny dla klanu, bądź odnawiania granic zapachowych – walczył tak naprawdę z Pustułkowym Szponem. Dzięki niemu był w formie, natomiast jego mentorka nie była tak dobra w walce. Czy on z nią kiedykolwiek walczył? Nie umiał sobie nawet tego przypomnieć. Zawsze walczył z uczniem. Gdyby nie jego samozaparcie oraz ciągły udział innych uczniów i wymuszona rywalizacja, to dzisiaj nie byłby tak dobrze wyszkolony.
Kocur spotkał się z pozostałymi kotami przy wyjściu z obozu. Tym razem miał trening tylko z jedną siostrą, Gwiazdnicową Łapą oraz jego przyjacielem, Koniczynową Łapą. Wszyscy wojownicy patrzyli się na niego jak na jakiegoś cudaka. Przecież, większość uczniów w tym klanie ma problem ze swoim mentorem i nagle jest wielkie halo, gdy mu przydarzyło się to samo.
Trening przebiegł dość opornie, nie wszyscy uczniowie dobrze znosili ciemność oraz orientację w tunelach. Gwiazdnicowa Łapa co chwilę się gubiła przy ślepych zaułkach, nie mogąc znaleźć wyjścia, Koniczynowa Łapa niczym rzep, ciągle wpadał w niego, a on podczas symulowanej pogoni za zwierzyną w ciemności, potykał się o własne nogi oraz obijał się o ściany. Mentorzy tylko i wyłącznie kręcili nosami, za każdym razem, kiedy wychodzili na zewnątrz. Słyszał te same zdania, dotyczące tego, jak zachować się w takich sytuacjach oraz na jakich zmysłach ma polegać. Tylko problem był taki, że żadne z nich nie miało super mocy, by przemienić się w kreta i odnajdywać się pod ziemią, jakby się w niej urodzili. Wszyscy po pierwszym treningu wrócili zdenerwowani. Żadne z uczniów nie odezwało się choćby słowem, do swoich mentorów. Rozeszli się po legowiskach, aby paść zmęczeni na posłania.

***

Następne dni treningów, które odbywały się w tunelach, miał przyjemność jeszcze spędzić z Warczącą Łapą, Plamistą Łapą oraz Pszczelą Łapą. Wszyscy wydawali się totalnie zieleni, jeśli chodzi o temat tuneli i starał się im wyjaśnić kilka spraw razem z mentorami. Wszyscy popełniali podobne błędy, aż do momentu, kiedy czarny uczeń zauważał drobne zmiany. Wystarczyło kilka dni, by już nie obijał się o ściany jak jakiś ślepy kot, a łapy nie plątały mu się o żadne korzenie. Z dnia na dzień stawał się coraz lepszy, aż w końcu inni mentorzy zaczynali z aprobatą potakiwać głowami oraz prawić mu drobne komplementy, co znaczyło, że był na bardzo dobrej drodze. W Klanie Wilka ot tak nie dostaje się pochwał za byle co, dlatego Wrotyczowa Szrama stwierdziła, że czas nadszedł, aby to ona sprawdziła jego umiejętności waleczne, zanim to pójdzie do Nikłej Gwiazdy, by oznajmić, że jest gotowy do uczestniczenie w ostatecznym teście na wojownika.

***

Był to kolejny dzień, tym razem mentorka obudziła go dość wcześnie. Wyszli z obozu, kierując się w kierunku Czarnych Gniazd, gdzie było znacznie więcej miejsca. Wrotyczowa Szrama miała zamiar rozpocząć z nim walkę, aby upewnić się, że jest gotowy. Oczywiście, że był! Od samego zakichanego początku! Kiedy dotarli na miejsce, zmierzyła go nieobecnym wzrokiem. Nie mógł ocenić, w jakim nastroju jest kotka. Przynajmniej nie po pysku. Jednak znając historię ich oddalenia się od siebie oraz jak to unikał wcześniej uczestniczenia w jej treningach, czuł, jak stara się od niego również zdystansować. Z kotki wylewał się żal, niczym czarna smoła, która lepiła jego futro, miał ją na łapach i piekła jego rany. Nie! Nie powinien czuć się winny! To ona tak długo go okłamywała! Nie jego samego, wszystkich! Skąd mógł mieć pewność, czy nie zrobiła czegoś gorszego? Jak mógł jej ufać? Po tej całej zatajonej prawdzie!
– Zaczynamy? – pogonił ją, na co ona raczyła mu, tylko kiwnąć łbem.
“Czy mamy walczyć z wysuniętymi pazurami? Nie mogę ci zrobić krzywdy, gdyż wylądowałbym w izolatce. Jednak pytanie brzmi, czy ty zrobiłabyś mi krzywdę? “ – przekrzywił głowę, szykując się na jej ruch – “Czy jesteś w stanie, powiedzieć mi przepraszam? Czy zechcesz porozmawiać ze mną? Nie zamierzam podnieść tym razem inicjatywy. Będę tym samym, co ty. Bierny na cierpienie, bierny na ciekawość oraz próby kontaktu i zrozumienia. Wtedy poczujesz, jak czują się koty tak traktowane”
Wrotyczowa Szrama w pozycji bojowej, okrążała kocura, jak głodny wilk małą owieczkę. Tylko kto tutaj był zagrożeniem? Mentorka, która uciekała przede wszystkim i wracała z podkulonym ogonem? Czy on? Kiedy zauważył, że wojowniczka zaczęła się rozkojarzać i nudzić jego biernością, wykorzystał ten moment i ruszył na nią z bojowym sykiem. Wysunął pazury, myśląc, że kotka chciała walczyć tak, jak na teście, jednak ta przerażona odskoczyła, przy tym całej się jeżąc.
– Bez pazurów! – warknęła, oczywiście, że się jej posłuchał, jednak nie zamierzał odpowiadać.
Zwarli się w ataku, a ich futra tańczyły w niebezpiecznych uściskach, kopnięciach i rzutach. Nigdy nie był silny tak, jak jego siostry, jednak po tak długim treningu umiał z łatwością, złapać przeciwnika i cisnąć nim o ziemię. Zresztą dokładnie to zrobił kotce i przygniótł ją do ziemi. Ta walka dość szybko się skończyła, co zszokowało nie tylko Wrotyczową Szramę, ale też Senną Łapę.
– Jestem gotów – powiedział, kiedy wyrównał się mu oddech – Mnie zawsze można ufać, gdyż nie mam powodu, by kłamać. – Wbił szpilę kotce.
Po chwilowej ciszy, która zapanowała między nimi, tamta odepchnęła go lekko nogami, by ten zszedł z niej. Pozwolił jej na to, nie zamierzał, dalej z nią walczyć.
– Masz do mnie problem, ten cały czas, że powiedziałam ci prawdę? Nie kłamałam! – syknęła cicho, ewidentnie uwalniając na światło dzienne swoją frustrację – Nie musiałeś mnie upokarzać przed innymi mentorami, jakbym była najgorszym nauczycielem w tym lesie!
– Słucham? – przekrzywił głowę niedowierzająco, że tamta wcale nie zrozumiała jego niechęci do niej – Nie chodzi mi o to, że powiedziałaś prawdę. Chodzi mi o to, że miałaś tyle czasu, aby to zrobić, a okazało się, że jesteś dosłowną przyczyną, dlaczego ja i moje rodzeństwo wylądowaliśmy w Klanie Wilka – prychnął, nie dowierzając, że kotka naprawdę nie rozumiała swojej winy.
– Jak możesz tak mówić? Odpowiedziałam ci na twoje pytanie, wtedy kiedy chciałeś oraz był na to dogodny moment. Poza tym nie miałam jak być przyczyną waszego znalezienia was w lesie. Dosłownie znalazła was Brukselkowa Zadra ze mną na patrolu w lesie. – Wstała z ziemi i otrząsnęła się z igieł – Nie jest to moja wina, że wasza matka was porzuciła Senna Łapo. Zrozum to.
– Owszem, że nas porzuciła, jednak to było przez ciebie. To ty jako Głupia Łapa zepsułaś związek moich rodziców, na mysie bobki! – warknął, wykładając to, co ciążyło mu na sercu – To ty wpadłaś w oko Konfidentowi, i przez to Makowiec nas porzuciła! Nie wierzę, byś nie słyszała od nikogo z nas, żadnej wzmiance o imionach naszych rodziców, a ty milczałaś do momentu, kiedy odważyłem się ciebie zapytać o twoją przeszłość! – czuł, jak warknięcie przeradza się w krzyk. To nie był on. Senna Łapa nigdy nie krzyczał. Był bierny. Co się z nim działo?
Zapadła kolejna niezręczna cisza, która była jak cisza przed następną burzą.
– … Nawet nie wstydzisz się za to, co zrobiłaś. – Ściszył głos.
– Naprawdę Senna Łapo, nie miałam za co. To ty powinieneś mnie przeprosić.
– Nie, to ty powinnaś przeprosić mnie oraz moje rodzeństwo. Nie za to, że wpadłaś w oko mojemu ojcu, bo nie o to mam do ciebie zwadę, jednak o to, że karmiłaś nas niewiedzą, licząc, że tak jak burza ten cały problem przejdzie bokiem. Ja już wiem, kim byłaś, jednak Gwiazdnicowa Łapa oraz Zaćmiona Łapa nie. Sądzę, że lepiej wyglądałoby to, gdybyś to ty przekazała im prawdę, niż żebym był to ja – zakończył, posyłając jej ostrzegawcze spojrzenie. – Nasza rozmowa dobiegła końca. Zawalczyłem z tobą, tak, jak mnie prosiłaś, a teraz twoja kolej, abyś przekazała Nikłej Gwieździe, że jestem gotów do ostatecznej walki.
Patrzyli się na siebie w milczeniu. Była to walka na spojrzenia, z którą oboje mieli problem. W tej sytuacji oboje mieli rację. Wrotyczowa Szrama nie odpowiadała za zachowanie jego ojca oraz w jaką stronę potoczył się związek kotów, których widziała może kilka razy na oczy poza granicami Klanu Wilka. Senna Łapa o tym dobrze wiedział, jednak prawda powinna była zostać powiedziana księżyce temu.

***

(TW: walka, krew)

Koty zebrały się na polanie, a nad nimi królował Nikła Gwiazda, który patrzył na wszystkich z góry. Wrotyczowa Szrama dopełniła swojego słowa i poprzedniego dnia po walce poszła potwierdzić gotowość Sennej Łapy do ostatecznego testu, na co lider przyjął wiadomość i zaplanował sprawdzian. Czarny kocur stał pod mównicą i niecierpliwie czekał, aż wszyscy się zbiorą, by móc rozpocząć egzamin. Czuł na sobie spojrzenia różnych kotów, tych, których nie lubił, tych, których uważał za przyjaciół i rodzinę. Widział niewzruszone pyski mistrzyń, zaciekawione kociaki, które między nogami wojowników stwierdziły, że też chcą zobaczyć go w akcji oraz uczniów, którzy machając ogonami czekali, kogo wytypuje przywódca.
– Zacznijmy więc... – przemówił w końcu Nikła Gwiazda, który nie zamierzał czekać na wszystkich, aż się zbiorą – Senna Łapo, dostałem tym razem wieści od Wrotyczowej Szramy, że jesteś gotów na ostateczny test, aby zostać wojownikiem. Prawidłowo, powinno tak być za pierwszym razem, a nie żebyś to ty przychodził do mnie z Pustułkowym Szponem. – Wbił czarnemu uczniowi szpileczkę, na co młodziak położył uszy po sobie. Zadowolony przywódca uśmiechnął się szeroko, ewidentnie karmiąc się niepocieszeniem znajdki – Zawalczysz z Warczącą Łapą. – Posłał drugiemu uczniowi zdegustowane spojrzenie.
Senna Łapa również spojrzał w stronę uczniów, którzy przedtem czekali na wytypowanie jednego z nich przez lidera. Jego siostry westchnęły z ulgi, że to nie one będą musiały z nim walczyć na kły i pazury, część była niewzruszona, a jego przeciwnik unikał wzroku Nikłej Gwiazdy. Czy dziwił się mu? Nie. Na jego miejscu też byłoby mu wstyd. Jego przeciwnik miał już dwadzieścia dwa księżyce, a nie wygrał jeszcze żadnej walki. Co on robił na swoich treningach? Spał? Sam pamiętał, jak jeszcze jako kociak oglądał jego walkę z Kruczym Piórem. Jego rodzeństwo było już wojownikami, ba, jedno z nich miało już swojego ucznia. Czy Koniczynowa Łapa, też będzie musiał walczyć z czarnym arlekinem?
Stanęli naprzeciwko siebie, mierząc się czujnym wzrokiem. Koty, które przed chwilą ciasno otaczały uczniów, na machnięcie ogona Nikłej Gwiazdy zrobiły więcej miejsca, by kocury miały przestrzeń do walki.
– Walczcie! – rozkazał ceremonialnie lider.
Na jego słowa, oba uczniowie rzucili się na siebie. Przeciwnik celował mu kłami w jego gardło, jednocześnie stojąc na tylnych łapach do wybicia się w jego stronę. Senna Łapa uniknął jego szczęk, zadając mu cios pazurami w odkryty brzuch. Odskoczył na bok, podczas tego, jak tamten zaczął opadać na łapy i ostro pazurami przejechał po jego boku. Warcząca Łapa był niesamowicie wolny, nadziewał się na jego pazury, za każdym razem, kiedy próbował go zaatakować, jednak wydawał się nie reagować na bodźce bólowe. Czarny uczeń natomiast unikał z łatwością jego pazurów i kłów, zadając przy tym celne ciosy, orając mu miejsca, które zostawiały za sobą dotkliwe rany. W końcu tamten warknął z wściekłości, szarżując na niego, co czarny wykorzystał. Zamierzał zrobić dokładnie to samo, co zrobił ze swoją siostrą na jednych ze swoich pierwszych sparingów, tylko dodając do techniki swoje pazury. Ciął pazurami ucznia w okolicach klatki piersiowej oraz gardła, gdy nagle tamten złapał go za brodę i gwałtownie pociągnął na glebę. Senna Łapa podirytowany, że w tej walce przeciwnik zdołał zadać mu już pierwszy cios i to tak, że prawie wyrwał mu jego brodę, ugryzł Warczącą Łapę w ucho i wyrwał jego większy kawałek. Czerwona krew trysnęła i leniwie oblała pysk czarnego arlekina, wpadając tamtemu do oczu. Senna Łapa, wykorzystując to, że uwolnił swoją brodę z pyska starszego kocura, dokończył dalszą część swojej obrony. Kopnął go w tylne nogi na wysokości stawu skokowego i odepchnął się swoimi łapami, jednocześnie wysunął się spod jego upadającego cielska, wstał i rzucił się na leżącego kocura, wgryzając się w jego kark, który chroniła dostojna kryza, szarpał na boki przynajmniej, jakby chciał całkowicie rozerwać mu szyję oraz kręgi szyjne. Syki, warknięcia i duże ilości sierści Warczącej Łapy akompaniowały, z co jakimś głuchym łupnięciem arlekina o ziemię, który nie mógł wstać. Młodszy uczeń, który był na jego plecach i utrudniał mu to zadanie, co chwila podcinał mu nogi, a przy okazji rozdrapywał zadane wcześniej rany na jego barkach i bokach, przez co sierść na całej jego długości była posklejana posoką.
– Starczy! – warknął Nikła Gwiazda, patrząc z odrazą na dwójkę.
Senna Łapa puścił Warczącą Łapę, pozwalając, by tamten wstał. Drugi kocur, który wyglądał, jakby przeszedł przez katorgę, ociężale dźwignął się na swoje cztery łapy. Popatrzył on w jego stronę z wściekłym i zawstydzonym wyrazem pyska, że nawet nie zdołał się podnieść podczas walki. Czarny uczeń chłodno objął go wzrokiem i przeczesał swoją zmaltretowaną brodę, nie zamierzał okazywać tamtemu, jakichś większych emocji.
– Ja, Nikła Gwiazda, przywódca Klanu Wilka, wzywam moich walecznych przodków, aby spojrzeli na tego ucznia. Trenował pilnie, by zdobyć doświadczenie niezbędne do ochrony klanu i jego członków. Polecam go wam jako kolejnego wojownika. Senna Łapo, czy przysięgasz przestrzegać praw nadanych przez twojego przywódcę i chronić swój klan nawet za cenę życia? – zapytał donośnie, by wszyscy zebrani usłyszeli jego przemówienie. Lider nie wyglądał, jednak na ucieszonego wygranej znajdki, albo był zawiedziony Warczącą Łapą? Ciężko było stwierdzić, gdyż łypał niechętnie raz na jednego kocura, raz na drugiego.
– Przysięgam – odpowiedział z szacunkiem, chyląc głowę przed przywódcą.
– Mocą naszych potężnych przodków nadaję ci imię wojownika. Senna Łapo, od tej pory będziesz znany jako Mglisty Sen. Klan ceni twój spokój i precyzję oraz wita cię jako nowego wojownika Klanu Wilka.
– Mglisty Sen! Mglisty Sen! Mglisty Sen! – Koty zaczęły skandować jego nowe imię.
Po zakończeniu ceremonii poszedł na bok, by odbyć swoje czuwanie. Przyglądał się przy tym, jak do Warczacej Łapy podchodzą Mroczna Wizja, Cisowe Tchnienie, by opatrzyć jego rany bitewne oraz jego mentorka, Rysi Trop. Czarny arlekin wyglądał naprawdę okropnie po walce, która zresztą nie trwała zbyt długo i nie była wcale trudna. Jego biała sierść ukazywała wszystkie rany, które splamiły futro posoką. Czy powinien walczyć tak ostro? Wiedział tyle, ile mu powiedziano o tej walce. Miała wyglądać realistycznie oraz każde ruchy były dozwolone. Tak samo nad nimi było wiele kotów i sam Nikła Gwiazda siedział i oglądał jego poczynania z góry. Jeśli byłby blisko zamordowania Warczącej Łapy, to nikt na to by mu nie pozwolił. Miał jedynie przestać na rozkaz przywódcy, co zrobił wzorowo. Pewnie zlitowano się nad arlekinem, musiał wyglądać naprawdę żałośnie, skoro przy tamtego którejś z rzędu próbie wstania na cztery łapy, lider zakończył walkę.
“Żałosne” – pomyślał.
Dorosły kocur, który właśnie przegrał ze świeżym uczniem. Sam nawet wcześniej został mianowany niż Plamista Łapa, Pszczela Łapa bądź Kocankowa Łapa, którzy byli starsi od niego. Czuł, że rozpiera go duma, właśnie został mianowany na wojownika w wieku dziesięciu księżyców. Pokazał drzemiącą w nim siłę całemu Klanowi Wilka oraz kotom, które nie wierzyły w Klan Gwiazdy.
“Dziękuję wam Gwiezdni, oświetlajcie mą ścieżkę…” – pomyślał, mrucząc pod noskiem i przymykając oczy, wsłuchując się w ćwierkanie ptaków oraz łagodny szum wiatru.

[3046 słowa]

Mgiełka urodziła!

 Mgiełka przedwcześnie urodziła trójkę bialutkich synków!

01 września 2025

Od Oskrzydlonej Łapy

 Jeść, trenować, spać, a nawet podczas snu prowadzić trening w swojej głowie. Tak mniej więcej przebiegały ostatnie dni Ognika, który teraz po uświadomieniu sobie kilku rzeczy, zrozumiał nagle, że zrobił z siebie pośmiewisko. Miał być najlepszy, miał być światełkiem rodziny, płomieniem który kiedyś przerodzi się w pożar, pozostawiając za sobą zgliszcza, a zamiast tego spotkało go jedynie przykre spotkanie z rzeczywistością. Czy jednak go to załamało? W żadnym wypadku. Zranione ego młodego kocura wzięło za wygraną i w przerwach między docinkami, na które nie marnował już tyle energii co kiedyś, jedyne co robił, to trenował. Nie ważne czy rudy, czy nie rudy, czy starszy czy młodszy, brał wszystko co miał pod łapami, traktując każdego napotkanego kota, który miał chociaż odrobinę więcej czasu, jako worek treningowy. Z resztą nie tylko koty były jego pomocami naukowymi, a również zwierzęta i gdyby miał zabijać każde z nich które złapał, najpewniej nie zostałoby na terenach Klanu Burzy nic, co nadawałoby się do jedzenia. Nie, te ganiające po trawach króliki były mu potrzebne. Co ranek budził się wcześnie, wychodził z obozu by trenować biegi, łapiąc i ganiając za puchatymi ogonkami tak długo, aż któregoś nie złapał. Jeśli była to pierwsza złapana zwierzyna, oczywiście zabijał by zanieść do klanu, jednak jeśli któraś z kolei, po prostu puszczał luzem, by dalej pełniła swoją rolę przynęty. I tak od rana do wieczora, jak nie na powierzchni to w tunelach, nie tylko zaciągając wiedzy w dziedzinie siły i mięśni, ale także mózgu. Zaczął słuchać. Słuchać tak intensywnie, tak intensywnie też dopytywać, że mógłby zrobić za najlepszego ucznia w klasie. Od swojej grupki wrednych przerośniętych kociaków też się odłączył, ba, wcale go nie było widać w obozie prócz wieczorów i ranków, kiedy to spędzał czas w legowisku, na tak potrzebny sen. Był jak zjawa. Zmora, obsesyjnie dążąca do idealności. Wciąż za mało, wciąż niedokładnie, wciąż nie wystarczająco. Wyimaginowany wzrok Płomiennego Ryku ciążył mu na karku niczym wiązka kamieni, cegieł noszonych przez niewolnika, popychając do granic wytrzymałości, sprawdzając wytrwałość młodego ciała i cokolwiek by się nie działo, ktokolwiek by mu czegoś nie powiedział, reagował jedynie zirytowanymi prychnięciami. 
— To ty chciałeś, żebym się wziął w garść — Prychnął pewnego razu, po raz kolejny podnosząc się z piaszczystego zagłębienia, patrząc ognistym wzrokiem w stronę Kminkowego Szumu. Wzrok mentora nie był pochwalny, nie był taki, jakiego by oczekiwał. Znowu coś nie pasowało, znowu coś było nie tak. Co tym razem? Co, chodziło po głowie tym wszystkim, którzy najpierw patrzyli na niego krzywo z powodu braku rozwoju, a teraz, kiedy w końcu się rozwijał, patrzyli na niego jeszcze dziwniej? Wszędzie tylko pomruki niezadowolenia, szepty. I chociaż ze strony Ognistej Piękności przyzwyczaił się do podobnych rzeczy, tak opinia klanu okazała się być dla niego o wiele ważniejsza, a to oznaczało, że przy okazji o wiele bardziej irytująca. I jeszcze powoli, w przerwach między wyzwiskami i doprowadzania się do granic wytrzymałości, łapał się na zastanawianiu się, co myślą o nim inni, jak wygląda w ich oczach ten nie-pierworodny syn Płomiennego Ryku. 

[494 słów]