Przed mianowaniem Pustułkowej Łapy
— Po-ziomku! — Słowa, które budziły go co ranek od kilku księżyców. Początkowo trochę go to irytowało, ale teraz stało się przyjemną rutyną.
— Już idę Mentorze! — odkrzyknął, wstając na równe łapy i wybiegając z legowiska.
— Dziś Po-ziomku nauczymy się jednej z podstawowych i niezbędnych każdemu umiejętności. — Spojrzał na młodszego z iskierkami w oczach
— Czego takiego? — Zerknął na niego z lekką ekscytacją.
— Idziemy się szwendać po tunelach — odparł krótko. Mina ucznia wskazywała na jego rozczarowanie. — No weź Po-ziomkuuu, to wcale nie jest tak nudne, jak brzmi.
— Do-dobrze Kosaćcowa Grzywo.
— Ale teraz chodźmy coś zjeść, nie pozwolę ci chodzić głodnym przy granicy z Klanem Klifu. — Zaśmiał się lekko na wspomnienie o tym.
— G-granica z-z innym klanem? — Spojrzał na niego z wytrzeszczonymi oczami
— Spokojnie nawet 10 Klifiaków nie równa się z twoim wspaniałym mentorem, nie masz czego się obawiać, a teraz chodź jeść, jeśli cokolwiek zostało.
Podeszli do stosu zwierzyny, nie był zbyt pokaźny, ale dla nich jeszcze zostało co nieco. Młodszy z nich wziął sobie jakąś wychudzoną mysz, która gdyby nie jego futro wyglądałaby prawie jak on. A drugi chwycił wiewiórkę.
— A więc Po-ziomku, co tam u ciebie słychać? — Co prawda mieli zjeść i szybko wychodzić, ale Kosaciec nie umiał siedzieć cicho.
— Całkiem dobrze, wypełniam wszystkie powierzone obowiązki…
— To wiem, jeśli byś tego nie robił, to oderwałbym jako pierwszy.
— O-okej, nie wiem, mam wrażenie, że ostatnio trochę za mało czasu spędzam z siostrą. — Spojrzał smutno na swoje łapy. — Kie-kiedyś byliśmy nie rozłączni, a teraz mało kiedy się choćby mijamy.
— Takie jest życie Po-ziomku, ja też nie spędzam całego swojego czasu z rodziną. — Matki nawet starał się unikać. — Ale jeśli chcesz, to zawsze możesz przecież podejść do Plamistej Łapy i z nią porozmawiać.
— W-wiem, ale co jeśli ona nie będzie tego chciała? Co-co jeśli…
— Zapewniam cię, że będzie, a jak nie to słaba z niej siostra — powiedział krótko.
— Skoro tak mówisz…
— Jestem twoim Mentorem, najlepszym z najlepszych w klanie, to jasne, że mam rację. — Uśmiechnął się do niego ciepło. — Ale pamiętaj, jeśli coś będzie cię dręczyć, to możesz mi to powiedzieć, a teraz wcinaj i wychodzimy.
Dokończyli posiłek i wyruszyli w stronę granicy z Klanem Klifu.
— A więc Po-ziomku, słychać u ciebie coś jeszcze?
— O-ostatnio spędzamy trochę więcej czasu z Pustułkową Łapą — mówił dość cicho, nawet jak na siebie. Zastanawiał się trochę, co tak nagle zaczęło go interesować jego życie. Było to miłe i Kosaciec pytał czasem to, ale dziś był wyjątkowo nachalny.
Mentor wyraźnie zwrócił uwagę na słowa kocurka, to był temat, który go interesował.
— Nie jest on, aby za sztywny dla ciebie?
— N-nie! — zaprzeczył głośnym jak na siebie tonem. — T-to znaczy... — Zatrzymał się i zaczął się trząść. — Lubię go, ale-ale ostatnio na zgromadzeniu…
Kosaciec cofnął się i stanął obok ucznia. Po-ziomek był delikatny, nic dziwnego, że obraz rozerwanego na strzępy kota wywarł na nim takie wrażenie. On sam już nie takie rzeczy widział lub się ich dopuszczał…
— Hej, spokojnie. — Przytulił się bokiem do boku drugiego kota. — Musiało to być dla ciebie straszne. — Poziomkowa Łapa skinął głową. — Takie jest życie w Klanie, czasem ktoś musi zginąć, aby reszta mogła przeżyć.
— R-rozumiem, a-ale czemu on — powiedział cicho — przecież było nas tylu, czemu akurat on.
— Jego matka jest zastępcą, musi dawać przykład.
To było dziwne, Kosaćcowa Grzywa okazywał mu ciepło, mało mówił o sobie, nie żartował. Było to nietypowe, ale przyjemne.
— Dziękuję, że jesteś moim mentorem — powiedział cicho, a kocur tylko mocniej go przytulił. Siedzieli tak przez dłuższy czas. — M-możemy iść dalej — powiedział w końcu.
— No to chodzić Po-ziomku.
***
Reszta drogi minęła we względnej ciszy. Mimo wszystko Pora Opadających Liści nie była łaskawa, a nadchodząca Pora Nagich Drzew była jeszcze gorsza, więc gdy nasunęła się okazja, łapali każdą możliwą piszczkę. W ten sposób, gdy doszli do Ciernistego Drzewa, mieli już ładny stosik, który zakopali i planowali zabrać w drodze powrotnej.
Dotarli w końcu do granicy z Klanem Klifu, nigdzie nie było znaku ich patrolu, cieszyło to Poziomkową Łapę.
— Dobrze Po-ziomku, pora zaczynać. — Uczeń usiadł i słuchał, co mentor ma do powiedzenia, okazjonalnie kiwając głową. — Więc musisz wejść do tuneli, o tam. — Wskazał łapą. — Jak szukasz wyjścia, to idziesz do światła, jak nie widzisz gdzie iść, to kieruj się słuchem, węchem lub dotykiem, a i jeśli będzie śmierdziało Klifiakiem, to tam nie idziesz. Jasne? Jasne, mądry jesteś Po-ziomku, ogarniesz to. No i ja z tobą nie idę, bo jestem za wielki i jeszcze grzywa mi się zepsuje.
— D-dobrze, czyli mam tam wejść i co z-zrobić? — Kosaciec był naprawdę fajnym kotem, ale z tłumaczeniem zadań szło mu różnie.
— Musisz wrócić innym wyjściem i tak kilka razy, będę tu na ciebie czekać.
— O-okej. — Wszedł do jednego z kamiennych otworów i liczył, że wyjdzie z niego żywy. Kilka razy uderzył w ścianę, innym razem musiał iść tyłem, bo trafił na ślepy zaułek. Przez większość czasu szedł z zamkniętymi oczami, pomagało mu to nie panikować. Na szczęście nie wyczuł żadnego kota z Klanu Klifu, a nim zaszło słońce, udało mu się pomyślnie zakończyć ćwiczenia.
— Gratulacje Po-ziomku — usłyszał po którymś z kolei wydostaniu się z tunelu. — Wiedziałem, że mój uczeń jest zdolny.
— D-dziękuję Kosaćcowa Grzywo.
— Zaczyna się ściemniać, wracamy do obozowiska, tylko pamiętaj, by zabrać zdobycze po drodze. — Uśmiechnął się do niego zadziornie i ruszyli w drogę powrotną, zahaczając o Cierniste Drzewo.
[889 słów + Nawigacja w Tunelach]
[przyznano 18% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz