- Idzie Brzoskwinka, Iskra, Łuska, Sówka i Śliwka, która będzie prowadzić patrol – usłyszała czekoladowa. Na dźwięk swojego imienia lekko się spięła. Czyli to ona będzie z tymi, co idą sprawdzić, gdzie są borsuki? Nigdy się nie spodziewała, że wybiorą ją do takiego zadania.
- Tylko uważaj na siebie Sówko – powiedziała matka zwiadowczyni, uśmiechając się do niej.
- Będę, ze spokojem mamo!
- Jakbyś chciała coś jeszcze zrobić, albo z kimś porozmawiać... – zaczęła Jarząb, ale jej córka od razu jej przerwała.
- Hej! Nie zachowuje się, jakbym miała już nie wrócić, to zwyczajny patrol. Dowiemy się z ukrycia, gdzie są borsuki i bezpiecznie wrócimy do domu! – odparła czekoladowa – I przecież mówiłam ci... To będzie katastrofa jak się dowie! – dodała ciszej, rzucając w stronę matki zdenerwowane spojrzenie. Czy ona naprawdę chciała, by jej córka już wyznała swoje uczucia? Przecież to było pewne, że Kaczka ich nie odwzajemni! Tylko zrobiłaby z siebie mysiego móżdżka. Trochę posmutniała na tę myśl. Czyli możliwe, że nigdy nie będzie z Kaczką.
- O czym tak rozmawiacie? Wszyscy już się rozeszli – nagle dołączyła do nich właśnie Kaczka. Sówka podskoczyła nieco na dźwięk głosu wojowniczki. Serce mocniej jej zabiło i tylko odwróciła głowę – To... – dalej czekała młodsza kotka.
- No tak... Przepraszam, zamyśliłam się. Jarząb zaczęła tu snuć jakieś pomysły, że już nie wrócę z tego patrolu! – wyjaśniła zwiadowczyni.
- Tylko się o ciebie martwię – wtrąciła się albinoska.
- Ale nic złego się nie stanie! Więc nie muszę z nikim rozmawiać i nic robić...
- Skoro tak... Jarząb chcesz pójść coś zjeść? – zapytała Kaczka i spojrzała ukradkiem na Sówkę.
- Nie o to mi chodziło! – powiedziała czekoladowa. Reszta kotek zaczęła się cicho śmiać – Ja nie wiem, od tego dnia wolnego, wymyślonego przez Agresta, jesteście jakieś dziwne – oznajmiła Sówka – Co wy macie jakąś zmowę przeciw mnie?
- Nie Sówko – odparła czarna kotka, podchodząc nieco bliżej. Zwiadowczyni momentalnie zrobiła się cała czerwona, a serce zaczęło jej bić mocniej – A skoro teraz z nami rozmawiasz, to chyba możesz też pójść coś zjeść. To chodźcie – powiedziała siostra Topikowej Głębiny i ruszyła w stronę stosu ze zwierzyną. Jarząb powoli poszła za nią, a jej córka dopiero po chwili.
- A tak przy okazji, Daglezjowa Igła powiedziała, że wyruszycie jutro – oznajmiła Kaczka, zabierając ze stosu mysz.
***
Zebrała się z resztą patrolu, gotowa do drugi. Była bardzo podekscytowana, ale jednocześnie gdzieś w głębi się bała. W końcu szli sprawdzić, gdzie są te wielkie bestie zwiane borsukami. Nawet nie było wiadomo, ile ich było! To gadanie Jarząb jednak zasiało w niej ziarno niepewności. Może nawet nieświadomie. Po jakimś czasie wszyscy się zebrali. Już mieli wyruszać, ale wtedy dołączył do nich jeszcze jeden kot. Był to Bławatek, który od razu stanął obok Iskry.
- Idziesz z nami? – zapytała Śliwka. Bławatek pokiwał głową.
- Tak, Iskra poprosiła mnie o dołączenie, ale chyba przyda wam się dodatkowa para łap – wyjaśnił. Wszyscy na chwilę zamilkli, zwracając się w stronę Śliwki, w końcu ona prowadziła ten patrol. Cisza nie trwała jednak długo, ponieważ tuż po tym, jak szylkretka zauważyła wszystkie spojrzenia, zgodziła się i cały patrol wyszedł z obozu. Plan był prosty. Najpierw mieli sprawdzić granicę przy terenach niczyich, po drugiej stronie rzeki, poniźej przy terenach Klanu Burzy, a na koniec znów przy terenach niczyich. Śliwka poprowadziła ich w stronę Konającego Buku.
- Jak myślicie, borsuki dalej są na naszych terenach? – zapytała Sówka, by przerwać tę ciszę.
- Miejmy nadzieję, że nie – odpowiedziała Łuska.
- Byle nie było ich za dużo – dodał Bławatek, a reszta zgodziła się z nim. Wszyscy chyba liczyli w ostateczności na jednego borsuka, w końcu te stworzenia są naprawdę niebezpieczne, a większa ilość jest tylko większym ryzykiem, że natrafią na obóz.
Dotarli do Konającego Buku. Sówka ustawiła się na koniec, by nie musieć przechodzić od razu. Czy naprawdę musieli sprawdzać granicę za tą rzeką? Wszyscy już przeszli i czekali cierpliwie na Sówkę, która po drugiej stronie starała się uspokoić.
- Idziesz Sówko? – zapytała Śliwka, podchodząc bliżej brzegu.
- Tak... Ja tylko... – zaczęła, ale nie mogła znaleźć jakiejś dobrej wymówki.
- No dalej Sówko, przecież przechodziłaś tędy nie raz – powiedziała Iskra, przewracając oczami. Zwiadowczyni westchnęła. Jak ona nie lubiła wody! Powoli, z przerażeniem wymalowanym na pysku, weszła na śliskie drzewo. Od razu wbiła pazury w korę, by choć trochę utrzymać równowagę. Jak najwolniej przemieszczała się po drzewie, po jakimś czasie z zamkniętym jednym okiem, by coś lepiej widzieć. Gdy już była prawie na drugiej stronie, poczuła że traci równowagę. Starała się balansować na zwalonym drzewie. Gdy już miała wylądować pod cienką warstwą lodu, złapała ją Śliwka razem z Bławatkiem. Od razu pociągnęli ją na brzeg, przez co kotka tylko jedną łapą zahaczyła o lód. Z przerażeniem patrzyła się na zamarzniętą powierzchnię wody.
- Dzięki – powiedziała do starszych kotów i powoli się podniosła.
***
*Uwaga opis śmierci*
Miała czym się chwalić Kaczce. Przeszła w obie strony przez Konający Buk i nawet nie spadła do wody! Oczywiście towarzyszyło jej przy tym wielkie przerażenie, ale jednak się udało! Przeszli prawie wszystkie granice i nigdzie nie było śladu borsuków. Została im ostatnia, przy terenach niczyich. Szli powoli przez Owocowy Lasek, rozglądając się na boki. Zapach borsuka był tu nieco wyraźniejszy, niż wcześniej, jednak nikt nic nie widział. Po jakimś czasie doszli w okolice Groty Strachu. Wszystko zdawało się być dobrze. Nikt dalej nic nie widział, nie było nikogo słuchać, wszystko było normalnie. W końcu doszli trochę bliżej i rozejrzeli się.
- Ktoś coś widzi? – zapytała kotka prowadząca patrol. Nikt się nie odezwał. Poszli więc nieco dalej. Wtedy nagle Brzoskwinka się zatrzymała. Czekoladowa zwróciła na to uwagę i odwróciła się w stronę młodszej koleżanki.
- Coś się stało Brzoskwinko? – zapytała Sówka. Reszta patrolu również się zatrzymała i spojrzała na najmłodszą. Ta otworzyła tylko szerzej oczy.
- Też to czujecie? – zapytała po chwili milczenia. Dopiero wtedy zrozumieli, o co chodzi Brzoskiwnce. Wszyscy momentalnie się spięli i zaczęli rozglądać się dookoła. Sówka wysunęła pazury. Czyżby właśnie wpadli prosto w szczęki borsuka? Zapach tych wielkich zwierząt był tu najsilniejszy, jakby jeszcze przed chwilą tu były. Serce czekoladowej coraz szybciej jej biło, a odur strachu mieszał się z tym od borsuka. Nagle usłyszeli jakiś dźwięk.
- T-To nie... – zaczęła cicho córka Jarząb, ale wtedy jej oczom ukazało się wielkie zwierzę. Od razu ucichła, czując jak przerażenie ściska ją za gardło, nie pozwalając już mówić. Wielka czarno-biała bestia jakby rozglądała się przez chwilę, jednak to było pewne, co zaraz zrobi. I to nie było "rozglądanie się".
- Jest k-kolejny – usłyszała nagle łamiący się głos Bławatka. Odwróciła głowę w inną stronę, widząc drugiego borsuka. Obok nich znalazły się jeszcze dwa kolejne. Sówka otworzyła tylko szerzej oczy, czując ogarniające ją przerażenie. Cztery borsuki... Nie dadzą rady. To wszystko działo się za szybko, mimo, że zwiadowczyni miała wrażenie, że trwa wieki.
- Dalej! Przez rzekę! – usłyszała nagle głos Śliwki, która od razu ruszyła w stronę rzeki, która oddzielała ich tereny od terenów niczyich. Borsuki zaczęły wydawać jakieś dziwne dźwięki i również ruszyły, ale w stronę kotów. Sówka zjeżyła sierść na karku, widząc wielkie bestie, zmierzające w ich stronę. Wyobraziła sobie jak ich wielkie łapy miażdżą kocie ciało, nie zostawiając już nic.
Szybko pobiegła za Śliwką, Brzoskwinką i Łuską. Przez ogarniające ją przerażenie nawet nie zwróciła uwagi, że Bławatek i Iskra pobiegli w inną stronę. Gdzieś zniknęli. Szylkretka wskoczyła na kamienie, starając się nie wpaść do wody. Po chwili była już na drugiej stronie i biegła dalej przed siebie. Po niej poszła liliowa i niebieska, a na końcu Sówka. Weszła na śliskie kamienie, ledwo utrzymując równowagę. Serce biło jej tylko coraz mocniej, na myśl, że zaraz może dopaść ją borsuk. Przerażona sama już nie wiedziała co robić. Chwiejąc się strasznie, postawiła łapę na kolejnym kamieniu i w końcu skoczyła na drugą stronę. Wylądowała na brzuchu. Czuła przeszywający ból po upadku, ale nie mogła się tym teraz zająć. Prawie od razu się podniosła i dysząc pobiegła jeszcze trochę do przodu, starając się dogonić resztę patrolu. Gdy była wystarczająco daleko od rzeki i borsuków, łapą wpadła w jakąś norę, przez co znowu się przewróciła. Lekko podniosła głowę, czując jak ból promieniuje z jej łapy. Spojrzała na rzekę. Borsuki były po drugiej stronie, ale nie wszystkie. Przeszedł ją dreszcz strachu, gdy zdała sobie sprawę, że nie widziała Bławatka i Iskry. Czyżby większość borsuków pobiegła za nimi, widząc same, że mają problem z przejściem rzeki jak koty? Nie miała pojęcia i nie chciała o tym myśleć. Kiedy się podniosła, poczuła jak łapa ją boli. Zignorowała jednak ten ból, chcąc pobiec do Łuski, Brzoskwinki i Śliwki. "Ale co z obozem?" – pomyślała nagle. Bestie przecież zostały na drugiej stronie, zawsze mogły znaleźć obóz, zwłaszcza że nie było z nimi dwóch kotów z patrolu. Co będzie, jeśli te bestie tam dojdą?
- Sówko! – usłyszała nagle krzyk Brzoskwinki, która razem z dwiema kotkami stała przy jakimś wzgórzu.
- Ale c-co z obozem?! Nie słyszałam już borsuków, co może znaczyć, że weszły wgłąb t-terenów! – odparła przerażona, znowu odwracając się w stronę zbiornika wodnego. Ogromnych zwierząt nie było już widać, ani nie było ich słychać. Zadrżała ze strachu. Miała taką wielką nadzieję, że będzie wszystko dobrze. Że nic się nie stanie Jarząb, Przypływ, Kaczce... Ani całemu obozowi!
Słyszała jeszcze przez chwilę krzyki Śliwki i Brzoskwinki, wołające ją. Wiedziała, że musi tam iść, ale nie mogła wyrzucić z głowy myśli, że borsuki zaraz zaatakują obóz pełen kotów. Lecz w końcu kuśtykając, ruszyła w stronę reszty patrolu. Jednak wtedy jej uwagę przykuły jakieś zwierzęta, a były to zbiegające po zboczu łanie. A zbiegały po zboczu, pod którym stała reszta patrolu. Czekoladowa lekko się zdziwiła, zatrzymując się. Czy to normalne, że zwierzęta nagle zbiegają ze zbocza? Nie miała pojęcia, więc na samym początku zignorowała ten fakt. Łanie biegły dalej, a do uszu wszystkich kotów po chwili doszedł jakiś dźwięk. Na początku był ledwo słyszalny, ale z każdym uderzeniem serca był coraz głośniejszy. Wszystkie kotki zaczęły się rozglądać, nie rozumiejąc, co się dzieje. Hałas tylko narastał, wywołując coraz większy niepokój. W końcu cała okolica słyszała dźwięk podobny do łamiącego się lodu, a Sówka wreszcie coś zobaczyła. Jakby wielką falę, jakiegoś potwora, który zmierza prosto w stronę kotów. Teraz zrozumiała. Te zwierzęta uciekały.
- Ruszcie się! Musicie się odsunąć! – krzyknęła w końcu czekoladowa. Mimo tego, że nie wiedziała, co to dokładnie jest, musiała ostrzec resztę. Sama też, mimo bólu zaczęła biec w kolejną stronę, myśląc że ta mordercza siła dosięgnie również ją. I wtedy usłyszała krzyk. Zatrzymała się. Nie miała odwagi, by się odwrócić. Nie wiedziała, co się dzieje. Tak bardzo się bała. Ale w końcu musiała to zrobić. Odwróciła się w stronę, gdzie stała reszta ich patrolu, a jej oczom ukazała się góra lodu, fala pełna zamarzniętej wody. Zamarła. Nie mogła nigdzie dostrzec Śliwki czy Brzoskwinki, ani Łuski.
- Łusko? Śliwko? B-Brzoskwinko? – zapytała cicho, kuśtykając do lodu. Rozejrzała się i wtedy zauważyła liliowe futro Brzoskwinki. Od razu do niej podbiegła. Kotka nie była pod lodem, ale mimo tego nie zdarzyła w pełni uciec. Futro miała czerwone od krwi, której tylko przybywało.
- B-Brzoskwinko! Nie r-ruszaj się! Wszystko będzie dobrze, tylko się nie ruszaj – rozkazała czekoladowa, starając się jakoś zatamować to krwawienie z rany na ciele wojowniczki. Liliowa oczy miała otwarte, ale zamglone. Sówka coraz bardziej panikowała. Nie, nie, nie, nie, nie!
- Brzoskwinko! Nie, nie z-zamykaj oczu! Będzie dobrze, tylko musisz w-walczyć! – lamentowała nad uchem poszkodowanej, córka Jarząb. Łapy już sama miała w krwi wojowniczki. Rana była zbyt głęboka, a Sówka bez umiejętności medycznych nie była w stanie jej uratować. W końcu liliowa zamknęła oczy i wydała swój ostatni dech. Czekoladowa zamarła.
- Brzoskwinko? H-Hej, Brzoskwinko? J-Jesteś? – powtarzała cały czas zwiadowczyni. Nie umiała dopuścić do siebie myśli, że Brzoskwinka umarła. Nie, nie mogła umrzeć. Choć mózg starał się oszukać, serce już wiedziało. Łzy powoli zaczęły spływać jej po policzkach, a łapy całe się trzęsły. Może nie była z liliową jakoś bardzo blisko, ale i tak ją znała, a jako uczennica nawet się z nią bawiła. Przecież ona nie mogła zginąć. Po chwili ciało zaczęło robić się zimne. Sówka zabrała łapy z rany. To wszystko było dla niej za dużo.
***
Miała nadzieję, że znajdzie gdzieś Śliwkę, tak samo jak Brzoskiwnkę, ale szylkretki nigdzie nie było widać. Musiała zostać pod lodem. Tak samo było z ostatnią osobą w ich patrolu. Łuska również zniknęła. Robiło się coraz ciemniej, co było znakiem dla zwiadowczyni, by wrócić do obozu. Tak też zrobiła, zostawiając Brzoskwinkę, ponieważ nie miała siły by wziąć ją ze sobą. Łapa dalej ją bolała, co jeszcze bardziej utrudniało sprawę. W końcu dotarła do obozu. Weszła do środka i kuśtykając ruszyła w stronę legowiska liderki. Ignorowała spojrzenia kotów i jakiekolwiek pytania, nie miała ochoty na nie odpowiadać, zwłaszcza że jej zraniona łapa i zakrwawione, brudne od ziemi futro powinny wszystko wyjaśniać.
- Sówko, gdzie reszta patrolu? – zapytała Daglezjowa Igła.
- Oni... Najprawdopodobniej nie żyją – odparła cicho Sówka i wyjaśniła całą sytuację. Głos sam już się jej łamał, a łzy poraz kolejny pojawił się w jej oczach – Nie wiem c-co się stało z Bławatkiem i Iskrą... Ale Łuska i Śliwka n-na pewno zostały pod lodem, a Brzoskwinka umarła p-przy mnie. Nie m-miałam siły jej wziąć...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz