Puma poczuł w swoim ciele ukłucie żalu, przejawiające się złym samopoczuciem. Wylewało to się w nim jak znienawidzona przez niego woda. Obiecał Czernidłakowi podczas zgromadzenia, że nazajutrz uda się do medyka, czyli Witki. Chociaż była jeszcze Murmur oraz jego siostrzyczka Chmurka, jednak mimo to modlił się, aby nie było tam szylkretki. Miał iść sam, jednak z lekko poważną miną musiał wytrzymać czas krążący nad jego głową. Czekał na przyjaciela, bo ten nie wierząc w jego dotrzymane słowo, zaoponował i wziął sprawy w swoje łapy, żeby nie wyszło, jak oczekiwał czekoladowy. Bicolor z chęcią zaniedbałby to, zakopując zmartwienie w dziurze i najchętniej jeszcze głębokiej, gdzie nikt by nie sięgnął. Nie przywiązywał wagi do zaistniałej na spotkaniu wszystkich kotów w lesie sytuacji. Był niemniej pewien, że nie odchodzące od niego skutki afery, ciągle wchodziły mu za skórę. Tańcząc jak mrówki zalegające się w futrze Padliny, tak uważał, bo, jak mogło być inaczej? Jego mentor był dziwny i z każdym dniem Puma dowiadywał się o tym stopniu dziwności w jego szerokim (strasznie wyglądającym) uśmiechu. Czemu problemy nie mogły polecieć razem z liśćmi? Dlaczego nie mogły wyfrunąć z drzewa tak jak ptaki?
Pokręcił głową, odganiając smętne myśli. Jednak ostatnio nie bolała go tylko głowa, ale również głowa wyglądała w głębi na roztrzepaną, co była oznaka występowania kręcenia się w głowie. Czuł się słaby, objawiało to się słabym stąpaniem po ziemi. Jeszcze tego było mało, prawie zemdlał na wielkim zebraniu. Mgła przylgnęła do niego jak kociak do matki, który upraszał się o pieszczochy. Niestety jeszcze jego głowa zakręciła się w taki sposób jak skorupka jego ślimaka, Śnieżki. Upadł na Czernidłaka, prawie miażdżąc go swym ciężarem. W jego sercu w tamtej chwili pojawiło się straszliwie palące piętno, wyrywające w jego ciału (za pomocą wyimaginowanych cierni) rany.
„Może faktycznie powinienem pójść, się przebadać?” – zwątpił w swoją niechęć unikania za wszelką cenę legowiska pachnącego ziołami umieszczonego w dziupli. – „Tak dla pewności, że nic mi nie jest…heh.”
Zaniepokoił się swoim stanem, chociaż nie pokazywał tego. Nie chciał dać innym (między innymi srebrnemu, przyrodniemu bratu) tej satysfakcji jego porażki po całym tym zamieszaniu z Witką i Przebiśniegiem. Nie chciał widzieć na jego pysku tę soczystą pociechę jak owoce w Owocowym Lasku. To byłoby najokropniejszy widok w jego całym życiu. Dotychczasowe życie niosło za sobą tylko upadki. Pumcia z niepewnością czy to się zdarzy, czekał na jakikolwiek punkt odniesienia, czyli wzlot, który pomógłby mu uporać się ze wszystkim.
— O jesteś… — zauważył spokojnie bicolor, kiedy zbliżająca się obecność kogoś innego dawała mu się we znaki. Wychrypiał to bardziej do siebie niż do kolegi, niesamowicie drżącym głosem, który denerwował go. Nie chciał nikomu pokazywać cienia swojego strachu wywołanym dziwnym zjawiskiem w jego organizmie. Rozgromił to w zarodku, uśmiechając się do niego lekko.
— Tak… — Czernidłak usłyszał wyszeptane przez niego zdanie, a Pumie aż zagotowało w futrze. „Może powiedziałem to nieco głośniej, niż sądziłem?” – zapytał siebie w duchu, zamiast odpowiedzi usłyszał kolejne słowa przyjaciela. — Co tak siedzisz? W drogę!
Kocurek skręcił w stronę legowiska medyka, jednak zmartwiony całą sytuacją Pumcia nie ruszył się, a w jego głowie przebiegały koszmarne aforyzmy. Nawet nie drgnął. Niebieskooki odwrócił się w jego stronę, mrużąc oczy z nieskrywaną w głębi nich powagą.
Dziko pręgowany kocur stał wryty, jakby był soplem lodu zwisającym z gałęzi drzewa podczas Pory Nagich Drzew.
— Pumo…czas iść. — Gdy ten wpatrywał się w blisko nieokreślony punkt przed nim, grzybowy kot podszedł do niego i usiadł obok niego, wdzierając się w jego zakres prywatności. Położył końcówkę ogona na jego barku i skierował swoje niebieskie ślepia w jego stronę. — Czemu nie chcesz iść? — zapytał, ale nie otrzymał tak szybko odpowiedzi.
Puma bił się z myślami, które zalęgły mu się w głowie i nie chciały wyjść. Były jak larwy, które uczepiły się jakiegoś owocu i za nic w życiu nie chciały odejść. Trudno było mu brać oddechy do płuc, jakby jego nos odmawiał posłuszeństwa. W takiej sytuacji otworzył lekko pysk i zaczął łykać niespokojnie atmosferę.
— Cóż… — zaczął cicho i od razu zamknął pysk. Jego głos niesamowicie drżał, a on nie chciał, żeby Czernidłak odkrył jego rozdrażnienie budzące się w niego za każdym razem, gdy myślami był przy starej rodzinie pointa. Odchrząknął i wziął głęboki wdech. Spojrzał na niego i dojrzał w jego oczach zmartwienie. Natychmiastowo o tym pożałował. Nie chciał widzieć kogoś martwiącego się o niego, ale z drugiej strony dodawało mu to otuchy. Potrzebował kogoś, aby go zaakceptował i dawał mu wsparcie. On sam (na miarę możliwości) okazywał oparcie dla Chmurki, jednak niestety nie mógł jej dodawać pewności siebie przez cały czas. Sam miał trening, a wszelkie pragnienie jej zobaczenia były tłumione przez Padlinę, który kwitował to wymówkami. — Możemy chwilkę jeszcze posiedzieć? — jego nerwowy śmiech dotarł do każdego zakamarka jego uszu i z pewnością jeszcze do zmysłów słuchu jego towarzysza, przełknął ślinę, pazurami jednej łapy wykopując małe luki w ziemi.
— Pumo, twoim obowiązkiem jest dbanie o swoje zdrowie. Nie ma się czego bać, mysi móżdżku — wyprawił w jakimś stopniu kazanie, mające na celu zachęcić czekoladowego do szybszego zastanowienia się i pójścia do dziupli. Bicolor poruszył uszami, a jego pędzelki na uszach zatrzęsły się, jakby miały zaraz runąć na podłoże. — Jeśli to cię pocieszy, to przyrzekam, że będę przy tobie podczas badania — zaproponował przyjacielowi, który nie kwapił się do udania w stronę legowiska medyka.
Zabulgotała cisza, smętnie dobijając rozważania ucznia. Czuł się, jakby wszystko zwróciło się przeciwko niego. Nie wiedział, co ze sobą miał zrobić. Wstał z ponurym wyrazem pyska z lekką nieświadomością. Zerknął w stronę młodszego ucznia, który z przejęciem wpatrywał się w jego dokonanie niosące ze sobą podświadomość.
— Noo…myślę, że już minęła chwila — poinformował go czekoladowy, machając nisko ogonem.
— Cieszę się, że postanowiłeś przezwyciężyć strach — uśmiechnął się jego najdroższy kolega, który w tym samym czasie wstał i ruszył w stronę Pumy.
Bicolor skinął głową, patrząc na jego radość nieco za długo. Idąc obok niego, nie zwracał uwagi na nic w jego otoczeniu. Potknął się o swoje białe łapy, przewracając się na ziemię. Łypnął na Czernidłaka brązowym wzrokiem wypełnionym gromami zażenowaniem. Kocurek z wielkimi oczami jak kamyczki, które idealnie komponowały się w dwa wielkie słoneczne okręgi. Po krótkiej chwili wydało się z jego pyska cichy chichot, który poskutkował chwilowym zmieszaniem starszego od niego kocura. Zwinnie wstał i patrząc na szczery śmiech grzybowego, również się zaśmiał. Nie był zirytowany, nerwowy. Nic z tych rzeczy! Był najnormalniej w świecie uczciwy i przepełniony pozytywną energią.
Razem poprowadzili się po chwili śmiechu, dreptając blisko swoich futer. Fanatyk ślimaków myślał w czasie krótkiej drogi, jak to jest, że uśmiecha się przy nim. Nie mógł wyciągnąć właściwego wniosku przez ból głowy, który wcale go nie opuszczał podczas rozmowy z niebieskookim. W jego umyśle mignęło coś, co podpowiadało mu, że nigdy się tego nie pozbędzie. Niestety jego wytężanie umysły nie trwało zbyt długo. Dotarli do dziupli medyków, ostry i zmieszany zapach ziół wdał się do jego nozdrzy, łaskocząc jego podniebienie. Zapach był nie do zniesienia. To nie tak, że nie lubił zapachu ziół bądź kwiatów, to przez to zamieszanie, ten chaos panujący w środku legowiska przyprawiał go o lekkie dreszcze. Z mniejszą pewnością siebie wszedł za przyjacielem do wnętrza zielnego azylu.
Pokręcił głową, odganiając smętne myśli. Jednak ostatnio nie bolała go tylko głowa, ale również głowa wyglądała w głębi na roztrzepaną, co była oznaka występowania kręcenia się w głowie. Czuł się słaby, objawiało to się słabym stąpaniem po ziemi. Jeszcze tego było mało, prawie zemdlał na wielkim zebraniu. Mgła przylgnęła do niego jak kociak do matki, który upraszał się o pieszczochy. Niestety jeszcze jego głowa zakręciła się w taki sposób jak skorupka jego ślimaka, Śnieżki. Upadł na Czernidłaka, prawie miażdżąc go swym ciężarem. W jego sercu w tamtej chwili pojawiło się straszliwie palące piętno, wyrywające w jego ciału (za pomocą wyimaginowanych cierni) rany.
„Może faktycznie powinienem pójść, się przebadać?” – zwątpił w swoją niechęć unikania za wszelką cenę legowiska pachnącego ziołami umieszczonego w dziupli. – „Tak dla pewności, że nic mi nie jest…heh.”
Zaniepokoił się swoim stanem, chociaż nie pokazywał tego. Nie chciał dać innym (między innymi srebrnemu, przyrodniemu bratu) tej satysfakcji jego porażki po całym tym zamieszaniu z Witką i Przebiśniegiem. Nie chciał widzieć na jego pysku tę soczystą pociechę jak owoce w Owocowym Lasku. To byłoby najokropniejszy widok w jego całym życiu. Dotychczasowe życie niosło za sobą tylko upadki. Pumcia z niepewnością czy to się zdarzy, czekał na jakikolwiek punkt odniesienia, czyli wzlot, który pomógłby mu uporać się ze wszystkim.
— O jesteś… — zauważył spokojnie bicolor, kiedy zbliżająca się obecność kogoś innego dawała mu się we znaki. Wychrypiał to bardziej do siebie niż do kolegi, niesamowicie drżącym głosem, który denerwował go. Nie chciał nikomu pokazywać cienia swojego strachu wywołanym dziwnym zjawiskiem w jego organizmie. Rozgromił to w zarodku, uśmiechając się do niego lekko.
— Tak… — Czernidłak usłyszał wyszeptane przez niego zdanie, a Pumie aż zagotowało w futrze. „Może powiedziałem to nieco głośniej, niż sądziłem?” – zapytał siebie w duchu, zamiast odpowiedzi usłyszał kolejne słowa przyjaciela. — Co tak siedzisz? W drogę!
Kocurek skręcił w stronę legowiska medyka, jednak zmartwiony całą sytuacją Pumcia nie ruszył się, a w jego głowie przebiegały koszmarne aforyzmy. Nawet nie drgnął. Niebieskooki odwrócił się w jego stronę, mrużąc oczy z nieskrywaną w głębi nich powagą.
Dziko pręgowany kocur stał wryty, jakby był soplem lodu zwisającym z gałęzi drzewa podczas Pory Nagich Drzew.
— Pumo…czas iść. — Gdy ten wpatrywał się w blisko nieokreślony punkt przed nim, grzybowy kot podszedł do niego i usiadł obok niego, wdzierając się w jego zakres prywatności. Położył końcówkę ogona na jego barku i skierował swoje niebieskie ślepia w jego stronę. — Czemu nie chcesz iść? — zapytał, ale nie otrzymał tak szybko odpowiedzi.
Puma bił się z myślami, które zalęgły mu się w głowie i nie chciały wyjść. Były jak larwy, które uczepiły się jakiegoś owocu i za nic w życiu nie chciały odejść. Trudno było mu brać oddechy do płuc, jakby jego nos odmawiał posłuszeństwa. W takiej sytuacji otworzył lekko pysk i zaczął łykać niespokojnie atmosferę.
— Cóż… — zaczął cicho i od razu zamknął pysk. Jego głos niesamowicie drżał, a on nie chciał, żeby Czernidłak odkrył jego rozdrażnienie budzące się w niego za każdym razem, gdy myślami był przy starej rodzinie pointa. Odchrząknął i wziął głęboki wdech. Spojrzał na niego i dojrzał w jego oczach zmartwienie. Natychmiastowo o tym pożałował. Nie chciał widzieć kogoś martwiącego się o niego, ale z drugiej strony dodawało mu to otuchy. Potrzebował kogoś, aby go zaakceptował i dawał mu wsparcie. On sam (na miarę możliwości) okazywał oparcie dla Chmurki, jednak niestety nie mógł jej dodawać pewności siebie przez cały czas. Sam miał trening, a wszelkie pragnienie jej zobaczenia były tłumione przez Padlinę, który kwitował to wymówkami. — Możemy chwilkę jeszcze posiedzieć? — jego nerwowy śmiech dotarł do każdego zakamarka jego uszu i z pewnością jeszcze do zmysłów słuchu jego towarzysza, przełknął ślinę, pazurami jednej łapy wykopując małe luki w ziemi.
— Pumo, twoim obowiązkiem jest dbanie o swoje zdrowie. Nie ma się czego bać, mysi móżdżku — wyprawił w jakimś stopniu kazanie, mające na celu zachęcić czekoladowego do szybszego zastanowienia się i pójścia do dziupli. Bicolor poruszył uszami, a jego pędzelki na uszach zatrzęsły się, jakby miały zaraz runąć na podłoże. — Jeśli to cię pocieszy, to przyrzekam, że będę przy tobie podczas badania — zaproponował przyjacielowi, który nie kwapił się do udania w stronę legowiska medyka.
Zabulgotała cisza, smętnie dobijając rozważania ucznia. Czuł się, jakby wszystko zwróciło się przeciwko niego. Nie wiedział, co ze sobą miał zrobić. Wstał z ponurym wyrazem pyska z lekką nieświadomością. Zerknął w stronę młodszego ucznia, który z przejęciem wpatrywał się w jego dokonanie niosące ze sobą podświadomość.
— Noo…myślę, że już minęła chwila — poinformował go czekoladowy, machając nisko ogonem.
— Cieszę się, że postanowiłeś przezwyciężyć strach — uśmiechnął się jego najdroższy kolega, który w tym samym czasie wstał i ruszył w stronę Pumy.
Bicolor skinął głową, patrząc na jego radość nieco za długo. Idąc obok niego, nie zwracał uwagi na nic w jego otoczeniu. Potknął się o swoje białe łapy, przewracając się na ziemię. Łypnął na Czernidłaka brązowym wzrokiem wypełnionym gromami zażenowaniem. Kocurek z wielkimi oczami jak kamyczki, które idealnie komponowały się w dwa wielkie słoneczne okręgi. Po krótkiej chwili wydało się z jego pyska cichy chichot, który poskutkował chwilowym zmieszaniem starszego od niego kocura. Zwinnie wstał i patrząc na szczery śmiech grzybowego, również się zaśmiał. Nie był zirytowany, nerwowy. Nic z tych rzeczy! Był najnormalniej w świecie uczciwy i przepełniony pozytywną energią.
Razem poprowadzili się po chwili śmiechu, dreptając blisko swoich futer. Fanatyk ślimaków myślał w czasie krótkiej drogi, jak to jest, że uśmiecha się przy nim. Nie mógł wyciągnąć właściwego wniosku przez ból głowy, który wcale go nie opuszczał podczas rozmowy z niebieskookim. W jego umyśle mignęło coś, co podpowiadało mu, że nigdy się tego nie pozbędzie. Niestety jego wytężanie umysły nie trwało zbyt długo. Dotarli do dziupli medyków, ostry i zmieszany zapach ziół wdał się do jego nozdrzy, łaskocząc jego podniebienie. Zapach był nie do zniesienia. To nie tak, że nie lubił zapachu ziół bądź kwiatów, to przez to zamieszanie, ten chaos panujący w środku legowiska przyprawiał go o lekkie dreszcze. Z mniejszą pewnością siebie wszedł za przyjacielem do wnętrza zielnego azylu.
***
Następnego dnia Puma z zalecenia Witki, która (na jego nieszczęście) go badała razem z jego siostrą Chmurką, został w ich legowisku, by przypadkiem nie przyjść do nich znowu po następnych księżycach chorym. Leżał na posłaniu, a jego broda spoczywała na jego łapach, na pysku natomiast malowało się znużenie. Smętnie czekał na czas, który wskazywać będzie na jego uwolnienie z sideł ziół. W nocy nie mógł spać przez ich zapach, który atakował każdy zakamarek jego nozdrzy, podczas kiedy on próbował oddalić świadomość poza swój zasięg. Nie był o to zaniepokojony, wręcz przeciwnie. Chciał się wyspać i wiedział też o tym, że jego dusza wróci w czasie, gdy będzie pora na pobudkę.
— Pumo powiedz, co to za zioło — szylkretka pomachała mu przed ślepiami jakąś rośliną.
Zmarszczył brwi i w głębi jego gardła zalęgła się chęć prychnięcia. Miał w końcu wypoczywać, a nie uczyć się o ziołach, prawda? Przypatrzył się jednak kwiatu, który wyglądem wskazywał na mniszka lekarskiego. Może z lekka poszkodowanego, ale jednak wyglądał jak mlecz.
— To mni... — nie dokończył, ponieważ ukradkiem spojrzał na siostrę, która lekko kręciła głową, jakby mu przekazując, że nie miał racji. Robiła to oczywiście dyskretnie i z lekkimi iskierkami zawahania. Biegał uważnie wzrokiem, analizując roślinę, która w jego głowie wyidealizowała się jak ten kwiat, którego nazwę chciał wypowiedzieć. — Jastrzębiec? — zmienił decyzję, pytająco zwracając się do kotki.
Wieczorem, gdy próbował udać się w spoczynek, Chmurka pokazywała mu niektóre zioła z rozkazu vanki, która gorzko wpatrywała się w uczniów. Między innymi był to: Mniszek Lekarski i Jastrzębiec Leśny. Nie rozumiał szczególnej różności pomiędzy ich innością (wcale nie z powodu swojego zainteresowania całą sprawą), nie miał pojęcia na temat żadnej różnicy. Były podobne? Były. Więc na Wszechmatkę, niech go nikt już nie pyta o te dwie rośliny. Medyczka pokiwała głową, dając mu na razie spokój. Ze zgorzkniałą miną odwróciła się w stronę liliowej i zwróciła jej uwagę, że źle coś przerabia na papkę. Czekoladowy westchnął, przesyłając przepełnione współczuciem spojrzenie w stronę siostry, która niespokojnie była o krok od rozpaczy.
[1492 słów, do poziomu medyka]
[przyznano 30%]
Wyleczony: Puma
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz