Jeszcze przed mianowaniem
To chyba właśnie ciocia przerwała jej chwilową sielankę, jako pierwsza zauważając, że Ryjówkowy Urok czuje się gorzej niż zwykle. Wojowniczka poleciła swojemu bratu, Krzyczącej Makreli (który oczywiście w pierwszej chwili spanikował), aby zaprowadził swoją partnerkę do medyków i Karaś cała ta sytuacja mocno zmartwiła. Na szczęście okazało się jednak, że jej mamie dolegało jedynie odwodnienie i Strzyżykowy Promyk nie musiała jej zatrzymywać w swoim legowisku zbyt długo. Zresztą przez cały swój pobyt u medyków miała towarzystwo Czaplego Tańca, który zrobił sobie coś z jakimś stawem i najwyraźniej często musiał przychodzić po jakieś zioła; a i córki odwiedzały ją dość często. Karaś z pewnym ciepłem w sercu zaobserwowała, że mimo że sama dolegliwość mamy nie była czymś przyjemnym, tak wydarzenie to pozwoliło całej jej rodzinie spędzić znów trochę czasu razem, całą piątką. No i była bardzo dumna, gdy Skrzelik przyniósł zdrowiejącej mamie własnoręcznie upolowaną piszczkę i nawet bąknął cicho, że to dla niej. Strzyżykowy Promyk nie była aż tak zadowolona z ich obecności i końcowo nakazała jednak przychodzić w maks dwie osoby, bo to legowisko medyków, a nie centrum spotkań, no ale cóż. Karaś i tak była zadowolona.
Wydarzenia te jednak sprawiły, że czy tego Cisowa Łapa chciała czy nie, kilka razy z Karaś musiała zamienić dwa słowa, a niedługo później uczennica Piórolotkowego Trzepotu została wyznaczona wraz z młodą medyczką na patrol w celu zbierania jakichś ziół.
– Idziemy? – spytała dość niechętnym tonem szylkretka, gdy tylko wyszła ze swojego legowiska i ujrzała swoją obstawę.
Karaś miała wrażenie, że wzrok młodszej zatrzymał się na niej na trochę dłużej niż na jej mentorze. Poczuła się trochę niepewnie.
– Jeśli jesteś gotowa, możemy ruszać – potwierdził Piórolotkowy Trzepot. – My z Karaś postaramy się oczywiście również zapolować w drodze.
Pokiwała głową, uśmiechnięta. Po prawdzie bardzo krótko szli przy rzece, więc na łowienie ryb raczej nie miała co liczyć, jednak wytropienie sporej nornicy też jej odpowiadało. A może pościg za tłustą sikorką… Na chwilę odpłynęła myślami, jednak jej mentor i tak już zaczął przekraczać rzekę, nie przeszkadzało mu więc raczej, że nie udzieliła żadnej szczególnej odpowiedzi. Cisowej Łapie przedostanie się na drugi brzeg nie szło tak sprawnie jak kochającym pływanie Nocniakom, Karasiowa Łapa postanowiła więc solidarnie zaczekać i nie zostawiać jej samej z tyłu. Tak na wypadek, gdyby nagle miała wpaść do głębokiej wody i się topić. Albo gdyby miał ją porwać ten legendarny sum z bajek dla kociaków.
– Wiesz, tak właściwie… – odezwała się po chwili, korzystając z tego, że przez chwilę były same. – Odnoszę dość silne wrażenie, że mnie nie lubisz.
Patrzyła na młodszą badawczo, jednak odezwała się raczej neutralnym tonem, bez specjalnego żalu czy głębszego przejmowania się tym faktem. Jeśli Cisowa Łapa by potwierdziła, w gruncie rzeczy to jej, nie Karaś strata. Może po prostu nie zależało jej specjalnie na odnajdywaniu się w Klanie Nocy i chciała jedynie nauczyć się jak najwięcej o ziołach. A może taka dziwna i antyspołeczna już się urodziła i nic się nie dało z tym zrobić.
Wyleczeni: Ryjówkowy Urok
<Cisowa Łapo? Karaś nie będzie szczególnie zła, jakby co, po prostu uważa, że jesteś dziwna hahha>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz