— Nie wiem, czy oznaką twojej choroby są halucynacje, czy to, że przyszłaś tu sama z siebie i to tak szybko po dostrzeżeniu jakichkolwiek objawów — zaczęła Czereśniowa Gałązka, w formie żartu dla rozluźnienia, choć Północ od dłuższego czasu nie potrafiła wyłapać standardowego dotychczas optymizmu w głosie medyczki. Wiedziała, że przygnębienie u kotki wynika ze straty rodzica.
To, że ona sama ciągle traciła członków rodziny, stało się już dla niej tak powszechne, iż coraz lepiej to znosiła. Pomimo odczuwalnej tęsknoty, powtarzała sobie, że na miejsce zmarłych/zaginionych przybywają nowe koty. W końcu ich żłobek zasilił się dwójką uroczych kotek, więc sytuacja nie mogła być aż tak kryzysowa.
— Doceń tę chwilę, bo za szybko się ona nie powtórzy — przyznała.
Nie lubiła zapachu ziół. Bardzo drażnił jej nozdrza i przywodził na myśl słabość wynikającą z uziemiających w legowisku chorób. Wzdrygnęła się, zerkając na wręcz tańczącą pomiędzy ubogimi stosami medykamentów szylkretkę. Wydawała się mocno roztrzepana i zagubiona, aż dymna przekrzywiła głowę, wzdychając lekko.
— Pójdę już, jak będzie mi źle, to wrócę — obiecała, jednocześnie sunąc językiem po zębach, a żeby pozbyć się wszelkich pozostałości po maku. — Trzymaj się, Czereśniowa Gałązko. Będzie dobrze.
Medyczka wręcz przystanęła, podnosząc na nią speszony wzrok. Końcówka jej ogona zadrżała nerwowo, a łapa przygniotła do ziemi przed chwilą trzymany w pysku kotki liść.
— Pozostało mieć nadzieję, że Gwiezdni wciąć o nas pamiętają.
Północ zamrugała, niepewna, jakiej odpowiedzi powinna udzielić. Ostrożnie przytaknęła głową i wyszła na środek obozu, patrząc z uwagą na stos ze zwierzyną. Nie piął się do nieba, jak to miewało miejsce w jej snach. Chciała dla klanu jak najlepiej, wręcz łapy ją pchały do wyjścia, by zapolować, jednak nie mogła ryzykować padnięciem pośrodku otwartej przestrzeni bądź lasu. Może i brakowało jej rozsądku, ale jego pokłady w śladowych ilościach posiadała.
— Przecież nie wykarmimy tym klanu. — Dymna powędrowała wzrokiem w stronę stojącej nieopodal grupki kotów. Niby nie lubiła podsłuchiwać, ale skoro już była świadkiem rozmowy, to czemu nie pozostać w tym miejscu do końca? — Miała rację. Klan Klifu mógł zostać przeklęty.
— To wszystko wina Srokoszowej Gwiazdy. Czy my możemy liczyć kiedykolwiek na normalnego lidera? Ta bezbożna zrzęda bagatelizuje wyraźne znaki! Przyczajona Kania też musi być ślepy, skoro nie reaguje na nasze nieszczęścia — stwierdził Judaszowcowy Pocałunek.
Czarna nastawiła ucha, nie przejmując się byciem na widoku. Od dłuższego czasu słyszała te same sentencje, nie zawsze w tej samej formie, ale znaczenie było to samo. Klan Gwiazdy rzekomo się na nich wypiął, a wszystko z winy jej staruszka.
Nie wiedziała, co o tym myśleć. Pomimo jej pozytywnego nastawienia, relacje z ojcem pozostawały kwestią nie do określenia. Sama z siebie unikała większych kontaktów z nim. Szalę goryczy przelało nazwanie jej siostry Rozczarowanym Pyskiem. Czym kocur był rozczarowany, własną córką? Gąsiorkowa Łata zawsze im powtarzała, że tata ich kocha, tylko nie do końca dobrze to okazuje. Ale czy nawet ktoś mający problemy z emocjami, popełniałby aż takie błędy w wychowaniu?
— Bijąca Północo, czy ty nas podsłuchujesz? — Usłyszała dosyć groźnie brzmiący głos. Nerwowo strzepnęła wyprostowanym dotychczas uchem i z niepewnym uśmiechem zerknęła na zebrane koty.
— Oh, że ja? — Rozejrzała się wkoło. — Nieeee, ja tak sobie tylko patrzę na zwierzynę.
— I co myślisz? — zagadnęła z zaciekawieniem Kruszynowa Knieja.
Dymna zaśmiała się sztucznie. Co ona miała myśleć, jak czasem w ogóle nie wykonuje tej czynności?
— No... że nie jest zbytnio dobrze? — podsunęła niepewnie. — Nawet bym powiedziała, że tak trochę w całym obozie jest słabo — dodała, jakby te słowa wcale nie wskazywały na przysłuchiwanie się ich rozmowie.
Z początku podejrzliwe spojrzenie, zmieniło się głośne parsknięcie i strzepnięcie ogonem.
— Właśnie! Nawet ty to widzisz. — Zerknęła speszona na rozmówcę. A to co, ona ślepa, że brzmiał na zaskoczonego? — Przodkowie o nas zapomnieli. Albo nie, psiakrew. Nie zapomnieli. Oni wiedzą o nas, ale celowo wypierają się naszego istnienia. Przez twojego ojca.
Wstrzymała z głośnym świstem oddech w płucach. To był dosyć mocny argument, ale na tyle, na ile wierzyła w Klan Gwiazdy, nie była w stanie posądzić ich o takie działania.
Po prostu odeszła, zastanawiając się, co mogłaby teraz zrobić. Iść zapolować? Klanowi przyda się zwierzyna, ale co jeśli nic nie znajdzie? Wróci sfrustrowana z podkulonym ogonem? Nie mogła błąkać się po polach w taką pogodę, bo skończy jako kostka lodu, a nie dumna wojowniczka, za którą się miała.
***
Z okolic tymczasowego legowiska medyków co rusz rozchodziło się ostre pokaszliwanie. Czarna zerkała z zaniepokojeniem w owym kierunku, mocniej przysuwając się między swoje rodzeństwo. Pomocny Wróbelek i Obuwikowa Łapa mieli równie zmartwione spojrzenia, jednak z żadne z nich nie było skore do powielania plotki na temat potępienia przez przodków i klątwie z winy ich ojca.
— Myślicie, że Podniebny Lot wyjdzie z tego cało? — spytał bury, posyłając siostrom nerwowe spojrzenie.
— Brzmi na poważnie chorą, ale jest silna, więc powinna dać radę — stwierdziła Obuwik.
Północ pierwszy raz nie potrafiła się odezwać. Ją ta sytuacja stresowała. Bo co jeśli rzeczywiście ci ze Srebrnej Skóry mają do nich jakieś wąty? Tylko czemu niewinna kotka miałaby na tym ucierpieć? Ktoś powiedział, że stan kotki jest krytyczny, że to już czarny kaszel i mało kto wychodzi z tego żywym.
Plotki o tym, iż Klan Klifu został przez własnych przodków przeklęty, coraz częściej obijały jej się o uszy. Czasem podejmowała się dyskusji na ten temat, czasem ją pomijała, bo choć nie chciała pozostawać bierna na ich problemy, tak też nie zamierzała rozsiewać niepotwierdzonych informacji. Nie dopuszczała do siebie tak negatywnej myśli o ich losie, jednak coraz wyraźniej dostrzegała złość malującą się na pysku ich lidera.
Co prawda Srokoszowa Gwiazda wściekłością emanował niemalże przez każdy dzień, ale teraz zdecydowanie był na skraju swych emocji.
Skuliła uszy, gdy w obozie zapadła nagła cisza, a Czereśniowa Gałązka wysunęła się ze swojego legowiska. Jej futro było potargane, oczy zamglone, a jednak spojrzenie jej błękitnych, wpadających niemalże w fiolet ślepi, zdołało przesunąć się w stronę lidera.
— Podniebny Lot nie żyje. Choroba ją pokonała — wyznała z wyraźnym żalem.
Atmosfera w obozie zrobiła się znacznie cięższa. Melodyjny Trel, siostra zmarłej, poczęła cicho popłakiwać. Każdy wyglądał na zmieszanego i nieskorego do przerwania ciszy. No, może prócz jednego kota. Brązowe futro wręcz mignęło jej przed oczami.
— A no widzicie, a ja mówiłem, że Klan Gwiazdy nas przeklął. Nie słuchaliście mnie, źle postępowaliście i oto mamy tego skutki, grzesznicy! — stwierdził gorzko Judaszowcowy Pocałunek.
Ze skalnej półki, z której zwykł przemawiać lider, rozeszło się głośne chrząknięcie.
— Tak twierdzisz? — prychnął kocur. — Doszły mnie słuchy, że coraz częściej martwicie się czymś niezwykle abstrakcyjnym — odezwał się z wyraźnym niezadowoleniem, że w ogóle musiał w ich stronę przemawiać. — "Klan Gwiazdy nas porzucił". Skąd takie obawy? Uspokójcie się, nikt nas ani nie przeklął, ani nie zostawił. To, co większość z was w tym momencie sobą reprezentuje, jest wręcz godne pożałowania. Tak mają się prezentować wojownicy dzielnego Klanu Klifu? — syknął, choć jego głos i tak nie przesiąkał gniewem, jakim nieraz potrafił ociekać.
Bijąca Północ przekrzywiła głowę, zerkając na pobliskie koty, które ostatnimi czasy najgłośniej zdawały się napominać o żalu przodków. Szczególnie na Judaszowca, który wydawał się wręcz gotowy do rzucenia "Psiakrew" i napomknięciu co najmniej kilka razy o ich grzechach i braku wiary w Klan Gwiazdy. Nim jednak którekolwiek z nich zdołało otworzyć pysk, Czereśniowa Gałązka odchrząknęła niepewnie.
— Mamy prawo mieć co do tego wątpliwości — przyznała głośno, mrużąc oczy. — Nie pamiętacie, jak Wilczy Zew został opętany przez ducha z Mrocznej Puszczy? A kto wtedy najwięcej spędzał z nim czasu? — przypomniała, na co czarna zastrzygła uchem. Ona o niczym takim nie wiedziała, jednak starsza część klanu zdawała się podłapać temat i rozległy się rozbudzone szepty. — Ponadto... Podczas ostatniego spotkania medyków, Klan Gwiazdy przekazał mi pewną wizję. To, że nadchodzą słabsze czasy dla Klanu Klifu, widać już teraz, a może być jeszcze gorzej, wiec radziłabym ci Srokoszowa Gwiazdo uważać na to, co mówisz i czynisz — rzekła z goryczą.
Niebieski, choć dalej stał znacznie wyżej niż oni, zmarszczył w skupieniu brwi i obdarzył medyczkę nieprzychylnym spojrzeniem.
— Czemu dopiero teraz nas o tym informujesz? — spytał.
— Bo nie byłam pewna, czy mogę ci ufać. I miałam najwyraźniej co do tego słuszność — oświadczyła.
Lider przerzucił swe spojrzenie w bok. Wydawał się wyjątkowo zmieszany, łapy mu poniekąd drżały.
— To, co miało miejsce kiedyś, nie ma nic wspólnego z tym, co się dzieje teraz. Pora Nagich Drzew zawsze była trudniejszym okresem, więc tym bardziej radziłbym wam się zabrać do roboty, zamiast tracić czas na te wszystkie głupie pogawędki, z których wychodzą same nieporozumienia — syknął wręcz. — Szczególnie tobie, Judaszowcowy Pocałunku. Znajdę ci zajęcie, jeśli masz czas rozsiewać takie brednie po obozie. Śmierć Podniebnego Lotu jest przykra dla naszego klanu, jednak nie szukajcie winy tam, gdzie jej nie ma. Czuwanie i pożegnanie odbędzie się, gdy zajdzie słońce.
— Ty zapchlona...
— Dosyć — przerwał ostrzej, schodząc z mównicy i znikając w czeluściach swojego legowiska.
Pozostawieni wojownicy zerkali na siebie nieufnie. Ktoś podjął się zagadania Przyczajonej Kani, jednak ten odparł, że nie ma co się przejmować plotkami i rzeczywiście warto zabrać się za pożyteczne zajęcia, albo chociaż pomilczeć, z szacunku do zmarłej.
Bijąca Północ skuliła się lekko. Przecież właśnie umarła wojowniczka, jej nie tak dawna koleżanka od treningów. Czy to rzeczywiście była tylko choroba, czy jej śmierć była jakimś ostrzeżeniem od tych z góry?
Wyleczona: Bijąca Północ
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz