Obudziła się jak zwykle przed wschodem słońca, ale dzisiaj było to jeszcze wcześniej. Była chyba jedynym uczniem, który tak wstaje. Zeszła z drzewa uczniów i zerknęła na księżyc. Było już dobrze po północy, ale jeśli się pośpieszy, to może… Nie zastanawiając się na długo wyszła z obozu i ruszyła dobrze jej znaną ścieżką. Szybkim truchtem pokonywała odległość dzielącą ją od Owocowego Lasku. Dyszała już, ale nie zatrzymywała się. Musiała wyrobić sobie odporność i mięśnie. Zdyszana weszła pomiędzy owocowe drzewa. Potrafiła jej rozpoznać. Tu śliwa, a tam dwie jabłonie. Zaczerpnęła powietrza. Oprócz zapachu liści i kory niczego nie wyczuła. Przez chwilę czuła ptaka, zaraz jednak woń znikła. Czemu to wszystko się zlewa? Nagle poczuła wszystkie zapachy naraz. Drzewa, trawa, owoce, mysz i… patrol! Spojrzała zaskoczona na słońce. Było już tak wcześnie? Ruszyła sprintem do obozu. Tym razem miała motywacje - uczniowie nie powinni wychodzić z obozu bez zgody mentora. Dotarła do obozu z trudem łapiąc powietrze stanęła pod drzewem uczniów.
- Gdzie byłaś? - spytała Sówka mierząc ją przenikliwym spojrzeniem.
- Ja… wyszłam na chwilkę. Musiałam zrobić… No… Sama wiesz co. - miauknęła. Pysk Sówki złagodniał.
- Tak wcześnie? - spytała już bez podejrzeń, ale lekko zdziwiona.
- Daj spokój, wyszłam tylko na chwilkę się załatwić. - miauknęła rozbawiona przewracając oczami. Mogła powiedzieć Sówce, że poszła ćwiczyć. Ufała jej. Z jakiegoś powodu tego nie zrobiła.
- Gotowa na trening? - zapytała jej mentorka. Mimo, że łapy ją bolały, pokiwała głową. Nagle zauważyła Kruchą. Popędziła do niej jak torpeda i wtuliła się w nią. Mogło to trochę dziwnie wyglądać, bo miała ponad dwadzieścia księżyców, a widziała się ostatnio z mamą wczoraj wieczorem. Nie przejmowała się tym. Kochała mamusię najbardziej na świecie.
- Cześć Migotko. - zamruczała Krucha. - Jak ci idzie trening? - spytała.
- Wspaniale. Sówka powiedziała, że być może niedługo zostanę zwiadowczynią. - miauknęła starając się, aby jej głos nie zadrżał. - Właściwie muszę już lecieć. Papa! - zawołała i wróciła do Sówki.
- Kiedy już cię mianują nadal będziesz tak robić? - zapytała Sówka rozbawiona i poirytowana.
- Jak? - zapytała Migotka niczego nie rozumiejąc.
- Nie jesteś już kocięciem, Migotko. Może za kilkanaście księżyców sama będziesz mieć swoje kocięta, a czy wtedy nadal będziesz zależna od matki? - zapytała i nie czekając na odpowiedź ruszyła przed siebie. Migotka podreptała za nią.
- Powiedziałaś „Kiedy cię mianują”. Powiedz, kiedy to będzie? - zapytała smutno Migotka. Sówka westchnęła.
- Nie ukrywam, że nie osiągnęłaś jeszcze mojego poziomu, ale jeśli będziesz wytrwale ćwiczyć, zostaniesz Zwiadowczynią. - zapewniła. Migotka spuściła głowę.
- Co dzisiaj robimy? - spytała zrezygnowana.
- Dziś trochę podstawowego treningu, czyli polowanie i walka. - zapowiedziała mentorka i przypadła do pozycji łowieckiej. Migotka podążyła jej śladem i rozpoczęły naukę.
[417 słów]
[Przyznano 8%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz