Patrzyła dookoła na przestrzeń, w której się znalazła. Przez jakiś czas nie była widywana często w obozie, właśnie próbując wszystko ładnie zorganizować. I tutaj niezwykle zadowolona była ze swojej degradacji synów. Kocurom przydałoby się odrobiny ogłady, więc ich-niestety kończąca się kara, była w tym wypadku najlepszym rozwiązaniem. Poszerzali bowiem małą grotę znajdującą się pod ziemią, nieopodal Kamiennych Strażników. Pomimo upału pory zielonych liści, tutaj było chłodno, jednak niezbyt wilgotno, nie licząc miejsca gdzie spływała wąska linia wody. Kamienne, niemal gładkie ściany, oświetlane były przez nikły blask światła, które wpadało od góry, przedostając się pomiędzy mało szczelnie porozrzucanymi kamieniami, oraz korzeniami roślin. Jeleni Puch jako osoba do kopania sprawdzał się całkiem dobrze, czego niestety nie mogła powiedzieć o swoich dzieciach, które próbowały unikać pracy pod ziemią. W sumie się nie dziwiła, ona sama na myśl o dodatkowym kopaniu w glebie krzywiła się w duchu. Nie tknie tego brudu nie więcej, niż to konieczne. Ale teraz? Teraz praca była niemal skończona. Miała na to miejsce wizję. Było tyle możliwości, które mogła wykorzystać, niemniej celowała konkretnie w dwie. Niemniej jednak jej dwójka zdegradowanych wojowników wróciła znów w łaski a z racji kilku innych spraw do dokończenia, nora odeszła na dalszy plan. Zamiast tego, na barki Różanej Przełęczy wkradł się ciężar zmartwienia spowodowany pierwszymi opadami śniegu oraz uporczywych myśli, czy aby na pewno mają odpowiednią ilość ziół, czy Rumianek sobie poradzi, i czy zniknięcie siostrzenicy było tylko nieszczęśliwym wypadkiem? Z tymi pozytywnymi myślami, zwinęła się w kłębek.
Zapowiadało się na zwykły sen. Nocna mara przykryła umysł starej przywódczyni, zsyłając wizję na jej powieki. Z początku otaczała ją tylko ciemność - tak gęsta, że z trudem była w stanie zobaczyć własne łapy. Słyszała jedynie własny oddech. W bezgranicznej próżni panowała cisza, zupełnie jakby nikogo oprócz niej tu nie było.
Dopóki w ciemnościach nie zabłysnęły dziwnie znajomo wyglądające zielone oczy. Nie miały źrenic, a świetlista łuna bijąca od nich rozświetlała kawałek przestrzeni. Wkrótce obraz się rozjaśnił, oczy Róży przyzwyczaiły do ciemności, zaś z tej samej ciemności zaczęły wyłaniać się pierwsze obiekty otoczenia. Szponiaste drzewa, sucha, ostra trawa, która dawno nie widziała wody, nawet złowrogo wyglądający księżyc przysłonięty przez korony ogromnych drzew.
Na moment gdzieś w zacienionej oddali Róża dostrzegła błysk. Czy to były bursztynowe oczy?
Nie było czasu, aby się zastanawiać. Sylwetka czarnej kotki siedziała wyprostowana, dumnie taksując spojrzeniem szylkretkę. Było w tym spojrzeniu coś krytycznego i oceniającego - jak matka rozczarowana i wściekła na własne dziecko.
- Nigdy nie miałam co do ciebie większych obiekcji, Różana Przełęczo. Wiedziałam, że Wilcza spoglądała na ciebie jak na żywą traumę chodzącą na czterech łapach. Ale ja widziałam coś więcej w każdym z was. Szkoda, że władza uderzyła ci do głowy. Dawno o tobie nie myślałam, ale ty widocznie nadzwyczajnie nie chcesz pogodzić się z moją śmiercią, skoro zhańbiłaś moje imię, nadając je temu przybędzie - Kamień odezwała się po raz pierwszy. Jej głos rozchodził się echem po puszczy, zaś ton głosu był oschły i czuć było w nim nutę wściekłości - czyli coś typowego dla zmarłej furiatki. Róża po raz pierwszy miała okazję zobaczyć kotkę w całej okazałości. Z szyi czarnej gęsto spływała szkarłatna krew, podobnie jak z barku. - Tak więc okazujesz swoją wdzięczność Tygrysiej Gwieździe? Czyniąc ujmę na godności kogoś, kto dał jej zaszczyt panowania w Klanie Burzy?
Na pysku Róży przez moment malowało się coś na wzór niedowierzania i jakiegoś zaskoczenia. Być może myślała, że właśnie jest w stanie świadomego snu, który jest wyjątkowo brzydki i irytujący? A może to halucynacje? Niemniej, szylkretka zaraz wstała, przeciągnęła się, a na końcu wyprostowała siadając. Dopiero wtedy zlustrowała wzrokiem cały obraz Kamiennej Gwiazdy, w żaden sposób się z tym nie kryjąc. No proszę, tyle się wydarzyło a jednak postanowiła odezwać się z powodu imienia. Cóż za pyszność. Nie, żeby Róża nie zareagowała podobnie, jednak dziwiło ją, czemu czarna umarła zdecydowała odwiedzić się ją osobiście, marnując swój czas, kiedy jest w takim przyjemnym miejscu jak to? Zamiast wysłać kilka cierniowych pnączy czy coś w tym stylu?
- Oh, nie mów - miauknęła kryjąc rozbawienie, gdy czarna skończyła - Patrz no, toż to z powodów moich działań, wielka Kamienna Gwiazda postanowiła odwiedzić mnie osobiście? Schlebiasz mi, doprawdy. Żeby też z powodu imienia.... - tu na moment znów przerwała, a z jej głosu zniknęło aktorskie przejęcie, chociaż lekki ton pozostał - Widzę, że sobie schlebiasz. Mi też cię miło widzieć. Zawsze się tu tak dobrze trzymasz?
Czarna kotka zmarszczyła pysk i wstała gwałtownie, a Róża mogła usłyszeć przeraźliwie głośny huk. Nikłe światło przestało już świecić, a pozostał jedynie bezmiar ciemności. Szylkretka poczuła coś wilgotnego na swoich łapach - coś, czemu towarzyszył metaliczny smród.
- Nie zapominaj, do kogo mówisz - warknęła. Wraz z jej słowami obraz się rozjaśnił, a wraz z nim niesatysfakcjonujący widok; łapy Róży plamiła krew. -Tutaj nie chodzi tylko o mnie, Różana Przełęczo. Ufałam, że dobrze poprowadzisz Klan Burzy, ale zamiast tego trzymasz w nim zdrajców i krzywdzisz tych, co nie potrzeba. Nie zdążysz się obrócić, a zrzucą cię z władzy. Jak ty chcesz zapewnić Klanowi Burzy trwałość, jeśli sypie ci się pod nogami, ale twoja pycha przysłania ci rozum? - prychnęła. - Kiedyś to tylko rudzi prześladowali nierudych, ale teraz wszyscy chcą sobie skoczyć do gardeł. Cóż dziwnego, jeśli liderce brakuje zdrowego rozsądku i woli zajmować się hańbieniem imion zmarłych, niż właściwymi zmianami - jej ton głosu był ostry, ale nie brzmiała w nim nienawiść. Po wyrazie pyska kotki widać było, że ogranicza się ze słownictwem. - Gdybym chciała, mogłabym doprowadzić do twojej klęski w kilka nocy. Masz jednak szczęście, że nie zależy mi na twojej krzywdzie ani zniesławieniu. Jestem na tyle rozumna, że potrafię dojrzeć w tobie te dobre rzeczy, które widział w tobie Zając. Ale za to ty upodobałaś sobie antagonizowanie mnie. Jak jakieś kocię.
Róża nawet jeśli się w jakiś sposób zlękła, to nie dała po sobie tego poznać. Strzepnęła łapą obojętnie, by pozbyć się krwi ze swoich łap. Musiała być ostrożna. Spięła się, a serce zabiło szybciej. Parszywe miejsce. Jeśli natomiast chodzi o wyraz na pysku... cóż, jaki on był? Myśli Róży zaczęły wirować, emocje stworzyły kocioł zirytowania. Jakim prawem ta gnijąca kupa kości mówi jej teraz jakieś… “błędy?”. Jeszcze śmie mieć czelność, by jej grozić. Ona. Duch splugawiony przez mroczną puszczę. Bursztynowe oczy uniosły się na Kamień.
- Doskonale wiem do kogo mówię. Była, martwa liderka mojego klanu. Z tego co pamiętam, to nie prosiłam Bezgwiezdną Ziemię o większy udział w egzystencji żywych - rzuciła z wyraźnym przekazem, pokroju ,,Nikt cię o zdanie nie pytał". - Poza tym, naprawdę chcesz wyciągać mi akurat to? - pyta już z uśmiechem - Z tego co pamiętam już w momencie twojego panowania, Żar całkiem dobrze trzymał się na swoim chwiejnym siedzisku, nawet twoich zwłok nie potrafił uszanować. Jego syn, zdaje mi się z resztą, że też? A może powinnam wspomnieć o Czarnowronie... Szczypiorek? Mówi ci to coś? Poza tym nie mów mi o kruchości, rozbudowałam ten klan bardziej, niż ty byś kiedykolwiek mogła. Jednak jeśli chcesz, to proszę~ Chętnie zobaczę, jakie rady może mi dać kot z Mrocznej Puszczy - zamilkła na moment po tym, zdawało by się, że wyzwaniu, drgając uchem na wzmiance o zachowywaniu się jak kocię - To nie ja nawiedziłam żywych, bo nazwali mnie Obsmarkaną... - zauważyła, znów z lekkim rozbawieniem.
- Jak mówiłam... Zero rozumu, sama pycha i zuchwałość - syknęła. - Jestem w stanie przyznać się do błędów, które popełniłam, gdy rządziłam. Bo zrobiłam ich wiele. Zawsze trzymałam jednak Żara w napięciu. Nakładam na niego mnóstwo obowiązków, tak, by nie miał czasu myśleć o czymkolwiek innym, niż kopaniu tuneli czy opiece nad starszymi. Nie mówiąc już o tym, że wisiałam nad żelazną łapą Piaskowej Gwiazdy... Tknęłabym choć jedno z jej potomków, a zniszczyłaby mi resztkę życia. Ty nie masz tego problemu. A mimo to karasz niewinnych i pozwalasz żyć w spokoju tym, którzy zawinili - zlustrowała ją surowym spojrzeniem, natomiast Róża jedyne zainteresowanie jakie wykazała, skierowane było na tekst o Piaskowej Gwieździe, gdzie drgnęła uchem. Czyli problem Piasek jest rozwiązany? Jest gdzieś zamknięta czy… zniknęła? - Jesteś dobra w ukrywaniu swoich emocji, ale mnie nie oszukasz. Z jednej strony szukasz uwagi Gwiezdnych, a z drugiej odmówiłaś przybrania ich członu. Czy prawo Klanu Gwiazdy kiedykolwiek cię w ogóle obchodziło? Czy może zainteresowałaś się nimi dopiero teraz? - wyprostowała podbródek. - Myślisz, że jaka myśl zakwitnie w umyśle młodego rudzielca wychowanego na standardach rodu Piaskowej Gwiazdy, gdy zostanie ukarany przez swoją liderkę i pociągnięty do odpowiedzialności tylko ze względu na swoje rodzeństwo? Jeśli dotąd tobą nie gardził, czynisz dobre kroki, żeby stał się taki jak jego przodkini. Za to trzymasz w klanie tyle nieużytecznych kotów, w tym tych, które wcześniej zhańbiły swoje imię popierając Piasek. Nie będę się zapierać jak kocię, że jesteś słabą liderką - wniosłaś do klanu wiele dobrego. Szkoda tylko, że brak ci minimum poszanowania do zmarłych - syknęła. - Myślisz, że twój brat poparłby taki krok? Takie bezczeszczenie mojego imienia? Nie jestem arogancka i bezmyślna, jak byłam w młodości. Ale nie mogę sobie pozwolić na akceptację takiego znieważenia. Nie byłam ci bliską osobą, ale nigdy nie starałam się być twoim wrogiem. Ty usilnie próbujesz mnie przekonać, bym zmieniła zdanie - warknęła. - Nie obchodzi cię już kwestia moralności, liczy się dla ciebie władza. Tak zaczynał przywódca Klanu Wilka, który omal nie zrównał Klanu Burzy z ziemią.
- Bardzo usilnie próbujecie przekonać mnie, że wiecie, o czym myślę - mruknęła Róża jakby ostrożnie, przeciągając i balansując każde słowo by było osobne i wyraźne, gdy czarna skończyła mówić. Zaczynało się to robić nużące. Władza? Ha! Jasne, fajnie jest czasem mieć poczucie, że jesteś nad wszystkimi, jednak nigdy się na to stanowisko nie pchała, do tej pory pluła na tą niewdzięczną robotę, natomiast Kamień uważała, że co. Że Róża się z tego cieszy? Z tej bezdennej klatki? Gdyby nie stanowisko zastępcy, już dawno opuściłaby klan i nie musiała się z nim męczyć. Natomiast teraz ma przed sobą coś, co było z kiedysiejszej liderki, która uważała się za mądrzejszą. Był to niemal tak irytujący i żałosny widok, że niemal smutny. - Jeśli mówisz o Leśnym Pożarze, widzisz, nie rozpatrzyłaś wszystkiego. Ma dobry wpływ na kurację Jeleniego Puchu, syna Tygrysiej Gwiazdy, którą, jak mniemam, bardzo cenisz i chociaż ciężko to przyznać, bez niego nadal w norze mielibyśmy mało myślącego dzikusa. A co do Gwiezdnych i moralności, to sądzę, że nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. Zwłaszcza patrząc na twój obecny stan. - Ostatnie dwa zdania wypowiedziała bardziej twardo, chociaż zaraz wróciła do swojej pozornej lekkości - Z resztą proszę. Powiedz mi, o kim mowa? Leśnego na chwilę obecną się nie pozbędę, Płonąca to kaleka, Zięba to ukochana matka trójki młodych wojowników. Jeśli ją wyrzucę, będzie spisek, jeśli wyrzucę ją i jej kocięta, będzie spisek, mogą wrócić ze zdwojoną siłą. Już omijając możliwy bunt przez niezadowolenie od strony kotów, które w klanie zdążyły polubić niektórych z nich, szczególnie Piaska. Jeśli go zostawię, a pozbędę się reszty, niezadowolenie się nasili. Alternatywą jest morderstwo. Tak to widzisz?
- Nie - odpowiedziała krótko, jednak jej głos przebił się przez uszy szylkretki bardzo głośno. - Skupiasz się na umacnianiu Klanu Burzy, przy czym zapominasz o dbaniu o koty tworzące ten klan. Robiłam to przez całe księżyce swojego życia, a gdy zrozumiałam swoje błędy, było już za późno - westchnęła ciężko. Na moment ze wściekłej piekielnej duszy stała się znów zmęczoną, zmarłą liderką. To było jednak jak mrugnięcie okiem, zanim na jej twarz wstąpił ponownie chłód. - Pozwalasz, by traumy i dzieciństwo, które cię zbudowały, rządziły twoimi myślami i decyzjami. To prawda, gdybyś bezpodstawnie ukarała dzieci Zięby, zbuntowałby się przeciw tobie klan. Ale jeśli dasz im wolność, to oni się zbuntują. Sprawdzą twoje granice, uznają cię za na tyle słabą, by przejęcie pałeczki nie stanowiło większego problemu. Czy naprawdę sądzisz, że nie byliby do tego zdolni? Zbyt długo pozwalałam spuściźnie Piaskowej Gwiazdy siedzieć bezkarnie w moim klanie i patrz, do czego to doprowadziło - prychnęła, lustrując ją wzrokiem. - Zamierzasz zrobić to samo? Nie wyciągnąć wniosków z porażek twoich poprzedników? Bezczynnie patrzeć, jak zaczynają pałętać się wśród Burzaków jak pasożyty, rozmnażając się i dając ciąg rodowi, który odcisnął tak bolesne piętno nie tylko na tobie, ale i na twojej rodzinie, bliskich? Tak, Pożar ma dobry wpływ na Jelenia. Ale czy nagle stałaś się altruistką, a czy może cały ten czas traktowałaś go jako narzędzie? A Płonąca Pożoga? Jakie świadectwo daje po sobie liderka, która pozwala na przebywanie w jej klanie kotki, która przyczyniła się do wojny z Klanem Wilka, która otwarcie głosiła poglądy swojej prababki tyranki, a teraz jest sparaliżowana i nie jest w stanie przysłużyć się klanowi, choć mimo to korzysta z pokarmu?- wbiła w Różę wyczekujące spojrzenie. - Może i umarłam, ale to nie znaczy, że Klan Burzy przestał mnie obchodzić. To mój dom, za życia i po śmierci, na zawsze. Nie mogę pozwalać na to, by ktoś kalał moje imię, w dodatku robiąc to tak nieudolnie.
- Nie masz prawa mówić mi, na czym opieram swoje decyzje - syknęła po raz pierwszy calico, patrząc z lodowatym błyskiem w stronę Kamień - Skoro sama popełniałaś błędy, nie próbuj wytykać teraz moich. Tyle czasu pozostałaś martwa i postanowiłaś się odezwać z powodu imienia? - Prychnęła z mieszanką jakiejś pogardy i rozbawienia - Lepiej poradzić sobie z garstką młodziaków, niż z całym klanem, który będzie zżerał mnie od środka, razem z wygnanymi, którzy wrócą. Tutaj wroga mam po dwóch stronach, Kamień. I nie myśl sobie, że takiej możliwości nie przewidziałam. Być może będę kiedyś musiała wybrać któreś zło, ale nie ty będziesz mi mówić, kiedy ma do tego dojść. I nie wypominaj mi Płonącej, to samo mogłabyś powiedzieć mojej poprzedniczce. To co z nią zrobię, będzie tylko i wyłącznie moją decyzją. Nie masz prawa się w to wtrącać, ani mnie nachodzić. Twój czas minął i może czas najwyższy się z tym pogodzić. Pozostać martwą. Już dość zrobiłaś, że mnie tu ściągnęłaś, nie uważasz?
- Gdy byłam młoda, też reagowałam tak samo, gdy ktoś starał się wpoić mi coś do łba. Szkoda, że ty nie dojrzałaś do tego z wiekiem. Przyznanie mi racji jeszcze nikogo nie zabiło - mruknęła czarna, lustrując kotkę spojrzeniem. Przekręciła łeb, a krew ze zdwojoną siłą poczęła cieknąć z jej szyi. - Twój problem leży w tym, że skupiasz się na tym, co robisz dobrze i nie widzisz tego, co robisz źle. Nie potrafisz przyznać sama przed sobą, a zwłaszcza przed innymi, że czegoś nie wiesz lub nie umiesz. Skąd ja to znam - prychnęła, wysuwając pazury. - Imię to tylko jeden z powodów, Różana Przełęczo. Robisz sobie wrogów w zaświatach. I nie chodzi tutaj tylko o walkę z garstką młodziaków. Nie doceniasz swojego przeciwnika. To powód, dla którego skończyłam tutaj. Dziś walczysz z garstką młodziaków, jutro z przekonaniem, które rozsieje się po klanie jak chwast i już przez księżyce nie dasz rady go wyplenić. Piasek też miała na początku garstkę popleczników. Zanim jej wizja podzieliła klan. Teraz masz na głowie tylko Płomień, Pożara i jego dzieci, ale później? Zastanawialaś się, co się stanie, gdy będą dzielić się swoimi poglądami z klanem? Rudzi będą nienawidzić nierudych, a nierudzi rudych. Nie po to splamiłam krwią swoje łapy, nie po to Zając oddał życie i wolność za Klan Burzy, żebyś teraz splugawiła całą naszą pracę - zaśmiała się w odpowiedzi na ostatnie słowa Róży. - Im szybciej zaakceptujesz, że życie nie kończy się na śmierci, tym lepiej dla ciebie. Ja nie miałam wyboru. Gdybym chciała wtrącić się w świat żywych, Róża, opętałabym cię i zrobiła to, co uważam za słuszne. Trenowałabym któregoś z Burzackich młodziaków. Mogłabym zrobić wiele rzeczy. Więc dlaczego, Róża, powiedz mi dlaczego, stoję tutaj przed tobą i gadam do ciebie jak równa z równą? W chwili, gdy mogłabym zrobić z tobą co tylko chcę, a ty nie miałabyś nawet czasu skinąć palcem? Dlaczego? - w zielonych oczach pomiędzy gniewem rozbłysł ból, który szybko ukryła, piorunując szylkretkę wzrokiem.
- To, że nie wiem wszystkiego jest dość oczywiste - Róża prychnęła w odpowiedzi - Ale zawsze są rozwiązania, odpowiedzi i ja je znajdę. - mruknęła z przekonaniem w głosie. Kamień w tym momencie mogła dostrzec błysk determinacji i charakterystycznej, cynicznej upartości, być może spowodowanej starszym wiekiem, lub też zwyczajnym przekonaniem o swojej nieomylności. Poza tym, Róża może nawet by chciała, by Kamień próbowała coś zrobić za kurtynami, ale już bez jej wiedzy. Wtedy…. wtedy ona by nie musiała.
- I nie wiem, szczerze, dlaczego tego nie zrobiłaś. Być może miałaś dość Klanu Burzy, być może masz jeszcze resztki pomyślunku, który nie został przeżarty przez Bezgwiezdnych, czy też resztki czystej przyzwoitości, chociaż szczerze, gdyby było aż tak źle jak uważasz, na twoim miejscu wprowadziłabym to w życie. Ale skoro widocznie nie masz zamiaru zaakceptować mojego postępowania i tak bardzo lubisz niszczyć mi plany, co powiesz na zakład? Na pewno nie masz nic lepszego, na co mogłabyś patrzeć, więc poobserwuj Burzaki. Ja będę robić po swojemu, zobaczymy, czy sposoby są takie złe, za jakie je uważasz. Wszystko powoli wprowadzam w życie, muszę tylko załatać kilka dziur i... coś zobaczyć. Ale ostrzegam, że jeśli przez kontakt z tobą skończę w tym... czymś, postaram się, by twoja egzystencja była o wiele bardziej bolesna, niż dotychczas.
Kamień parsknęła.
- Więc będziesz szukać każdego rozwiązania, które nie zostało wypowiedziane przez mój pysk? Utrudniasz sobie zadanie. Ale gdy byłam młoda, też to robiłam. Wolałam utrudnić sobie życie, niż posłuchać kogoś, kim gardziłam. Jesteś stronnicza, Róża. Nie zastanawiasz się nad sensem moich słów, widzisz tylko to, kto je wypowiada. Nie unikniesz błędów, gdy widzisz tylko własny nos. Życie już cię przetestowało, ale ty mimo to się nie nauczyłaś - Kamień westchnęła, niemal jakby załamywała się nad decyzjami kotki. - Nie zrobiłam tego, bo nie jestem okrutna. Chociaż ty nie zrozumiałabyś, ile litości tobie okazuję, dopóki nie doświadczyłabyś tego, czego ja doświadczyłam - mruknęła. - Niszczyć plany? Stoję przed tobą jak idiotka, próbując wmówić ci coś do twojego łba przeżartego przez egocentrym, a równie dobrze mogłabym w jedną chwilę zniszczyć wszystko, co zbudowałaś. Wybrałam pokojową rozmowę, a mogłam coś gorszego. To nazywasz niszczeniem planów? Czy nie przeżyłaś wystarczająco cierpienia w życiu, żeby rozróżniać, co jest łaską, a co przekleństwem? - Na ostatnie słowa Róży Kamień parsknęła głośnym śmiechem przesączonym czymś w rodzaju politowania. - Jest jedna niepisana zasada - nigdy nie groź duchowi. Spisujesz się na straty i stajesz się w oczach ducha kociakiem, który próbuje budzić grozę. Naprawdę sądzisz, że moja egzystencja może być jeszcze bardziej bolesna? Że jesteś w stanie jeszcze bardziej ją zniszczyć? Przeżyłam to, czego ty, dziecko, nigdy w życiu nie przeżyjesz. Widziałam to, czego nigdy nie zobaczysz, czułam to, czego nigdy nie poczujesz. Mnie się nie da bardziej załamać. Przeżyłam najgorsze piekło za życia i po śmierci. Przeżyłam zbyt dużo, by takie łgarstwa mnie poruszyły. Jeśli ktoś może komuś grozić, to jedynie ja tobie. Najsilniejszy duch Mrocznej Puszczy jest po mojej stronie. Ja cię nie skrzywdzę. Ale on nie miałby tego problemu. On by się nie zastanowił, a zmieniłby twoje życie w piekło. Dobieraj słowa rozważnie. Nie chcę cię skrzywdzić, ale jeśli mnie do tego sprowokujesz, zrobię tyle, ile wystarczy, by nauczyć cię ważnej lekcji. Im szybciej zaakceptujesz swoje słabości, tym łatwiej będzie ci się żyło. Bo być może nie zauważyłaś, ale stoję po twojej stronie. Szkoda tylko, że ty jesteś zaślepiona starą nienawiścią i samouwielbieniem.
Szponiaste gałęzie drzew zaczęły oplatać się wokół Różanej Przełęczy, która wstała i cofnęła się lekko w reakcji, aż sucha, ostra gałązka niebezpiecznie zbliżyła się do jej gardła, przez co calico uniosła głowę lekko ku górze. Prychnęła z przymknięciem oczu, lecz gdzieś tam w tle czarny ogon drgnął z rozdrażnienia. Cholerna bezgwiezdna ziemia. I nadal najśmieszniejsze było to, że Kamienna tak bardzo spięła się z powodu żartu. Cóż za delikatne ego ma ta istota~
- Obserwuję Klan Burzy i teraz, i wcześniej. Widzę to, co robisz. Nie potrzebuję zakładu, aby zauważyć twoje błędy. Nic nie nauczyłaś się na podwalinach poprzednich rządów. A... I jeszcze jedno. Radzę ci więcej nie wyzywać mnie do pojedynku, jak zrobiłaś to, gdy nazwałaś tego młodziaka Zasmarkanym Kamieniem. Długo się powstrzymywałam, ale spróbuj tylko naruszyć moją cierpliwość. Przestanę być miła. Zapamiętaj sobie. Mogę cię tutaj zaciągnąć, jeśli będę chciała. Chyba tego nie chcesz? Masz w końcu tyle bliskich w Klanie Gwiazdy.
- I tym chcesz mnie skłonić, bym nie widziała w tobie wroga? - spytała, jednak bez wyzywającego tonu w głosie. A ta jeszcze odrzuciła zakład. Ajć! - Ty też musisz coś zrozumieć. To nie tak, że się z tobą nie zgadzam, Kamień. Ale już teraz mogę ci powiedzieć, że ta rozmowa do niczego nie doprowadzi. Ja też muszę się trzymać ograniczeń, z moich własnych powodów. I nikt, ani nic, żadna siła którą się posługujesz, nie przekona mnie do zmiany zdania. Gdyby była to inna sytuacja, inna linia czasowa, chętnie bym pozbyła się problemu, by teraz nie musieć się z tym męczyć, gdy tylko pojawiła się okazja. Myślisz, że się bawię na tym stanowisku? Że pasuje mi jak pomioty zdrajcy dreptają sobie po obozie? Litość? Phah, naprawdę? Nawet nie masz pojęcia, jak właśnie w tym momencie być może rujnujesz coś, czemu się poświęcam już od wielu księżyców. Samym pojawieniem się w mojej głowie. - Gdzieś od połowy wypowiedzi głos Róży zaczął brzmieć miękko, cicho, jakby opowiadała bajkę ukochanemu dziecku, a jednocześnie w ostatnim zdaniu można było wyczuć jakąś twardość - Łgarstwa? Naprawdę myślisz, że nie byłabym do tego zdolna? - Spytała dalej cichym tonem, po czym westchnęła jakby zmęczona. - Z resztą, co ja mogę? W końcu nie zabronię ci szaleć w świecie żywych - tu już zaświergotała, zaraz potem patrząc wprost w pysk byłej liderki - Ale jak już wspomniałam. Nie zmienisz mojego zdania.
- Zapominasz o tym, że to twoje decyzje sprawiły, że postanowiłam się do ciebie odezwać. Że to ty sprowokowałaś mnie do takiego czynu, że to ty pierwsza rzuciłaś groźbą. - Róża znów poruszyła uchem, a mimika na moment się zmieniła, w lekkie pobłażanie. Groźba? Cóż za mocne słowo - Chcesz oczekiwać ode mnie pokoju, kiedy sama rozpoczynasz wojnę? Nie widzę w tobie wroga i ty też nie powinnaś. Gdyby zależało mi na twoim nieszczęściu, zamiast wywyższając się usilnie nade mną, płakałabyś już z bezsilności i zrujnowanego życia. Gdybym była twoim wrogiem, już dawno by cię tu nie było. To co mówiłaś wcześniej przeczy jakimkolwiek twoim słowom. Przywództwo nie jest łatwym zadaniem, wiem to z własnego doświadczenia, i dlatego próbuję przemówić ci do rozsądku. Ale ciężko jest od ciebie oczekiwać czegoś więcej niż pustego zapatrzenia we własne możliwości. A czyja to jest wina, Róża? Moja? Czy może to ty odblokowałaś własne wspomnienia, nazywając moim imieniem Zasmarkaną Łapę? Gdybyś tego nie zrobiła, nigdy nie pomyślałabym o tym, by się do ciebie odezwać. A twój czyn był dla mnie pretekstem, by zwrócić się do ciebie i wbić ci coś do głowy. Nie, nie byłabyś. Mówiłam ci, żebyś nie przeceniała własnych możliwości - syknęła. - Co możesz mi zrobić? W świecie żywych nie ma już nic, na czym by mi zależało, a co byłabyś w stanie poświęcić, a na zaświaty nie jesteś w stanie oddziaływać. Ja mogę wpływać na żywych, ale ty nie możesz wpływać na martwych. Czegokolwiek byś nie wymyśliła, myślisz, że byłoby to gorsze niż to, co zrobiła mi Piaskowa Gwiazda? Niż to, czego doświadczyłam za życia? Największą karą dla mnie było zobaczenie efektów moich błędów, Róża, i nic nie jest i nie będzie gorsze od tego. Nie przyszłam tutaj, by błagać cię o zmianę zdania. Przyszłam, żeby cię ostrzec, że nie będę tolerować zniewagi ku mojej osobie, przyszłam, żeby cię ostrzec, że popełniasz te same błędy, które popełniali twoi poprzednicy. To, co zrobisz to twój wybór, ale pewne jest, że arogancja nie przyniesie ci nic dobrego. Zapamiętaj, że moja cierpliwość ma granice i jeśli przekroczysz linię, nie będzie odwrotu.
Sen zaczął się rozmazywać. Róża się już nie odzywała. Po prostu patrzyła dumnie w zielone oczy z mieszanką różnych emocji, ale na pewno nie było tam czegoś, czego Kamień by szukała. Ona nic nie wiedziała. Nic. Szylkretka nie mogła sobie pozwolić na skończenie w tym miejscu. Były sprawy które z chęcią by załatwiła, nawet własnymi łapami, gdyby tylko nie miała ich spętanych pewną srebrną, gwiezdną nicią. A Kamień przez ten cały czas plotła o tym samym. Ciągle i ciągle, niczym zepsuta płyta, która udaje, że pasuje w gusta muzyczne słuchacza. Ale nie, nie pasowała. Jedyne co robiła, to wydawała ten sam, zgrzytliwy i asłuchalny dźwięk raniący uszy, powodujący zirytowanie i chęć wyrzucenia magnetofonu z drugiego piętra. Miała dość słuchania o tym, jak bardzo to tej splugawionej duszy było źle. Róży też nie oszczędził los, ale nigdy nie miała ochoty się tym przed nikim tłumaczyć, szczególnie wywlekać tego wraz z groźbami w świetnym, podwieczorkowym zestawieniu. Ona też straciła wiele kotów i mogła poświęcić całe dobro klanu, byle tylko się do nich dostać. Bo co klan jej dał? Co takiego zrobił dla niej, by teraz o niego walczyć? Rozbudowywała go, jasne. Bo chciała coś po sobie zostawić. Bo chciała zajść dalej, niż jakiś zdziczały Klan Wilka. Ale Kamień tego nie mogła zrozumieć. Na pysku liderki nagle pojawił się niemal obłąkany uśmiech, kiedy wypuściła przez pysk krótko powietrze, by po chwili znów skierować swoje oczy w stronę pyska Kamiennej.
- Co może wiedzieć kot, który nigdy nie kochał swoich kociąt - wyrzuciła z siebie niemal z politowaniem, by przed całkowitym rozbudzeniem, zobaczyć jeszcze groźny błysk zielonych oczu. Róża od nowa poczuła realność świata. Zaczerpnęła powietrza unosząc głowę w górę, z zaskoczeniem uznając, że w powietrzu unosi się para, a wokół jej ciała zgromadził się szron. Wstała powoli i jakoś bez życia, rozciągając swoje zużyte kości. Za oknem majaczył różowy wschód, przyprowadzając przymrozek. Naraz kotka poczuła powracającą, kotłującą się w żołądku irytację. Żaden trup nie będzie jej mówił co powinna robić. Niemniej jednak co do jednego miała rację, a Róża musiała utrzymać swój stołek jeszcze przez kilka księżyców. Niemniej na chwilę obecną, jej jedyną misją na poranek było załatwienie sobie na resztę zimy poduszki grzewczej z Powiewu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz