Usiadła obok pyska medyczki, przez chwilę przyglądając się jej wykrzywionemu w bólu pysku. Zmarszczyła się zmartwiona, próbując jak najdelikatniej otworzyć kotce pysk i wsunąć do niego nasiona maku. Ucieszyła się, kiedy bez większych problemów udało się je podać, jednak kłapnięcie ostrych zębów mysią długość od jej łapki przypomniała jej, że Witka nie jest sobą. Z piskiem odskoczyła w tył, wypuszczając przy tym parę delikatnych listków na ziemi. Z bezpiecznej odległości obserwowała, jak liliowa podnosi się słabo na ugiętych łapach i nosem węszy nad upuszczonymi przed sobą listkami. Z mordki Murmur uciekło westchnięcie pełne ulgi, kiedy starsza sama z siebie wzięła je do pyska i zaczęła przeżuwać. Obawiała się, że jeśli Witka nadal będzie się tak zachowywać, to nie da sama rady jej pomóc i będzie musiała iść po pomoc do wojowników, jednak trzeźwa strona umysłu Witki musiała wygrać walkę o kontrolę nad sobą. Jeszcze przez jakiś czas szynszylowa siedziała, przyglądając się mentorce i sama nawet nie wiedziała, kiedy sen porwał ją w swe objęcia.
***
— Przepraszam? – odezwał się czyjś głos.
Kotka poderwała się do góry, otwierając szeroko oczy. Świeżo wybudzona ze snu już po chwili pożałowała swojej reakcji, kiedy dopadły ją zawroty głowy związane z nagłą pobudką. Obróciła się za siebie, dostrzegając Agresta, lidera Owocowego Lasu. Jego zielone oczy wpatrywały się w nią niepewnie.
– Tak? Co się stało? – zapytała zawstydzona, pysk kierując w ziemię, aby nie widać było malującego się na nim zażenowania.
– Musiałem zjeść coś niestrawnego i przez to mnie boli brzuch – odparł już nieco spokojniej czekoladowy.
Kotka pokiwała twierdząco głową, nadal nieco nieprzytomnie prowadząc zielonookiego na jedno z wolnych posłań. Samej udała się w poszukiwaniu trybuli, która miała pomóc z dolegliwościami doskwierającemu kocurowi.
– Jak się czuje Witka? – spytał, kiedy młodsza wróciła z ziołami.
– Lepiej - odparła szynszyla, kierując spojrzenie na nadal śpiącą medyczkę – podałam jej zeszłej nocy nasiona maku i pewnie jeszcze sobie pośpi. Ale to dobrze. Musi się zregenerować. – stwierdziła, wracając do pacjenta.
W międzyczasie do legowiska medyka przybył Nikt oraz ku zaskoczeniu kocicy, oboje jej rodziców. Trójka kotów minęła się z wychodzącym z dziupli liderem, ustawiając się w kolejce do uczennicy medyczki. Czarno-biały, pobliźniony kocur o niepokojącej aurze znalazł się na przedzie małej grupy. Kotka wzdrygnęła się, kiedy poczuła na skórze jego wzrok. Wojownik wystawił ku niej na pierwszy rzut oka sztywną kończynę. Ruchem ogona kotka zasugerowała mu iść za sobą, przy okazji głową wskazując rodzicom, aby poczekali na nią na pozostałych legowiskach. Starszy nie odezwał się do niej słowem, dając sobie dotknąć łapy. Szynszylowa przez jakiś czas oglądała problematyczną kończynę, aż nie doszedł ją bolesny syk wojownika, który rzucił jej nieprzychylne spojrzenie, jednak nic nie powiedział. Zaśmiała się nerwowo, dając łapie odpocząć, a sama chwiejnie ruszyła po żywokost lekarski, który już w drodze powrotnej zaczęła przeżuwać. Gotową papkę rozłożyła cienką warstwą na kończynie.
– N-nie powinieneś jej nadwyrężać… postaraj się ograniczyć polowania i wspinaczkę na drzewa. – poradziła, dając kocurowi przestrzeń.
Czuła na sobie presję wywołaną wzrokiem Łuski, który spoczywał na niej niecierpliwie kiedy zajmowała się Nikim. Ledwo powstrzymywała telepiące się nogi i opadające przez niewyspanie i stres powieki. Sama zaczynała czuć się chora przez obecność dymnej, jednak starała się nie dać tego po sobie znać, kiedy podchodziła do łysiejącej matki. Po pięknym niebieskim futrze nie było śladu, a jej ciało pokrywały łyse, budzące obrzydzenie placki. Z szacunkiem skinęła do starszej głową, celowo unikając kontaktu wzrokowego.
– Jak ci idzie nauka? – zapytała od razu zwiadowczyni, podążając przy boku skulonej córki.
– D-dobrze… Witka to dobra nauczycielka – odpowiedziała, przełykając ślinę.
Zlękniona zaczęła z bliska oglądać niezdrową sierść i skórę rodzicielki, która zaczynała przypominać swoim wyglądem jej siostrę, Cierń.
– Czym zamierzasz to leczyć? – rzuciła nieoczekiwanie niebieska.
– Ah! Ja…Uh, s-skrzypem? – zająknęła się Murmur.
– Czemu mnie pytasz? – prychnęła matka, ewidentnie niezadowolona z odpowiedzi.
Uszy szynszyli przywarły ciasno do małego łebka, kiedy mało co nie potykając się o własne łapy poczłapała po wspomniane ziele. Po odnalezieniu porządnego zioła o cienkich liściach i mocnej łodydze, niechętnie musiała wrócić do matki i pomóc jej w nałożeniu sporządzonej papki na wyłysiałe miejsca. Kotka zdawała się chcieć zostać na dłużej, jednak na szczęście dla szynszylowej, ktoś z zewnątrz ją zawołał, uwalniając Murmur od jej towarzystwa.
Ostatnim oczekującym kuracji pacjentem był jej ojciec, Gęgawa. Mimo, że kocur nigdy nie uczestniczył otwarcie w znęcaniu się Łuski nad ich córkami, to kotka nie należała do grona jego fanów. Nie czuła z nim żadnej więzi, a tym bardziej rodzicielskiej. Skręcenie nie było poważne, dlatego szybko sobie z nim poradziła. Kocur jako jedyny z czwórki przyjmowanych dzisiaj kotów pozostał w legowisku medyka na dalszą obserwację, układając się wygodnie na swoim tymczasowym posłaniu.
Po skończonej pracy, Murmur sama musiała wziąć zioła. Prawdopodobnie przez jej nocne przygody i przemęczenie dostała gorączki, przez co miała większy problem z pozostaniem na nogach. Ostatni raz rzuciła spojrzenie na nadal śpiącą, jednak spokojniejszą mentorkę, po czym zasnęła, tym razem już na swoim posłaniu, a nie na środku legowiska medyka, jak miało to miejsce nocą.
[1116 słów]
[Przyznano 22%]
Wyleczeni:
Gęgawa, Agrest, Murmur, Witka, Łuska, Nikt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz