Nienawidziła treningów z Gepardzim Mrozem, a każdy kolejny dzień spędzony w towarzystwie szynszylowej utwierdzał ją o niekompetencji mentorki. Nic więc dziwnego, gdy tylko nadarzyła się okazja, ruda uczennica oddaliła się niepostrzeżenie od siostry Kurzej Pogoni, która to zaczęła przysypiać podczas recytowania jednej z regułek. Naprawdę, mogłaby sobie darować mówienie czegoś, co wcale dla Lwiej Łapy nie było przydatne i skupić się na przekazywaniu samej potrzebnej wiedzy przyszłej wojownicze.
Przemierzała odcinek tuż przy samej granicy z Klanem Wilka, spoglądając na wysokie drzewa okalające ich teren. Niektóre z nich, były doszczętnie spalone, tak że trudno to coś było nazwać prawdziwym drzewem. Przez ich brak na terenach Klanu Burzy, Lew nie miała tej przyjemności wdrapać się nigdy na żadne z nich. Zapewne, gdyby spróbowała, to by skończyło się to jej upadkiem i najprawdopodobniej śmiercią.
Zaskoczona przeniosła spojrzenie na postać, która to tuż przed jej nosem właśnie przekroczyła granicę z Klanem Wilka, stawiając pewne kroki na terenach Klanu Burzy. Sama również ruszyła naprzód, chcąc wyjaśnić zbłąkanej duszy, że nie powinna przekraczać od tak terenów, bez poważnego powodu. A może na dobrą sprawę powinna mieć to gdzieś i pozwolić na to? Dostrzegając jednak znajome futro, którego nie była w stanie z nikim innym pomylić, przyspieszyła kroku, chcąc wyjść naprzeciw kotce i jak przystało na prawdziwego Burzaka, uświadomić ją grzecznie czego ta się dopuściła. Miała szczęście, że nie trafiła na patrol, bo na pewno nie zostałaby przez niego tak łagodnie potraktowana jak miała być przez Lew.
— HEJ! Potrzebuję tych kwiatków! — padło z pyska złotej, w momencie, kiedy to ruda chcący, a może i niechcący postawiła łapę na kwiatach, na których to Wilczaczka od dłuższego czasu miała zawieszone spojrzenie — Och… to ty
— Powinnaś się cieszyć, że to tylko ja. — powiedziała nie odrywając wzroku od łapy Świt, którą to złota kotka szurała po ziemi. Zniesmaczona widokiem tego co ta wyrabia, obdarowała intruzkę nieprzychylnym spojrzeniem. Dostrzegła jak grudki ziemi osiadły na jej sierści na łapie. Co ona wyprawiała?! — Zdajesz sobie sprawę, że przekroczyłaś właśnie naruszyłaś granicę, Świtająca Łapo? — napomniała kotkę, mimo to nie spieszyła się z przegonieniem jej z powrotem za granicę. — I to... dla tego kwiatka? — parsknęła, z trudem mogąc powstrzymać śmiech. — A już myślałam, że nie mogłaś wytrzymać do kolejnego zebrania i postanowiłaś złożyć mi wizytę o kilka kwadr wcześniej. Sporo ryzykujesz. Ostatnio byłaś bardziej wygadana. — Zauważyła dostrzegając jak jej rozmówczyni się speszyła. — Co się stało? Czy coś ci dolega? — spytała chcąc brzmieć na jak najbardziej poruszoną tym, że Świt, która jeszcze nie tak dawno wychwalała jej urodę, a jeszcze wcześniej użarła ją w nos, teraz stała i wyglądało na to, że zabrakło jej języka w pysku.
Na szczęście trwało to tylko chwilę i po uderzeniu serca jej złotawa przyjaciółeczka na powrót stała się taka, jaką ją zapamiętała, czyli bardziej rozgadana i podobna do Lew. Na informację, że ta zgłębia dodatkowo tajniki medycyny ruda się zamyśliła. Pożałowała, że matka nie chciała podzielić się z nią zdobytą wiedzą na temat ziół, przynajmniej by miała kolejny temat do rozmowy z Wilczaczką.
— [...] poza tym medyków nie obowiązują granicę — zakończyła wywód przyglądając się córce Ziębiego Trelu, która na tę informację przytaknęła lekko głową
— Może i nie obowiązują, możesz mieć rację, chociaż wątpię, że tak samo uważa Różana Przełęcz. Pewnie nie dałaby ci dojść do słowa i od razu stałabyś naszym więźniem, gdyby to ona tu była zamiast mnie... — przeniosła spojrzenie z rozmówczyni na roślinę, którą zdeptała — Znam lepsze miejsce, w którym rosną te kwiaty. Chodź za mną~
Przeszły kawałek dalej wzdłuż granicy, kierując się w stronę tej, po której rozlegały się tereny Klanu Klifu. Ruda z dumą wystawiła łapę, wskazując na dywan kwiatów otaczający parę mniejszych i większych kamieni. Świtająca Łapa zaczęła zrywać potrzebną roślinę, w tym samym czasie Lew obserwowała ją, jak i otoczenie. Z każdą kolejną chwilą coraz więcej kwiatów leżało zerwanych na ziemi, tak że mógł powstać z nich przepiękny bukiet.
— Będę musiała się zbierać, myślę, że moja mentorka już się wybudziła z drzemki i pewnie będzie mnie szukać... — lekko się przygarbiła, niepocieszona faktem, że będzie musiała wrócić do tej łamagi. Tym samym chciała dać znać kocicy, że i ona powinna się zebrać i wrócić na swój teren, bo w końcu dostała to co chciała. Podniosła się i zerwała jeden z kwiatków, którym Świt nie wykazała żadnego większego zainteresowania przez cały czas. Czyli nie miał żadnych właściwości leczniczych... Ale był ładny i pasowałby do tego złotego, łudząco kremowego futra zielonookiej. Nachyliła się do kocicy i wsunęła jej za ucho kwiatek zadowolona, że udało jej się ją chociaż trochę upiększyć. Gdyby nie ta czerń, która niczym prószący śnieg zdobiła grzbiet córki liderki Wilczaków, Świt byłaby idealna. A tak to posiadała skazę, na którą Lew zbyt długo nie mogła przymykać oczu, nawet jeśli bardzo się starała. Bo w końcu nierudzi byli głupcami i prymitywami. Tyle, że Świtająca Łapa taka nie była. — Za kwadrę czy tam dwie powinny odrosnąć, więc będziesz mogła znowu po nie przyjść... — miauknęła miło, tym razem o dziwo ona zaszurała lekko łapą po ziemi, przyglądając się uczennicy z błyskiem w oczach, mając nadzieję, że uda im się spotkać jeszcze wcześniej niż na zgromadzeniu, bo na tym ostatnim nie udało się wyczerpać wszystkich tematów rozmów oraz wypadało wcielić pewne plany w życie
***
Dni, które spędzała w żłobku nie różniły się od siebie. Przez większość czasu pomioty Kurzej Pogoni dokazywały, a wraz z nimi te paskudne znajdy. Miała nadzieję, że od tych krzyków zedrą sobie gardła i staną się nieme, tego im życzyła. Na szczęście jej chciane, czy tak właściwie niechciane kocięta nie sprawiały takich problemów, były jeszcze zbyt małe, aby wydzierać swe małe gardełka i na razie tylko cicho popiskiwały. Obecność rudego kocurka u jej boku była znośna, ale szylkretkę miała ochotę odepchnąć od siebie i zostawić na pastwę losu, mając nadzieję, że ta podzieli los swojej zmarłej siostry. Jednak wiedziała, że zaraz wścibska druga królowa odniosłaby Różanej Przełęcz o tym, że Lwia Paszcza nie opiekuję się należycie swoimi kociętami. Jeszcze by jej zabrali Nagietka, a na to nie mogła pozwolić. Zmęczona tym całym byciem matką położyła głowę na swych łapach, korzystając z chwili ciszy, kiedy to wszystkie kocięta znajdujące się w kociarni zdecydowały się zamknąć pyski. tzn. zdrzemnąć. Wzdychając ciężko myślałami przeniosła się do przedostatniego zgromadzenia, tego na którym jej przyszło być i spędziła go w miłym towarzystwie. Teraz przez długi czas nie będzie miała okazji spotkać się ze złotą kocicą. Może to i nawet lepiej, nie miała najmniejszej ochoty przyznawać się do tego, że w czasie, w którym się nie widziały przyszło jej niestety czy też stety zostać matką i królową, kiedy powinna być dumną wojowniczką, tak jak i zapewne była nią teraz Świt.
Dziękuje za sesję, szkoda, że to koniec.
Przynajmniej się w MGBG będą mogły spotkać, bo raczej tam też Lewcia trafi 🙏
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz