Gdy pomarańczowe ślepia natrafiły na zmierzający w jego stronę kształt, uśmiechnął się lekko. Jego rodzina była taka duża. Szkoda, że nie mogli być w pełnym komplecie. Odepchnął od siebie szybko myśl o Fiołkowej Dolinie i Żywicznej Mordce. To miał być dzień jego i Zimorodka. Wszystko musiało być idealne. Nie chciał otóż stracić w oczach braciszka, chociaż czy tak genialny kocur jak on, w ogóle kiedykolwiek u kogoś stracił? No ba, że nie.
Zimorodek na jego widok, szybko do niego podbiegł, padając przed nim na pysk, bo oczywiście musiał się potknąć o jakiś kamień.
- Cześć brat! - zawołał radośnie, podnosząc się na łapki. - Co dzisiaj robimy? Chodźmy poza obóz! Proszeeee! Albo... Albo naucz mnie czegoś fajnego! - zawołał. - O i patrz na to - dodał pośpiesznie, nim ten otworzył pysk. Stanął dumnie, strosząc sierść i eksponując swój profil. - Widzisz? Nauczyłem się tego od ciebie! Ależ jestem piękny! - machnął łapą, po czym wybuchnął śmiechem. Widząc niezadowolenie na pysku starszego, szybko się poprawił. - Żartowałem przecież. No to... Teraz ty możesz mówić.
- Dziękuję za pozwolenie, Zimorodku. - wywrócił oczami liliowy, wzdychając cicho. Spojrzał ponownie na brata, tak podobnego do jego babci, Sroczego Żaru, z wyglądu. - Prawie ci wyszło.
Pochwalił brata, który pokazał swoją sylwetkę. Sam się wyprostował, pokazując własne piękno. Każdy kocur powinien być dumny ze swojego wyglądu, a zwłaszcza gdy był taki cudowny!
- To jest dzisiaj nasz dzień! Mama wie, że ja jestem odpowiedzialnym, walecznych wojownikiem i że ze mną jesteś bezpieczny. Powtórz.
- Jesteś odpowiedzialnym, walecznym wojownikiem i ze mną jesteś bezpieczny.
- Ja z tobą, powiadasz? - roześmiał się. Tak, mały kociak na pewno będzie lepszym obrońcą niż doświadczony wojownik. Jaaasne. Szczawiowy Liść nie mówił mu tego jednak, widząc pewność wymalowaną na pyszczku braciszka. Zwyczajnie lubił malca, a niech ma plus siedem do pewności siebie. - Wybierzemy się za obóz. Niech ci będzie.
Szczawiowemu Liściu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Zanim więc Zimorodek otworzył pyszczek, by spytać o Rosę, albo wykrzyczeć coś podekscytowanym tonem, liliowy już go złapał za luźną skórę na karku. Kociak nie był już taki mały, przez co nie należał do lekkich jak piórko. Szczawiowy Liść opuścił z nim jednak obóz, starając się trzymać cały czas kocurka, który się wiercił, zbyt podekscytowany, by zachować spokój. Rozglądał się, wychwytując nowe zapachy i chłonąć widok ich wspaniałego terytorium. Pod okiem wojownika mógł posiedzieć poza obozowiskiem, ale potem muszą wrócić cali i zdrowi. Już on tego dopilnuje.
Doszedł do skrawka terytorium, pełnego gęstej trawy, kładąc Zimorodka na ziemię. Przyjrzał mu się czujnym spojrzeniem, oceniając, czy nadszedł czas, zanim otworzył pysk.
- To co młody, nauczyć cię polować? Czy wolisz pohasać bez wyraźnego celu? - to drugie powiedział z niechęcią. W końcu im szybciej Zimorodek nauczy się polować, tym bardziej przyda się Klanowi Klifu, prawda?
<Zimorodku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz