— Czego chcesz? — Przesunęła ogonem po ziemi, wbijając w kociaka wrogi wzrok. — Dostałaś jedzenie, więc możesz iść zająć się sobą.
Szylkretka w pierwszej chwili miała ochotę uciec. Najlepiej idąc śladem siostry, wyruszyć na poszukiwanie przygód poza norę. Powstrzymała się, w głowie powtarzając sobie, że jeśli nie teraz to nigdy. Wbiła pazurki w ziemię, próbując zebrać się na odwagę. Co innego rozmawiać z rodzeństwem, co innego z Wielką Panią. Wiedziała otóż, że jeden niewłaściwy ruch i mocno dostanie po pyszczku.
— No... wysłów się. — syknęła kocica.
Ryjówka westchnęła cicho, zanim wbiła ostrzegawczy wzrok brązowych ślipi w matkę. Błysnęła w nich jednak ciekawość, tak trudna do zrozumienia przez kogokolwiek, kto nie był szylkretką.
— Slysalan jak Pani nufi o jakis klanach. — miauknęła spokojnym głosem koteczka.
Widziała jak wyraz pyska ze zirytowanego, zmienia się na rozgniewany. Przesadziła? Ale tylko zadała pytanie! Melodyjka wyglądała tak, jakby powiedziała coś okropnego. Ryjówka nie znała przeszłości opiekujących się nią i rodzeństwem kotów.
— Nie interesuj się, chyba że chcesz dostać. — przybliżyła pysk tak blisko, że Ryjówka czuła jej oddech na sobie. Zjeżyła futerko, już myślami widząc scenę, gdzie dostaje po pyszczku. Próbowała wytrzymać we własnym ciele. — A teraz zejdź mi z oczu. Już!
Ryjówka pisnęła, puszczając się biegiem w stronę wyjścia z nory. Wyskoczyła przez nie, biegnąc w stronę znanego sobie kawałka terenu, po drodze wpadając na Muchę, jednak nie odpowiedziała przywitaniem siostrze. Bała się. Cholernie bała się tej wielkiej kocicy. A musiała spędzić z nią całe życie!
***
Z czasem jej strach, przerodził się w żal. Wbrew pozorom nie pałała otóż do Melodyjki i Słonika nienawiścią. Była otóż nauczona, że to oni ją żywili, dzięki czemu w ogóle istniała na tym świecie. Ryjówka nie miała pojęcia skąd biorą się kocięta, ale jakkolwiek pojawiła się wśród Wielkich Kotów, musiała to być pomyłka. Oni się nie nadawali by wychować kocięta. Miała do nich żal o wszystko. Niszczyli jej i rodzeństwu dzieciństwo. Przemoc, krzyki, pretensje, milczenie. To było okropne. Już sama nie wiedziała co wolała: przechodzącą od razu do ostrych czynów Wielką Panią, czy milczącego na to wszystko Słonika. Czas nie leczył ran a sprawiał, że była wszystkiego bardziej świadoma. Właśnie na taką koteczkę zaczęła wyrastać Ryjówka, zamykająca się na wszystko co ją otaczało, pozwalając sobie jedynie w samotności na znalezienie tego, co czyniło ją usatysfakcjonowaną.
Ostatnim gryzem na zwierzynie, było zniknięcie Melona. Gdziekolwiek podział się brat, Ryjówka czuła również i do niego żal, że nie było go przy siostrach. Słonik tłumaczył, że Melon uciekł i go znajdą, natomiast Melodyjka zapewniła, że pewnie gdzieś zdechł niewdzięcznik. To wystarczyło by Ryjówka uznała, że Melon ich zostawił. Zostawił swoje siostry. Od tego dnia, nawet zasypiając, sprawdzała, czy Mucha na pewno jest obok. Chciała mieć tylko pewność, że chociaż los siostry będzie jej znany i że ta nie zostawi jej tak po prostu wśród Wielkich Kotów.
Wybrali się całą czwórką na polowanie. Gdy Ryjówka pierwszy raz usłyszała o tym - a właściwie została uświadomiona podczas brutalnej pobudki z samego rana - nie mogła wręcz uwierzyć! Tyle razy polowali z rodzeństwem na małe gryzonie albo motylki, ale pierwszy raz Wielkie Koty zamierzały ich tego nauczyć. Znaczy ją i Muchę. Szylkretka przełknęła więc szybko kęs niezjedzonej wczoraj myszy (na szczęście jadły już stały pokarm, przez co Melodyjka nie musiała ich już karmić i zaoszczędziły sobie tym samym nerwów z jej strony), zanim ruszyła za towarzyszami nory.
Zostały przyprowadzone do dziwnej polany z wielką trawą, gdzie dotąd Ryjówka nawet nie postawiła swej małej łapki. Koteczka uważnie słuchała poleceń Melodyjki oraz obserwowała ruchy Słonika, ale w pewnej chwili ją to znudziło. To wszystko już wypróbowała na własnej skórze! Dla koteczki jedyną istotną radą było to, że miała być cierpliwa i że powinna uważać na wiatr.
Ryjówka pierwsza wyruszyła ku polowaniu. Skradając się cicho, wręcz bezszelestnie, udało jej się wytropić mysz. Z zadowoleniem wybiła się z tylnych łapek, łapiąc ją między je i wgryzając się w ciałko istotki, pozbawiając ją życia. Odniosła ją pod łapy Melodyjki. Mucha jeszcze była w terenie, natomiast Słonik zapewne też wybrał się coś złapać na wypadek, gdyby dzieciarnia nic nie przyniosła na obiad. Melodyjka obiegła wzrokiem jej zwierzynę, nic nie mówiąc. Ryjówce w pewnej chwili przebiegło na myśl, że może to było za mało?
Wbiła wzrok w horyzont. Obserwowała łagodne zmierzanie chmur po niebie. Ah, ile by dała, by być równe wolna co one. Taka... piękna oraz niezależna. Potrzebna. Pamiętała, że chmury nie tylko dawały cień, ale również wodę podczas deszczu.
— Co cię śmieszy, gówniaro?
Dopiero wtedy Ryjówka zdała sobie sprawę, że na pyszczku ma mały uśmiech. Szybko przybrała na nowo stanowczy wyraz pyszczka. Radość była zła, emocje były złe. Powtarzała sobie jak mantrę te słowa. Spojrzała na Melodyjkę. Była niezadowolona. Ale czy kiedyś było inaczej?
— Nic. — wzruszyła ramionami. — Pewnie się cieszysz, że wkrótce ja i Mucha będziemy dość duże, że będziesz mogła się nas pozbyć, tak jak Melona. Znikniemy z twojego życia. Nie wiem jeszcze gdzie, ani jak, ale... co ty w ogóle z nami zamierzasz zrobić?
Miała gdzieś czy zostanie uderzona, czy uciszona. Nie obchodziło jej to. Tyle razy już oberwała, że było to dla niej niczym tlen. Chciała wiedzieć, co Ona i Słonik z nimi zamierzali zrobić. Dla dobra swojego i siostry. I nie interesowało jej, czy to co usłyszy, nie sprawi jej przykrości. Już dawno tego nie czuła. A przynajmniej tak sobie wmawiała.
<Melodyjko? uświadomisz ją?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz