Od tamtego momentu minęło kilka księżyców. Życie w Klanie Wilka przebiegało pomyślnie. Iglasta Gwiazda rządził i czerpał z tego satysfakcję, Miedziana Iskra wspierała swoje dzieci dobrym słowem. Fasolkowa Łapa czyniła coraz więcej postępów na medycznej ścieżce, Kacza Łapa również się spisywała. Pierzasta Łapa żyła chwilą, raz po raz gryząc się z Kolczastą Skórą i odwiedzając morskooką siostrę.
Cała spokojna egzystencja skończyła się bardzo szybko. Klan przestał istnieć. Potrójny Krok uciekł, Fasolka została uziemiona i nie miała prawa samowolnie poruszać się po obozie. Nastały czasy głodu, zła i pożogi.
Piórko starała się nie zwariować. Mimo ogólnie panującego reżimu próbowała przybrać dobrą minę do złej gry. Brała jeden, mały kawałek mięsa na cały dzień, unikała bezpośredniego kontaktu z klifiakami. Cierpiała, lecz nie miauczała o tym nikomu. Widziała załamaną Miedzianą Iskrę i poszkodowanego Iglastą Gwiazdę, właściwie Iglasty Krzew.
Nie potrafiła wymówić pierwotnego imienia pointa. Dla niej kocur na zawsze pozostanie liderem dumnego klanu wilka, a nie przeciętnym wojownikiem. Starała się pomóc niebieskookiemu, jak tylko potrafiła: przynosiła mu jedzenie, opowiadała wesołe historyjki o księżycach przed nastaniem złych czasów, wtrącała w wypowiedzi drobne ploteczki, usłyszane podczas zgromadzenia.
Z dnia na dzień traciła entuzjazm. Traciła siły. Przestawała uśmiechać się tak często, jak wcześniej. Nie wiedziała sama, czy to przez narastający głód i pragnienie, czy może przez presję wywieraną przez wrogów. Albo niewyspanie... Nikt nie wydawał się pocieszony. Cierpieli wszyscy, a ona powoli dołączała do tego grona.
Wszyscy przeklinali Klan Gwiazd. Pierzasta Łapa również sama zaczęła rzucać drobne wiązki niemiłych, jak na kotkę, słów.
Wszytkie dni zlewały się w jedną całość, zwykłą szarą masę. Przestało ją obchodzić, o której wstaje. Coraz mniej godzin poświęcała na sen. Gdy już miała zamknięte oczy, widziała wśród ciemności krzywe pyski Stwórcy, Drzemlikowego Dzwonka, Bagiennego Kwiatu i reszty przybocznych klifiaków. Obawiała się gdziekolwiek iść. Wszędzie czuła woń cuchnących wrogów.
Nienawidziła ich. Bała się z nimi zmierzyć, bo widziała okrutne kary i tortury, a krzyk bólu ofiar dźwięczał w jej uszach.
Nadeszła kolejna pora wydzielania posiłku, wzięła swoją porcję i zanurzyła w niej zęby. Poczuła wspaniały smak, który kiedyś wydawał jej się tak normalny i na wyciągnięcie łapy. Nie próbowała jeść, zauważyła własnego ojca, kończącego spożywanie swojej porcji. Point wylizywał kość, chcąc chociaż przez moment dłużej poczuć smak jedzenia.
Pierzasta Łapa podeszła do niego i położyła przed nim martwe zwierzę.
- Zjedz, tato. Doda ci to sił - szepnęła liliowa. Zrobiło jej się żal starego ojca. Chciała chociaż przez ten drobny gest na ułamek chwili umilić mu ostatnie księżyce życia.
Cała spokojna egzystencja skończyła się bardzo szybko. Klan przestał istnieć. Potrójny Krok uciekł, Fasolka została uziemiona i nie miała prawa samowolnie poruszać się po obozie. Nastały czasy głodu, zła i pożogi.
Piórko starała się nie zwariować. Mimo ogólnie panującego reżimu próbowała przybrać dobrą minę do złej gry. Brała jeden, mały kawałek mięsa na cały dzień, unikała bezpośredniego kontaktu z klifiakami. Cierpiała, lecz nie miauczała o tym nikomu. Widziała załamaną Miedzianą Iskrę i poszkodowanego Iglastą Gwiazdę, właściwie Iglasty Krzew.
Nie potrafiła wymówić pierwotnego imienia pointa. Dla niej kocur na zawsze pozostanie liderem dumnego klanu wilka, a nie przeciętnym wojownikiem. Starała się pomóc niebieskookiemu, jak tylko potrafiła: przynosiła mu jedzenie, opowiadała wesołe historyjki o księżycach przed nastaniem złych czasów, wtrącała w wypowiedzi drobne ploteczki, usłyszane podczas zgromadzenia.
Z dnia na dzień traciła entuzjazm. Traciła siły. Przestawała uśmiechać się tak często, jak wcześniej. Nie wiedziała sama, czy to przez narastający głód i pragnienie, czy może przez presję wywieraną przez wrogów. Albo niewyspanie... Nikt nie wydawał się pocieszony. Cierpieli wszyscy, a ona powoli dołączała do tego grona.
Wszyscy przeklinali Klan Gwiazd. Pierzasta Łapa również sama zaczęła rzucać drobne wiązki niemiłych, jak na kotkę, słów.
Wszytkie dni zlewały się w jedną całość, zwykłą szarą masę. Przestało ją obchodzić, o której wstaje. Coraz mniej godzin poświęcała na sen. Gdy już miała zamknięte oczy, widziała wśród ciemności krzywe pyski Stwórcy, Drzemlikowego Dzwonka, Bagiennego Kwiatu i reszty przybocznych klifiaków. Obawiała się gdziekolwiek iść. Wszędzie czuła woń cuchnących wrogów.
Nienawidziła ich. Bała się z nimi zmierzyć, bo widziała okrutne kary i tortury, a krzyk bólu ofiar dźwięczał w jej uszach.
Nadeszła kolejna pora wydzielania posiłku, wzięła swoją porcję i zanurzyła w niej zęby. Poczuła wspaniały smak, który kiedyś wydawał jej się tak normalny i na wyciągnięcie łapy. Nie próbowała jeść, zauważyła własnego ojca, kończącego spożywanie swojej porcji. Point wylizywał kość, chcąc chociaż przez moment dłużej poczuć smak jedzenia.
Pierzasta Łapa podeszła do niego i położyła przed nim martwe zwierzę.
- Zjedz, tato. Doda ci to sił - szepnęła liliowa. Zrobiło jej się żal starego ojca. Chciała chociaż przez ten drobny gest na ułamek chwili umilić mu ostatnie księżyce życia.
<Igło?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz