*długo przed atakiem*
— Kawko... — zaczęła Cętkowany Liść, podchodząc bliżej do malca. — Nie dam się dotykać kapusiowi! — warknął w końcu, mierząc Fasolkę ostrym spojrzeniem.
W oczach kotki pojawiło się zdezorientowanie.
— Nie rozumiem o co ci chodzi, Kawko — miauknęła kotka, zerkając na Cętkowany Liść.
— Nie kłam! Kłamczucha! — oskarżył ją odważnie kocurek. — Wiem, że jesteś medyczką tylko dlatego, że twój tata to lider!
Fasolka ogłupiała chwilowo, wydając z siebie tylko cisze "he?" w odpowiedzi. Wpatrywała się w Kawkę z tępym wyrazem pyska, gdy ten powoli zaczął się od niej wycofywać. Kotka nie zrozumiała, czemu Kawka tak myślał. Przecież została medyczką dlatego, że chciała się tego szkolić! A miejsce na ucznia medyka wtedy akurat było wolne, więc raczej nie zabrała nikomu miejsca... Czy gdyby jej ociec nie był liderem to nie miałaby możliwości zostać uzdrowicielką? Nie, Kawka się mylił. Chyba?
— Kawko, to nie tak. Widzisz, to nie tak, że mój tata jest liderem. Naprawdę, mam umiejętności żeby to robić i gdybyś tylko dał mi się sprawdzić to mogę ci to udowodnić. — miauknęła w końcu spokojnie Fasolka, próbując wkręcić młodego czarnuszka żeby pozwolił się zbadać.
— Nie! Kłamiesz! — fuknął maluch, strosząc futerko. — Idź sobie, pupilko tatusia!
— Kawko! Przestań być niemiły! — zawołała Cętka, już widocznie zdenerwowana zachowaniem syna. — A teraz przeproś, bo będziesz musiał siedzieć z bratem resztę dnia.
Kawka poruszył zdenerwowany wąsami, jednak zamiast znowu się sprzeciwić starszym fuknął jedynie, odwracając się od Fasolki.
— Przepraszam... — wydusił z siebie czarny, kładąc po sobie uszy. Pointka zamrugała parę razy oczami, po czym odetchnęła i znów ponowiła próbę zbadania malucha.
— Teraz dasz mi się obejrzeć? — zapytała kotka, przybliżając się do malca. Kawka zanim coś opowiedział, spojrzał na znaczący wyraz pyszczka matki. Maluch nie odezwał się znowu, jednak w odpowiedzi niechętnie pokiwał jedynie łepkiem. Kotka w końcu mogła się zabrać za oglądanie syna Cętkowanego Kwiatu. O tyle dobrze, że był zdrowy. Jednak jego zachowanie zdziwiło kotkę. Maluch naprawdę ją tak postrzegał? Może powinna spróbować zmienić jakoś jego podejście do niej?
***
Nie mogła w to uwierzyć. Klan Burzy przyszedł im na pomoc. Ktoś przybył, gdy byli w potrzebie. Dał im tą iskierkę nadziei, coś, co dało im siłę by powstać i w końcu się postawić. Po niewoli, która wydawała się wiecznością w końcu znowu walczyli, by przepędzić wroga. Kotka nie zastanawiała się długo, rzuciła się w wir walki. Nie miała zamiaru uciekać by ochronić swój tyłek. Nie mogła pozwolić na to, żeby ktoś walczył czy tracił życie za nią. Miała zamiar walczyć o swoje! Próbowała uspokoić oddech, co jednak nie było łatwe wśród wrzasków, syków i innych odgłosów walki. Wszędzie latały różnokolorowe kłaki futra, ziemia obozu znów zaczynała pokrywać się szkarłatną cieczą, a w powietrzu wisiał ciężki zapach Klanu Wilka, Klanu Burzy, obcych kotów, cierpką woń strachu i metalicznej krwi. Kotka biegła przed siebie, rozglądając się gwałtownie, czy ktoś nie potrzebuje pomocy. Nigdzie nie widziała jej ojca, jednak w zasięgu jej wzroku znalazł się lider Klanu Burzy - Mokra Gwiazda, który oddychał ciężko nad zwłokami Zachodzącego Promyku. czyżby zdobywali przewagę? Pointka wciąż przedzierała się przez grupę walczących kotów. Parę razy niemalże dostała pazurami po boku czy pysku, jednak na szczęście ostre szpony mijały ją o włos. Wkrótce w zasięgu jej wzroku pojawił się Kawcza Łapa. I chociaż z początku wyglądało na to, że kocur miał sytuację pod kontrolą, to szybko Mglista Ścieżka, z którą czarny się zmagał, powaliła ucznia na ziemię. Tętno kotki podskoczyło, widząc, jak niebieska stojąca nad przestraszonym Kawczą Łapą unosi łapę, by zadać pewnie śmiertelny cios synowi Wilczego Serca. Fasolka szybko dopadła kotkę i zrzuciła ją znad kocura, zarysowując pazurami skórę na jej gardle i karku. Obie kocice zasyczały wściekle, szarpiąc się i wyrywając nawzajem futro. Fasolce udało się zadać parę głębszych ran przeciwniczce, jednak przyboczna Stwórcy również nie odpuszczała. Córka Iglastego Krzewu czuła na barkach i łapach ciepło spływającej po jej futrze krwi i ból pulsujący w miejscu, gdzie trafiły pazury niebieskookiej. W końcu, Fasolce udało się zdobyć nad zmęczoną walką z Kawką kotką jakąś przewagę. Mgła upadając na ziemię z cichym warknięciem zaraz napuszyła się pod łapami pointki. Zaślepiona gniewem, chęcią zemsty i obrzydzeniem grupą Stwórcy, kotka początkowo nie miała zamiaru uciekać się przed niczym. Jednak... czy na pewno wszystko? Złapała się na wpatrywaniu się w szeroko otwarte oczy kotki. Czy na prawdę nie miała już żadnego współczucia? Czy śmierć innego kota po ataku Stwórcy stała się czymś innym dla młodej kotki? Kotka położyła po sobie uszy, próbując poradzić sobie z mętlikiem, który pojawił się w jej głowie. Czy... czy naprawdę była w stanie odebrać komuś życie, nawet jeśli się nad nią znęcali? Czy nie zmieniło by jej w to samo, czym była grupa Stwórcy? Mglista Ścieżka widząc zawahanie pointki nie miała zamiaru się powstrzymywać. Fasolkowa Łapa poczuła, jak tylne łapy przeciwniczki uderzają ją w brzuch, odrzucając młodszą w bok. Czuła delikatny ból na brzuchu, jednak nie mogła się tym teraz przejmować. Po za tym, adrenalina, która teraz pływała w jej żyłach i tak tłumiła ból i dodawała terminatorce medyka siły. Mglista Ścieżka zaraz podniosła się i ruszyła na nią z wściekłym wrzaskiem. Niestety, doświadczenie w walce i różnica umiejętności w końcu dopadła Fasolkę i młodsza kotka zdążyła jedynie trochę się podnieść, zanim jej skórę na piersi rozerwał przeszywający ból. Gdyby wtedy nie próbowała uskoczyć... gdyby Mgła trafiła ją odrobinę wyżej... Fasolkowa Łapa odsunęła się na tyle szybko na ile mogła i z piekącą raną oraz własną krwią kapiącą pod łapy, ustawiła się w pozycji obronnej, strosząc futro i ogon. Nie wiedziała, czy zdoła znów uniknąć w chociaż taki sposób kolejnego ataku. Kawka jednak w końcu podniósł się z ziemi i wyskoczył na niebieską, odwracając jej uwagę od rannej pointki. Czarny wgryzł się w jej kark, a Fasolka z trudem obserwowała, jak Kawcza Łapa zabija Mglistą Ścieżkę. Uczniowie wymienili się zmęczonymi spojrzeniami. Czarny kocur najwidoczniej zauważył ranę na piersi kotki, gdyż na jego pysk nagle wpłynął niepewny grymas. Kotka oddychając ciężko, pokręciła jedynie głową.
— Idź pomóż innym. Albo poszukaj jakiegoś medyka z Klanu Burzy. Poradzę sobie. — powiedziała w końcu z trudem, próbując nie skupiać się na bólu. Kawka po chwili zastanowienia jedynie skinął głową i pobiegł gdzieś, znikając zaraz w tłumie. Niedługo po tym zaczęło się uspokajać. Koty powoli przestawały walczyć, pokonując ostatnich przeciwników. Wyglądało na to, że wygrywali. Adrenalina i siła, jaką jej dawała zaczyna opuszczać jej ciało. Kotka zaczęła czuć się coraz gorzej, a rany zadane przez już poległą przeciwniczkę zaczęły dawać się coraz bardziej we znaki, Fasolkowa Łapa próbowała zrobić parę kroków w przód, jednak jej łapy odmówiły posłuszeństwa. Kotka osunęła się na ziemię, ledwo nie tracąc przytomności. Kątem oka zobaczyła zwłoki czarnego kocura pokryte bliznami, świeżymi ranami i krwią. Szybko domyśliła się, do kogo należało ciało. Radość zmieszana z niedowierzaniem zaczęła ogarniać jej umysł. Wygrali. Byli wolni od Stwórcy. Sam kocur nie żył, tak jak prawdopodobnie reszta jego grupy. Pierwszy raz znów czuła ulgę. I szczęście. Teraz wszystko już będzie lepiej. Musiało być, prawda?
< Kawcza Łapo? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz