Pstrokata Łapa wepchnął głowę do żłobka, następnie przednie, potem tylne łapy, aż na zewnątrz pozostał tylko ogon, który zniknął w przejściu w ciągu kilku chwil. Było tu ciemno i ciepło, a w powietrzu można było wyczuć mocny zapach mleka. W kącie leżała Rybi Ogon, z dwiema kulkami futra wtulonymi w jej sierść. Uczeń szybko jednak odwrócił wzrok, gdyż to nie do nich przyszedł. Rozejrzał się po kociarni szukając małego puchatego kłębka rudej sierści. Był tam - w najdalszej części żłobka, rozgarniając gałązki i liście, zupełnie jakby próbował coś wykopać.
- Co robisz? - zagadnął.
- Kopię, jak widzisz - mruknął Lwiątko nie odrywając wzroku od pracy.
- Chcesz coś wykopać?
- Nie, Badylu.
Pstrokata Łapa skrzywił się lekko słysząc przezwisko, jakim kiedyś obdarzyła go Spieniona Fala. Skąd ten kociak mógł o tym wiedzieć?
- W takim razie co robisz?
- Kiedyś była tu mała dziura. Teraz jej nie ma, ale jeśli będę kopać wystarczająco długo, znów się pojawi.
- Po co ci dziura? Chcesz wywietrzyć kociarnię?
Lwiątko obdarzył go morderczym spojrzeniem.
- Nie. Chcę wyjść na zewnątrz.
- Dlaczego? Nic tam nie zdziałasz. Jak już to padniesz z zimna i po tobie.
- Nie padnę z zimna! Może innym się to przydarzyło, ale ja dam sobie radę! Co niby mogłoby się stać? Ty codziennie wychodzisz z obozu i nic ci się nigdy nie dzieje. Dlaczego ja miałbym sobie nie poradzić?
Pstrokata Łapa lustrował kociaka swoim wzrokiem. Wyglądał śmiertelnie poważnie, mimo niedorzecznego planu, który właśnie chciał zrealizować. Przecież on był uczniem który - jak głęboko wierzył - niedługo kończy termin, a nie kociakiem który w życiu ryby na oczy nie widział. Te karzełki naprawdę potrafią być momentami denerwujące.
- A co jest takiego ciekawego na zewnątrz? - spytał czarny.
<Lwiątko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz